ROZDZIAŁ 1
VIVIANA
Zmęczona, z obolałymi po całym dniu
pracy nogami, wysiadam z zatłoczonego autobusu. Skręcam w lewo, w długą ulicę z
dwoma rzędami domków jednorodzinnych, co oznacza, że zostaje mi jakieś trzysta
metrów do celu. Resztkami sił witam się z sąsiadkami, które podlewają wysuszone
kwiaty. W międzyczasie z obrzydzeniem odklejam od ciała cienki materiał białej
bluzki przesiąkniętej potem faceta, który przez niemal całą drogę przylegał do
mnie potężnym ciałem. Jest środek lipca, więc nic dziwnego, że na zewnątrz
panuje ukrop, lecz po kolejnym dniu sprzedawania garniturów bogatym, wybrednym
dupkom jestem padnięta, a półgodzinna jazda autobusem bez klimatyzacji nie była
dobrym pomysłem.
Idąc trawnikiem,
docieram do brązowego budynku. Otworzywszy drzwi, natychmiast wyczuwam zapach
smażonej ryby. Kieruję się do kuchni, gdzie opadam na krzesło znajdujące się
przy ścianie, a następnie zsuwam z ramienia pasek torebki, którą stawiam na
podłodze. Dysząc jak parowóz, obserwuję małą, siwą kobietę w różowym fartuszku,
krzątającą się przy garnkach.
– Tobie też dzień dobry, wnusiu – oznajmia, nie patrząc w moją
stronę i czyniąc tym samym aluzję do niegrzecznego wejścia.
Kiedy nie odpowiadam,
zerka przez ramię, a na jej twarzy maluje się zrozumienie. Nalewa do szklanki
trochę soku pomarańczowego prosto z lodówki, po czym podaje mi ją. Duszkiem
opróżniam całą zawartość, ciesząc się z chłodu rozchodzącego się po moim
wnętrzu.
No, teraz mogę się
przywitać.
– Dzień dobry, babciu – odpowiadam.
– Opowiadaj, jak było w pracy – mówi, wracając do przygotowywania
posiłku.
Codziennie dzieje się to samo, ale to nasz rytuał, zatem zdaję
relację. Obecna posada podoba mi się o wiele bardziej niż poprzednie.
Otrzymałam ją dzięki babci, ponieważ jedna z jej przyjaciółek jest mamą
kierowniczki. W innym przypadku trudno byłoby się dostać do salonu, gdzie
wartość wszystkich garniturów, koszul oraz dodatków można oszacować na kwotę
przyprawiającą zwykłego śmiertelnika o zawrót głowy.
– A gdzie jest mama? –
pytam.
– Ach! Co może robić
nasza księżniczka? Była bardzo zmęczona, więc poszła się położyć. – Babcia
kręci głową z rozczarowaniem.
– A co takiego ją dziś
zmęczyło? Czytanie gazety, oglądanie telewizji czy psioczenie na dawcę spermy?
– Chyba wszystko naraz.
– Wzdycha, a następnie odwraca się do mnie. – Dobra, młoda damo. Zabieraj swój
gruby zadek i odśwież się, bo kolacja prawie gotowa.
Jak zawsze to samo.
Znając moje kompleksy, czyli za duże piersi oraz nieco zbyt krągły tyłek,
babunia nie może się powstrzymać. Zazwyczaj się odgryzam, lecz dzisiaj nie mam
siły na przekomarzanie się.
Wstaję, zakładając
torebkę na ramię, po czym wchodzę po schodach.
– Cholera jasna! –
psioczę, potykając się o jeden ze stopni.
– VivianoAnne Thomson!
– krzyczy babcia. – Ile razy, do cholery, mam powtarzać, że w tym domu nie
przeklinamy?
Chichocząc, kontynuuję
wędrówkę. Mijam drzwi sypialni babci oraz mamy, by w końcu wkroczyć do swojego
nudnego królestwa. W małym pokoju zmieściło się zaledwie kilka białych mebli –
szafa, biurko i łóżko. Ściany pokrywa delikatny odcień szarości, a dopełnienie
całości stanowią fioletowe zasłony oraz poduchy, a także purpurowy dywan. Może
jestem marną projektantką, ale tak naprawdę tutaj tylko śpię. Skończywszy się
rozglądać, sięgam po bieliznę, luźne szorty i top, a następnie idę pod
prysznic.
***
Odświeżona zbiegam po schodach. Już w
połowie drogi słyszę narzekanie mamy, która na okrągło wałkuje ten sam temat.
