Czy wyobrażacie sobie wiecznie ogołocony skrawek nieba, pośród którego co noc tańczy morze gwiazd? Czy łatwo funkcjonować komuś, kto nosi w sobie nieodkrytą tajemnicę? Czy od rozwiązania pewnej zagadki może być uzależnione czyjeś życie i czy można żyć, nie mając serca? „Heaven. Miasto elfów” to powieść podgatunku urban fantasy, książka, która wyszła spod pióra niemieckiego pisarza Christopha Marzi’ego. Czy proponowany przez autora, magiczny świat potrafi wyrwać z szaroburej rzeczywistości? Zapraszam do zapoznania się z recenzją.
David Pettyfer nie
jest zwyczajnym nastolatkiem. Chociaż pozornie wiedzie całkiem spokojne życie,
raczej trudno byłoby go spotkać na londyńskich ulicach. To dachy są jego
królestwem, bo tutaj jest w stanie nacieszyć się spokojem i wolnością. Jednak
pewnego dnia napotyka nieznaną mu dotąd dziewczynę, która sprawi, że już nic
nie będzie takie samo.
Heaven zostaje zaatakowana.
Nieznani oprawcy nie mają zamiaru jej porwać czy okraść. Przyszli po coś konkretnego
– po jej serce. Pozbawiona jednego z najcenniejszych organów nie umiera. I
właśnie w tym momencie krzyżują się drogi głównych bohaterów. Złączeni
przypadkiem, stając przed wyzwaniem, nie mają pojęcia o tym, że
niebezpieczeństwo wcale nie minęło. Jest bowiem ktoś, kto pragnie dokończyć
dzieła i nie spocznie, dopóki nie osiągnie obranego celu. Heaven i David muszą
sobie zaufać. Jeżeli nie rozwiążą zagadki przeszłości dziewczyny, być może będą
musieli pożegnać się z życiem.
Urban fantasy – jak wskazuje sama nazwa, jest
podgatunkiem powieści fantastycznej, w której bohaterom zawsze towarzyszy jakiś
nierzeczywisty, tudzież paranormalny element. Dziewczyna bez serca czy tajemnicza zjawa, w książce Christopha Marzi’ego
magii nie brakuje, niemniej jednak jest ona dawkowana etapowo. Bohaterowie
nie od razu funkcjonują w świecie wyzbytym prawdziwości, a to, z czym
przychodzi im się zmierzyć, okazuje się zaskoczeniem także i dla nich.
David, czyli
postać, z którą czytelnik spotyka się w pierwszej kolejności, to posłaniec
pracujący na zlecenie antykwariatu. Zamieszkując dom zatrudniającej go
kobiety z czasem zaczyna traktować ją jak najbliższą mu osobę, ponieważ kiedyś
los skłonił go do odcięcia się od trudnej przeszłości i tym samym, całej
rodziny. Heaven z kolei przez cały czas stoi
za kotarą tajemnicy, odsłaniając swoją twarz czytelnikowi poprzez poporcjowane
na niewielkie kawałki informacje. Niemająca przyjaciół, sierota pomieszkująca
z opiekunem w pokoju pozbawionym umeblowana. To jednak jej życie ma okazać się
tym ciekawszym i tak też dokładnie jest.
Niemniej jednak mam zastrzeżenia jeżeli chodzi o kreację
głównych bohaterów. Obdarzone ciekawą
historią postaci, stanowiące wyzwanie, sprawiające wrażenie niebanalnych, są
niestety płaskie, jak gdyby autor, poświęcając uwagę aurze tajemnicy, zapomniał
wyposażyć je w dominujące cechy charakteru. Intrygują, zachęcają do
brnięcia w głąb treści, chociaż trudno się z nimi identyfikować.
