Stanisław Załuski urodził się w
Warszawie, od 1948 roku mieszka w Gdańsku. Jest absolwentem Politechniki
Gdańskiej. Jako pisarz zadebiutował w 1957 roku w Polskim Radiu i w prasie,
trzy lata później ukazała się jego pierwsza książka „Ślad na asfalcie”. Jest
autorem ponad trzydziestu książek: powieści i zbiorów opowiadań, bajek dla
dzieci. W tym roku, nakładem wydawnictwa Bernardinum, ukazała się jego nowa
powieść „Układanka”, którą objęłam patronatem medialnym.
(źródło: http://ksiegarnia.bernardinum.com.pl/pl/p/UKLADANKA/913)
– Co było dla Pana inspiracją do napisania książki o takiej tematyce?
– Mógłbym odpowiedzieć, że tę powieść pisałem przez 65 lat.
Pierwsze wątki powstały bezpośrednio po maturze. Był tam jakiś romans szkolny,
jakaś rywalizacja sportowa, jakieś chłopięce marzenia. Były także wspomnienia z
czasu wojny. Tego nie dało się uniknąć. Ta pierwsza wersja powstawała przecież
w roku 1948. Pięć lat później, kończąc studia na Politechnice Gdańskiej, po raz
pierwszy wyjechałem na Śląsk. Zafascynowały mnie tam gorejące hałdy. Dziś już
ich chyba nie ma, ale wtedy znajdowały się przy każdej kopalni. Dym, czad,
pełzające po zboczach płomyki. Był też romans. Już nie uczniowski, a studencki.
Ona była kupcówną z Hajduków Wielkich. A jakże! Wtedy takich ludzi nazywało się
„prywatną inicjatywą”. Peerelowska arystokracja – za wysokie progi dla
studencika. (Mefistofeles pojawił się znacznie później, za sprawą pewnej
pięknej poetki). Dałem tej powieści tytuł „Człowiek bez duszy” i z maszynopisem
pod pachą wkroczyłem w progi Związku Literatów Polskich. Tam powiedziano mi, że
wszystko jest do luftu i jeśli chcę zostać pisarzem, muszę jeszcze długo, długo
się uczyć. Wrzuciłem więc maszynopis na dno biurka i tam przeleżał pół wieku. W
międzyczasie było 30 innych książek o całkiem odmiennej tematyce, podróże do
Szwajcarii, zauroczenie tamtejszymi górami, jeziorami, a także kontakty z
autentyczną, choć wydziedziczoną przez komunę arystokracją. Wtedy wyciągnąłem
pożółkły maszynopis z biurka, przejrzałem i napisałem całkiem od nowa. Może
trochę w stylu Kinga.
– Żadnej przyszłości! Historia – tak. Powieść, nad którą obecnie
pracuję, przenosi nas w czasy Stanisława Augusta. Dwie niezwykłe kobiety:
Katarzyna Wielka – cesarzowa Rosji, i Zofia Galvani – prostytutka ze Stambułu,
oraz ich mężczyźni: ostatni król Rzeczypospolitej Polskiej i Litwy, a także
największy magnat tamtych czasów Stanisław Szczęsny Potocki. Tadeusz Kościuszko
też się pojawi.
– Jak zareagował Pan, kiedy po
raz pierwszy zobaczył swoją pierwszą książkę na półce w księgarni?
– Bez emocji. Wcześniej była podpisana umowa, korekty, rozmowy
redakcyjne, wypłata 90% honorarium. To trwało rok, zdążyłem się przyzwyczaić.
– Jakie uczucia towarzyszyły Panu
przy pisaniu „Układanki”?
– Nie było żadnych emocji. Siadałem do komputera i pisałem, a
następnego dnia czytałem i poprawiałem. Powieściopisarz to profesjonalista i
jego obowiązkiem jest pisać tak, aby to czytelnik się emocjonował.
– Co było dla Pana najtrudniejsze
podczas pisania tej książki?
– Jak zwykle zakończenie.
– Dlaczego pisał/pisze Pan
również pod pseudonimami?
– W roku 1983 wyrzucono mnie z pracy w redakcji. Był stan wojenny.
Obawiałem się, że moje nazwisko może się znaleźć na indeksie cenzury. Aby
przeżyć, zacząłem pisać bajki dla dzieci. Cykl 12 książeczek o czarodziejskiej
wyspie Umpli Tumpli. Ogólny nakład około 700 tysięcy egzemplarzy i autor: Leon
Korn. Obawiam się, że wydawnictwa nie zawierałyby tak chętnie umów ze Stanisławem
Załuskim. Obecnie piszę wyłącznie pod własnym nazwiskiem.
– Skąd bierze Pan pomysły na to,
by swoim pisaniem zainteresować i trafić do czytelników?
– Mam wrażenie, że z tym się człowiek po prostu rodzi. Jeden kocha
budowanie okrętów, inny latanie w kosmos, a jeszcze inny pisanie bajek dla
dorosłych.
– Budzi się Pan rano i z
niedowierzaniem stwierdza, że został przeniesiony do wykreowanego literackiego
świata. W jakiej książce chciałby się Pan znaleźć i z którym bohaterem
porozmawiać przy kawce?
– Profesjonalista takich pytań sobie nie zadaje. Leżąc w łóżku
myślę o tym, co mam napisać, kiedy już wstanę.
– Co lub kto jest dla Pana
motywacją do działania?
– Wewnętrzna potrzeba. Jak wcześniej powiedziałem, z tym się
człowiek rodzi.
Dziękuję panu Stanisławowi za
wszystkie odpowiedzi oraz Wam Kochani - za współpracę i zadawane autorowi pytania.
Z przyjemnością przeczytałam :)
OdpowiedzUsuńCiekawy wywiad, chętnie się z nim zapoznałam, u mnie również motywacją do działania są wewnętrzne potrzeby. :)
OdpowiedzUsuńCiekawy wywiad, który przybliżył nam bardzo ciekawą postać
OdpowiedzUsuń