Śmierć, chociaż tak bardzo naturalna i oczywista, w dzisiejszym świecie pełnym kontrowersji i odważnych wypowiedzi, wciąż pozostaje tematem tabu. Dlaczego? Bo niewygodnie jest mówić o czymś, co wydaje się przykre i nieuchronnie. Więc po co w ogóle poruszać ten temat? Świadomość tego, że kiedyś trzeba będzie odejść przeraża, ale i wprawia w poczucie beznadziejności, bo tak bardzo starając się o dobre życie, kiedyś wszystko będziemy musieli zostawić. Czy jednak śmierć jest kresem wszystkiego? Grubą linią, która skreśla nas z listy i będąc ostatecznym finałem, oznacza całkowity koniec? A może to tylko kolejny etap, przejście do innej rzeczywistości, która jednak wciąż pozostaje dla nas wszystkich wielką niewiadomą i zagadką, którą być może kiedyś odkryjemy? Czy aby nie w ten sposób dostajemy się do bożego raju? Czy zatem śmierć jest naszym przekleństwem, a może wybawieniem? O tym, że odejście z tego świata wcale nie jest końcem, przekonuje nas Janis Heaphy Durham w prawdziwej i robiącej niesamowitej wrażenie opowieści o własnych doświadczeniach – o miłości i o tym, że nie jest w stanie przeszkodzić jej nawet śmierć.
Autorka książki, jako znana i wpływowa osoba, obawiała
się przedstawienia światu własnych doświadczeń. Dlaczego? Bo spodziewała się
krytyki i niedowierzania ze strony tych, którzy czegoś podobnego nigdy nie
przeżyli. Ale chociaż opowiedzenie o tym w kilku słowach może wydawać się tylko
wymysłem okaleczonej wyobraźni, zapoznanie się z całą opowieścią Janis
przekonuje na tyle, że jesteśmy w stanie naprawdę w nią uwierzyć. Zatrzymujący
się zegar – wskazujący godzinę śmierci czy migoczące żarówki – przedstawione
wydarzenia nie mają straszyć czy przerażać. Ich rolą jest ukazanie czegoś, co
niewątpliwie miało miejsce pomimo tego, że sporej części z nas niejednokrotnie
trudno i niewygodnie to wytłumaczyć.
Książka naprawdę robi wrażenie. Przyznam, że podchodziłam
do niej z dużą rezerwą, ale z czasem przekonałam się o tym, że jest w tym
wszystkim coś prawdziwego i niezaprzeczalnie dziwnego. Nie mam w zwyczaju
czytać zbyt wiele na tematy duchowe, stąd też gdyby opowieść została napisana
przez kogoś zajmującego się takimi sprawami, być może po prostu bym po nią nie
sięgnęła. Tymczasem autorką jest kobieta sukcesu, pozbawiona złudzeń i
doświadczona przez los, stąd kontynuowałam czytanie jej dzieła z całkowitym
zaciekawieniem i wiarą w to, że każde z napisanych przez nią słów jest
prawdziwe.
„Ślad na lustrze” to interesujące i niesamowite
doświadczenie. To dowód na to, że nasze życie nie kończy się wraz ze śmiercią.
To doskonała lektura zarówno dla tych, którzy wierzą w życie pozagrobowe i chcą
na jego temat dowiedzieć się czegoś więcej, ale i warta uwagi pozycja literacka
dla niedowiarków. Jestem bardzo ciekawa tego, co powiecie po jej przeczytaniu,
bo opowieść Janis naprawdę może zmienić pogląd na otaczającą nas rzeczywistość.
Pani Durham, wraz z każdą kolejną stroną, ukazuje etapy
długiej drogi, którą musiała przejść, by móc odważyć się o wszystkim
opowiedzieć. Przedstawia zmiany, które zachodziły w niej samej, kiedy z
niedowierzającej i nieco przestraszonej, opuszczonej wdowy stała się otwartym
na nowe doświadczenia człowiekiem, dla którego świat duchowy zaczął przybierać
zupełnie inny, nowy, bardziej klarowny kształt. Autorka snuje wspomnienia o
własnej rodzinie, o przeszłości, która odcisnęła na jej osobowości niewątpliwie
piętno. Jednak wraz z każdym doświadczeniem zachodziły w niej zmiany
pozwalające na napisanie tej książki i opowiedzenie o tym, że miała okazję
przeżyć coś, co nie jest dane zobaczyć każdemu. Być może tą lekturą doda odwagi
innym, którzy także przeżyli coś podobnego. Być może otworzy oczy tym, którzy
starają się je zamykać w momencie, gdy inna rzeczywistość daje im o sobie znać.
„Ślad na lustrze” pozostawia po sobie wyraźny ślad nie tylko na kawałku
tytułowego szkła, ale także w umyśle czytelnika, bo obok tej książki naprawdę
nie można przejść obojętnie.
Natkniecie się tutaj także na zdjęcia, które autorka
wykonywała w celu potwierdzenia własnej opowieści. Zobaczycie dziwne odciski
dłoni na lustrze czy odbitą na tapicerce stopę. Może się zdziwicie i
uwierzycie, a może ironicznie uśmiechniecie z nutą nękającej Was wątpliwości.
Na pewno jednak przeżyjecie coś, co da Wam do myślenia, tak jak i dało mnie. Zachęcam
więc do sięgnięcia po „Ślad na lustrze”, by móc spojrzeć na życie od zupełniej
innej strony.
moja ocena: 5/6
wydawnictwo:
Literackie
ilość stron: 292
premiera: 23 września
Za książkę bardzo serdecznie dziękuję Wydawnictwu Literackiemu.
