Rozdział
pierwszy
Julius
Phoenix, Arizona
– Mówię tylko, że lepiej będzie,
jeśli zrezygnujemy.
Patrzę na Ling siedzącą
na miejscu pasażera. Marszczę brwi.
– Co ma znaczyć to
my?
Przewraca oczami, na co
się uśmiecham. Tak łatwo ją wkurzyć. Na jej twarzy pojawia się irytacja.
– Jesteśmy
partnerami, Jules.
Zaciskam wargi.
– Nie nazywaj mnie
Jules.
Tym razem to ona się
szczerzy.
– Doskonale to do
ciebie pasuje. – Patrzę na nią wilkiem, na co chichocze. – No dobrze. Nie będę
cię już więcej nazywała Jules.
– Ani żadną inną
głupią ksywką.
Kiwa głową, ale odwraca
się, by ukryć uwodzicielski uśmiech.
– Ani żadną inną
głupią ksywką.
Dłuższy czas
podróżujemy w ciszy, aż Ling zaczyna ziewać. Nie winię jej za to. Jedziemy już
od dwóch godzin, a wcześniej przez trzynaście lecieliśmy samolotem z Sydney.
Ciągniemy na oparach sił. Ling unosi dłoń, by zakryć usta.
– To gdzie się
zatrzymamy?
Pracuje ze mną już od
czterech lat.
Utrata Twitcha była dla
niej trudna. Ling już wcześniej była tak zagubiona, że po jego odejściu całkiem
się załamała. Chciała znaleźć się możliwe jak najdalej od magazynu, jak również
wszystkiego, co przypominało jej o Twitchu. Nie wspominając, że niekoniecznie
zgadzała się w pewnych sprawach z Lexi.
W ciągu roku po śmierci
Twitcha zamknęliśmy z Happym magazyn. Nie żebyśmy mieli jakiś wybór. Po tym jak
dupek nas zostawił, biznes zaczął upadać. Federalni się na nas czaili,
obserwowali i podsłuchiwali, ukrywając się za każdym rogiem. Śmierć Twitcha
ściągnęła na nas niechcianą uwagę. Po prostu nie było warto dalej ryzykować.
Dupek. Przez niego
spierdoliło się wszystko, na co pracowaliśmy. Na szczęście skitranej kasy
mieliśmy nawet więcej niż trzeba.
Kurwa.
Wystarczyłoby nawet dla
dzieci naszych wnuków. Potem Happy sprzedał posiadłość Twitcha i ostatni ślad
po nim zaginął. Zniknęły wszystkie, to jest oprócz jednego.
Mały AJ. Antonio
Julius. Antonio Junior.
Na myśl o nim uśmiech
powoli wykwita mi na twarzy.
Odkrycie, że Lexi jest
w ciąży, nas zaszokowało. Twitch zawsze uważał, by do czegoś takiego nie
dopuścić. Wydawało się, że wszystko kontroluje i nie wie, co to lekkomyślność.
Ale w końcu potrafił
wyprowadzić z równowagi nawet najbardziej opanowaną osobę. Taki miał dar.
Ling długo nienawidziła
Lexi. Nie musiała mówić tego na głos, ale wszyscy wiedzieliśmy, że pragnęła
tego dziecka, czuła, że na nie zasługuje.
W trzecim miesiącu
ciąży Lexi trafiła do szpitala. Natychmiast pomyślałem o najgorszym. Happy
zadzwonił i kazał mi przylecieć. Tak zrobiłem. Kupiłem bilety na następny
samolot do Sydney, a widok, który zastałem po powrocie, będzie mnie
prześladował do końca życia.
Z Lexi został niemal
sam szkielet. Wyglądała, jakby nie jadła od miesięcy.
Nikki siedziała przy
jej szpitalnym łóżku, trzymając ją za rękę, i błagała, by coś zjadła. Łzy
płynęły jej po policzkach, bo tak bardzo bała się o swoją przyjaciółkę.
Wszyscy się baliśmy.
Happy odwrócił się
wtedy do mnie i wyszeptał:
– Dziecko umrze.
