Nazwisko Laurelin Paige dało się już poznać polskim
wielbicielom pikantnych romansów. Jedna z najpopularniejszych twórczyń powieści
erotycznych, dedykowanych gotowym na przekraczanie kolejnych granic kobietom, zaserwowała czytelnikom zarówno
liczące kilka tomów serie, jak i samodzielnie funkcjonujące historie.
„Gliniarz” jest jedną z takich, z tą różnicą, że na okładce towarzyszy Laurelin
drugie nazwisko – Sierra Simone. Autorki nie pierwszy raz wypuszczają na
światło dzienne wspólną książkę. Zrobiły to już przecież przy okazji Gwiazdora, jak dla mnie, skrajnie
popsutego. Czy tym razem udało im się osiągnąć wyższy poziom? O tym w
dzisiejszej recenzji.
ZARYS FABUŁY
Ratując młodszą
koleżankę w opałach, Livia wpada w swoje własne. A noszą one imię Chase Kelly.
Przystojny funkcjonariusz, który w newralgicznym momencie zdaje się jej
sprzyjać, bierze ją sobie za cel. Zaś ona, choć nie chce się do tego otwarcie
przyznać, nie tak łatwo potrafi o nim zapomnieć. Jedno przypadkowe spotkanie
doprowadza do zawarcia nietypowego i odważnego układu. Livia odda Chase’owi
swoje ciało, on da jej dziecko. Tylko czy obejdzie się bez konsekwencji? Czy
wszystko przebiegnie tak, jak sobie to zaplanowali?
ACH TE MUNDURY
U Laurelin i Sierry nie
spotkacie nieśmiałych i skromnych dziewczynek. Zdecydowanie nie. Jeśli więc
preferujecie ten typ, kiedy bohaterka wymaga dłuższych starań i wydobycia
tygrysicy z szarej myszki, możecie od razu skreślić tę książkę ze swojej listy.
Bibliotekarka Livia, choć na co
dzień nie afiszuje się ze swoim wyzwolonym podejściem do sprawy, ba!, wydaje
się nieco zakompleksioną, mającą tendencję do użalania się „prawie”
trzydziestolatką, szybko wykłada na stół wszystkie karty. I szokuje odwagą działania dając się
chociażby dogłębnie obmacywać w miejscu publicznym na pierwszej oficjalnej
randce. Chase to dobry facet,
zdecydowany, zdeterminowany, starający się łapać szanse rzucane mu przez
los. Uwodziciel, przystojniak, który
na pierwszy rzut oka sprawia wrażenie wykorzystującego swoje stanowisko i urok
podrywacza. Para momentami irytująca,
ale zgrana. Po prostu gotowa na podjęcie decyzji, których moralny wydźwięk można by postawić pod znakiem
zapytania. A więc para nie dla każdego.
DZIWNE ICH
POCZĄTKI
Książka zaczyna się dość specyficznie. Główna bohaterka zbliża się do magicznej
trzydziestki, a więc postanawia użalać
się nad tym, że jest już bardzo stara i niedługo umrze. Decyduje się zatem poszukać ogiera rozpłodowego, który
podaruje jej plemniki – a co za tym idzie – wymarzone dziecko. Ciężko więc po kilku pierwszych stronach powieści
oczekiwać emocjonalnej głębi czy powagi, to zdecydowanie nie ten typ. Bez przymrużenia oka na treść ani rusz,
za to z odpowiednim nastawieniem na lekki, zakręcony i słodki scenariusz, można
się całkiem nieźle bawić.
Z HUMOREM
Na kartach pojawia się humor, co zdecydowanie mi odpowiadało. Dialogi są lekkie, opisy nieuciążliwe. Styl autorek niczego sobie,
poza przesadnymi zdrobnieniami,
którymi bohaterowie rzucają na prawo i na lewo. Oczywiście seksu jest sporo i wcale
nie trzeba długo czekać na łóżkowy rozwój sytuacji. Wszak wyzwoleni bohaterowie
zdają się bazować na ich fizycznej
relacji. Na wielkie miłości czas przychodzi nieco później.
DLA KOGO?
Książka nie została
moim numerem jeden Laurelin Paige i myślę, że w dużej mierze ma w tym swój
udział główna, momentami skrajnie przesadzająca bohaterka. To jednak lekka, zakręcona, pieprzna i jak na erotyk,
nie do końca sztampowa historia. W porównaniu z „Gwiazdorem” tego duetu wypadła o niebo lepiej, na tyle, bym
mogła w dziesięciostopniowej skali dać jej solidne pięć z plusem. Jeśli więc
odpowiadają Wam oparte na fizycznym zbliżeniu historie z dawką humoru i
wyłaniającej się z czasem miłości, będziecie zadowoleni. To jednak z pewnością nie jest lektura dla tych preferujących skromne, życiowe postaci. Z
resztą fani Laurelin wiedzą już, że o takie u niej ciężko.
Tę książkę oraz
inne bestsellery możecie znaleźć na TaniaKsiazka.pl, w księgarni internetowej,
która przeznaczyła niniejszy egzemplarz do recenzji. Serdecznie dziękuję.
Jak będę chciała przeczytać coś lekkiego i z humorem, to pewnie się skuszę :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie :)
Wtedy faktycznie książka może się nadać. Tylko trzeba ją potraktować z przymrużeniem oka ;)
UsuńMam podobny plan, jak moja poprzedniczki. 😊
OdpowiedzUsuńW takim razie pamiętaj, że bardziej polecam "Gliniarza", żebyś nie sięgnęła po "Gwiazdora" bo duet autorski ten sam, okładka nieco podobna i nazwa trochę też. A Gwiazdor jest beznadziejny.
UsuńGdyby wszyscy gliniarze wyglądali jak pan z okładki, to chętnie bym narozrabiała i dała się zakuć w kajdanki :D
OdpowiedzUsuńFajna, lekka lektura. Coś na odstresowanie.
Pozdrawiam,
http://tamczytam.blogspot.com
Dokładnie tak :) Niestety rzeczywistość bywa inna. Ten pan z okładki kojarzy mi się raczej z policjantem przebierańcem, tj. takim, który pojawia się na filmowych wieczorach panieńskich :D
UsuńRozumiem Twoje wątpliwości co do tej książki :) Ale na jesienny wieczór, dla relaksu może być ;)
OdpowiedzUsuńDokładnie tak. Jeśli potraktuje się ją z przymrużeniem oka, może być :)
UsuńDobrze, że historia nie jest do końca sztampowa.
OdpowiedzUsuńTo ją ratuje :)
Usuńhmm, mam mieszane uczucia co do tej książki! Raczej chyba się nie skuszę :)
OdpowiedzUsuńRozumiem :) Nie jest idealna, stąd nie będę na siłę zachęcać.
UsuńMam wrażenie, że te wszystkie serie/książki z takimi okładkami to jedno i to samo:D
OdpowiedzUsuńDam szansę tej książce. Idealna na jesienny wieczór :) pozdrawiam i zapraszam do siebie www.wspolczesnabiblioteka.blogspot.com
OdpowiedzUsuńNoooo. jakoś aktualnie ta propozycja nie bardzo mnie kusi ;)
OdpowiedzUsuńMoże kiedyś przy ochocie na coś niewymagającego myślenia :)
OdpowiedzUsuń