poniedziałek, 9 lipca 2018

"Niebo na własność" - Luke Allnutt.
Mały człowiek, wielki wróg. Jak walczyć, gdy brakuje sił?


„ […] i wreszcie słyszałem już tylko Jacka: szmer jego oddechu, przerywany od czasu do czasu jakimś sapnięciem czy mrugnięciem. Był to jedyny dźwięk, jaki pragnąłem słyszeć.”

Utrata bliskiej osoby bywa ciosem doprowadzającym do nokautu, takim, po którym niełatwo się podnieść. A ponoć nic nie dzieje się bez przyczyny. Jak zatem wyjaśnić odejście kogoś, kto miał przed sobą całe swoje życie? Dziś recenzja powieści o gorzkim wydźwięku, historii trudnej do przełknięcia, drącej po sercu jak papier ścierny. Książki, która wyciska łzy, ale przy tym uczy, przypomina i daje nadzieję. Czego? O czym? Na co? Zapraszam na kilka słów poświęconych publikacji „Niebo na własność” Luke’a Allnutta.

ZARYS FABUŁY
 Jack jest zwyczajnym, kochanym dzieckiem, otoczonym miłością szczęśliwych rodziców. Wszystko zmienia się wtedy, kiedy niepokojące objawy doprowadzają go do gabinetu lekarza. A ten obwieszcza diagnozę, która mogłaby zwalić z nóg nawet tych najbardziej odpornych na stres. Złośliwy nowotwór mózgu.  Bezwzględny, niszczycielski, wrogi.

Kiedy pięcioletni chłopak przechodzi przez kolejne metody leczenia, rodzice rozpaczliwe szukają nadziei. Ich ucieczka przed tym, co nieuchronne, oddala ich od siebie. Czy kiedy wokół czai się śmierć, można liczyć na miłość?


TRUDNY TEMAT
Autor książki zaprasza czytelnika w środowisko najbardziej uderzające w ludzkie emocje, w progi historii o przerażającej chorobie dotykającej pięcioletnie, niewinne dziecko. Obraz kochającej się rodziny, zbudowanej na trwałym fundamencie miłości, wraz z każdym etapem zaczyna ulegać zmianie. Mamy tutaj doskonały przykład załamującej się psychiki, ludzi stojących nad krawędzią przepaści, którzy nie potrafią pogodzić się z zaistniałą sytuacją, w wyniku czego dokonują wyborów oddalających ich od siebie, dopuszczają się tajemnic, budują swój własny świat. Łapią się brzytwy bezgłośnie wołając o pomoc i wierzą we wszystko to, co mogłoby przynieść choć cień nadziei. Czy słusznie? Czy warto?

A MIELI BYĆ SZCZĘŚLIWI
Powieść zaczyna się wizerunkiem zdewastowanego emocjonalnie człowieka. Już od początku więc autor pozwala nabrać czytelnikowi odpowiednich podejrzeń, nagromadzić sił na walkę z dalszym ciągiem. Potem następuje powrót do przeszłości, jest sielankowy obraz szczęścia, miłość ludzi, którzy z sukcesem wkraczają w przyszłość wierząc we własne siły i siebie nawzajem. Anna i Rob, utalentowani, ambitni, a zarazem tacy zwyczajni. Twardo stąpająca po ziemi racjonalistka i niebojący się sięgać wysoko marzyciel. To właśnie im przychodzi stanąć oko w oko z wrogiem, który zdaje się mieć przewagę. Jest i ten najważniejszy, Jack, pięcioletnie, nie do końca pojmujące powagę sytuacji dziecko. Starałam się uodpornić na zażyłą relację, która mogłaby mnie z nimi powiązać, bo wiedziałam, że na pewno będę cierpieć. Nie do końca osiągnęłam swój cel i choć przyznaję bez ogródek, że przez przeszło siedemdziesiąt stron naprawdę się nudziłam, potem przyszła emocjonalna bomba wrażeń. Bo mając przed sobą tak namacalny wizerunek ludzkiego cierpienia, nie w sposób przejść obok z obojętnością wymalowaną na twarzy.


