„Odkładam telefon. Wyłączam lampę i pokój
tonie w egipskich ciemnościach. Bez okien i światła z zewnątrz nie widzę
absolutnie niczego. Po raz pierwszy dzisiejszego dnia czuję pozory spokoju.
Zastanawiam się, czy tak wygląda śmierć. Czy
to taka… nicość.”
Do książek Colleen Hoover
nie trzeba mnie nakłaniać. Widzę premierę oznaczoną jej nazwiskiem,
biorę w ciemno. Tak to już jest, kiedy autor potrafi słowem wywołać lawinę
wrażeń, a wspomniana amerykańska pisarka zna się na tym jak mało kto. Z
„Without Merit” nie mogło być inaczej. Dziwaczna rodzina, młoda bohaterka i
zakazana miłość. Streszczenie zapowiadało przygodę co najmniej wyborną. Czy
oczekiwania dorównały rzeczywistości? Zapraszam na kilka słów recenzji.
ZARYS FABUŁY
Nastoletnia Merit
z pewnością nie jest dziewczyną pochodzącą z rodziny o standardowym modelu. W
budynku służącym wcześniej za kościół mieszka wraz z ojcem, macochą, idealną
siostrą bliźniaczką, nieznośnym bratem i mamą, której włości z kolei znajdują
się w piwnicy. Zakompleksiona Merit nie ma oparcia pośród tych, którzy powinni
jej go dawać. A potrzebuje go w szczególności teraz, kiedy zakochuje się w
chłopaku siostry i zamyka przed światem, tłumiąc smutki wewnątrz siebie. W
końcu decyduje się na krok, którego być może nie da się już cofnąć.
Zacznę od tego, że jestem zupełnie skołowana. Bohaterką,
tematem książki, przebiegiem akcji i wydźwiękiem tej powieści. Potrafi autorka
zaskoczyć, oj potrafi. Każdą następną historią. Jak się jednak okazuje, nie
zawsze pozytywnie. Nigdy nie pomyślałabym, że do tego dojdzie, ale tym razem
natrafiłam na powieść mojej ulubionej autorki, która nie trafiła w mój gust.
Dlaczego? Spieszę z wyjaśnieniem.
BOHATERKA vs
KOMPLEKSY
Główna bohaterka książki, jak i jej narratorka, to siedemnastoletnia Merit. Dziewczyna
kupuje puchary wtedy, kiedy coś jej się nie udaje i wymyśla rozmaite kreacje figurze
Jezusa, która wisi w jej domu jako pozostałość po byłym kościele. Osobliwa dziwaczka. Niestety, pomimo
tych niecodziennych pomysłów, Merit jawi się jako nastolatka pełna kompleksów, mająca poczucie bycia
gorszą, odrzuconą, niechcianą. I mogłaby bohaterka być takim kolorowym i
zapadającym w pamięć ptakiem, który zmaga się z wewnętrznymi rozterkami aż
prosząc o kontakt z drugim człowiekiem, gdyby nie fakt, że Merit nie wzbudziła we mnie żadnych emocji.
Mogłaby mnie zirytować, mogłaby wzbudzić litość czy żal, ale tak się nie stało.
Tym razem nie byłam w stanie wczuć się w jej postać, nad czym ubolewam, bo rzuciło to cień na całą resztę tej
historii.
O MIŁOŚCI? TYLKO
TROSZECZKĘ…
Czy można „Without Merit” nazwać książką o miłości?
Można, choć raczej pokusiłabym się na przyrównanie jej do młodzieżowej obyczajówki z zarysem mało romantycznego uczucia.
Pojawia się element zakochania, przytłoczony jednak wewnętrznymi problemami
głównej bohaterki. Choć pocałunków nie brak, to nie one przejmują tutaj stery.
Autorka postawiła na inny przekaz, w
wyniku czego oczekujące namiętnej lektury czytelniczki mogą stanąć oko w oko z
rozczarowaniem.
