„Koń jest dangereux, potężny. Ale może być chętny do
pracy. Jeśli dasz mu powód, by dla ciebie pracował, by cię chronił, by rozumiał
rzeczy, które sam chce zrobić, wtedy osiągniesz coś pięknego.”
Nigdy nie wiem czego mogę spodziewać się po twórczości
Jojo Moyes. Dla mnie, jako jedna z nielicznych słynnych autorek, ta wciąż
pozostaje zagadką. Jej historie, dotykające różnych tematów, ale co
najdziwniejsze – chwilami bardzo różniące się jakością i poziomem, potrafią
pozytywnie zaskoczyć bądź poważnie rozczarować. Do której grupy zaliczyłabym jej
najnowszą, wydaną w Polsce powieść o kobietach i koniach? Przekonajcie się.
Zapraszam na recenzję książki „We wspólnym rytmie”.
ZARYS FABUŁY
Dla nastoletniej
Sarah konie są jak rodzina, jak dziadek, który okazuje się być jej jedynym
opiekunem. Kiedy więc mężczyzna trafia do szpitala, dziewczyna zostaje sama
dzielnie próbując stawiać czoła problemom. Pewnego dnia trafia jednak do domu
Natashy, zmieniając nie tylko swoje życie, ale także codzienność pewnego
rozbitego małżeństwa.
Dojrzała pani
adwokat, Natasha, znajduje się właśnie w trudnej sytuacji prowadzącej do rozwodu.
Przykre doświadczenia uświadamiają jej, że pomimo wieku, oprócz kariery nie
osiągnęła prawie nic. I wtedy właśnie progi jej domu przekracza nastoletnia
dziewczynka, przynosząc ze sobą nie lada wyzwanie.
Czy będą w stanie
sobie zaufać i jak wiele zmian szykuje dla nich przyszłość?
DWIE BOHATERKI
Ambitna, chwilami irytująca, ostatecznie jednak mająca
dobre serce Natasha. Przekonująca mnie
umiejętnością podarowania szansy nieznanemu człowiekowi i cierpliwością,
zniechęcająca tendencją do spychania winy na męża. Nie zawsze postępująca poprawnie,
choć ucząca się na błędach. Ta
bohaterka, niedoskonała pod względem charakteru, aczkolwiek jak najbardziej wiarygodna
jeżeli chodzi o samą kreację osobowości, nie budziła we mnie tylu emocji, ile
udało się ze mnie wyszarpać nastoletniej Sarah.
Dlaczego? Teraz nie będę miła. Obarczona
zbyt wieloma problemami jak na tak młody wiek, z pewnością nie reprezentuje
sobą obrazu skrzywdzonej i przestraszonej dziewczyny. Swoim niewdzięcznym
postępowaniem niejednokrotnie podnosiła mi ciśnienie przywołując w myślach
słowa o wiele bardziej wyraziste, aniżeli chociażby bachor. Jojo Moyes
przygotowała mi literacką podróż u boku postaci, z którymi nie byłam w stanie
się zaprzyjaźnić. Nie zawsze jednak
męczące osobowości znaczą to samo, co słabo naszkicowane portrety
psychologiczne. I tutaj właśnie tak było.
CHWILAMI BYŁO
CIĘŻKO
Zaczęło się ciężko, nie ukrywam. Opis czynności związanych z pracą z końmi, liczne francuskie zwroty…
Ufff… Miałam ochotę odłożyć książkę na bok całkowicie z niej rezygnując.
Widzicie zatem, że musiało być naprawdę źle. Takie myśli nachodziły mnie
podczas czytania jeszcze kilkakrotnie, niemniej jednak fabuła została wzbogacona o kilka wątków, które skutecznie przytrzymały
moją uwagę pozwalając dobrnąć do finału. Ostatecznie trudno nazwać akcję
dynamiczną, aczkolwiek jej życiowy obraz
i towarzyszące jemu ludzkie uczucia sprawiają, że nie jest wcale tak nudno, jak
początkowo przypuszczałam. Pomijając
kilka fragmentów, czytało się dobrze.
POWIEŚĆ O….
