„Chorobę można sobie
jakoś wyjaśnić. Choroba może się zdarzyć każdemu. Ale nałóg to co innego.
Przyznanie się do nałogu to przyznanie się do słabości.”
Napisał
kiedyś Johann Wolfgang Goethe, że "Los spełnia nasze życzenia, ale na swój sposób, żeby móc nam dać coś ponad życzenie". Czy to prawda? Jak wielki wpływ mamy na
własne życie my sami, a jak wielką rolę odkrywa przeznaczenie, podejmujące
decyzje za nas, gdzieś na boku, zsyłając do naszej codzienności ich
konsekwencje i zostawiając nas z ich ciężarem zupełnie samych. Czasami nasze
plany, cele i układany przez lata harmonogram muszą ulec zmianie, bo stając
twarzą w twarz z nową sytuacją, należy wchłonąć ją do siebie i nauczyć się z
nią funkcjonować. A los potrafi płatać
figle i dzielić hojnie niespodziankami tam, gdzie ludzie zupełnie się ich nie
spodziewają. Czy to dobrze? Wszystko zależy od danego przypadku, ale jeszcze
bardziej od upływającego czasu, bo chwilami to, co na początku wydaje się
tragedią, potem może przeistoczyć się w szczęście. Dzisiaj chciałam
zaprezentować Wam kolejną książkę Katarzyny Kołczewskiej, bo z twórczością tej
autorki zetknęłam się już przy powieści „Wbrew sobie”. Nadszedł czas na jeszcze
bardziej emocjonujący tytuł – „Kto, jak nie ja?”. A o czym jest fabuła, że tak
mocno mną wstrząsnęła? Zapraszam do zapoznania się z moją recenzją.
Anna lata
młodości ma już za sobą. Żyje sama, o ile jej egzystencję można nazwać życiem.
Niegdyś szanowana pani doktor, teraz zapija smutki kolejnymi szklankami
koniaku, a połykając tabletki staje się już nie tylko alkoholiczką, ale i
lekomanką. Lecz nagle pewnego dnia otrzymuje wstrząsający telefon. Okazuje się,
że w wypadku samochodowym zginęła jej siostrzenica wraz z mężem, osierocając
przy tym trzyletnią dziewczynkę Olę. Przed kobietą staje nie lada wyzwanie.
Musi wesprzeć zrozpaczoną siostrę, ale kiedy ta ląduje w szpitalu, na Annę
spada obowiązek zajęcia się malutką Olą. Ta, która dotąd była bardzo daleka od
chęci posiadania potomstwa, teraz, kiedy ma problemy sama ze sobą, musi zająć
się samotnym człowieczkiem, nie do końca potrafiącym zrozumieć to, co stało się
z jego rodzicami. Czy Anna podoła wyzwaniu? Czy histerie dziecka oraz brak
doświadczenia związanego z wychowywaniem doprowadzą do kolejnej tragedii? Czy
mała trafi do domu dziecka? Czy Anna podda się uzależnieniu? A może ta trudna
sytuacja okaże się ostatnią deską ratunku, niespodziewanym zbawieniem dla tych,
którzy go potrzebowali?
Doktor
Słabowska właśnie przebywa na urlopie. Zrujnowana przez życie, samotna i
nienawidząca świata, jedynego przyjaciela dostrzega w butelce zawierającej
procenty. Nałóg, w który się wciągnęła, z pewnością nie odejdzie tak łatwo. Do
tego potrzeba sporych pokładów silnej woli i chęci, a tego Annie brak. Kiedy
kobieta staje przez zadaniem opieki nad małą Olą, miewa liczne chwile
wątpliwości. Wpadające w histerię, kapryśne na wskutek tragedii dziecko staje
się udręką, której planuje się pozbyć. Czy bohaterka podda się trudnej sytuacji
i wyśle osieroconą trzylatkę do domu dziecka? A może to właśnie ono, od którego
tak bardzo się wzbraniała, nada jej życiu znaczenie – nowy, lepszy sens?
