„Józia wyciągnęła przed siebie rękę i
oglądała śniegowe gwiazdki czepiające się rękawiczki. Za każdym razem ten widok
ją zachwycał.
- Podobno nie ma dwóch identycznych […]”
Postawione przed sobą oczekiwania i wyznaczone ambitne
cele potrafią tak bardzo zaślepić, że człowiek przestaje widzieć rzeczywistość
taką, jaka naprawdę jest, zatracając przy tym kolejno prawdziwe szczęście,
wolność i osobowość. A czyż nie ostateczne spełnienie i radość jest tym, do
czego powinniśmy dążyć? „Gwiazdeczka” Mai Jaszewskiej to kolejna tegoroczna
powieść świąteczna, z jaką przyszło mi się zmierzyć. Kolejna, która pod
powierzchnią prostej życiowej historii niesie ze sobą głębszy przekaz. Szukacie
króciutkiej, relaksującej i pachnącej pysznościami lektury? Zapraszam wpierw na
recenzję.
ZARYS FABUŁY
Józia, młoda
dziewczyna z prowincji, od niedawna zasila szeregi redakcji magazynu
psychologicznego dla kobiet, gdzie właśnie trwają zacięte przygotowania do
wydania świątecznego numeru. Otoczona wiankiem dążących do ideału kobiet, idąc
za radą współpracowniczek, zapisuje się na kurs jogi i zaczyna stosować
restrykcyjną dietę. A wszystko po to, by wpasować się we współczesny kanon
piękna. Tylko czy można być pięknym nie będąc przy tym sobą?
Pewnego dnia Józia
otrzymuje od naczelnej magazynu zlecenie przeprowadzenia wywiadu ze znanym
coachem, Jackiem Sobiepańskim. Ze służbowego spotkania tych dwojga wynika
jednak coś więcej, a oczarowania urokiem Jacka Józia jest w stanie zrobić
wszystko, by zadowolić gusta i preferencje potencjalnego partnera. Zakochana,
oddana, dokonuje w swoim życiu coraz większych zmian, tylko czy wyjdą jej one
na dobre? A może miłość polega na akceptacji drugiego człowieka takim, jakim
jest, a nie takim jakiego chcielibyśmy
go widzieć? Może ktoś wreszcie Józi to uświadomi?
NIEIDEALNA JÓZIA I
JEJ PERFEKCYJNA POŁÓWKA
Główna bohaterka to młoda, zdecydowanie nieidealna kobieta. Trafiając w
środowisko, w którym niekoniecznie czuje
się swojsko, zatraca pewność siebie.
Nie ma figury modelki, nie zna się na wyszukanych dietach i nie zawsze kończy
trening jogi z satysfakcją wymalowaną na twarzy. I o ile przypadkowe spotkanie
z pewnym przystojniakiem zaczyna wpływać na jej wygląd, w ocenie innych –
bardzo korzystnie, poczucie niskiej
samooceny tylko się pogłębia. W trakcie czytania nieraz miałam ochotę
potrząsnąć nią, by w końcu wzięła się do boju i nie dała sobą manipulować. Prawdziwy wulkan negatywnych emocji wzbudził jednak ktoś inny, Jacek, który afiszował się obyciem, sukcesami i
który wyraźnie łasił się do innych kobiet zapominając o Józi gdy tylko na
horyzoncie pojawiał się nowy „łup”. Momentami jego postać wydawała mi się
nakreślona aż nader skrajnie. Naprawdę można spotkać takich narcyzów i dawać im
jakiekolwiek szanse?
METAMORFOZA
Przewodnim motywem powieści jest przemiana, ta fizyczna, ale i mentalna. Czasami na siłę - tak, jak
główna bohaterka - próbujemy wpasować się w jakieś otoczenie, w pełni
spełniając przy tym czyjeś (nie nasze!)
oczekiwania. Czy warto uparcie dążyć do ideału gubiąc przy tym szczęście?
Czyż nie właśnie ono powinno stanowić sens naszego istnienia? Domowe wypieki,
ciepły, rodzinny dom, zatroskana rodzina… do tego Józia tęskni, a przecież zarazem dobrowolnie z tego rezygnuje. Nieco
zakręcona, wcale niegłęboka pod względem górnolotnych emocji, a jednak niosąca
morał powieść kontrastująca świat
oczekiwań i rzeczywistości. O przyjaźni, miłości i spełnieniu – w końcu tym
prawdziwym, a nie tym zaplanowanym przez osoby trzecie.
PROSTA POWIEŚĆ Z
NIESPODZIANKĄ
Historia jak dla mnie okazała się nieco przewidywalna, choć zdecydowanie przyjemna. Ze względu na niewielką
ilość stron (157) to książka na jeden wieczór, na raz. Zabawna, prosta w odbiorze, ze świątecznym,
choć niedominującym tłem – przez długi czas zagłuszanym przez miastowe
standardy i nowoczesny styl życia (które w ogólnym zamyśle powieści
niekoniecznie są gloryfikowane). Na koniec autorka przygotowała wspaniałą,
inspirującą niespodziankę, trzynaście
przepisów będących gwiazdkowym prezentem od bohaterów książki – rozpisanych
na dodatkowych dwudziestu sześciu stronach. Jeśli spodziewacie się wielce
oryginalnej czy budzącej głębokie emocje historii, tutaj jej nie znajdziecie.
Jeśli macie zaś ochotę na coś lekkiego, ale z przekazem – „Gwiazdeczka” z
delikatnie zarysowanym, świątecznym tłem, może się sprawdzić.
Planowałam przeczytać tą książkę bliżej świąt, ale teraz jeszcze się nad tym zastanowię. 😊
OdpowiedzUsuńRozumiem :) Tyle tych świątecznych premier, że jest z czego wybierać :)
UsuńW tym roku pojawiło się już tyle świątecznych powieści, że na pewno wszystkiego nie przeczytam, choćbym bardzo chciała. Akurat "Gwiazdeczka" mnie nie ciekawi na tyle, abym interesowała się nią, czego w sumie nie żałuję.
OdpowiedzUsuńMasz rację. Jest z czego wybierać. Tylko dziś dosttałam chociażby dwie świąteczne książki do recenzji. W sumie mam już 7, ale to tylko kropla w morzu tego, co oferują wydawnictwa.
UsuńDo świąt daleko, a wszędzie królują święta :)
OdpowiedzUsuńDziś znowu dostałam do recenzji dwie świąteczne nowości :D Jestem zasypana świątecznym klimatem.
UsuńAle te klimaty w książkach są cudowne! Miłego czytania :) czekam na recenzję ;)
UsuńPrzyznaję, że trochę obawiam się tej lektury. Nie skreślam jej całkowicie, ale zabiorę się za nią dopiero w wolnej chwili ;)
OdpowiedzUsuńRozumiem :) Jest krótka, więc nawet jeśli Ci się nie spodoba, stracisz niewiele czasu.
UsuńSzkoda tylko że taka cienutka ta książka ;)
OdpowiedzUsuńW sumie już dawno nie czytałam fajnej obyczajówki, ta jest idealna na okres przedświąteczny :)
OdpowiedzUsuń