Życie szykuje dla nas różne niespodzianki. Te pozytywne
przyjmujemy z uśmiechem na twarzy i euforycznym zaskoczeniem. Gorzej w
przypadku tych złych, które chcielibyśmy odepchnąć od siebie jak najdalej. W
ich przypadku pozostaje jedno – nauczyć się z nimi żyć. Najtrudniej jednak
wtedy, kiedy dopada nas utrata. Żegnając się z czymś, lub też kimś – cierpimy najbardziej,
bo wszystko, co pojawia się w naszym życiu, staje się cząstką nas. Wraz z takim
odejściem, człowiek traci więc ułamek samego siebie. Z takim zjawiskiem niewątpliwie
musieli pogodzić się bohaterowie powieści Rachel Van Dyken, zatytułowanej. „Utrata”.
Kiersten i Weston, napiętnowani przez okrutny los, szukają swojego szczęścia,
krocząc przez drogę pełną kłujących cierni.
Kiersten,
studentka pierwszego roku, nie potrafi funkcjonować bez prochów, które
pomniejszają nękającą ją depresję. Wiodąc dotąd pustelnicze życie, wychowywana
była przez kochanego wujka, ponieważ rodzice dziewczyny zginęli podczas
nurkowania. Wkraczając w progi college’u, rozpoczyna nowy rozdział, chociaż
wyzbycie się dawnych lęków wcale nie jest łatwe. Pierwszego dnia w nowym
miejscu, podczas załatwiania podstawowych formalności związanych z edukacją,
Kiersten wpada na chłopaka, któremu urody i sylwetki pozazdrościłby sam Apollo.
Chwila nieuwagi staje się dla niej odmianą mającą moc przeistaczania szarej
codzienności. Weston, syn milionera i zarazem jeden z najsłynniejszych mężczyzn
w kampusie, okazuje się całkiem miłym i pomocnym opiekunem pierwszego roku.
Dziewczyna, chociaż ostrzegana przez znajomych, coraz mocniej się w nim
zakochuje. Zdaje sobie jednak sprawę z tego, jakie mogą być tego konsekwencje. Czy
Weston ma zamiar zabawić się jej kosztem? Czy dopuścił się gwałtu, o który został
kiedyś oskarżony? I dlaczego lekarstwa
są dla niego nieodłącznym elementem codzienności?
Kiersten, która kiedyś utraciła coś tak cennego –
rodziców, nie potrafi pogodzić się z ich śmiercią, tym bardziej dlatego, że tuż
przed tragicznym wydarzeniem pokłóciła się z nimi. Weston – z pozoru mający
wszystko, szykuje się na starcie z potężnym wrogiem, a stawką w tym przypadku jest
jego życie. Ona – niewinna i
przestraszona, on – popularny, pewny siebie i piękny – tych dwoje, tak bardzo
od siebie różnych, połączyła utrata i więź, która okaże się od niej silniejsza.
„Utrata,” Rachel Van Dyken, to powieść, przez którą do
samego końca miałam zaciśnięte gardło ze wzruszenia i niepewności. To zaś niepodważalna
oznaka doskonałej kreacji bohaterów, którzy wpletli się w moją rzeczywistość i
przez jakiś czas żyli w niej jakby naprawdę. Historia miłości nietypowych ludzi,
których niby tak wiele dzieli, ale także i sporo łączy, to nie tylko
młodzieńcze umizgi. „Utrata” to opowieść o walce, która wydaje się z góry
skazana na przegraną, a jednak nigdy nie można tracić nadziei, bo może okazać
się ona zbawiennym cudem i niezbadanym źródłem sił.
Autorka książki przedstawiła tutaj zjawisko przyjaźni, bo
Kiersten niewątpliwie jest nią otoczona, miłości, bo Weston nie oczekując
niczego w zamian ofiarowuje bohaterce każdy swój dzień, ale i zjawisko cierpienia,
bo walka o życie nierozerwalnie się z nim wiąże. Czytając tę książkę można
sobie uświadomić to, jak błahe wydają się być często ludzkie problemy w porównaniu
z tym, co nieraz naprawdę dotyka innych. Człowiek nie potrafi docenić tego, co
ma, toteż ta powieść może być dla wielu przykładem niezbędnej i niezwykle
ważniej lekcji.
„Utrata” zawiera wszystkie niezbędne elementy dobrej
powieści – ciekawy wątek, emocjonujące wydarzenia, sympatycznych bohaterów i
cudowny finał. Można się z nią wzruszyć, cieszyć się każdym jej słowem i
pochłaniać kolejny rozdział z jeszcze większy apetytem. Nieczęsto czyta się tak
dobre książki, jak ta, stąd bez wahania zarekomenduję ją nastoletnim czytelniczkom
oraz nieco dojrzalszym kobietom. Nie żałujcie ani jednej wylanej nad tą książką
łzy, bo warto dotrzeć do jej końca i przekonać się o tym, co znaczy prawdziwa
miłość.
„Tak. Dla niej byłem gotowy walczyć z demonami. Stawić czoła trawiącej mnie ciemności i chorobie. Zwalczę tego przeklętego guza . I będę żył. Ponieważ chciałem powitać rok 2014, trzymając ją w ramionach.”
moja ocena: 5+/6
wydawnictwo: Feeria Young
stron: 297
Uwielbiam tę książkę. Pochłonęłam w jeden wieczór :D
OdpowiedzUsuńNoo zaciekawilas mnie baardzo :) Z mila checia przeczytam :)
OdpowiedzUsuńMam nadzieje ,ze milo spedzilas Dzien Kobiet :) Wszystkiego Najlepszego :) Pozdrawiam Cie Serdecznie :)
Właśnie czytam :D
OdpowiedzUsuńNa wieczór z herbatą i chusteczkami. Interesująca.
OdpowiedzUsuńMoim zdaniem zbyt wiele szumu wokół tej książki.
OdpowiedzUsuń