poniedziałek, 10 grudnia 2018

"Love Line II" - Nina Reichter.
Poszli w inne strony. Teraz muszą spotkać się ponownie...


Chociaż Nina Reichter nie sypie powieściami jak z rękawa, mieliśmy okazję poznać już dwa oblicza jej prozy. Jedno spontaniczne, młodzieżowe, naznaczone sporym akcentem gwiazdorskiego świata, drugie w pełni dojrzałe, uwite wokół psychologicznych portretów ludzi doświadczonych, zwyczajnych, a jednak dalekich od banału. Po serii Ostatnia spowiedź przyszedł bowiem czas na Love Line, a tym razem już na kolejną część tego cyklu, będącą ściśle powiązaną z jedynką kontynuacją losów dziennikarki Bethany i Matthewa, który wywrócił jej codzienność do góry nogami. Zapraszam na recenzję.

ZARYS FABUŁY
To z pewnością nie jest dla Bethany McCallum dobry, spokojny czas. Po wielu magicznych chwilach przyszły te pełne rozczarowań. Bo co może czuć zakochana kobieta wiedząc, że jej druga połowa, Matthew, za kilka miesięcy bierze ślub z inną? Z pewnością rozgoryczenie, ból i żal. Tymczasem u Bethany to nie koniec zmian. Po długiej przerwie jej były mąż, który skutecznie zdążył odebrać jej pewność siebie, pragnie powrotu, kolejnej szansy i spróbowania wszystkiego od nowa. Kiedy kobieta powoli zaczyna łapać grunt pod nogami, okazuje się, że zawodowe obowiązki będą wymagały od niej stalowych nerwów i towarzystwa osoby, o której z pewnością chciałaby zapomnieć. Będzie musiała pracować z Mattem ściślej, niż kiedykolwiek wcześniej. Jak będzie wyglądała ich relacja? Czy ograniczy się wyłącznie do spraw związanych z obowiązkami służbowymi?

AMERYKAŃSKI KLIMAT
W ramach wstępu zacznę może od klimatu powieści, niecodziennie jak na mnie, ale tutaj środowisko tak wyraźnie daje o sobie znać, że nie mogłabym postąpić inaczej. Zdążyliście już pewnie zauważyć, że polska pisarka wprowadziła w fabułę bohaterów z angielskimi imionami. Tłem rozgrywanej akcji jest zaś Nowy Jork i tak, jak na co dzień fakt sztucznego amerykanizowania literatury polskiej mnie irytuje, tutaj czułam zupełnie coś innego. Jakby książkę napisała zagraniczna autorka. Praca dziennikarza dla znanej marki, zagraniczne nawyki, to wszystko zdecydowanie ze sobą współgra. Dlaczego tym razem jest tak inaczej? Czemu mam do całości tak pozytywne nastawienie? Okazuje się, że cały kunszt tego sukcesu tkwi w szczegółach, do których Nina Reicher przywiązuje ogromną uwagę. W tej części pojawia się zdecydowanie mniej opisów, aniżeli w poprzedniczce, a jednak już same dialogi przesiąkają zagranicznym klimatem. I nie zdziwił by mnie fakt, gdyby ktoś powiedział, że pisarka spędziła w Stanach długi czas, bo ponadprzeciętnego researchu tego środowiska można jej pozazdrościć i go podziwiać.

BOHATEROWIE NA ROZSTAJU DRÓG
Główni bohaterowie nieco się zmieniają. Przez długi czas każdy brnie w innym kierunku, z wyrzutami sumienia, ale po swojemu. Love Line to nie jedna z tych słodkich, romantycznych powieści, wbrew pozorom czynionym przez okładkę – daleko jej do erotyka! Z gorzkim wydźwiękiem udowadnia, że życie lubi płatać różne, mało przyjazne figle i tak jak to bywa w realnej codzienności, raz jest na wozie, a raz pod. Nigdy na wieczność w tej samej pozycji. Bethany to nie jest ta kobieta, którą poznaliśmy w poprzedniej części. Przez długi czas przypomina cień siebie, dręczona przez smutek, niespodziewany bieg wydarzeń, nieszczęśliwą miłość. Matthew to facet, którego momentami miałam ochotę udusić. Nie mogłam zrozumieć dlaczego nie podąża za głosem serca. No ale gdyby było inaczej, narzekałabym na banał, a tego autorka zdecydowanie uniknęła.


SŁOWO NA TEMAT AKCJI
Książka przypomina złożoną konstrukcję uczuć, której wcale nie odkrywa się tak lekko. W przeciwieństwie relaksujących romansów, tutaj wymagane jest skupienie, by niczego nie pominąć. Cieszę się, że tym razem opis nie ścieli gęsto stron, w wyniku czego mogłam bardziej skupić się na emocjach, bo ani przez chwilę nie towarzyszyło mi znużenie. Zupełnie nieprzewidywalna, bardzo życiowa, z detalicznie dopracowaną fabułą i środowiskiem. Na wskroś dojrzała literatura dla wielbicielek niespontanicznych i niebanalnych love stories rozgrywanych w środowisku amerykańskich korporacji. Z równomiernym, wyczutym tempem akcji, niegalopującej, ale wciąż wypełnionej czymś wartościowym. Jeśli jedynka się Wam spodobała, a niewątpliwie to od niej należy zacząć, dwójka na pewno Was nie zawiedzie.  

wydawnictwo: Novae Res
kategoria: powieść obyczajowa
ilość stron: 346
data wydania: październik 2018

Recenzja: Love Line (I)

Za książkę bardzo serdecznie dziękuję Autorce i wydawnictwu Novae Res.

13 komentarzy:

  1. Nie czytałam pierwszego tomu, ale mam ochotę to nadrobić. Ciekawie się zapowiada :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To bardzo amerykańska, bardzo dojrzała proza. Coś zupełnie świeżego.

      Usuń
  2. Pierwszy tom bardzo mi się podobał, więc ten również przeczytam. 😊

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie czytałam jeszcze pierwszej części. Wszystko przede mną.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Masz co nadrabiać. Myślę, że książki mogłyby trafić w Twój gust.

      Usuń
  4. Brzmi całkiem nieźle, ale chyba nie na tyle, żebym skusiła się na pierwszy tom. Chyba nie do końca mój temat :)

    mrs-cholera.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rozumiem :) To bardzo dojrzała, ciekawa proza, ale trzeba śledzić książkę uważnie, by wszystko właściwie odebrać i się nie pogubić.

      Usuń
  5. Dobra historia, moim zdaniem znacznie lepsza niż pierwsza seria tej autorki :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja miałabym co do tego mieszance uczucia. Każda jest całkiem inna, to na pewno.

      Usuń
  6. Czytałam książki tej autorki i muszę przyznać, że byłam nimi oczarowana! Nina wywołała we mnie skrajne emocje i sprawiła, że po raz pierwszy płakałam ze smutku podczas czytania! Nie wiedziałam, że ma także inne tytuły, ale koniecznie muszę nadrobić zaległości :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Miałam zamiar czytać pierwszy tom... Ale jakoś początek mnie nie wciągnął i tak odłożyłam ją 😕
    Wątpię żebym do niej wróciła jeszcze.

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...