WIELE MORAŁÓW
Powieść bez dwóch zdań porusza istotne kwestie i przynosi
łatwe do wychwycenia wnioski. Mamy
tutaj brak kontaktu z bliskimi, mamy osobiste porażki przeradzające się w
samotność. Zamknięcie się przed światem nigdy nie jest dobrym pomysłem, o
czym Merit na pewno przychodzi się przekonać. Bo pośród wielu dóbr dzisiejszej
cywilizacji potrzeba przynależności, wsparcia i poczucia własnej wartości staje
się priorytetem koniecznym do szczęścia. I tego uczy bohaterka, że by być kochaną przez innych, najpierw
trzeba pokochać siebie. A do tego czasami potrzeby jest jakiś wstrząs
otwierający oczy na to, co ważne. Pod płaszczem historii popadającej w depresję
nastolatki mamy także rodzinne
tajemnice, które oczywiście – co nie jest żadnym odkryciem – dzielą, a nie
łączą. „Without Merit” to lekcja stanowiąca dowód na to, że nie ma ludzi
idealnych, każdy popełnia błędy i trzeba tylko umieć dźwigać ich konsekwencje. Lekcja oczywiście cenna, szkoda tylko, że
bez wspomnianych emocji, których od Hoover zawsze oczekuję.
PODSUMOWANIE
„Without Merit” to
mądra książka, w której nastąpił jednak jakiś zgrzyt. Nie potrafiłam wbić się w
dialogi, które momentami prowadziły donikąd, podobnie jak opisy, które
niemiłosiernie mi się dłużyły. Przyjmuję do świadomości to, że nie każda
powieść ulubionego autora musi trafić w mój gust i cieszę się, że Colleen
Hoover postawiła na świeżość pomysłu, a
ta lektura z pewnością należy do osobliwych – podobnie jak główna bohaterka
i jej rodzina. Może przez to ci, którzy
mają dość romantycznych, sztampowych powiastek będą mogli zacierać na nią ręce.
Ale ja tego nie kupuję. Nie tym razem.
Ten bestseller
możecie kupić na stronie księgarni TaniaKsiazka.pl, która przeznaczyła
niniejszy egzemplarz do recenzji. Serdecznie dziękuję!
Jestem ciekawa, jakie będą moje wrażenia po lekturze. 😊
OdpowiedzUsuńNie strasz mnie, bo niedawno zamówiłam egzemplarz dla siebie i czekam na przesyłkę. A miałam wielkie oczekiwania! Teraz trochę spadły ;)
OdpowiedzUsuńJa mam za sobą cztery powieści Hoover i niestety żadna nie skradła mojego serca, zatem po tę historię nawet nie będę sięgać. :)
OdpowiedzUsuńSzkoda, że coś nie zagrało i książka nie była lepsza. Nie poznałam jeszcze twórczości autorki, ale mam w planach jej książki. :)
OdpowiedzUsuńPodobnie jak Ty sięgam po powieści autorki całkowicie w ciemno, dlatego tym bardziej jestem ciekawa, jak ja oceniałbym książkę, która akurat Tobie nie do końca przypadła do gustu.
OdpowiedzUsuńJutro wstawiam recenzję tej książki i mam bardzo podobnie. Jak kocham panią Hoover i sięgam w ciemno, tak ten tytuł mega mnie zawiódł. Było w porządku, nawet ciekawie, ale tylko momentami autorka naprawdę potrafiła mnie zaciekawić. Poza tym było dobrze, ale nic poza tym. Trochę przeciętnie.
OdpowiedzUsuńJeszcze nie czytałam żadnej książki autorki, i ten tytuł już kiedyś u kogoś na blogu rzucił mi sie w oczy, z tym że tam recenzja była wysoce pozytywną. U ciebie widzę, że autorka nie dała rady porwać cię główna bohaterką, a to w tym przypadku jest dość sporym problemem. Historia sama w sobie jest jednak na tyle osobliwa i niesztampowa, że i tak się kiedyś na nią zdecyduje. Merit może mnie urzeknie, kto wie:)
OdpowiedzUsuńMam mieszane odczucia co do tej książki. Z jednej strony widzę pełno bardzo pozytywnych opiniii (z resztą jak o prawie wszystkich książkach tej autorki), a z drugiej sama jestem lekko zrażona do powieści CoHo po lekturze "Pułapki uczuć" i "Never Never", które jak dla mnie wypadły wyjątkowo słabo... Może kiedyś w końcu się przekonam, by dać jej jeszcze jedną szansę. Ale to kiedyś. Jak na razie skupiam się na tytułach, które czekają u mnie na półce ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam cieplutko!
Książki bez tajemnic
Ja póki co dałam sobie na wstrzymanie z książkami tej autorki. Raczej po tę nie sięgnę. Mam jednak zamiar przeczytać kiedyś "Hopeless" i "Maybe someday" :)
OdpowiedzUsuń