„Nawet jeśli wiemy, że odpowiedź na pytanie
brzmi „nie”, to aż do śmierci nie przestajemy się oszukiwać, że zawsze jeszcze
istnieje możliwość zmiany. Dopóki żyjemy, wciąż mamy nadzieję.”
Miłość bywa ślepa, mawiamy. Zamazuje obraz wad, odbiera
rozsądek. Czasami przysłania cały świat, nader kolorowy, jeśli okazuje się
spełniona, albo boleśnie szary, gdy w grę wchodzi nieodwzajemnione uczucie.
Obraz tego drugiego naszkicowała słowem Basia Karolewicz w swojej powieści „Przyjaciel”.
Tytuł wcale nie sugeruje miłości, dlaczego więc bazuje na niej gówna bohaterka?
Historia o tym, jak jeden człowiek może zawładnąć czyimś umysłem i o tym, że
życie nie zawsze bywa przyjemne i proste. Macie ochotę na moment zadumy u boku
lektury polskiej pisarki? Zapraszam wpierw na recenzję.
ZARYS FABUŁY
Basia i Adam
dzielą wspólny zakład pracy. On traktuje ją jak serdeczną przyjaciółkę, nie
szczędząc słów na temat innych pociągających go kobiet, ona wsłuchuje się w
odgłos jego kroków, chłonie zapach jego perfum, celebruje każdą chwilę z nim
spędzoną. A tych nie brak, bo przecież Adam, jako przyjaciel, często odwiedza
ją także w domu.
Teraz jednak
wszystko ma się zmienić. Adam dostaje nową pracę i szykuje się do wyjazdu. Nie
będzie już na wyciągnięcie ręki, nagle wszystko ma zniknąć. Basia czuje, że postawy
jej świata właśnie runęły. Czy nauczy się żyć na nowo? Czy wolno jej mieć do
Adama pretensje? Czy jest szansa, że ta znajomość przetrwa?
NIESZCZĘŚLIWIE
ZAKOCHANA
Kobieta nieszczęśliwie zakochana, kobieta psychicznie zrujnowana. Wyszedł rym,
choć w powieści wcale tak wierszykowo i zabawnie nie jest. Główna bohaterka, to
osoba z której bólem czytelnikowi
przychodzi się zmagać przez sto procent tej historii. Basia kocha
człowieka, który nie jest jej pisany, choć sytuacja wydaje się o tyle trudna,
że Adam jej nie odpycha, wręcz
przeciwnie – karmi ją swoim towarzystwem, bez wyraźnych oznak przekraczających
granicę przyjaźni. A jednak… kobieta czasami zbyt mocno angażuje swoją wyobraźnię w relację, która do samego końca
pozostawia nadzieję na to, że może coś jeszcze się zmieni. Psychika głównej bohaterki
to jednak nie jest temat powierzchownie
potraktowany. Autorka zbudowała bazę złożoną z trudnej przeszłości i walki z akceptacją swojej fizyczności,
co po dziś dzień odbija się na zachowaniu Basi. Kobieta chce być kochana, pragnie bezpieczeństwa, szuka być może tam, gdzie
nie powinna, gdzie człowiek z pełnym poczuciem własnej wartości już dawno by sobie
odpuścił. Ciekawy przypadek i dobrze
nakreślony, a przecież książka ma niecałe 200 stron.
(NIE)IDEALNY ON
Skupiając się na postaci głównej bohaterki, autorka
przywiązała niewielką uwagę do
drugiego planu, który stanowi Adam. Pojawia się opis jego wyglądu, czytelnik dostrzega jego granice,
których w relacji z Basią nie przekracza. Powtarzane co rusz słowa pociechy, nieraz odwoływane
spotkania - idealny obraz tego mężczyzny istnieje wyłącznie w umyśle
narratorki, której osobisty pamiętnik zdajemy się czytać.
OBRAZ CIERPIENIA
„Przyjaciel” to nie jest historia, którą można by wielce
dzielić na czas przed i po. Epicentrum wydarzeń skupia się na teraz, czyli na bolesnym oczekiwaniu na to, co
nieuniknione. Na rozstanie. Główna bohaterka ubolewa, rozdrapuje rany, rozpacza i widzi, że jej wiara w tą znajomość
gaśnie. Stąd też książka przypomina raczej monolog, jeden wielki opis tego, co dzieje się w kobiecym wnętrzu, kiedy w grę wchodzi odrzucenie. Niewiele tutaj dialogów, stąd też
ciężko mówić o rozwoju akcji, która raczej stoi w miejscu i z powolnym postępem
posuwa się w stronę tego dnia, w którym do reszty ma się zawalić Basi świat.