AUTENTYCZNOŚĆ NA PIERWSZYM PLANIE
Jest dziecko, jest choroba, pojawia się moment nadziei, ale i moment załamania. W chwili, kiedy człowiek zdaje sobie sprawę z tego, że stoi na przegranej pozycji, szuka kolejnej i kolejnej deski ratunku. Rozmowy internetowe, ślepa wiara w słowo drugiego, przypadkowego człowieka. Wyrzuty sumienia i rozpacz, kiedy zaczyna brakować już sił. „Niebo na własność” to historia o utracie, ale i miłości, tak wiarygodna, tak autentyczna, jakby narratorem powieści był sam autor opowiadając słowo w słowo o swoich osobistych przeżyciach. To z pewnością nie jest książka dla każdego, bo nie każdy gotów jest sięgnąć po treść czyniącą w umyśle takie spustoszenie. Jeśli jednak szukacie cięższych klimatów i jesteście gotowi na pakiet łez, przeczytajcie. Bo to ostatecznie wartościowa i pouczająca powieść, o tym że po burzy zawsze, prędzej czy później, wychodzi słońce.

wydawnictwo: Otwarte
kategoria: powieść obyczajowa, dramat
ilość stron: 398
premiera: 16 lipca 2018

Za książkę bardzo serdecznie dziękuję wydawnictwu Otwarte.


16 komentarzy:

  1. Lubię mądre,lekkie książki :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ta do mądrych na pewno należy, ale zdecydowanie nie jest lekka. Niekoniecznie więc może Ci się spodobać, skoro wolisz lżejsze klimaty.

      Usuń
  2. Mamy bardzo podobne odczucia. Moja recenzja tej książki ukaże się dziś na blogu. 😊

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Za moment wpadnę i sprawdzę co o niej sądzisz, choć jak już wspomniałaś, pewnie Twoja recenzja będzie podobna do mojej :) Nie w sposób inaczej przy takiej książce.

      Usuń
  3. Już w zapowiedziach ta książka zwróciła moją uwagę. Cudowna okładka, cudowny tytuł i wydaje się cudowna fabuła. Od czasu do czasu lubię sięgnąć po coś cięższego, a ten tytuł na pewno kiedyś bliżej poznam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja bardzo bałam się po nią sięgnąć, bo po takich książkach zawsze dręczą mnie różne obawy i lęki. Ale warto było, pomimo tego, że to naprawdę książka z ciężkim klimatem.

      Usuń
  4. Piekielnie trudna książka. Ale każdy powinien ją przeczytać :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zgadzam się. Trudno przełknąć jej gorzką treść, ale to naprawdę wartościowa literatura.

      Usuń
  5. We mnie też ta książka na pewno wzbudziłaby sporo emocji i coś czuję, że po nią sięgnę, chociaż tematyka jest trudna.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, książka zdecydowanie nie jest lekka i wzbudza wiele emocji. Ale to ostatecznie wartościowa historia.

      Usuń
  6. Takie chwytające za serce historie zawsze znajdą miejsce na mojej półce. Chętnie przeczytam, choć wiem, że ta książka pewnie bardzo mnie zdołuje... Niemniej jednak i takich emocji trzeba w życiu :)
    Wtedy człowiek zaczyna bardziej doceniać to co ma.

    Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zgadzam się z Tobą. Przecież nie można sięgać wyłącznie po słodkie scenariusze. Ta powieść wywołuje naprawdę wielki ból, ale to wartościowa i warta uwagi książka.

      Usuń
  7. Do niedawna pomijałam tę książkę i w ogóle nie zwracałam na nią uwagi, jednak to już dzisiaj druga jej recenzja, na którą się natknęłam i powoli zaczynam tego żałować. Zapowiada się naprawdę dobra historia, więc mam nadzieję, że kiedyś uda mi się po nią sięgnąć, zwłaszcza, że lubię od czasu do czasu przeczytać coś "cięższego", innego od lektur, po które sięgam na co dzień ;)
    Świetna recenzja :D

    Pozdrawiam cieplutko!
    Książki bez tajemnic

    OdpowiedzUsuń
  8. Nie wiem czy udzwignełabym kolejną powieść o chorobie dziecka w krotkim czasie. Jestem po lekturze Poświęcenia i tam każdy szczegół choroby wywoływał łzy. Będę miała tę książkę na uwadze ale nie w najbliższym czasie

    OdpowiedzUsuń
  9. Szczerze mówiąc to nie jestem pewna, czy dałabym radę przeczytać tę książkę. Temat bardzo trudny, a ja nie do końca mam ochotę na coś takiego. Tytuł co prawda mam zapisany, ale w najbliższym czasie nie planuję zakupu jej. Ale chciałabym napisać, że okładka jest piękna <3

    OdpowiedzUsuń
  10. Mam w planie ją sobie kupić i przeczytać w wolnej chwili. ;) Czytam o niej same dobroci. ;)

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...