„Kto wie, czy los
wysyła nam sygnały ostrzegawcze, gdy zamierzamy wpakować się w bagno
stulecia. Choćby najbardziej subtelne ostrzeżenie, choćby piosenka usłyszana
w radiu, napis na murze albo przynajmniej czarny kot przebiegający
przez ulicę i już przystajesz i zaczynasz się zastanawiać. Bo kiedy
jest już za późno, a ty tkwisz po kolana w błocie, nie ma szans,
by wrócić do chwili, w której można się było jeszcze wycofać
z honorem.”
„Raz na wozie, raz pod wozem” – tak właśnie brzmi jedno z
najprawdziwszych polskich przysłów. W życiu nieustannie wspinamy się na wysoką
drabinę i kiedy osiągamy szczyt czystego szczęścia, musimy zacząć schodzić w
dół – a to bywa znacznie mniej przyjemne. Czasami jednak zdarza się i tak, że
przypadkiem podwija się nam noga i bez szansy na ratunek spadamy na samo dno,
boleśnie raniąc sobie tyłek. Gwałtowny upadek bywa dołujący i podniesienie się
z podłogi nieraz wymaga sporej determinacji. Najlepszym lekarzem w takim momencie
jest jednak czas… No właśnie, on sam i coś jeszcze. Jeżeli macie ochotę poznać
historię życia Cristiny, która gramoląc się po bardzo dotkliwym upadku znalazła
antidotum na ból, zagłębcie się w słowach mojej recenzji najzabawniejszej powieści
tego lata – „Nie tacy oni straszni”.
Cristina, trzydziestoparoletnia
asystentka telewizyjnej gwiazdy, wpada w wir nieszczęść. Utrata pracy i
rozstanie z chłopakiem to jednak jeszcze nic. Mocno przedawkowując dopuszczalną
dawkę waleriany trafia do szpitala, a tam… zakochuje się w przystojnym lekarzu.
Cóż z tego, kiedy Marco ma żonę. I to nie byle jaką. Stefania okazuje się
życzliwą panią doktor, z którą najwyraźniej łączy go głęboka miłość i wiele wspólnie
spędzonych szczęśliwie chwil. Przepełnione dobrymi intencjami szpitalne
małżeństwo szykuje Cristinie niespodziankę. Aranżując spotkanie, Marco i
Stefania próbują zeswatać ją ze swoim wieloletnim przyjacielem – Albertem. Namolny
i denerwujący okazuje się jednak niezbyt trafnym materiałem na chłopaka.
Cristina jednak nie ma pojęcia, jak wiele wrażeń postanowi jej zapewnić nowy
znajomy. To właśnie między innymi dzięki niemu będzie miała okazję spotykać się
z Marco. Co jednak musiałoby się stać, by jej miłość została spełniona? Czy
warto wierzyć w to, co wydaje się niemożliwe? Bohaterka rusza na ostrą przejażdżkę
rollercoasterem, a pętli, zawiłości i jazdy bez trzymanki będzie tutaj naprawdę
sporo.
Niejednokrotnie tworząc scenariusz do telewizyjnego
programu, Cristina nie jest jednak w stanie wyreżyserować swojego życia. W nim
wszystko układa się bowiem tak, jak nie powinno. Jest Alberto, który się za nią
ugania, i jest Marco – za którym ugania się ona. Dwóch mężczyzn, dwie różne
sytuacje, a każda z nich nieodpowiednia na swój pokręcony i nieszczęśliwy
sposób. Bohaterka jest świadoma tego, że przystojny lekarz nie jest jej pisany.
Tkwiący w szczęśliwym związku małżeńskim powinien być dla niej zakazanym
owocem. Ale przecież takowy smakuje najlepiej, nieprawdaż? Oprócz miłosnych
porażek, Cristina traci pracę. Tym samym trafia z powrotem do domu rodziców i
już sama nie jest w stanie zdecydować, która z tych dwóch zmian jest dla niej
gorsza. Matka, dla której nigdy nie przestała być dziewczynką, potrafi wpędzić
ją do grobu, ale przecież zawsze musi być gorzej, aby mogło stać się lepiej. Wkrótce
wiele się zmieni, a bohaterka wpadnie do wrzącego garnka, w którym prócz
zabawnych sytuacji, licznych wpadek i pechów, będzie gotowała się także
nadzieja. Przesiąkając wszystkimi składnikami magicznej mieszanki, kobieta
zapewnia czytelnikowi historię, z którą naprawdę nie można się nudzić.