PODSUMOWANIE
Okładka może mocno
zmylić. Po pierwsze, bohaterami powieści są dojrzali ludzie. Po drugie, raczej nie odnajdziecie tutaj pocałunków czy tych skradzionych bohaterom,
intymnych chwil. Jeśli liczycie na jeden z tych romansów, w których przyjaźń
wskakuje na kolejny poziom i potem jest już tylko kolorowo, słodko i pięknie,
możecie mocno się zdziwić. „Przyjaciel” to nie jest więc powieść dla każdego. Melancholijna, gorzka, dla nieszczęśliwie zakochanych
jako pocieszenie i dowód na to, że nie każda miłość musi być spełniona.
Za książkę bardzo
serdecznie dziękuję Autorce.
Cieszę się, że nie napisałaś opinię tej książki. Wcześniej nie miałam na nią ochoty, ale teraz zmieniam zdanie :)
OdpowiedzUsuńKsiążka nie jest zła. Może nie powala na kolana, ale dla tym, którzy mają ochotę na melancholijne klimaty - w sam raz.
UsuńOklOkła może rzeczywiście bardzo zmylić w zakresie treści tej książki.
OdpowiedzUsuńZgadzam się. To już druga książka z rzędu, której okładka tak bardzo wyprowadziła mnie w pole.
UsuńKsiążka już czeka cierpliwie w mojej biblioteczce na swoją kolej. 😊
OdpowiedzUsuńNie daj się zwieść okładce. To smutna lektura, w której raczej nie odnajdziesz chwil radosnych. Coś dla mnie nowego.
UsuńOkładka nie jest zbyt zachęcająca, ale już Twoja recenzja wzbudziła we mnie zainteresowanie tą książką ;)
OdpowiedzUsuńOkładka i treść mocno się różnią. To nie jest New Adult, a historia o dojrzałych ludziach i bardzo nieszczęśliwej miłości. Jednym słowem, cała treść to wewnętrzna rozpacz bohaterki.
UsuńBardzo chętnie bym przeczytał! A okładka mnie zdecydowanie zmyliła!
OdpowiedzUsuńTo już druga okładka, która tak bardzo wyprowadziła mnie w pole w ciągu ostateniego tygodnia. Spodziewałam się New Adult, historii o rodzącej się miłości. Tymczasem to zupełnie coś innego.
UsuńHistorie o nieszczęśliwej miłości póki co sobie podaruję... Niedawno mocno zawiodłam się na miłości. Myślę, że czytanie takich powieści nie pomoże w pozbyciu się negatywnych emocji? Sceptycyzmu? Dlatego niekoniecznie to jest pozycja dla mnie. Raczej będę teraz sięgać po nieco weselsze historie miłosne. Osłodzić sobie to gorzkie rozczarowanie trzeba! :)
OdpowiedzUsuńDodam jeszcze... Nie każda miłość musi być spełniona? Tylko czy wtedy to dalej jest miłość? ;)
UsuńNie sądzę by takie historie mogły nieść pocieszenie. Raczej pogłębiać mogą sceptycyzm i podkopać wiarę w istnienie takiej prawdziwej miłości. Gdzie każdy taki nieszczęśliwy przypadek będzie dowodem na to, że każda miłość będzie tą niespełnioną. A ludzie często kończą w związkach z przyzwyczajenia, obawy przed samotnością, czasem z przymusu (ze względu na dzieci) zamiast ze względu na realne uczucie. Gorzka moim zdaniem prawda rodzi gorzkie scenariusze takie, jak ten. I moim zdaniem pocieszenie nie płynie z tego "mogło być gorzej" "Ktoś miał/ma gorzej". "Ktoś ma tak jak ja"... Moim zdaniem i w moim odczuciu to przykre i wcale nie budujące. Ale ludzie są różni to też i odbiór jest różny :)
Różna jest perspektywa.