Każda przebyta podróż wzbogaca osobowość, rozwija i
poszerza horyzonty naszego świata. Poznajemy nowe miejsca, kultury, ludzi, ale
przede wszystkim mamy okazję poznać samych siebie, bo ciekawi odmienności,
poszukując wrażeń, nieraz docieramy do głębokich pokładów własnego umysłu
uświadamiając sobie to, kim tak naprawdę jesteśmy. Wyruszamy w świat by móc
odkrywać, szukać rozrywki czy nowego życia. Odległe krańce ziemi mogą
przyciągać, kusić czy nęcić jeszcze z tysiąca innych powodów, a jeden z nich
poznajemy w książce Joanny Bator, zatytułowanej „Wyspa Łza”. Tajemniczy zalążek
ziemi, czający się pod zagadkową nazwą, przenosi nas na nieznane terytoria, pośród których bój
toczą rzeczywistość i fikcja, sprawnie utkana w myślach nietuzinkowej autorki.
„Byłam w drodze, ale zupełnie inna podróż przyszła mi do głowy, pokusa nie do odparcia: wybrać się w podróż bezinteresowną i dziką, w opowieść nieoswojoną.”
Joanna Bator, zaczytując się w historiach ludzi
zaginionych, natrafia na postać Sandry Valentine. Owa kobieta, podczas pobytu
na Sri Lance, zapadła się pod ziemię nie pozostawiając po sobie żadnego śladu.
Brak ciała wyklucza potwierdzenie zgonu, zaś zerowy odzew z jej strony skłania
do rozmyślań nad ewentualną śmiercią kobiety. Nikt jednak nie ma pewności, cóż takiego
się z nią stało. Niewyjaśniona sytuacja nie pozwala Joannie Bator przejść obok
obojętnie, toteż pewnego dnia postanawia wyruszyć na poszukiwania tej, która
jakby rozpłynęła się w powietrzu. Przed naszą bohaterką otworem stoi Wyspa Łza –
Sri Lanka wraz ze swoją magiczną kulturą, paletą różnorodnych barw i ludźmi,
tak tajemniczymi, że trudno o nich nie wspomnieć. Co ją tam czeka? Czy natknie
się na trop Sandry Valentine? Cóż takiego odkryje i jak ta podróż wpłynie na
jej życie?
„Wyspa łza” to
owoc autentycznej wyprawy Joanny Bator do wspomnianego już wcześniej miejsca.
Kobieta, u boku Adama Golca – fotografa, poszukuje zaginionej kobiety,
przeczesując nieznane jej dotąd zalążki magicznej ziemi. Ta nietypowa podróż,
bogata w mniejsze czy większe chwile uniesienia, jest tak oryginalna, że trudno
opisać ją w paru słowach, bo by móc odczuć jej klimat, trzeba go po prostu
doświadczyć.
Owa powieść to relacja szczegółowo opisująca kolorowy,
egzotyczny świat. Oryginalna flora, fauna czy oryginalni mieszkańcy, bo tutaj
wszystko ma swoje przypisane miejsce i swoją historię – mniej, lub też i
bardziej prawdziwą. Magia, to właśnie ona stale zatacza koło i co chwilę
przenika wnętrze Joanny na tyle, by pozostawić ją w szoku, bo ludzie tam
czasami są czymś więcej, niż po prostu ludźmi.
„Był bosy, a jego szerokie hobbicie stopy o brązowych paznokciach wyglądały, jakby nigdy nie nosił butów, kępki włosów na paluchach przypominały niedźwiedzią sierść. Nie należał do tej epoki, stworzyła go pajęcza mgła i przybył z czasów, kiedy w lasach Wyspy Łzy przodkowie czarownika z Negombo rzucali uroki o takiej sile, że morze występowało z brzegów…”
Jak wygląda Wielkanoc w tym egzotycznym rejonie świata?
Jak miejscowa ludność otwiera bramy do świata duchów? Kim jest Itako? Choć
zewnętrznych wrażeń tutaj sporo, to jednak czytelnikowi przez cały czas
towarzyszy ekspresja uczuć autorki. Skupia się ona bowiem w większej mierze na
tym, co tkwi w głębi jej wnętrza, na samym jego dnie. Analizuje, porównuje, snuje
refleksje… Książka ma więc wymiar emocjonalnego monologu, wzbogaconego w
nieustanne opisy realiów i fikcji.
Język powieści nie jest prosty, bo skłania do głębszych
rozważań. „Wyspa łza” to pozycja literacka, którą najlepiej czyta się w
zaciszu, by móc zastanowić się nad jej znaczeniem i sensem. Autorka szokuje
kontrastami, bo nieraz górnolotne słownictwo, pełne epitetów i wzniosłości,
spada na samo dno, by wystrzelić z impetem potocznej, mało urokliwej mowy.
