Od jakiegoś już czasu chodziła za mną seria Sarah J.
Maas, a premiera każdego kolejnego tomu tylko utwierdzała mnie w przekonaniu,
że najwyższy czas zakasać rękawy i zabrać się za czytanie. A trochę się tego
nazbierało. Fenomen roku, książka o wielu nominacjach i setkach pozytywnych
recenzji. Jakże mogło być inaczej? Musiałam poczuć to samo, co inni. Ale przy
pierwszym tomie tak się nie stało. Owszem, koniec był już mocno zachęcający,
jednak przez długi czas nie mogłam zrozumieć fenomenu wspaniałości całego
cyklu. Mało tego, „Dwór cierni i róż” zakończył się tak, że miałam obawy
względem kontynuacji. Przecież już chyba wszystko zostało powiedziane.
Tymczasem… no właśnie. Jako że zamówiłam sobie od razu całą serię nie było
wyjścia. Zabrałam się za drugi tom. I wiecie co Wam powiem? Przeżyłam prawdziwy
szok.
„Za gwiazdy, które słuchają. I marzenia,
które się spełniają.”
ZARYS FABUŁY
Zdaje się, że
wszystko co najgorsze, jest już za Feyrą. Dziewczyna ocaliła magiczną krainę i
pokazała na jak wiele ją stać. A przecież początkowo trafiła do świata Prythian
jako wróg, by spłacić swój błąd. Teraz nadszedł czas spokoju, moment, w którym
Feyra może cieszyć się swoimi uczuciami kierowanymi do Talima. A przynajmniej
tak by się mogło wydawać. Bo Talim, chcąc chronić ją przed wszelakim złem,
zamyka ją w złotej klatce. Łowczynię, tą, która pragnęła wolności i tą, która
niekoniecznie widzi się w statecznej i dostojnej roli księżniczki.
To jednak nie
koniec. Na horyzoncie bowiem czyha Rhysand – wróg Tamlina, który teraz zamierza
odebrać spłatę zaciągniętego długu.
KOBIECA SIŁA
ŁOWCZYNI I ZWROTY AKCJI
Przygotowania do ceremonii zaślubin, rozliczne oby Feyry, jej wątpliwe uwielbienie do
zajmowanej funkcji i zapewnienia Tamlina, że czuje to samo, co ona. Dziewczyna nie jest do końca szczęśliwa, coś
gryzie ją od środka. Marudzi? Trochę tak. Ale jest jak ptak, któremu właśnie
podcięto skrzydła. Jakże więc wielkim krokiem na przód akcji okazuje się pojawienie
Rhysa, który porywa ze sobą pannę młodą
przypominając Tamlinowi o długu. I
zabiera ją do Dworu Nocy, swojego
królestwa – wspominając o tym, że tak naprawdę ją wybawił. Tutaj właśnie
zaczyna się prawdziwa akcja książki, dynamika, która tak naprawdę kończy się
dopiero na ostatniej stronie. Jeden zwrot akcji? Z pewnością nie. Autorka tak
miesza fabułą, że zdezorientowany
czytelnik nie jest w stanie się oderwać. Kto w końcu jest wrogiem? A kto przyjacielem? Cała dotychczasowa wiedza
wyniesiona z pierwszego tomu zdaje się nie mieć żadnego znaczenia. Feyra, która
ma teraz nieśmiertelne ciało, wchodzi
w układy kolejny raz akcentując jej niezaprzeczalnie istotną rolę w świecie
magii. Jak wiele siły tkwi w kobiecie.
NOWE UCZUCIA,
CZYLI KSIĄŻĘ NOCY
Mroczny las, wojna, konflikty,
zaś obok nich oddanie i rodzące się uczucia. Był Tamlin, teraz jest Rhys. Wróg? Zdecydowanie nie dla Feyry. Zdaje
się, że oboje świetnie się dogadują, co więcej, dziewczyna nie sprawia wrażenia
kompletnie zrozpaczonej, kiedy trafia do Dworu Nocy. To przecież nie ten typ.
Uważnie słucha zasad, którymi ma się
kierować. „Nie wchodź do cudzego umysłu”, „bądź gotowa zobaczyć rzeczy, które
mogą ci się nie spodobać.” Brzmi groźnie? Nie w wydaniu Rhysa. Ja zaś sama
zdecydowanie przekonałam się do księcia
z drugiego tomu, choć początkowo miałam delikatne obawy naznaczone jego
pewnością siebie. Zazdrość, przekomarzanie,
ale też oddanie i niezaprzeczalne pragnienie. Co łączy Feyrę i Rhysa? Czy
będą potrafili dostrzec swoje uczucia i otwarcie się do nich przyznać?
O WIELE LEPSZA!
Ależ to była przygoda. Teraz mogę to powiedzieć z pełną
szczerością. Autorka wykonała kawał
dobrej roboty bijąc drugim tomem ten pierwszy na łeb na szyję. Jeśli
ktokolwiek zrezygnował z sięgnięcia po kolejną część po ambiwalentnych
uczuciach związanych z otwarciem serii, niech mocno żałuje. Prawdziwa jazda bez
trzymanki, podczas której wszystko może się zdarzyć. Bo wszystkie chwyty
okazują się dozwolone. Jestem poważnie zachwycona finezją Sarah J. Maas i już
nie mogę się doczekać, kiedy sięgnę po kolejny tom. Bo ten skończył się w takim momencie, że ciężko odmówić sobie sięgnięcia
po kontynuację.
Recenzja: Dwór cieni i róż
Takie przygody to tylko przeżywać.
OdpowiedzUsuńNie mój gatunek. 😊
OdpowiedzUsuńMam tę serię na uwadze:)
OdpowiedzUsuńOczywiście mam w planach książki S.J. Maas, ale jakoś do tej pory nie mogłam się za nie zabrać. Nie mniej jednak na pewno to uczynię, b lubię czasem przenieść się do innego świata :) Pozdrawiam, Eli https://czytamytu.blogspot.com
OdpowiedzUsuńCieszę się, że polubiłaś serię :) Według mnie jest niesamowita :)
OdpowiedzUsuńUwielbiam tą autorkę a ta seria czeka u mnie na półce :)
OdpowiedzUsuńDla mnie to najlepszy tom z tej serii :D Jest świetny!
OdpowiedzUsuń