Stwierdzenie. Nie
pytanie. Te słowa były deklaracją.
Jestem przekonany, że
wszyscy o tym pomyśleliśmy, ale co innego usłyszeć to na głos. Wtedy staje się
to prawdziwe. Coś się we mnie przez to zmieniło, postanowiłem, że do tego nie
dopuszczę.
Dziecko było ostatnim,
co zostało po moim przyjacielu.
Siedziałem więc przy
szpitalnym łóżku przez cały miesiąc, robiąc sobie przerwy jedynie na prysznic i
zmianę ciuchów. Opowiadałem dużo o Twitchu i choć oczy Lexi pozostawały martwe,
wiedziałem, że słuchała. Po tygodniu dożylnego karmienia i mojego nieustannego
nawijania Lexi znów zaczęła jeść.
Po kolejnych siedmiu
dniach się odezwała. Odwróciła się do mnie, widok jej wychudłej twarzy
przysparzał mojej duszy ogromnego cierpienia. Położyła dłoń na brzuchu i
schrypniętym głosem zapytała:
– Poznałeś kiedyś
jego matkę?
Pokręciłem głową.
– Nie, kochanie.
Nie była dobrą matką. Cieszę się, że nigdy jej nie spotkałem.
Przełknęła ślinę,
mruganiem odganiając łzy. Mocniej złapała się za brzuch, wbijając palce w
materiał koszuli nocnej.
– Ja też nie
jestem dobrą matką.
Z ciężki sercem
patrzyłem na łzy płynące jej po policzkach.
– Chcesz tego
dziecka?
Otworzyła usta, ale nie
wydobyły się z nich żadne słowa. Spróbowała jeszcze raz i jeszcze, aż w końcu
wydusiła:
– Nie wiem.
Był jeden pewny sposób,
by przekonać się, czy go chce. Okrutny, ale musiałem wiedzieć. Westchnąłem
cicho.
– Okej. Znam
człowieka. Porozmawiam z nim.
Lexi zamrugała.
– Co?
Wzruszyłem ramionami.
– Nie osądzam cię,
Lexi. Wiem, że minął już zalecany termin, ale jak mówiłem, znam człowieka. –
Dotknąłem jej ręki. – Będzie zupełnie tak, jakby dziecko nigdy nie istniało.
Odsunęła się, jakby
moje słowa ją poparzyły. Oddech jej przyspieszył, twarz wykrzywiła furia, a w
oczach pojawiła się dzikość, gdy wyszeptała zimno:
– Jakby dziecko
nigdy nie istniało?
Mogłem się wtedy
uśmiechać. Chciałem, ale nie zrobiłem tego, tylko uniosłem brew.
– To albo adopcja.
Co wolisz.
Otuliła się mocno
ramionami i wykrztusiła ochryple:
– Nie. – A potem
głośniej: – Nie! To moje dziecko. To
moje dziecko – powtórzyła ciszej, z o wiele większym bólem w głosie. – Nasze dziecko. Nic więcej mi po nim nie
zostało.
Tyle wystarczyło.
Wyciągnąłem rękę i uniosłem jej brodę, by spojrzała mi w oczy.
– Jeśli chcesz
tego dziecka, udowodnij. – Coś w jej oczach się wtedy zmieniło, złagodniały i
dostrzegłem w nich strach. Jeśli o mnie chodzi, strach był lepszy niż
rezygnacja. Delikatnie potrząsnąłem jej brodą. – Musisz teraz żyć. Jeśli nie
dla siebie, to dla dziecka. Ono jest darem, jednak musisz na nie zasłużyć,
Lexi. Twitcha już nie ma, ale twoje dziecko cię potrzebuje. – Na wzmiankę o
moim przyjacielu Lexi straciła tę resztkę siły, którą udało jej się zgromadzić.
Załkała cicho, a jej ciało osłabło pod moimi palcami. Ścisnąłem nieco mocniej.
