„Prawdziwe marzenia, takie najprawdziwsze to
tylko te, które nigdy nie mogą być spełnione.”
Każdy z nas obiera własną drogę. Gonimy za karierą,
pieniędzmi, wykształceniem, a jednak wszyscy mamy jedną wspólną ścieżkę. Niezależnie
od tego, jak kształtujemy swoje życie, potrzebujemy do szczęścia drugiego
człowieka – jego miłości, przyjaźni czy wsparcia. Kiedy odcięci od ukochanych bliskich
ruszamy w daleki świat, wysychamy jak rośliny, którym zabrano wodę. Egzystujemy
jakiś czas, ale wysysane resztki sił odbierają nam uśmiech, i radość i sens
istnienia. Co zatem powiedzą ci, którzy wypływając w morze nie mają możliwości
rychłego powrotu? Marynarze zamknięci na statku, w porównaniu z potęgą wody
wydają się tak mali, jak pyłek noszony przez wiatr. A jednak przychodzi zmagać
się im nie tylko z żywiołem, bo jak się okazuje, najgroźniejsza jest właśnie
tęsknota. Chcecie poczuć jej siłę rażenia? Zerknijcie na chwilę do Listów z morza.
Zbiór listów zebranych w książce Andrzeja Perepeczko to
pisemna relacja samotnej podróży zakochanego marynarza, który by przetrwać, tworzy.
Zapisane na papierze słowa, adresowane do pozostawionej na lądzie kobiety,
pozwalają mu dać upust gromadzącym się w nim emocjom. Jako że przychodzi mu żyć
w latach 60., nie ma Internetu czy komórki, a jedynie kartkę, kopertę i
znaczek. Ma też niezliczoną ilość godzin, które bez ukochanej wydają się
wiecznością.
W Listach z morza etapowo
poznajemy charakter nadawcy kolejno następujących po sobie pism. Jawi się jako
romantyk, człowiek wrażliwy, ale i mężczyzna mający swoje słabości, wystawny na
ciężką próbę, przez którą tak trudno mu przejść. Jest zakochany i może odrobinę
zaślepiony, ale przecież miłość odbiera ludziom rozsądek i możliwość
obiektywnego spojrzenia na całą sytuację. Obok jego odwagi i determinacji tkwi
strach – lęk przed samotnością i odrzuceniem. Ale nie tylko. Przez dłuższy czas
marynarz nie nazywa otwarcie swoich uczuć, dopiero z czasem uświadamiając
czytelnikowi i najwyraźniej sobie to, że kocha.
„Trzeba więc łapać, co się da, te okruchy,
które leżą w naszym zasięgu. I nie martwić się, że poza tym istnieje taka masa
interesujących spraw.”
Chwilami szczerość tworzonej w książce relacji potrafi
wprawić w osłupienie. Nadawca listów pisze otwarcie o własnych przeżyciach,
wspominając o tym, co tkwi w jego głowie. Nie pomija też jednak intymnych szczegółów
będących wynikiem jego słabości, stąd zostajemy zgłębieni przykładowo w
przebieg przygody spędzonej u boku młodej Azjatki. Takie słowa mogłyby wywołać
w adresatce pism zazdrość, chociaż ma się wrażenie, że marynarz nie chce fałszu
i obłudy uzewnętrzniając każdą myśl i zejście z właściwej drogi. Czy zostanie
doceniony?
Podróż przez morza i wzdłuż brzegów dalekich ziem, obraz
Azji, Ameryki czy południowych zakątków Europy, scenariusz codzienności rozgrywanej
na statku i wędrówka przez ludzki umysł – pośród kłębowiska emocji, hipotez,
pragnień i tęsknoty. Listy z morza to
książka o miłości, ale niecodzienna, bo choć karmiona nadzieją – często okazuje
się smutna. Górnolotne myśli i uwielbienie niejednokrotnie zderzają się tutaj z
bardzo przyziemnymi sprawami, z niemalże pochwalnej ody przemieniając się w
zwykłą relację dotyczącą wykonywanej pracy.
Podobnie jest i z językiem, kiedy to dogłębne refleksje i
dojrzałość słowa spotyka się z mową niemalże uliczną, zawierającą potoczne
zwroty, a nawet wulgaryzmy. Różnorodnych mieszanek, na wielu płaszczyznach
tutaj wiele, bo przecież ostatecznie dochodzimy do wniosku, że takie jest nasze
życie. Czasami trafiamy do bram nieba, by potem boleśnie spaść na samo dno.
Listy z morza to
książka, która okazała się dla mnie ciekawym doświadczeniem. Raczej rzadko
sięgam po opowiadania, a co dopiero jeżeli chodzi o zbiór adresowanych do kogoś
informacji. Chociaż na początku wszystko wydawało mi się wielkim
nieporozumieniem, ostatecznie naprawdę zainteresowałam się dalszym rozwojem
wydarzeń nie nastawiając się na szokujące nowiny, bo przecież to nie powieść, w
której akcja goni akcję. To uspokajająca lektura, w sam raz dla sentymentalnych
wielbicieli szczerych, niedekorowanych wyznań. Chcecie zobaczyć jak wygląda
tęsknota w najgłębszym tego słowa znaczeniu? Szukacie czegoś skłaniającego do
refleksji? Andrzej Perepeczko może dać Wam to, czego potrzebujecie.
moja ocena: 4-/6
wydawnictwo: Bernardinum
ilość stron: 232
data wydania:
marzec 2016
Za książkę bardzo serdecznie dziękuję
wydawnictwu Bernardinum.
Ciekawa książka.
OdpowiedzUsuńNie do końca jestem przekonana, czy to książka dla mnie :)
OdpowiedzUsuńPewnie bym się zbyt nad nią rozczulila, taka tęsknota przelana na papier to chyba wyciskacz łez:)
OdpowiedzUsuńOjj zainteresowałam się nią :)
OdpowiedzUsuńCzytałam kiedyś transkrypcje listów - autentyków - żołnierzy z różnych epok, piszących z frontu do matek. Popłakałam się. Chyba ten rodzaj lektury nie jest dla mnie.
OdpowiedzUsuńGdyby to był "Stary człowiek i morze" to bym się skusiła, ale raczej nie jestem zaintrygowana.
OdpowiedzUsuńWydaje mi się że weźmie mnie na tę książkę po egzaminach. Teraz czytam raczej spokojną, nie wymagającą literaturę, a potem mnie najdzie ochota na coś zmuszającego do refleksji. Ciekawa recenzja. Trochę przypomina mi opisem książkę"Stary człowiek i morze", ale i ta pozycja dopiero przede mną.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam cieplutko
Nie dla mnie.
OdpowiedzUsuńNie czuję tego polotu :)
OdpowiedzUsuń