„Prawdziwa miłość jest możliwa nie tylko raz
w życiu.”
Poczucie odrzucenia i utrata kogoś bliskiego to chyba
jedne z najbardziej bolesnych ciosów, które można otrzymać od losu. Kiedy się
łączą, tworzą mieszankę depresyjną potrafiącą zrujnować życie największego
szczęśliwca. Tak to już jednak bywa czasami nieprzewidywalnie, że człowiek
nigdy nie może uzyskać gwarancji na udaną przyszłość. Podejmując słuszne wybory
powinniśmy liczyć się z tym, że może nas spotkać rozczarowanie, a jednak zbyt
rzadko o tym myślimy. Taki właśnie gorzki smak rozstania poczuły bohaterki
książki „Zaczęło się w Paryżu”, które przechodząc przez piekło cierpienia nie
mają pojęcia, jak wiele zmian szykują dla nich nadchodzące dni.
Grace, Leila i
Vonnie to trzy nieznające się kobiety, które nie są świadome tego, jak wiele je
łączy. Każda z nich żyje niejako samotnie, przedwcześnie tracąc miłość na
wskutek pechowego biegu wydarzeń. Leila zadręcza się wyrzutami sumienia
zostawiona przez męża, który znalazł sobie inną, podobnie jak i Grace, chociaż
ona jednak zdążyła nacieszyć się macierzyństwem doczekując się dwójki dorosłych
już teraz dzieci. Z kolei Vonnie było
dane dotknąć czerni żałoby, kiedy to postanowiła wypełnić pustkę po śmierci
ukochanego pracą w cukierni, której w pełni oddaje się do dziś. Każda z nich
chciałaby znaleźć własne szczęście, chociaż przepis to nie jest taki prosty. Na
horyzoncie czeka jednak pewno wydarzenie, które z pewnością sporo namiesza.
Po romantycznych
zaręczynach na szczycie słynnej, francuskiej wieży, Katy i Michael przygotowują
się do ślubu. Wyczekują przecież dnia, który namaluje im zupełnie nowy obraz
przyszłości. Aczkolwiek nikt nie spodziewa się tego, że ten czas przyniesie
także wiele zmian innym osobom. A już z pewnością okaże się wielką próbą dla
Grace, która będzie musiała stanąć oko w oko ze swoim byłym mężem.
Rozgrywana w irlandzkich klimatach powieść o rozczarowującym
odcieniu miłości skupia swoją uwagę na trzech różnych bohaterkach. Grace to dyrektorka szkoły, miła,
pomocna, potrafiąca zaufać swoim uczniom. Jednym słowem – pedagog do rany
przyłóż. Niestety sukcesy w pracy zawodowej nijak mają się do jakości życia.
Kobieta mieszka z dala od męża, a jedynym elementem łączącym ją z byłym
partnerem okazują się dorosłe dzieci. Leila
obraca się w towarzystwie gwiazd, pracując jako dyrektor do spraw reklamy. Niestety kariera nie potrafi
zrekompensować samotności, która zagościła w jej sercu tuż po tym, kiedy
odszedł od niej mąż. Dręczona faktem, że być może to przez nią po roku rozpadło
się jej małżeństwo, zmaga się dodatkowo z wypadkiem matki, która przebywając w
szpitalu uświadamia kobiecie wiele rzeczy, na które dotąd nie zwracała uwagi. Vonnie zaś jest obdarzoną skandynawską
urodą mistrzynią wypieków prowadzącą kiedyś zupełnie inne życie. Śmierć męża
zabrała jej miłość, ale nie zabrała wytrwałości i nadziei. Zawsze przecież
można znowu się zakochać. Czasami jednak trzeba o to naprawdę powalczyć.
„Korzenie i skrzydła, pamiętasz? To właśnie
rodzice powinni dać swoim dzieciom.”
„Zaczęło się w Paryżu” to obyczajowa powieść, mająca z
pozoru nieco przygnębiającą podstawę budowanej treści. Rozwody, rozstania,
cierpienie. I gdzie tutaj można dopatrzyć się szczęścia? Tak to już jednak w
życiu bywa, że po burzy zawsze wychodzi słońce. Podobnie i w tej książce, gdzie
scenariusze losów bohaterek w końcu zaczynają nabierać blasku. Autorka,
powołując do istnienia aż trzy główne postaci, dała sobie spore pole do popisu.
Musiała przecież wykreować różne zakończenia i chociaż ostatecznie wszystko
razem się łączy, każda z powieściowych kobiet niesie odrębny obraz pod którym
skrywane jest niemałe doświadczenie bogate w przemyślenia i wnioski.
Akcja powieści to nie tykająca bomba, a raczej płynący
miarowym rytmem strumień, który jednak w drugiej połowie nieco przyspiesza tempa.
Postaci stają się coraz bardziej aktywne,
dochodzi do licznych konfrontacji, odważnych kroków i spotkań, mających na życie
bohaterów ogromny wpływ. W trakcie czytania towarzyszyły mi emocje i
zainteresowanie dotyczącej kolejnych wydarzeń, chociaż przyznam, że początkowo
miałam trudności z odnalezieniem własnego miejsca w tej książce. Trochę
gmatwały mi się historie poszczególnych bohaterek, bo przecież nie chodzi tutaj
o jedną osobę – a o trzy, a każda z nich ma własne towarzystwo, przez co ilość
postaci drugoplanowych także przekracza średnie statystyki. Ostatecznie jednak
Cathy Kelly przekonała mnie do swojego stylu, a irlandzkie przygotowania do
wesela zaangażowały i mnie.
Emocje, nurtujące życiorysy, refleksje, nadzieje i
podarowane szanse. Motto nigdy nie mów
nigdy to wiodąca myśl tej powieści udowadniająca to, że miłość wiele ma
oblicz i wiele metod działania. Myślę, że historia trzech bohaterek połączonych
pewnym wydarzeniem przypadnie do gustu dojrzalszym kobietom, w szczególności
tym, które same zmagają się z powątpiewaniem w szczęście i odrzuceniem
potrafiącym zamroczyć nawet najbardziej słoneczny dzień. Może bawiąc, podaruje Wam
wiarę. Wszak najcenniejsza literatura to ta, która relaksując – pociesza.
moja ocena: 4/6
wydawnictwo: Sonia Draga
ilość stron: 550
data wydania: luty
2016
Za książkę bardzo serdecznie dziękuję
wydawnictwu Sonia Draga.
Brzmi raczej jak bajka niż powieść obyczajowa, dużo tu naleciałości typowej "literatury babskiej", ale właśnie takie bajki dają zwykle nadzieję, że nie wszystko w życiu stracone :)
OdpowiedzUsuńBrzmi bardzo kusząco, ale skąd wezmę na nią czas?
OdpowiedzUsuńBrzmi zachęcająco ;)
OdpowiedzUsuńBuziaczki! ♥
Zapraszamy do nas :)
rodzinne-czytanie.blogspot.com
Lubię takie obyczajowki które mówią o budowaniu czegoś nowego po smutnej przeszłości. Z chęcią bym przeczytała o tych 3 kobietach :)
OdpowiedzUsuńMogłabym przeczytać:)
OdpowiedzUsuńUwielbiam takie książki, kilka bohaterek, kilka historii. Zawsze miło wspominam takie pozycje.
OdpowiedzUsuńOstatnio czytam tylko kryminały i sensację, więc pora na coś lżejszego.
OdpowiedzUsuńMuszę wpisać na długą listę książek do przeczytania :)
OdpowiedzUsuń