Powieść o zawiłych relacjach dojrzałych ludzi, o trudnych
wyborach, miłości, przyjaźni i odkrywaniu swojego nieznanego oblicza.
Absolutnie nieprzesłodzona, chwilami
mocno gorzka historia pobudzająca do refleksji i poniekąd niosąca nadzieję.
Wyraźnie odbija się tutaj zamiłowanie
autorki do koni, bo fachowym określeniom współpracy z tymi pięknymi
stworzeniami Jojo Moyes poświęciła naprawdę sporo uwagi.
PODSUMOWANIE
Podsumowując, „We
wspólnym rytmie” to mądra i bardzo życiowa powieść, w której doszukałam się
kilku rys. Nie jest to z pewnością najlepsza, ale też nie najgorsza powieść tej
autorki. Z dobrze nakreślonymi portretami postaci o wcale nieidealnych
charakterach i z kilkoma potrafiącymi zainteresować wątkami. Raczej dla
dojrzałych kobiet i na pewno dla wielbicielek koni. Nie żałuję poświęconego jej
czasu, ale przeczuwam, że nie będę o niej długo pamiętać.
moja ocena: 6-/10
wydawnictwo:
Między słowami
ilość stron: 523
Za książkę bardzo
serdecznie dziękuję wydawnictwu Między słowami.
Jako wielbicielka koni pewnie nie będą mogła oprzeć się pokusie sięgnięcia po książkę, ciekawa jestem, jakie na mnie zrobi wrażenie. :)
OdpowiedzUsuńBookendorfina
W takim razie książka na pewno Ci się spodoba. Koniom autorka poświęciła naprawdę sporą cześć uwagi. Widać, że w tej tematyce czuje się dobrze i się na tym zna.
UsuńFaktycznie po powieściach Moyes nie wiadomo czego się spodziewać. "Zanim się pojawiłeś" bardzo mnie zawiodła, za to "Dziewczyna, którą kochałeś" zdobyła moje serce. Nie wiem, jakie wrażenie wywrze na mnie najnowsza powieść tej autorki... Chyba nie pozostaje mi nic innego, jak przekonanie się o tym.
OdpowiedzUsuńA ja akurat nie miałam okazji przeczytać "Dziewczyny, którą kochałeś", więc mam co nadrabiać :) Jestem zaś bardzo ciekawa, jakie wrażenie zrobiłaby na Tobie ta książka.
UsuńMam w ją w planach. Jestem ciekawa czy mnie również będą irytować rzeczy, które Ciebie irytowały.
OdpowiedzUsuńMożliwe, że będziesz bardziej zadowolona. Czytałam wiele pozytywnych opinii na temat tej książki. Niemniej jednak jestem szczera i jeśli coś mnie denerwuje, muszę o tym wspomnieć.
UsuńJa ze względu na okładkę już bym sięgnęła, a ogólnie bardzo lubię historie tej autorki więc może kiedyś :)
OdpowiedzUsuńJa mam co do twórczości tej autorki mieszane uczucia. Jedne jej powieści mnie zachwycają, inne rozczarowują. Ta nie byłą zła, ale też nie wywołała euforii. Może u Ciebie będzie miała większe szanse. Ostatecznie to wartościowa historia.
UsuńDo tej pory miałam okazję przeczytać tylko jedną książkę tej autorki, "Zanim się pojawiłeś", którą byłam tak bardzo oczarowana, że od razu pobiegłam do kina na premierę filmu... i znowu płakałam jak bober.
OdpowiedzUsuńPo tak genialnym doświadczeniu mam w planach wszystkie książki Moyes, ponieważ jej styl bardzo mi się spodobał i chciałabym zapoznać się z nim nieco głębiej ;) A jeśli zaś chodzi o ten konkretny tytuł... swojego czasu jeździłam konno i było to dla mnie coś naprawdę bardzo ważne, więc tym bardziej mam powód, by się z nim zapoznać. Mam nadzieję, że nie skończy się tylko na powodach ;)
Pozdrawiam!
Książki bez tajemnic
ja Moyes biorę w ciemno, chociaż Twoja recenzja trochę studzi mój entuzjazm
OdpowiedzUsuń