„Płyńcie w duszy mej wnętrznościach”, bo za moment spotkacie się z modlitwą „z
głową nad kiblem” w „Wielkiej Improwizacji” Joanny. Ten styl, chociaż z pozoru
niejednolity, ma swój urok i wyjątkowy wymiar, bo właśnie tak swoją twórczość
wyraża pani Bator.
„Wyspa łza” to relacja z podróży okryta płaszczem poezji.
Pojawia się tutaj wątek sensacyjny i chociaż mogłoby się wydawać, że nadaje
książce sens, niknie w cieniu emocji, jakich dostarcza otoczenie i magiczny,
nieznany ląd. To, co wyraźnie dominuje to opisy, obrazowe malowanie świata
słowem, by kreować w wyobraźni czytelnika barwy i postaci tak żywe, jak gdyby
żyły tuż obok niego.
Joanna Bator nie odwiedziła wyspy sama, toteż owa książka
nie jest wyłącznie jej dziełem. Jego istotnym i klimatycznym elementem są zdjęcia,
które w trakcie wyprawy zostały wykonane przez Adama Golca, jej towarzysza. Nie
warto o tym zapominać, bo pasjonaci fotografii mogą zauważyć w nich kawał
dobrej roboty.
„Wyspa łza” to nie książka dla każdego. Polecam ją wielbicielom
stylu pani Joanny i fanom oryginalnych treści, którzy szukają w literaturze
głębokich refleksji i towarzyszących im emocji. Ci, którzy spodziewają się
kryminalnych zagadek, pędu akcji i grozy – mogą czuć spory niedosyt. Choć
momentami streszczenie książki może to sugerować, to nie jest typ powieści
kryminalnej, w której odkrywamy przerażające wydarzenia by dotrzeć do
zaginionej osoby. Ta podróż, u boku Joanny Bator, to literatura inna niż
wszystkie, z którymi miałam dotychczas styczność. Ciekawe doświadczenie, a
przecież takie doznania rozwijają każdego czytelnika i warto po nie sięgać. Czy
Sandra Valentine zostanie odnaleziona? Jak wiele nowego w życie pani Bator
wniesie tak książka, a jak wiele w Wasze? Jak wygląda podróż przez nieznany ląd
i w głąb samego siebie?
„Popadłam w symboliczną bezdomność, wymsknęłam się z systemu, co jednocześnie skazało mnie na wykorzenienie i dało wolność, do której musiałam dorosnąć.”
moja ocena: 4/6
wydawnictwo: Znak
data wydania: 14
stycznia 2015
liczba stron: 304
Za książkę bardzo serdecznie dziękuję wydawnictwu Znak.
Bardzo mi się podoba okładka tej książki. Jest jakaś magnetyzująca. Mimo to nie zaciekawiła mnie fabuła. Po prostu obecnie szukam czegoś innego.
OdpowiedzUsuńMam w planach twórczość autorki ;)
OdpowiedzUsuńco ja moge dóżo napisać post jak zawsze znakomity
OdpowiedzUsuńMój Blog - klik!
Ciekawa recenzja Z chęcią sięgnę po tą książkę
OdpowiedzUsuńWydaje się być książką, na którą warto odłożyć sobie inne.
OdpowiedzUsuńPrzy tej książce ważne jest jedno - trzeba mieć wokół siebie spokój, zero rozpraszaczy, żeby móc w 100% skupić się na treści.
OdpowiedzUsuńNie zaprzyjaźnię się z tą książką. Sposób, w jaki była pisana, odpycha mnie. Nie przepadam za kwiecistym stylem, choć nie mam nic przeciwko długim zdaniom, rozciągniętym na kilka linijek tekstu, pod warunkiem, że mają sens i cel. Tutaj niektóre z nich sprawiają wrażenie udziwnianych na siłę. Jakby ktoś wrzucił do nich kilka takich wyrazów, by całe zdanie było trudne do zrozumienia. A przekaz stał się bardziej mistyczny. Cała książka błądzi gdzieś na granicy rzeczywistości i ułudy. Klimat jest ciężki, oniryczny i lepki, ale nawet to nie ratuje powieści od bycia nudną. I te opisy!
OdpowiedzUsuńRelacja z rozdeptania ślimaka i emocji z tym pechowym rozdeptaniem związanych, rozciągnięta na całą stronę; czy na kilka(nastu) stronach opisywany rozstrój żołądka, utwierdziły mnie w przekonaniu, że nie wszytko trzeba publikować. Najzabawniejsze jest to, że po skończeniu Wyspy łez wiem, o czym ta książka nie jest. Nadal jednak nie wiem, o czym jest. Sili się na wielką metafizykę, na podróż wgłąb siebie. Sili się, bo w moim odczuciu metafizyką nie jest.