„Każdy dotyk jego języka jest
przyrzeczeniem. Każdy pomruk obietnicą. I każde westchnienie wyrazem oddania, o
które chciałabym dbać resztę życia.”
W trzeciej części Trylogii
namiętności autorka zdaje się powiedziała już wszystko w temacie Gillian i
Chase’a, pary kochanków, którzy u swojego boku pokonali wiele trudności i
dotarli wreszcie do upragnionego happy endu. Choć Trylogia została zakończona, pozostały Namiętności, bo na temat otoczenia wspomnianych bohaterów Audrey
Carlan nie napisała jeszcze ostatniego słowa. A jest o kim opowiadać. Tym razem
więc to nie Gillian, a jej duchowa siostra, Maria, staje w obliczu wyzwań, a
zarazem na pierwszym planie książkowej scenerii. Nie czytaliście poprzednich
części serii? Nic wielkiego. „Życie”, pomimo nawiązań do poprzednich tomów,
może śmiało funkcjonować jako samodzielna historia.
ZARYS FABUŁY
Tam, gdzie na
pozór wszystko się kończy, zaczyna się coś zupełnie nowego. Kiedy pogrążona w
smutku Maria de la Torre czuje, że właśnie zawalił się jej świat, pustkę powstałą
w sercu decyduje się wypełnić ktoś, o kim istnieniu zupełnie nie miała pojęcia.
Mężczyzna, który zdaje się być klonem jej zmarłego ukochanego, z wyglądu takim
samym, z zachowania jednak zupełnie innym.
Elijah to nie jest
mężczyzna dla niej. Nie powinna się zakochać, zwłaszcza teraz. Bo przecież
miłość może być bolesna. Maria nie ma jednak pojęcia, że Elijah tak szybko nie
odpuszcza. A to, co może wydawać się niebezpieczeństwem, nieraz okazuje się
wybawieniem.
SILNI BOHATEROWIE
Temperamentna,
na pozór silna, jednak samotna i w rzeczywistości potrzebująca oparcia Maria,
to kobieta, która musi stanąć twarzą w twarz z niespodziewaną śmiercią człowieka, którego kochała ponad życie. Z
trudną przeszłością, z ranami głęboko zakorzenionymi w umyśle, przechodzi przez spotkanie, od którego zaczynają szaleć
jej zmysły. W końcu co byście zrobili widząc po raz pierwszy (i nie mając
pojęcia o jego istnieniu) jednojajowego bliźniaka swojego partnera, który
przecież leży zamknięty w trumnie? Ja zastanawiałabym się, czy aby na pewno nie
zwariowałam. Początek powieści jest dość
nietypowy, emocjonalny, ale przecież nie może być inaczej, kiedy w grę
wchodzi pogrzeb bliskiego człowieka. Elijah,
czyli emanujący testosteronem przedstawiciel
płci męskiej, to człowiek, który zdecydowanie nie lubi sprzeciwu. Z ciałem pokrytym tatuażami z pewnością
przypomina typowego bad boya. W
rzeczywistości jednak gotów jest do poświęceń, a związek z Marią będzie
takowych wymagał.
NAMIĘTNOŚĆ I
ZAGROŻENIE
Jak sama nazwa serii podpowiada, w Życiu nie brakuje
namiętności. Jako że głównym zamysłem lektury jest oczywiście rodzące się
uczucie, pojawia się dobrze znana w twórczości Carlan pikanteria i pojawiają się może już nie tak atrakcyjne dla tego
gatunku (bo oklepane), ale wciąż chętnie czytywane dramaty przeszłości. W historię wkrada się także wątek sensacyjny.
Oj tak, tuż za rogiem czyha zagrożenie,
a Maria przekona się jak to jest, kiedy ktoś mierzy w nią z lufy pistoletu.
POTRZEBY I OBAWY
Pod płachtą dość nieprawdopodobnej
i balansującej na granicy wiarygodności historii skrywają się jednak życiowe kwestie, dotyczące różnych
oblicz człowieczeństwa czy istnienia. Jest potrzeba
poczucia bezpieczeństwa, jakże niezbędna na drodze do osiągnięcia pełni
szczęścia. Jest pragnienie bycia kochanym i zapełnienia bolesnej pustki, bo
przecież jako jednostki rwiemy się do życia w stadzie, do chociażby minimalnego
wrażenia jakieś przynależności. Autorka porusza temat przemocy, fizycznej i psychicznej, zarazem nie analizując i nie
zgłębiając kwestii do tego stopnia, by stała się jedną z dominujących. Powieść
więc posiada różne wątki, nie nudzi,
ale też w moim przypadku nie wywołała
ponadprzeciętnych emocji. Chętnie przyjrzałam się losom bohaterów, będąc
jednak gdzieś poza tym wszystkim.
PODSUMOWANIE
„Życie” to dość przewidywalna,
ale dobrze napisana książka. Z kilkoma wątkami, które w większości
rozwijają się w drugiej połowie. Balansująca
na granicy wiarygodności, wymagająca potraktowania z przymrużeniem oka (jak
większość amerykańskich filmów), za to niemęcząca, z pikantnymi wstawkami dla
tych kobiet, które chciałyby się po
prostu zrelaksować u boku ognistego romansu.
Za książkę bardzo
serdecznie dziękuję wydawnictwu Edipresse Książki.
Dla relaksu, czemu nie. 😊
OdpowiedzUsuńWiadomo :) Wtedy taka książka jest w sam raz.
UsuńLubię takie lekkie romansiki :)
OdpowiedzUsuńJa także :) Od czasu do czasu fajnie odprężyć się u boku takiej książki.
UsuńJa się dosyć nudzę, jak pojawia się przewidywalność taka dla mnie...
OdpowiedzUsuńMyślę, że mogłabym sobie podarować tą historię ze względu na sam ten fakt. Fajnie tylko, że ratuje ją dobre napisanie jej. To z pewnością wielki plus :)
Ale ja lubię, jak książka wybuchnie emocjami! Myślę, że tutaj mogłoby mi tego zabraknąć.
Póki co mówię jej nie :)