„Nigdy nie przeproszę za to, że kochałam
pana Danielsa”
Miłość, bez której nie można żyć, nieraz wymaga przejścia
przez trudny test, którego nie zdają wszyscy. Podczas żmudnej weryfikacji
odpadają ci, których uczucie nigdy nie było do końca szczere. Dzielący
zakochanych dystans, niezadowolona rodzina czy po prostu kaprysy losu –
przeszkód stawianych na drodze ku szczęściu można by spisać naprawdę wiele.
Jeżeli jednak kocha się naprawdę, pod naporem miłości pęka nawet najgrubszy
mur. Najgorsze jednak jest to, że nigdy nie wiemy, czy aby na pewno nasze
uczucie jest prawdziwie szczere. O tym dowiadujemy się dopiero podczas wielkiej
próby, a rozczarowania bywają tak bardzo bolesne, że nieraz nie w sposób
podnieść się z podłogi. Przed obliczem trudnej miłości niewątpliwie stanęła
bohaterka książki „Kochając pana Danielsa”. W tym wypadku nieodpowiednia
sytuacja ma o wiele bardziej wymowne znaczenie, aniżeli kiedykolwiek przedtem.
Ashlyn, wraz ze
śmiercią siostry bliźniaczki, doświadcza samego piekła. Po odejściu ukochanej
osoby pozostaje z wielką pustką, odrzuceniem ze strony matki i szkatułką pełną
listów, które Gabby napisała tuż przed tym, zanim zmarła. Jako ta gorsza córka,
której udało się przetrwać, Ashlyn widząc pretensje w oczach własnej
rodzicielki przeprowadza się do ojca – mężczyzny, którego niestety nie zna
prawie wcale. Henry, bo tak ma on na imię, zajmuje posadę zastępcy dyrektora
szkoły i najwyraźniej wiedzie szczęśliwe życie u boku nowej kobiety oraz jej
dzieci. Ta sytuacja jest dla dziewczyny niezwykle trudna. Czując się jak intruz
wkracza na nieznany jej dotąd ląd, sama, bezbronna i zraniona. Życie nieraz
bywa jednak prawdziwą niespodzianką. W trakcie podróży Ashlyn spotyka chłopaka,
z którym od razu zaczyna łączyć ją coś więcej. Inteligentny, czuły i nieziemsko
przystojny, zaprasza ją na swój koncert, podczas którego dziewczyna zapomina o
wszystkich cierpieniach, jakie ostatnio na nią spadły. I kiedy namiętny
pocałunek przenosi ją do samego nieba, już wkrótce będzie musiała boleśnie
spaść na sam dół, kiedy przekraczając próg nowej szkoły odkryje, że Daniel
Daniels, w którym się zakochała, jest jej nauczycielem.
Czasami los obdarowując kogoś szczęściem, stoi z boku i
przygląda się mu z ironicznym, kpiącym uśmiechem. Dokładnie tak dzieje się w
przypadku bohaterki książki „Kochając pana Danielsa”, która wygrywając los na
loterii dowiaduje się o tym, że niestety jest on sfałszowany. Oddając serce
cudownemu chłopakowi, Ashlyn przekonuje się, że jej uczucie musi zostać
zniszczone. Daniel Daniels jest bowiem jej nauczycielem, co szokuje ich obojga
na tyle, że nie potrafią poradzić sobie z zaistniałą sytuacją. Ona – odrzucona
przez matkę, mieszkająca w nowym miejscu u boku nieznanych jej ludzi nie
przeżyje drugi raz kolejnego upadku. On – pozbawiony najpierw mamy, którą ktoś
brutalnie zastrzelił, stracił niedawno ojca i tłumiąc w sobie emocje dotąd
stara się wyciągnąć z samego dnia właśnie ją. Kiedy jednak Daniel odkrywa, że
Ashlyn jest jego uczennicą, wszystko się zmienia. Nie chcąc jej skrzywdzić jest
świadom tego, że niestety będzie musiał to zrobić.
