„Młodzieniec przyszedł do Starca po radę.Starcze, rozbiłem coś.Jak bardzo to rozbiłeś?Na milion małych kawałków.Obawiam się, że nie mogę ci pomóc.Dlaczego?Nic się nie da zrobić.Dlaczego?Nie można tego naprawić.Dlaczego?Jest za bardzo rozbite. Na milion małych kawałków.”
Samobójcze myśli i czająca się w pobliżu śmierć, która
tylko czeka na ten jeden, ostateczny moment. Człowiek stojący na krawędzi,
który niby świadom ryzyka, powoli odbiera sobie życie. To jest bolesny koniec,
długi, wyniszczający najpierw psychikę, a później ciało. Alkoholizm i
narkomania, choroby, które zostają z ludźmi na zawsze. Nieprzerwane - kończą
się tragicznie. Można jednak je uśpić. Są niczym zahibernowany rak duszy, który
tylko czeka na jedno potknięcie, na jeden błąd i na jedną chwilę słabości. A
jednak można z tym żyć. Trzeba tylko chcieć, ale jak się okazuje, ten warunek
wcale nie jest taki prosty do spełnienia. Poznajcie zatem Jamesa – bohatera
powieści „Milion małych kawałków” opartej na autentycznych wydarzeniach i przeżyciach
autora – niebiorącego narkomana i niepijącego alkoholika.
James otwiera oczy
i uświadamia sobie to, że znalazł się na pokładzie samolotu. Brak przednich
zębów, rana na twarzy czy złamanie nosa, są dla niego oznaką, że coś musiało
się stać, jednakże nie przywracają mu pamięci. Mężczyzna nie ma pojęcia, cóż
takiego mogło się wydarzyć. Nie ma w głowie także obrazu ostatnich dni. Po
wylądowaniu zostaje przewieziony do renomowanego ośrodka uzależnień – trafia na
odwyk, który na jakiś czas staje się jego domem. James jest alkoholikiem i
narkomanem. W ciągu ostatnich kilku lat trzeźwo spoglądał na świat przez
zaledwie cztery dni. Piętno strasznego nałogu ciasno oplata jego umysł, a
skrajnie wycieńczony organizm funkcjonuje resztkami sił. Badania wykazują
ogromne zniszczenia narządów, a lekarze nie potrafią zrozumieć tego, jakim
cudem James jeszcze żyje. Czeka na niego usłana ogniem droga, która staje się
piekłem, ale zarazem wybawieniem od jego bram. Jeżeli mężczyzna znowu zacznie
pić lub sięgnie po narkotyk, umrze.
Bohaterem książki jest dwudziestotrzyletni chłopak, który
zamiast cieszy się młodością i czerpać z życia jak najwięcej, nieraz myśli o
tym, żeby takowe sobie odebrać. Po używki sięgnął szybko, chociaż wtedy z
pewnością nigdy nie pomyślał o tym, że równie prędko wpadnie w szpony
uzależnienia, a droga powrotna nie będzie już się taka łatwa. Teraz trafia na odwyk, do świata, w którym
złamanie reguły oznacza wydalenie z ośrodka i tym samym pozbawienie się
ostatniego koła ratunkowego. Jeden z najpopularniejszych ośrodków uzależnień w
Stanach mieści w swoich murach sporą liczbę osób. James może jednak kontaktować
się wyłącznie z mężczyznami, a takowi nie zawsze przypominają przyjaciół.
Dochodzi więc do sporów, do bójki, niejednego upokorzenia i do bolesnego upadku
na samo dno. Bo tylko trzeźwiejący człowiek zdaje sobie sprawę z tego, jak
nisko znajduje się jego położenie. Jednakże właśnie ta świadomość okazuje się
szansą i początkiem, by powoli, z trudem, wieloma wyrzeczeniami i momentami
całkowitej rezygnacji, wspinać się do góry.
„Zwijam się w kłębek na podłodze i miażdżą mnie obrazy i dźwięki. Rzeczy, których nigdy nie widziałem ani nie słyszałem, ani nie wiedziałem, że istnieją. Nadchodzą z sufitu, drzwi, okna, biurka, krzesła, łóżka, szafy. Nadchodzą z pierdolonej szafy. Mroczne cienie i jaskrawe światła i przebłyski niebieskiego i żółtego i czerwieni tak intensywnej jak czerwień mojej krwi. Zbliżają się do mnie i wrzeszczą na mnie i nie wiem, czym są, ale wiem, że sprzyjają robalom. Wrzeszczą na mnie.”
Świat przedstawiony w książce „Miliona małych kawałków”
wstrząsa, przeraża, ale i uczy. Czytelnik zderza się z brutalną
rzeczywistością, która jednak okazuje się nie być literacką fikcją. Takie
rzeczy dzieją się naprawdę, a dopuszczamy do nich my – ludzie, zaczynając
niewinnie i niczym ślepcy, brodząc łatwą drogą, podążamy w złym kierunku
prowadzącym donikąd. Aczkolwiek człowiek uzależniony, to istota, której nie
należy potępiać. Należy jej pomóc, bo choroby nazwane alkoholizmem czy też
narkomanią, z czasem rozrastają się do tego stopnia, że osoba na nie cierpiąca
nie jest w stanie poradzić sobie sama, chociaż z pewnością by tego chciała. Nałóg
to walka, a wygrana nie jest sprawą oczywistą. Taki bój, nieraz krwawy, należy
toczyć przez całe życie.
„Zaczynam płakać. Łzy lecą mi po twarzy i wydobywa się ze mnie cichy szloch. Nie wiem, co robię, i nie wiem, dlaczego tu jestem, i nie wiem, jak sprawy mogły się tak posypać. Próbuję znaleźć odpowiedzi, ale ich nie ma.”
