Książki osnute płaszczem fantastyki nie do końca są moją bajką. Na co dzień bliżej mi do przyziemnej prozy, ale literatura jest tak barwna i ma tak szeroki zakres, że nie warto przez cały czas trzymać się sztywnych ram. Od czasu do czasu i ja robię więc wyjątki i pozwalam popuścić wodze mojej wyobraźni. Tak się stało przy okazji powieści Alicji Makowskiej, zatytułowanej „Szósta część miłości”. Autorka już kiedyś udowodniła mi, że pisać zaskakująco potrafi. Jak było tym razem? O tym w dzisiejszej recenzji.