W książce, prócz zawiłego problemu głównych bohaterów,
autorka porusza także kwestię innych trudności, z jakimi borykają się młodzi
ludzie. Pojawiają się narkotyki, które zwodząc na manowce mogą utorować drogę
samej śmierci. Jest i niezrozumienie związane z odmienną orientacją. Przyznam,
że rozpoczynając czytanie zadałam sobie pytanie, o co chodzi z tym modnym,
nieustannym wprowadzaniem homoseksualistów w całą fabułę. Ostatnimi czasy
główne bohaterki mają tylko i wyłącznie przyjaciół gejów, jakby inne dziewczyny
totalnie wyginęły. Nie żebym miała coś przeciwko takim osobom. Kiedy jednak
stale czyta się jedno i to samo, zaczyna być nudno. Szybko jednak zbrukałam
siebie za takie przemyślenia, ponieważ Brittainy C. Cherry tak pokierowała całą
akcją, że wszystko wydało się inne, słuszne, a na koniec wstrząsające. Książka
to emocjonalna bomba, przy której czytelnik jest skazany na łzy, uniesienia i brak
możliwości decydowania o tym, by odłożyć powieść na bok. „Kochająć pana
Danielsa” to jeden z tych bestsellerów, na które wart owydać każdą złotówkę.
„Bez względu na wszystko, nieważne, ile razy
musicie się z nią stykać, śmierć nigdy nie stanie się łatwiejsza.”
Niebanalna, niełatwa, a jednak niezniszczalna miłość
płynąca w rytmie muzyki i nieśmiertelnych słów Szekspira. Autorka, wykazując
się nie lada inteligencją i wiedzą, wprowadziła w całą fabułę wspomnienie o wybitnym
pisarzu, którego słowa i dzieła są aktualne do dziś. Porywające dialogi,
wywołujące zarówno uśmiech, jak i ból oraz piękny styl i język – to kolejna
zachęta do sięgnięcia po ten tytuł, bo oprócz targającej emocjami akcji książka
posiada coś ponad to. Ma w sobie tę magię, czar i magnes, a wszystko to, łącząc
swoje siły, przyciąga tak mocno, że nie można się oderwać.
„Bo udawanie szczęścia to niemal jego
odczuwanie. Przynajmniej póki nie przypomnisz sobie, że to tylko pozory. Wtedy
jest smutno. Naprawdę smutno. Bo noszenie na co dzień maski jest bardzo trudne.
A po jakimś czasie jesteś trochę
przestraszony, bo maska staje się twoją częścią.”
Ta historia, opowieść o Danielu i Ashlyn, na długo
pozostanie w mojej głowie i to pod wieloma względami. Zarówno główni
bohaterowie, jak i ci drugoplanowi, uczą akceptacji, pokory, cierpliwości i
uczciwości. Swoim przykładem niosą lekcję, by ktoś naprawdę mógł z niej
skorzystać. Romantyczna, namiętna, ale i nie stroniąca od śmieci powieść to
moja propozycja dla każdej kobiety. Jeśli kochacie cudowne książki o miłości i
macie dość oklepanych scenariuszy, już wiecie, czego szukać. Dajcie się
zaprosić do serca pana Danielsa i u boku bohaterów przeczekajcie mroczną noc.
Bo po takowej zawsze przychodzi niosący światło poranek i wszystko co uśpione,
budzi się do życia.
Na uwagę zasługuje także całkiem udana okładka.
Przypominająca niewinność i delikatność jest jedną z odsłon treści i zarazem
zapowiedzią pięknego środka. Nie powiem ani jednego negatywnego słowa na temat
tej książki, ponieważ musiałabym skłamać. Jeżeli nie macie czego czytać, lub
jeśli nawet coś macie, przepuście ten tytuł i pochłońcie go poza kolejnością.
Ja tak zrobiłam i z pewnością tego nie pożałowałam.
moja ocena: 6/6
wydawnictwo: Filia
ilość stron: 424
rok wydania: 2015
Mam na tę książkę straszną chęć od momentu, kiedy pojawiły się jej pierwsze zapowiedzi, a Twoja recenzja tylko utwierdziła mnie w przekonaniu, że warto się z nią zapoznać.