Temat mojego ojca. Otóż dwadzieścia trzy lata temu, po jednonocnej przygodzie,
mamusia była przekonana, iż spotkała miłość swojego życia. Szybko jednak wyszło
na jaw, że facet był żonaty i miał rocznego syna. Kiedy okazało się, że zaszła
w ciążę (nie zdziwiłoby mnie, gdyby to było zaplanowane), myślała, że mężczyzna
zostawi dla niej rodzinę. Niestety, dawca spermy rzucił kobiecie pieniądze na
aborcję, a następnie zniknął. Ale po co usuwać ciążę, skoro można zarobić na
niej jeszcze więcej? Tym oto sposobem na konto Emilii Thomson wpływa co miesiąc
spora sumka w zamian za milczenie. Nie mam pojęcia, ile dokładnie ona wynosi,
lecz nigdy nie zobaczyłam ani centa. Nie wiem, kim jest najdroższy tatuś, i nie
chcę wiedzieć. Mam to gdzieś.
Podczas gdy mama od
zawsze imprezowała ze znajomymi, trwoniła pieniądze oraz narzekała, że mój
ojciec za mało jej płaci, mnie wychowywała babcia. Wszystko, co osiągnęłam i
czego się w życiu nauczyłam, zawdzięczam właśnie Helen Thomson. Po ukończeniu
szkoły średniej nawet nie marzyłam o studiach, ponieważ staruszka zaczęła wtedy
chorować na serce, natomiast leki okazały się bardzo drogie. Nadeszła więc
pora, abym się odwdzięczyła. Zaczęłam pracę jako konsultantka telefoniczna, a
potem dostałam etat w spożywczym. Oprócz tego wyprowadzałam psy, roznosiłam
ulotki, aż w końcu trafiłam do salonu mody męskiej.
Mój dziadek, George
Thomson, zniknął z życia babci, zanim się urodziłam. Właściwie to Helen
wykopała go z domu po kolejnej, urządzonej przez niego pijackiej awanturze.
Podsumowując, mężczyźni to zło. Doświadczenia mamy oraz babci wyraźnie
pokazują, iż związki w mojej rodzinie są z góry skazane na porażkę, dlatego
nigdy, przenigdy nie zamierzam się w takowy angażować.
– Mogłabyś przestać
narzekać i wziąć się wreszcie do roboty, a nie żerować na… – Helen ucina
zdanie, kiedy wchodzę do kuchni.
– Witaj, mamo – mruczę,
siadając na swoim miejscu, naprzeciw rodzicielki. Ta, najwidoczniej obrażona,
wierci się nerwowo, poprawiając farbowane, kasztanowe włosy, obcięte na
klasycznego boba.
Nakładam na talerz
kawałek ryby oraz sałatkę, dostrzegając wpatrujące się we mnie piwne oczy.
Postanawiam poświęcić mamie nieco uwagi i spoglądam na nią wyczekująco. Wiem,
czego chce.
– Vivi, potrzebuję
pieniędzy.
No proszę, prosto z
mostu.
– Ile? – pytam oschle.
– Pięćset dolarów.
Ona ma chyba nierówno
pod sufitem.
– Nie mam.
– Jak to? Pracujesz i
nie masz pieniędzy?
Z gardła babci wydobywa
się dźwięk, jakby chciała coś powiedzieć. Chwyciwszy pomarszczoną dłoń, ściskam
ją, żeby Helen się uspokoiła, choć mnie samą szlag trafia.
– Wiesz co? – zwracam
się do matki i córki roku. – Zdradzę ci pewien sekret. W każdym gospodarstwie
domowym istnieje coś takiego jak rachunki. Ja je płacę, a babcia praktycznie
całą swoją emeryturę przeznacza na leki. Kupujemy też jedzenie – tłumaczę,
czekając na reakcję.
Emilia
Thomson za każdym razem zachowuje się tak samo, a ta sytuacja nie należy do
wyjątków – wydyma różowe usta, wstaje i bez słowa wychodzi. Po chwili słychać
jej kroki na schodach, a my w spokoju możemy zabrać się za posiłek.
Po kolacji zmywam
naczynia i oglądam z Helen telewizję, po czym zmykam do łóżka. Zasypiając,
cieszę się, że ten dzień w babińcu – jak określam nasz dom – dobiegł końca.
Mama jak zwykle doprowadziła babcię do takiego stanu, że bez mojej pomocy
kobieta nie byłaby w stanie wejść na piętro, choć uparcie powtarza, iż nic jej
nie dolega. Przysięgam, że kiedyś wykopię Emilię za drzwi. Matka czy nie, niech
spada, by szukać następnej ofiary.
Czy fragment Was zaciekawił? Macie zamiar dać książce szansę?
Jeszcze się zastanowię nad lekturą tej książki. 😊
OdpowiedzUsuńZapowiada się bardzo, bardzo ciekawie.
OdpowiedzUsuńJuż gdzieś mi się taka książka przewinęła i po wizycie u Ciebie - jestem przekonana ,że chcę przeczytać :-)
OdpowiedzUsuń