„Kto,
jak nie ja?” to poruszająca, ukazująca brutalny i do bólu prawdziwy obraz rzeczywistości,
która chociaż rozegrana na kartach książki, może mieć przecież miejsce każdego
dnia, tuż obok nas. Przepełniona goryczą, tragedią i trudnymi do udźwignięcia
doświadczeniami niesie swoją treścią bardzo ciężki bagaż wrażeń, tych negatywnych
i tych pozytywnych, ale za każdym razem tych niezwykle przyziemnych. Wypadek
samochodowy, osierocone dziecko wołające rodziców czy też zderzenie się z niedostatkiem
miłości wśród tych, którzy powinni ją okazać. Sytuacji wyciskających łez tutaj
z pewnością nie brakuje, ale autorka nie na tym się zatrzymuje. Pani Kołczewska
nie obawia się stawiać na pierwszym planie problemu alkoholizmu czy lekomanii,
która panoszy się nawet wśród tych najbardziej szanowanych. Ukazując
codzienność człowieka uzależnionego oraz jego walkę z nałogiem, przestrzega i
uczy, czyniąc ze swojej książki nie tylko rozrywkę, ale przede wszystkim
lekcję.
Powieść
z pewnością pozbawiona jest magii. Jednakże w tym przypadku nie jest to
mankamentem. Czas słodyczy został zastąpiony brutalną prawdą, ale i wyczekiwaną
nadzieją, bo ta historia jest przykładem tego, że nawet beznadziejne przypadki
mogą odnaleźć właściwą drogę. „Kto, jak nie ja?” to chcąc nie chcąc także i
powieść o miłości – tej matczynej, bo chociaż prawdziwej matki Oli tutaj
zabrakło, dla małej znalazło się miejsce w innym, z czasem niemniej ciepłym
sercu.
Zaciskająca
gardło, poruszająca, ale i wciągająca. Ta powieść to numer jeden dla tych,
którzy lubią sobie popłakać. Samotne dziecko, trudna sytuacja i nałóg, który
może doprowadzić do wielkiej tragedii. Jeżeli taka tematyka jest dla Was
strzałem w dziesiątkę – książka „Kto, jak nie ja?” powinna powędrować w Wasze
ręce.
Historię
głównej bohaterki poznajemy dzięki niej. Jako narrator, Anna wprowadza nas do
swojego życia, nie kryjąc tych chwil, kiedy znajdowała się na samym dnie.
Właśnie dzięki takiemu zabiegowi cała fabuła wydaje się czytelnikowi tak bliska, jak gdyby została rozegrana tuż
obok niego.
Realistyczne
postaci, niebanalny wątek główny i łatwy w odbiorze, wpadający w oko styl – to argumenty
„za”, które powinny przekonać Was do sięgnięcia po ten tytuł. Czy znalazłam
jakieś „przeciw”? Raczej nie, ale jeżeli nie lubicie wzruszających książek z
małą, osieroconą dziewczynką w tle, możecie czuć psychiczny dyskomfort.
Powieść
polecam kobietom, tym starszym, które mają już swoje dzieci bądź też nie
potrafią się na nie zdecydować. Tym, które już zapomniały o tym, jak to jest
być matką, ale i kobietom niańczącym swoje pociechy na pełen etat. Polecam czytelnikom
zmagającym się z problemami, ale przede wszystkim tym, którzy nie potrafią
docenić tego, co mają. Ta książka otworzy Wam nie tylko oczy, ale także i
serca.
moja
ocena: 5/6
wydawnictwo:
Prószyński i S-ka
ilość
stron: 480
data
wydania: wrzesień 2013
Za książkę bardzo serdecznie dziękuję wydawnictwu Prószyński i S-ka.
Twórczości autorki jeszcze nie poznałam, lecz widzę, że warto to zmienić :)
OdpowiedzUsuńTemat jak najbardziej na czasie. Zapisałam sobie ten tytuł,
OdpowiedzUsuńzajmuje kolejne miejsce na mojej liscie :)
OdpowiedzUsuńserdecznie pozdrawiam ♥
Czytałam i dobrze wspominam.
OdpowiedzUsuńOglądałam kiedyś taki film, może mniej ze sobą niósł, ale...miłość zawsze przychodzi niespodzianie, choćby w małym dziecku, a miłość to jedyne panaceum długotrwałe, niepodrabialne i warte poświęceń.
OdpowiedzUsuń