OdpowiedzUsuńZapraszam do mnie ;) Powoli wracam do blogowej rzeczywistości po książkowym urlopie :)
Książkę naprawdę warto przeczytać. A na Twojego bloga na pewno zajrzę ;)
Usuńmoże przeczytam
OdpowiedzUsuńZapraszam na mój blog --> klik
Mam mieszane uczucia odnośnie tej książki, więc chyba sobie podaruję, choć tak pięknie zachęcasz :)
OdpowiedzUsuńOkładka jest przepiękna i według mnie stanowi idealną ramę dla całej historii :) A opowieść, mimo lekkiego zawodu, który odczułam po lekturze, wywołuje masę emocji. Ja mam cały czas wrażenie, że przeczytałam ją jakoś nieodpowiednio, może w złym dla siebie momencie. I dlatego też, jak tylko znajdę chwilę wolnego czasu, przeczytam książkę ponownie, powoli, by dostrzec to, co za pierwszym podejściem mi umknęło :)
OdpowiedzUsuńSkądś znam to uczucie. Miałam podobnie przy "Powód by oddychać". Wszyscy zachwalali serię pani Donovan, a mnie wydawała się zbyt banalna i po prostu nudna. Czytałam ją wtedy, kiedy moja córeczka była chora i myślałam, że wylądujemy w szpitalu. Myślę, że właśnie to przyczyniło się do mojej negatywnej opinii. Więc do książki może kiedyś jeszcze powrócę, by móc ocenić ją ponownie.
UsuńZnamy siebie na tyle na ile nas sprawdzono, a miłość też musi pokonywać trudności, ale najważniejsze, by być razem z ukochaną osobą. Książkę mam w planie:)
OdpowiedzUsuńNie pozwól, by Ci umknęła. Bo naprawdę jest warta poznania ;)
UsuńJuż od dawna chcę przeczytać! Chociaż niektórzy jej tak nie chwalą jak Ty, to chcę sie przekonać o tym na własnej skórze :)
OdpowiedzUsuńInsane z http://przy-goracej-herbacie.blogspot.com/
Okładka przykuła mój wzrok już chwilę temu, ale jeszcze się wahałam czy sięgnąć po tę pozycję. Trochę nie moje klimaty, ale skoro książka jest taka dobra, to chyba sama się skuszę ;)
OdpowiedzUsuńTo kolejna pozytywna recenzje tej książki. Chyba znowu wydam kolejne pieniądze...
OdpowiedzUsuńCzasami warto je wydać. Szczególnie na taki tytuł, jak ten. Chociaż wiem, jak to jest. Nasza lista tytułów, które chcemy, notorycznie się wydłuża, a funduszy coraz mniej ;)
UsuńUbóstwiam tę książkę, absolutnie i bezsprzecznie skradła moje serce i wylałam na niej morze łez ;).
OdpowiedzUsuńTAK! Zgadzam się z Tobą i każdym Twoim słowem. Książka jest genialna.
UsuńMam na razie dość powieści o miłości, daję sobie z nimi spokój na jakiś czas. ;) Ale Kochając pana Danielsa wydaje mi się interesującą książką, więc pewnie kiedyś po nią sięgnę i mam nadzieję, że moje odczucia będą podobne do twoich. :D
OdpowiedzUsuńPo pierwszej zapowiedzi tej książki wiedziałam, że muszę ją przeczytać. Genialna! Dawno nie czytałam tak świetnej powieści. Rollercoaster emocji :)
OdpowiedzUsuńTyle pozytywnych emocji w komentarzach i w opisie-muszę ją mieć.
OdpowiedzUsuńMam w planach przeczytać tę książkę, w sumie od bardzo dawna. Faktycznie - okładka również jest bardzo ładna. Historia na pewno ciekawa, więc nic innego tylko czytać! :)
OdpowiedzUsuńŁał, gdzie bym się obejrzała, wszędzie opinie i recenzje tej książki są zdecydowanie pozytywne. Gdyby nie to, że na razie muszę przystopować z kupnem książek, pewnie bym jeszcze dzisiaj ją zamówiła :)
OdpowiedzUsuńCzęsto widzę tę książkę na różnych portalach. Myślę, że muszę ją w końcu sprawdzić.
OdpowiedzUsuńaskier-pisze.blogspot.com