„On: Jeden raz to cześć, dwa – dobranoc.
Stukam dwa razy. On też odstukuje dwa razy.
Potem ja stukam trzy.
On: A to? Co oznaczają trzy?
Ja: Tajemnica ;)
[…] Bo trzy stuknięcia w ścianę oznaczają:
chyba się w tobie zakochuję.” *
Ostatnią powieścią Elżbieta Rodzeń zabrała mnie w świat
dojrzałych bohaterów, którym przyszło zderzyć się z potęgą miłości. Jej
propozycja literatury dla kobiet na swój sposób naprawdę mnie urzekła,
wiedziałam więc, że bez większego zastanawiania się będę chciała sięgnąć po
kolejną jej książkę. Nadszedł czas na „Przyszłość ma twoje imię”, historię,
która jednak od tej proponowanej ostatnim razem różni się jednym, bardzo ważnym
elementem – grupą docelową odbiorców. Tym razem polska pisarka postawiła na
młodzież, podsuwając czytelnikom pod nos powieść popularnego nurtu New Adult.
Czy taka odsłona jej twórczości przypadła mi do gustu? Zapraszam na recenzję.
ZARYS FABUŁY
Wycofana z życia
towarzyskiego Blanka rozpoczyna studia, by zawalczyć o swoją przyszłość i
zmierzyć się z traumą zamierzchłych lat, która przez długi czas nie pozwalała
jej normalnie funkcjonować. W końcu nie tak łatwo pozbyć się wspomnień
wymagających uczestniczenia w terapii. W
tym przełomowym momencie jej życia pojawia się Mateusz, a ich pierwsze
spotkanie nie pozostawia żadnych złudzeń i wątpliwości. To chłopak, dla którego
przygodny seks przylgnął niczym drugie imię. To jednak także facet, który po
raz będzie miał okazję przekonać się o tym, jak to jest kochać.
Czy wrażliwa i
krucha Blanka odkryje prawdziwe oblicze Mateusza? Co, jeśli jego niepochlebna
przeszłość postanowi dać o sobie znać?
CZY MNIE
PRZEKONALI?
Autorka postawiła na naprzemienną, wygodną dla odbiorcy
historii narrację oraz wkraczających w dorosłe życie bohaterów, którzy muszą
mierzyć się z doświadczeniami zbyt ciężkimi, jak na ich młody wiek. Delikatna Bianka wciąż rozpamiętuje napad,
podczas którego grożono jej bronią. Nie mam nic przeciwko cichym, szarym myszkom, które skrzywdzone w przeszłości próbują
odbudować swoje szczęście. Sama postać bohaterki wypadła więc przekonująco, choć chwilami to przeżywanie
odległej tragedii wydawało mi się odrobinę naciągane. Myślę jednak, że mogłabym się z nią zaprzyjaźnić. Z kolei
postać Matusza obudziła we mnie wiele sprzecznych emocji. Z jednej strony nieco
papierowa, owiana legendą podrywacza, a jednak mało młodzieżowa. Jakby opis
charakteru nie szedł w parze z zachowaniem. Z drugiej – opiekuńczy chłopak
niejednokrotnie zmiękczył mi kolana. Nie
uważam bohaterów za najmocniejszy element tej książki, chociaż skłamałabym
mówiąc, że jakoś rażąco przeszkadzało mi ich niedopracowanie. Może po prostu
przeczytałam zbyt wiele książek tego gatunku i czepiam się szczegółów?
„ – Podoba mi się zapach twojego potu –
wyrzucam z siebie.
Czuję , jak kurczą się mięśnie jego brzucha,
kiedy tłumi śmiech.
- To dobrze – mówi w końcu. –Naprawdę dobrze.”
**
TROCHĘ PODOBNA DO…
Bardzo przypadła
mi do gustu jednak ogólna koncepcja powieści. Pomysł na fabułę nieco
przypominał mi jedną z książek Colleen Hoover, a takie porównanie z mojej
strony naprawdę wiele znaczy. Pojawiały się sceny naszpikowane nieprzesadzoną,
zachowującą niedopowiedzenia namiętnością, jednak autorka nie ograniczyła się
wyłącznie do nich. Są dramaty
przeszłości, skrywane tajemnice i jest wybuchowy moment przełomowy, który
jako stary wyga książkowy przeczułam, choć jestem przekonana, że Elżbieta
Rodzeń przyczyni się nim do opadnięcia szczęki niejednego czytelnika.