„Pępowina jest jak smycz z gumy: nigdy
całkiem się nie zerwie, może tylko rozciągać się w nieskończoność.”
Federica Bosco stworzyła powieść, na punkcie której
oszalały wszystkie Włoszki. Czy Polkom też to grozi? Tak, ale tylko tym, które
postanowią zajrzeć na pierwsze strony omawianej książki. To wystarczy, by
wtopić się w jej klimat i pozostać w nim do ostatniego, napisanego słowa. Nie
do końca ufam hasłom głoszącym, że dany tytuł jest jakiś „naj”. Niejednokrotnie
tego typu reklamy bywają naprawdę mylące. Najlepsza, najpoczytniejsza,
najromantyczniejsza… Najzabawniejsza – w tym wypadku zetknęłam się z taką oto
propozycją i … nie zawiodłam się. Autorka podarowała mi pełną humoru, zawiłą,
zabawną i niezwykle pozytywną historię, przy której po pierwsze nie można się
nudzić, a po drugie – smucić. To najlepszy ze znanych mi antydepresantów.
Jeżeli macie trudne dni, biegnijcie do księgarni po „Nie tacy oni straszni”.
Książka porusza drażliwy i dotkliwy temat. Rozstanie i
utrata pracy, to przecież nic przyjemnego. Jak zatem fabuła może bawić? A no
może i to jeszcze jak. Federica Bosco z talentem pisarki i komika w jednym,
tworzy wywołujące uśmiech dialogi. Cieszy się jednak nie tylko serce czytelnika,
bo niejednokrotnie uśmiech uaktywnia także mięśnie naszych ust. Gdyby ktoś
widział nas w takim stanie, szczerzących się do samych siebie, pomyślałby, że
zwariowaliśmy. Tak działa ta książka, pozytywna do bólu i optymistyczna w
każdym calu. Bohaterowie powieści, zróżnicowani, ale na swój sposób
sympatyczni, już od samego początku wykazują się konkretnymi cechami,
pozwalającymi czytelnikowi wykreować sobie w głowie ich dokładny obraz. Uczciwy
i przystojny Marco zawsze służy pomocą, Cristina miewa liczne wpadki i chociaż
jest naiwna, bywa naprawdę słodka. Nawet Alberto, ze swoim egoizmem i paletą
denerwujących zachowań, okazuje się niezbędnym elementem, bez którego nie
byłoby tak śmiesznie. Kocioł przeróżnych charakterów w tej sytuacji bardzo się
sprawdza więc nie pozostaje mi nic innego, aniżeli zachęcić Was do przekonania
się o tym na własnej skórze.
Humor, miłość – mająca wiele twarzy i prawdziwe życie –
ze swoimi niedoskonałościami i nie zawsze chcianymi niespodziankami, to części
składające się na fabułę książki, po którą powinna sięgnąć każda kobieta. Polecam
tym, które czerpią radość z wakacyjnych dni – Wasze dobre samopoczucie z
pewnością wzrośnie jeszcze bardziej. Sugeruję paniom będącym w emocjonalnej
rozsypce – gwarantuję, że na jakiś czas zapomnicie, co to smutek. Cristina, szalona,
naiwna, lubiąca bujać w obłokach kobieta taka, jak my, udowodni, że kiedy
wydaje nam się, że życie nam się kończy, wtedy takowe dopiero się zaczyna.
moja ocena: 5+/6
wydawnictwo:
Prószyński i S-ka
ilość stron: 456
premiera: sierpień 2015
Za książkę bardzo serdecznie dziękuję wydawnictwu Prószyński i S-ka.
Ostatnio recenzujesz same nowości i to te, które chcę przeczytać :) Ten tytuł również jest na tej liście.
OdpowiedzUsuńhttp://przy-goracej-herbacie.blogspot.com/
Wcześniej nie miałam na nią chęci, ale trochę mnie skusiłaś :) Ta okładka mnie urzekła :)
OdpowiedzUsuńNa taką książkę mam teraz ochotę :)
OdpowiedzUsuńWidziałam już gdzieś wcześniej ten tytuł i stwierdziłam, że okładka jest bardzo intrygująca. Podtrzymuję tę opinię. ;D
OdpowiedzUsuńZachęciłaś mnie do przeczytania! :D Pozycja ta wydaje się interesująca i cieszy mnie to, że jest zabawna, bo lubię to. :D Chcę kiedyś przeczytać. ^_^
Okładka mnie zbytnio nie kusi, ale treść tej książki już tak. Może przeczytam.
OdpowiedzUsuńW miłości tyle zawiłości. :D
OdpowiedzUsuń