– Twoje dziecko nie ma taty. Potrzebuje mamy. – Puściłem ją wtedy i opadła na
poduszkę na sterylnym, niewygodnym szpitalnym łóżku. Jej słabe zawodzenie było
niczym nóż w brzuch, głównie dlatego, że nie miała siły płakać, a ja o tym
wiedziałem. Ująłem jej drobną dłoń w obie swoje. Pocierałem ją, desperacko
próbując ogrzać. – Jesteś w stanie to zrobić, Lexi? Zadbać o siebie, upewnić
się, że twoje dziecko będzie miało kogoś, na kim będzie mogło polegać?
Nagle uniosła na mnie
wzrok, mrugając ospale.
– Myślisz, że to
chłopiec? – zapytała zduszonym głosem. Wolną ręką zaczęła gładzić niewielki
wzgórek brzucha. – Ja też tak uważam. Odkąd się dowiedziałam.
Wziąłem to za dobry
znak. Żadna kobieta, która chce przerwać ciąże, nie chciałaby rozmawiać o
szczegółach. Uśmiechnąłem się lekko, ciepło.
– Tak, kochanie.
Myślę, że nosisz małego mężczyznę. A znając Twitcha i jego mocny… charakter,
będzie dokładnie taki sam. Biedny dzieciak, nie ma żadnego wyboru.
Zalążek uśmiechu rozświetlił
twarz Lexi.
– A co, jeśli to
dziewczynka?
Cmoknąłem.
– Będziesz
skończona, kobieto. Jeśli nosisz tam dziewczynkę choć w połowie tak ładną, jak
jej mama… – Odchyliłem się w krześle i wypuściłem powietrze, kręcąc głową. –
Cholera. Tyle by wystarczyło facetowi, żeby nie spać po nocach. Na szczęście
Twitcha nie będzie w okolicy, kiedy pójdzie na pierwszą randkę.
Miałem ochotę cofnąć te
słowa, gdy tylko opuściły moje usta. Pochłonąć je, kiedy nadal były jeszcze w
powietrzu. Żołądek mi się ścisnął, wypełnił mnie niepokój. Czułem się jak
wielki… dureń.
Ale ku mojemu
zaskoczeniu półuśmiech Lexi zmienił się w uśmiech, jakiego nie widziałem od
czasu śmierci Twitcha. Zaśmiała się przez nos, a chwilę później westchnęła.
– Miło się o nim
rozmawia. Wszyscy boją się o nim wspominać, aż czasem mam wrażenie, że był
wyłącznie wytworem mojej wyobraźni.
Zacisnąłem usta.
– Nie ma nic złego
w rozmowie o zmarłych.
Wyciągnęła do mnie
drżącą dłoń. Ująłem ją skwapliwie, ciesząc się niespodziewanym kontaktem.
Trwaliśmy tak przez jakiś czas, aż Lexi splotła nasze pale.
– Julius?
– O co chodzi,
kochanie? – spytałem głosem szorstkim ze zmęczenia.
Jej szept brzmiał
bardziej jak prośba niż pytanie.
– Zadbasz, by
dziecko o nim wiedziało? O dobrych rzeczach.
Dokładnie wtedy zrozumiałem,
że z Lexi będzie dobrze. Ogarnęła mnie ulga.
– Tak, Lexi.
Zrobię to.
– Ziemia do
Juliusa. Halo? Jest tam kto? – Głos Ling sprawia, że wracam do rzeczywistości.
– Co?
Wygina brew o idealnym
kształcie.
– Dobrze się
czujesz? Może powinniśmy zatrzymać się na noc w najbliższym hotelu?
Kręcę głową.
– Nie, nic mi nie
jest. Po prostu się zamyśliłem.
– To niebezpieczne
– stwierdza z sarkazmem.
Parskam śmiechem.
– Nie masz
pojęcia, dziewczyno.
Trudno skoncentrować
się na drodze, gdy jest się zmęczonym. Jeszcze trudniej
jest to zrobić, kiedy czuje się sunące po nodze idealnie zrobione paznokcie.
– Ling – warczę.
– Jestem głodna –
odpowiada nadąsana.
