W dzisiejszych czasach, kiedy wydawnictwa zasypują nas
nowościami, ciężko znaleźć coś oryginalnego. A już na pewno w przypadku literatury
erotycznej, która od czasów ukazania się słynnej trylogii E.L. James przeżywa
czasy świetności. Rzadko więc i na moich ustach w przypadku powieści tego
gatunku pojawia się słowo „wow”, bo w przeważającej mierze mam wrażenie, że sięgam
po kolejny i kolejny schemat. „Piękno bólu” to historia, którą określiłabym na
pozór sprzecznymi i wykluczającymi siebie przymiotnikami: schematyczna i
niesamowita. Dziwne, prawda? Ale to jej najlepsze podsumowanie. Chcecie
dowiedzieć się na jej temat czegoś więcej? Zapraszam na kilka słów recenzji.
ZARYS FABUŁY
W otoczeniu winnic
egzotycznej Australii, dwoje obcych sobie ludzi podejmuje wyzwanie zawarcia
nietypowego i ryzykownego układu. On, ukrywający się pod fałszywym imieniem,
zamożny, poszukujący właśnie swojej „trzynastki”, która zgodzi się na
proponowane jej warunki. Ona, Laurelyn, niepozorny pionek w tej grze,
dziewczyna z bagażem doświadczeń, która na pewno nie spodziewała się takiej
propozycji.
Trzy miesiące,
pełne niezobowiązującego seksu, upojnych chwil i namiętności. Ona da mu
przyjemność, on sprawi, że będzie to najlepszy czas w jej życiu. Tylko czy aby
na pewno wszystko pójdzie zgodnie z planem? Przecież życie lubi pisać własne
scenariusze.
NOWY
MR. GREY
Pamiętacie Christiana Greya? Więc wyobraźcie sobie teraz
Jacka McLachlana. Zamożny, przystojny,
traktujący kobiety jak kolejne erotyczne zabawki, owszem – dbając o nie kiedy są mu potrzebne – ale odhaczając z listy kiedy
nadchodzi odpowiedni czas i mówiąc im papa. Bez żadnych uczuć i zobowiązań. Facet, który od razu wykłada kawę
na ławę. Nie obiecuje tego, czego nie
może dać, sztywno trzymając się wytyczonych zasad. Zimny drań? Do czasu. Bo
nadchodzi Laurelyn i można się domyślić, że zatrząśnie posadami jego dotychczasowego
świata. Główna bohaterka, której perspektywę poznajemy naprzemiennie z pierwszoosobową
narracją Jacka, to nieznana,
początkująca piosenkarka ze Stanów. Z jednej strony ostrożna, nie od razu
pałająca optymizmem w obliczu nowych wyzwań, z drugiej potrafiąca zaszaleć.
Ładnie rozpisała autorka rodząca się pomiędzy bohaterami chemię, która nie
wydała mi się ani odrobinę sztuczna.
MIŁOSNY UKŁAD
Bazą powieści jest oczywiście miłosny układ. Seks przez trzy miesiące, a potem rozstanie w
zgodzie, bez oczekiwań, bez pretensji, a już na pewno – bez głębszych uczuć. Ale gdyby przecież było tak, jak przedstawia
to na początku Jack, książka okazałaby się mega nudna. Można się więc domyślić,
w jakim mniej więcej kierunku to wszystko się potoczy. Tym bardziej, że przez
długi czas powieść faktycznie przypomina
słynnego Greya. A że przygody Christiana i Any wciąż dobrze pamiętam,
nieraz i nie dwa czyniłam porównania.
JAKIEŚ RÓŻNICE?
Różnica jest taka, że w książce obyło się bez irytujących gestów i bez wulgarności.
Jest dobry styl, brak którego zarzucano
E.L. James i jest też druga połowa, która jednak okazała się nieco inna. W tle australijskie winnice, wszak nie mogło
się bez nich obejść, skoro główny bohater jest potentatem biznesu w tej
dziedzinie. Koniec nie pozostawia wątpliwości, będzie druga część. Wskazuje na to i cliffhanger i słowa samej autorki, która wyraźnie zapowiada „cdn”. W efekcie książka ma w sobie coś magicznego,
pomimo sztampowości, przyciągającego. Czytałam
ją szybko, zaczarowana relacją bohaterów i ciekawa rozwoju sytuacji. Nie
przeszkadzało mi zatem powielenie fabuły, która co prawda w późniejszym
czasie poszła w nieco świeższą stronę. Polecam więc wielbicielkom literatury
erotycznej, które szukają dobrego zastępcę
popularnego pana Szarego.
Za książkę bardzo
serdecznie dziękuję wydawnictwu NieZwykłemu.
Mnie aż tak bardzo nie kusi, ale chętnie zakupię do biblioteki :)
OdpowiedzUsuńDobra książka erotyczna to cos, czym nie pogardzę.
OdpowiedzUsuńMyślę, że kiedyś ta książka wpadnie w moje sidla. 😊
OdpowiedzUsuńTo zdecydowanie coś dla mnie :)
OdpowiedzUsuńMa szanse przypaść Ci do gustu, bo jest dobrze napisana.
Usuń