WŚRÓD MŁODZIEŻY
Nietrudno się domyślić, że dominującym tłem powieści jest
środowisko studenckie. W tym wypadku
ograniczone do wąskiego grona postaci drugoplanowych. Przelotne przygody,
dorywcze prace, przyjaciele. Autorka nie zagłębiła się w świat młodzieży
skupiając się raczej na historii głównych bohaterów. Wychodząc jednak poza mury
akademika, czytelników czekają także zawiłe
relacje rodzinne, jak dla mnie o wiele bardziej wiarygodne aniżeli te dotyczące
rozrywkowej codzienności nastolatków.
PODSUMOWANIE
Przejmująca i
wzruszająca historia z piękną okładką, intrygującą tajemnicą i ciekawym
pomysłem przewodnim. Nieco kulejąca w kwestii kreacji relacji młodych ludzi,
które momentami wydawały mi się zbyt sztuczne. Mimo to polecam, jako dowód na
to, że polskie New Adult także potrafi zaskoczyć. Nie żałuję czasu poświęconego
tej książce, jednak zdecydowanie wolę twórczość Elżbiety Rodzeń w dojrzalszej
odsłonie.
*Pierwszy wspomniany cytat zadziałał mi na wyobraźnię i
rozczulił.
** Drugi także zadziałał, ale wywołał wprost odwrotny
skutek. Bleee…
moja ocena: 6+/10
wydawnictwo:
Zysk i S-ka
ilość stron: 544
data wydania:
lipiec 2017
Za książkę bardzo
serdecznie dziękuję wydawnictwu Zysk i S-ka.
O książce słyszałam już wiele. Myślę, że w niedalekiej przyszłości ją przeczytam. Jednak nie przepadam za Colleen Hoover a tu widzę, że jest podobnie.
OdpowiedzUsuńMój blog
Książka nie jest napisana w stylu podobnym do stylu Hoover, ale pomysłem na fabułę przypomina jedną z książek tej autorki. Jeśli czytałaś "November 9" wyobraź sobie, że coś ją z nią łączy.
UsuńJuż tyle czytałam o tej książce, że chyba i ja się skuszę, poza tym okładkę ma wspaniałą :)
OdpowiedzUsuńOkładka zdecydowanie jest magiczna :)
UsuńOkładka magiczna ale i wnętrze widzę niczego sobie. Zapisałam na liście :)
OdpowiedzUsuńOkładka piękna, historia całkiem dobra - choć doszukałam się kilku rys :)
UsuńNa razie nie mama ochoty na taką powieść, może za jakiś czas.
OdpowiedzUsuńNic na siłę :)
UsuńZnając twórczość autorki, to zdecydowanie mnie powaliła na kolana. Mom zdaniem nie była ni przesłodzona, ani zbyt banalna. Zauważyłam tylko jeden minus, że bohaterka za bardzo przeżywała fakt samego strzału, co było lekką przesadą. Gdyby widziała czyjąś śmierć, to wtedy bym to zrozumiała. Jednak pomijając ten fakt, reszta była dopracowana w najmniejszym szczególe. A co do cytatu z potem, nie wiem co jest w tym odrażającego. Każdy inaczej odczuwa feromony, więc i pot potrafi być seksowny, jeśli zadziała chemia.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Kate with books
Zgadzam się z tym przeżywaniem strzału, z resztą wspomniałam o tym w recenzji. Co do cytatu, może i masz rację co do feromonów i tych spraw. Ale jakoś ten tekst nie wydawał mi się odpowiedni w ustach niby to takiej nieśmiałej bohaterki. Ja chyba nie powiedziałabym tak do mojego męża po tak krótkim czasie znajomości. Stąd wydawało mi się to sztuczne i w tym wypadku naprawdę nieco niesmaczne. Jak widać różnie to odbieramy. Tak już to bywa z książkami - wszystkim naraz nigdy nie dogodzisz :)
UsuńBrzmi uroczo! Nie jestem fanką pani Hoover, ale może się skuszę? Czemu nie. Zaciekawiłaś mnie panią Elżbietą Rodzeń - cóż to za autorka? Pierwszy raz o niej słyszę!
OdpowiedzUsuńNie musisz lubić Hoover, żeby polubić Elżbietę Rodzeń. Ma inny styl, ale generalnie koncepcja fabuły tej akurat książki przypomina jedną z powieści Colleen (chodzi o "November 9" - może czytałaś?)
UsuńCo do pani Elżbiety - napisała już kilka książek. Warto zapoznać się z jej twórczością.
książka wysoko na mojej czytelniczej liście <3
OdpowiedzUsuńco do cytatów ktore podałaś, mam podobne odczucia :)
Cieszę się, że z cytatami mam u Ciebie poparcie :) Pozdrawiam.
Usuń