Ściągam jej dłoń i
odkładam na jej nogę, stwierdzając:
– Tu nie
znajdziesz nic do jedzenia.
Słyszę uśmiech w jej
głosie, kiedy rzuca nisko i namiętnie:
– Znalazłoby się
coś, co by mnie zadowoliło.
W odpowiedzi jedynie
wzdycham, kręcąc głową z nadzieją, że nie dostrzeże wybrzuszenia w dżinsach.
Czy mi się to podoba,
czy nie, Ling jest piękną kobietą. Pochrzanioną jak diabli, ale piękną.
Ona też wzdycha,
wyglądając przez okno.
– Nigdy nie chcesz
się ze mną bawić – marudzi cicho.
Zaskoczony parskam
śmiechem.
– Minęły cztery
lata, a ty nadal tego nie rozgryzłaś. Nie sram do własnego gniazda, Ling Ling. –
Zerkam na nią. – Poza tym nie grasz w szczególnie wiele gier.
Patrzy na mnie oczami w
kształcie migdałów i choć się nie uśmiecha, jej oczy to robią.
– Dlaczego? Nigdy
cię nie kusiło, by dotknąć którejś z kobiet? Sprawić, by poczuła, jak bardzo
jej pragniesz? Do tego stopnia, że nawet jeśli ona tego nie chce, weźmiesz ją
siłą?
Zatrzymujemy się na
czerwonym świetle, a ja walczę z chęcią wywrócenia oczami na te naiwne słowa
równie naiwnej kobiety. Udaję, że się namyślam.
– To brzmi trochę
jak… hmmm… co to było za słowo? – Poważnieję. – A tak. Gwałt.
Macha na mnie ręką,
sięgające ramion włosy wirują, gdy to robi. Prycha, jakby chciała dać mi do
zrozumienia, że jestem niemądry.
– Och, proszę.
Wszystko odbywa się za obopólną zgodą i dobrze o tym wiesz.
Światło zmienia się na
zielone, ruszamy.
– Co cię bardziej
wkurza? Że jestem odporny na twoje wdzięki czy że nie jestem złym kolesiem, za
którego masz każdego faceta?
– Julius – zaczyna
– nie chodzi o bycie złym facetem. – Głos jej łagodnieje. – Mogę sprawić, że
każdy dobry facet zmieni się w złego na jeden wieczór.
To żadne chełpienie się
czy duma. To przepełnione znużeniem słowa niebezpiecznej kobiety. Drapieżnika.
Brzmiącego na zmęczonego własną grą.
Rzadko współczuję Ling,
ale w tej chwili to robię.
Jedziemy w ciszy i
zanim robimy postój, zatrzymujemy się tylko na stacji benzynowej po niezbędne
rzeczy. Motel jest cichy, ale nic w tym dziwnego, skoro jest trzecia w nocy.
Gdy wchodzimy do środka, na dźwięk dzwonka zwieszonego przy drzwiach zjawia się
młodzieniec.
– W czym mogę
pomóc?
Usta Ling rozciągają
się w powolnym, chciwym uśmiechu, a w jej oczach błyska ekscytacja.
– O rany, duży
jest.
Młodzieniec nie odrywa
spojrzenia od Ling, przełykając z trudem. Jabłko Adama podskakuje mu śmiesznie,
kiedy to robi. Ling podkręca atmosferę, robiąc całe przedstawienie z
oblizywania czerwonych warg. Sądząc po sposobie, w jaki chłopak śledzi wzrokiem
jej język, na pewno zastanawia się, czy smakuje równie dobrze jak wygląda.
Smakuje.
Nigdy ze sobą nie
spaliśmy, ale zdarzyło się, że jej usta nakryły moje.
Smakuje wiśniami. Mogę
za to ręczyć.
Uderzam portfelem w
blat, na co młodzieniec podskakuje, patrząc na mnie z zaskoczeniem. Przyglądam
mu się niespiesznie. Niemal dorównuje mi wzrostem. Ling ma rację, jest duży.
– Macie wolne
pokoje?
Chłopak natychmiast się
mityguje.
