„ – Jestem dla ciebie wszystkim, co pierwsze
– szepnąłem. – I wszystkim, co ostatnie.”
Sekta, w której pozbawiony skrupułów lider obiecywał
ludziom zbawienie. Calder, chłopak, który pośród zaślepionej społeczności
dostrzegł sprytnie kamuflowane zło. Eden, niewinna dziewczyna, która przeznaczona
przywódcy miała pomóc wszystkim w osiągnięciu utopijnego szczęścia. W końcu Mia
Sheridan, podbijająca polski rynek wydawniczy autorka, która stworzyła powieść o
surrealistycznym wydźwięku, osadzoną jednak w realiach współczesnego świata. Bo
tak działa sekta, że szokuje absurdalnością funkcjonowania nawet w dobie XXI
wieku. „Eden. Nowy początek” to kontynuacja serii rozpoczętej książką „Calder.
Narodziny odwagi”. Czy warto po nią sięgnąć?
Wielka powódź
zniweczyła cały akadyjski raj.
Członkowie całkiem dobrze prosperującej sekty zginęli, na zawsze zabierając ze
sobą tajemnicę dotyczącą ich zniekształconego świata. A jednak… Eden, Calder
oraz Xander wymknęli się szponom śmierci, próbując teraz znaleźć własne miejsce
w rzeczywistości, o której mają tak nikłe pojęcie.
Eden mieszka w
domu uczynnego jubilera, pracując na własne utrzymanie i czerpiąc radość z
wolności, której nigdy dotąd nie miała okazji zasmakować. Niestety część jej
serca na zawsze umarła, ponieważ wraz z wielką powodzią utraciła kogoś, kogo nigdy
nie przestała kochać.
Calder, obwiniając
się o śmierć Eden, walczy z przeszłością, która niestety nie chce odejść.
Wspierany przez Xandera, który rozumie go jak nikt inny, postanawia zająć się
sztuką, by w końcu znaleźć cel i zapomnieć.
Z dala od siebie,
tkwiąc w przekonaniu o utraconej miłości, próbują ułożyć swoje życie na nowo.
Czy ponownie się spotkają? Czy w nowym świecie będą potrafili odbudować to, co
zawsze ich łączyło?
Tym razem Mia
Sheridan zabiera czytelnika z dala od toksycznego środowiska Akadii, chociaż
cień okrutnej sekty cały czas snuje się za plecami głównych bohaterów. Eden
i Calder, niestety oddzieleni od siebie, witają w progach współczesnej
cywilizacji, w szeregach wolnej społeczności z dostępem do wygód, nowoczesności
i prawem decydowania o sobie. Nie jest jednak wcale tak kolorowo. Podczas gdy
dziewczyna zmaga się z poszukiwaniami własnych korzeni, chłopak zasypuje samego
siebie kolejnymi wyrzutami sumienia. Oboje tak bardzo za sobą tęsknią lecz
tkwiąc w błędnym przekonaniu przyjdzie im długo czekać. Nim zatrzymają się na
tym samym skrzyżowaniu dróg, miną lata…
Akcja kontynuacji
serii, w zestawieniu z pierwszym tomem, zwalnia, przez jakiś czas zatrzymując
się na wewnętrznych rozterkach głównych bohaterów. Teraz nie potrzeba im
kolejnych wrażeń, bo prawdziwa walka toczy się w ich umysłach. Sporo tutaj wewnętrznych monologów, tłumionego
żalu czy przemyśleń. Jednak tor, którym Eden i Calder podążają, prowadzi ich do
nieuchronnej konfrontacji z przeszłością, z ciekawskim i nieprzychylnym
otoczeniem czy z prawdziwym obliczem Hektora, lidera znanego im dotąd z
fałszywego imienia. I wtedy zaczyna być ciekawie. To właśnie tutaj
otrzymujemy odpowiedzi na pytania, które nurtują już w trakcie czytania
pierwszego tomu. Jak to się stało, że właśnie ich dosięgły macki okrutnej
sekty? Co się działo wtedy, kiedy
zniknęli? To tu bohaterowie decyzją się w końcu na nieco odważniejsze
posunięcia względem siebie.
„Eden. Nowy
początek” to powieść o potędze miłości, o niezniszczalnym uczuciu, które niczym
czołg przedziera się przez wszystkie barykady. Piękna, przepełniona emocjami,
dyktowana oryginalną fabułą, która okazuje się powiewem świeżości pośród wielu utartych,
przewidywalnych scenariuszy. Z ogromną przyjemnością przedzierałam się
przez kolejne rozdziały, by dotrzeć do samego końca, cały czas wiedziona
nadzieją, że tym razem autorka nie zafunduje urwanego zakończenia. Jak jest? Nie
powiem.
Nie mogę jednak idealizować, ponieważ natrafiając na
słabe punkty czuję się zobowiązana o nich wspomnieć. Mam wrażenie, że wiarygodność tej historii zostaje zachwiana przez
częste zbiegi okoliczności. To dzięki nim wszystko zaczyna układać się po myśli
bohaterów, co jednak czyni fabułę nieco nawiną. Pomiędzy porywającymi fragmentami da się też znaleźć nudniejsze
przestoje, chociaż nie mogłabym powiedzieć, że książka okazuje monotonna. Ma
gorzej wypadające momenty, generalnie prezentując się jednak interesująco, na
tyle, by trzymać poziom poprzedniej części i na tyle, by zachęcić do dalszych
przygód u boku książek tej autorki.
Jeżeli powieść „Calder.
Narodziny odwagi” rozbudziła Wasze apetyty, „Eden. Nowy początek” dostatecznie
Was nasyci. Po kontynuację sięgajcie bez obaw, jeżeli taka odsłona Mii Sheridan
przypada Wam do gustu. I chociaż nie jest to moja powieść numer jeden tej
autorki, tę premierę warto zaznaczyć w swoim kalendarzu. Żywa, zajmująca,
oryginalna i nieprzewidywalna do końca – taka właśnie jest i to mnie do niej przekonało.
moja ocena: 5-/6
wydawnictwo:
Septem/Editio
ilość stron: 312
premiera: 3
sierpnia 2016
Za książkę bardzo
serdecznie dziękuję wydawnictwu Septem oraz Editio.
Nie czytałam jeszcze żadnej z książek autorki. Muszę najpierw zapoznać się z pierwszą częścią, ale po Twojej recenzji wiem, że to coś dla mnie.
OdpowiedzUsuńNie wiem czy akurat sięgnę po tą serię, chociaż czytałam wiele pozytywnych recenzji. Mimo, że uwielbiam Sheridan to jakoś mnie ta seria nie przekonuje do sięgnięcia po nią.Ale zobaczymy może coś mi się odmieni :)
OdpowiedzUsuńKsiążkę już mam, więc jak znajdę chwilę wolnego czasu to zabiorę się za jej czytanie.
OdpowiedzUsuńNie znam tej serii, ale jeśli sekta - to biorę w ciemno ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
http://tamczytam.blogspot.com
seria wciąż przede mną.
OdpowiedzUsuńMoje zdanie znasz na temat obu części:) Chyba moje oczekiwania były za duże:)
OdpowiedzUsuńCieszy mnie ta oryginalna fabuła i przyznaję, że serię chciałabym poznać. Pozdrawiam! :)
OdpowiedzUsuńOstatnio wychodzą kolejne powieści tej autorki, jedna za drugą, a ja do tej pory nic nie czytałam...
OdpowiedzUsuńO tak! Koniecznie muszę przeczytać pierwszą część jak i drugą. Jeśli tylko dorwę w bibliotece :)
OdpowiedzUsuń