Akcja powieści
rozgrywana jest w Londynie, magicznym, urokliwym – zwłaszcza nocą. Sekret
bezgwiezdnego nieba, podążanie tropem ostatnich słów zmarłych rodziców
bohaterki czy zatrważająca wizyta na cmentarzu. Pościg, czyhające za rogiem zło
i oddanie. „Heaven. Miasto elfów” bez
dwóch zdań może poszczycić się oryginalną fabułą, w której trudno przewidzieć
co nastąpi na samym końcu. Jest
niegasnący klimat niedopowiedzeń, są ciekawe elementy składowe całej akcji i
tylko brak jej odpowiedniego tempa. Niejednokrotnie, po wystrzale pomysłów
autora następuje monotonia słów, powolne brnięcie do przodu, które potrafi
wymęczyć.
Kwestią sporną
okazuje się dla mnie także styl jakim ta powieść została napisana. Prosty,
aczkolwiek plastyczny język kontrastuje z przejawiającą się sztucznością
wywołując naprawdę mieszane uczucia.
„Heaven. Miasto
elfów” to powieść szalenie nierównomierna – potrafiąca zaintrygować, ale i
zniechęcić. Zbudowana na podłożu genialnego pomysłu trochę chwieje się ze
względu na wykon, a jednak odczuwam potrzebę dodania tutaj czegoś jeszcze.
Nie chciałabym zniechęcać do spotkania z tą historią, bo mam wrażenie, że jej grupa docelowa – młodzież, przyjmie
ją w pełni usatysfakcjonowana. Książka ma sporo zalet, a przy jej boku i ja
niejednokrotnie dobrze się bawiłam. Jednak dojrzalszy czytelnik, wymagający i
potrafiący łatwo wytropić naiwność sytuacji, może odczuwać niedosyt. Póki
co nie przekreślam tego autora, ponieważ wyczuwam w nim niemały potencjał. A
Wy, dacie mu szansę?
PS. Uwielbiam okładkę tej książki. Może warto mieć ją na
swojej półce choćby ze względu na nią? :)
moja ocena: 4-/6
wydawnictwo: Muza
SA
data wydania:
czerwiec 2016
ilość stron: 331
Za książkę bardzo
serdecznie dziękuję wydawnictwu Muza SA.
Fantastyka do mnie nie przemawia, ale co dziwne gatunek urban fantasy bardziej mnie przekonuje. Wolę całkowicie nierealną historię, niż lekko "naciąganą". Chociaż przyznaję, że książek z gatunku urban fantasy do tej pory nie czytałam. Widocznie czas to zmienić :)
OdpowiedzUsuńPrzepraszam za długą nieobecność, ale sesja wyjęła mnie z życia na dobry miesiąc.
Pozdrawiam serdecznie- strefawyobrazni.blogspot.com
Ten gatunek nie leży w mojej naturze czytelniczej:) Intryguje mnie opis magicznego Londynu. Dla tych opisów mogłabym się skusić:)
OdpowiedzUsuńSama nie wiem, jeszcze się nie zdecydowałam, czy będę to czytać. Może za jakiś czas
OdpowiedzUsuńO, tak, okładka na pewno jest genialna. Bardzo kusi do kupienia :D
OdpowiedzUsuńMotyw braku serca i bezgwiezdne niebo brzmi ciekawie, ale nie lubię płaskich postaci. Nie mniej jednak... może kiedyś się skuszę, na razie wyląduje na mojej liście książek do zdobycia :D
#SadisticWriter
http://zniewolone-trescia.blogspot.com
Okładka jest obłedna jednak opis książki mnie nie przekonuje. Dziewczyna bez serca, chłopak skaczący po dachach. Obawiam się, że to nie moja bajka.
OdpowiedzUsuńNie wiem sama, jakoś do mnie nie przemawia ta książka :)
OdpowiedzUsuńPiękna okładka i ciekawa treść :)
OdpowiedzUsuńMam identyczne zdanie jak ty... Oczywiście tylko nie potrafię zebrać się do recenzji :D
OdpowiedzUsuń