– Tak, proszę
pana. – Ale nie jest w stanie oprzeć się żywej Afrodycie stojącej u mojego
boku. Zerka na nią szybko. – Jeden?
W tym samym momencie ja
odpowiadam „tak”, a Ling „nie”.
Posyłam jej złe
spojrzenie.
– Jeden pokój.
Ling unosi brwi, by dać
mi do zrozumienia, że nie podoba jej się mój ton. Spogląda z powrotem na
młodzieńca i uśmiecha się do niego o wiele zbyt zachęcająco.
– Prosimy dwa
pokoje, skarbie.
Chłopak pamięta jednak
o mnie.
– Proszę pana?
Patrzę na Ling. Mruży
niebezpiecznie oczy. Mierzymy się przez chwilę wzrokiem, aż odwracam się do
recepcjonisty.
– Dwa pokoje. Ale
mają być obok siebie.
Przełyka ponownie,
jabłko Adama podskakuje. Głos staje się nieco piskliwy.
– Tak, proszę
pana. Karta czy gotówka?
– Gotówka.
– Potrzebuję
jakiegoś dokumentu.
Przytakuję.
– Jasne. –
Otwieram portfel, ale zamiast podać mu prawo jazdy, wyciągam setkę i przesuwam
ją po blacie. – Wpisz panią i pana Sonny Jones. Nie śpimy razem, bo aktualnie
ze sobą nie rozmawiamy, dlatego że moja żona – wskazuję na Ling – Laura
wkurzyła mnie, zarywając do kelnera w lokalnej knajpie. – Przerywam na chwilę,
żeby wszystko do niego dotarło. – Zrozumiano?
Bez wahania wkłada
pieniądze do kieszeni.
– Tak.
Biorę swoje bagaże i
sięgam po te Ling, ale wyrywa mi je z dłoni. Odwraca się do recepcjonisty.
– Mógłbyś mi pomóc
z torbą, uch…?
Łapie aluzję.
– Tak, oczywiście.
I jestem Cory, ale możesz mi mówić Chip[1].
Ling śmieje się powoli.
– No jasne,
skarbie. Mówiłeś, że ile masz lat?
Ruszam, tłumiąc śmiech,
gdy Chip odpowiada:
– Osiemnaście,
właśnie skończyłem liceum.
Ling idzie obok.
– Cóż, gratulacje,
Chip. To wspaniale. – Pod nosem mruczy: – Dokładnie takich lubię.
– Zachowuj się –
nakazuję półgębkiem.
Prycha.
– A jaka w tym
radość?
Zatrzymujemy się przed
naszymi pokojami. Wchodzę do swojego w samą porę, by usłyszeć, jak Ling pyta
Chipa:
– Mógłbyś to
wnieść do środka, złotko? Mam zrobione paznokcie. Nie chciałabym ich zbyt
szybko zniszczyć.
Nie marnuję więcej
czasu, biorę szybki prysznic, po czym wsuwam się do zatęchłego łóżka.
Godzinę
później słucham koncertu płaczów pełnych namiętności i bólu dobiegających zza
ściany. Zasypiam przy odgłosach ostrego seksu, gdy Ling na jeden wieczór
zmienia Chipa w złego faceta.
Premiera już wkrótce. Czekacie?
Nie znam tego cyklu, ale jestem pewna że książka znajdzie wielu czynników. 😊
OdpowiedzUsuńNie znam, nie czytałam, trochę boję się cykli ;)
OdpowiedzUsuńSuper, że dzielisz się fragmentem książki, to może zachęcić wiele osób do jej poznania ;). Ja się akurat nie skuszę, bo nie lubię tego typu powieści...
OdpowiedzUsuńMożliwe, że skuszę się na ten cykl. Zapowiada się ciekawie. ;)
OdpowiedzUsuńNie czytałam pierwszego tomu i tak naprawdę jakoś bardzo nie ciągnie mnie do poznania tego cyklu.
OdpowiedzUsuńKsiążki jak narkotyk
Niebawem zabieram się za ten tom. Pierwszy bardzo mnie wciągnął.
OdpowiedzUsuń