James Frey, wykorzystując własne wspomnienia i
doświadczenia, oferuje nietypową i niezwykle wartościową opowieść. Nie jest to
bajka, w której zło zostaje ukarane, a dobro tryumfuje w wielkiej chwale. Tutaj
pojawia się okrutny świat, nieraz tak bolesny i trudny do przełknięcia, iż
czytelnik odczuwa go na własnej skórze. Autor oferuje nam pierwszoosobową
narrację, dogłębnie przedstawiając każdą zrodzoną w głowie bohatera myśl i
każde wypowiedziane przez niego słowo. Jak zatem funkcjonuje umysł osoby
uzależnionej? Jak kieruje ludzkim ciałem nałóg? Jak postrzega barwy
rzeczywistości osoba chora? Co się dla niej liczy? Co zauważa? Dlaczego nie
jest tak łatwo, jakby mogło się wydawać innym, tym, którzy o uzależnieniu tak naprawdę
nie mają żadnego pojęcia? Czytelnik sięgający po ową książkę ma wrażenie, że
jest ona poukładanym zbiorem zdań – krótkich, długich, nietypowych, bo
zawierających z pozoru zwyczajne wyrazy pisane z dużej litery. Brak tutaj
myślników, które rozpoczynają wprowadzane dialogi. Brak typowej interpunkcji.
To jednak doskonały zabieg literacki, dzięki któremu każdy pochłaniający karty
czytelnik zdaje sobie sprawę, że nie o piękno języka i jego poprawność tutaj
chodzi, a o przekaz. Takowy zaś jest,
tak mocny, tak dobitny i tak emocjonujący, że trudno o nim zapomnieć. Historia
głównego bohatera nie oszczędza nam obrazów, których z pewnością chcielibyśmy
się wystrzegać. Upodlony człowiek, który jednak potrafi o tym mówić, to
człowiek świadomy i wracający do normalnego świata. Czy zatem James wzbudza
pogardę? Czy odraża? Oczywiście, że nie. Z czasem staje się zaś bohaterem,
człowiekiem brodzącym w błocie, aczkolwiek idącym w stronę światła – w stronę
nadziei. Czy mu się uda? Czy skorzysta z tej ostatniej szansy na życie?
„Dostałem wyrok. Kilka dni regularnego ćpania i picia mnie zabije. Będę martwy, koniec, nic więcej. Przestanę istnieć w jakiejkolwiek formie czy postaci. Wkroczę w ciemność i ciemność będzie wieczna.”
Uważam, że ta książka to niesamowita lekcja, to
przestroga, to otwarcie okna na świat, od którego należy stronić. Dla wielu to
jednak szansa, być może wskazówka i podpowiedź, która stanie się lekiem na
okaleczoną duszę i raka umysłu. Z nią będziecie dziwić się i płakać, cierpieć,
ale i żywić się nadzieją czekając na lepszy dzień. Na Waszej twarzy pojawi się
także uśmiech, wyraz ulgi i prawdziwe szczęście, bo dopingując głównemu
bohaterowi poznacie go tak dogłębnie, że stanie się Waszym przyjacielem.
źródło |
Na rynku literackim niewiele jest tak dobrych książek z motywem nałogu, jak ta. Obszerna, niezwykle emocjonująca i nietuszująca prawdy. Tutaj dokładnie poznacie problem, sięgniecie dna, ale będziecie powoli wspinać się wzwyż. Ta książka daje okazję do analizy każdego słowa, zachowania czy też dnia z życia człowieka uzależnionego. Sądzę, że to doskonała pozycja literacka dla osób lubiących taką tematykę. Nie rozczarujecie się. To jednak także praktyczna lekcja, bo nigdy nie wiadomo, cóż takiego może się nam w życiu przydarzyć. Być może „Milion małych kawałków” otworzy oczy tym, którzy kroczą równią pochyłą, być może stanie się alarmem dla tych, dla których nie jest jeszcze za późno, bo zawsze jest szansa na życie, jednak trzeba tego po prostu tylko chcieć.
moja ocena: 5/6
wydawnictwo: Burda
Książki
ilość stron: 516
data wydania: marzec 2015
Za książkę bardzo serdecznie dziękuję wydawnictwu Burda Książki.
Wiele słyszałam o tej książce już lata temu, kiedy interesowałam się tematyką uzależnień i czytałam wszystko co tylko się da. Po "Milion małych kawałków" nigdy jednak nie sięgnęłam - ani wtedy, ani teraz, choć od roku mam tę książkę na półce. Może kiedyś jeszcze do tematu wrócę, bo wiem, że warto.
OdpowiedzUsuńOd dawna na nią poluje, niestety bezskutecznie. :(
OdpowiedzUsuńMuszę koniecznie przeczytać, a reedycja ma bardzo zachęcającą oprawę ;)
OdpowiedzUsuńNie słyszałam nigdy wcześniej o tej książce, ale lubię takie wstrząsające historie ku przestrodze, dlatego muszę koniecznie zapoznać się z ''Milionem małych kawałków''.
OdpowiedzUsuńkolejna świetna recenzja :)
OdpowiedzUsuńKocham!!! Muszę ją zdobyć!
OdpowiedzUsuńboski post
OdpowiedzUsuńMój Blog - klik!
Moja ulubiona książka , najpiękniejsza... :)
OdpowiedzUsuńWydaje sie na prawde interesująca, moje klimaty :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie :)
Podobno bardzo ciekawa pozycja. Muszę kiedyś sięgnąć.
OdpowiedzUsuń