Rozdział
pierwszy
Człowiek
legenda
Gdy słyszę z ust swojej
słodkiej, ale naiwnej młodszej siostry ksywkę „Pan Romantyczny”, nie mam
wątpliwości, iż dała się wrobić i uwierzyła w kolejną miejską legendę. Asha
siedzi przy blacie kuchennym w naszym małym mieszkaniu na Brooklynie, stanowczo
za bardzo ogarnięta jak na szóstą rano w poniedziałek.
Przestaję
napełniać ekspres, po czym odwracam się do niej.
– Czyli
mówisz, że kobiety wynajmują sobie faceta, żeby zrealizował ich romantyczne
fantazje? No przestań, Ash. To bujda na resorach.
– To
prawda! – upiera się. – Joanna opowiadała o tym na przerwie w pracy. Koleś odgrywa
wszystkie role. Wiesz, posępnego miliardera, seksownego bad boya, oddanego
najlepszego przyjaciela, gorącego przedsiębiorcy. Można wybierać spośród wielu
postaci, których zwykle nie spotyka się poza romansami. Mówią, że jest świetny.
Joanna podsłuchała w ostatni weekend, jak cała grupka kobiet gadała o nim na
jakimś przyjęciu charytatywnym, gdzie za bilety liczyli sobie po tysiąc
dolarów.
Parskam
i wracam do robienia kawy.
– A
co, do licha, sekretarka Joanna robiła na takiej imprezie?
– Jej
kuzynka jest spokrewniona z mało znaną łotewską rodziną królewską czy coś w tym
stylu. Limuzyna następcy tronu zepsuła się w drodze z lotniska, więc w
ostatniej chwili zaprosili Joannę.
Posyłam
siostrze swoje najlepsze beznamiętne spojrzenie.
– Łotewska
rodzina królewska. Oczywiście. To ma sens.
Asha
jest młodszym redaktorem w jednym z najstarszych nowojorskich wydawnictw. Choć
nie poznałam jeszcze wszystkich jej kolegów z pracy, ci, których spotkałam,
zdecydowanie zaliczali się do dziwaków.
– Czy
Joanna nie słynie przypadkiem z nałogowego kłamstwa?
– Cóż,
tak, lubi bajdurzyć, ale to nie znaczy, że nie ma rozeznania. Jedna z kobiet
opowiadających o tym superogierze twierdziła, iż dzięki randce z nim wyleczyła
depresję. Inna wyznała, że uratował jej małżeństwo, bo dopiero kiedy pokazał,
jak zmysłowa potrafi być, przypomniała sobie, jak bardzo lubi seks. Cała
gromada kobiet uważa tego gościa za romantycznego wybawcę. Gorącego Jezusa czy
co tam.
Potrząsam
głową, patrząc, jak kawa sączy się przez filtr. Z nas dwóch Asha zawsze miała o
wiele bujniejszą wyobraźnię. Odziedziczyła po matce ślepy optymizm, lecz
zdrowego rozsądku już nie.
– Czyli
twierdzisz – odzywam się, nalewając do dwóch kubków świeżą kawę – że ten
mityczny facet-bestia, o którym mówiła kłamczucha Joanna, jest kimś w rodzaju…
nie wiem… bohaterskiego żigolaka?
– Jest
osobą do towarzystwa – uściśla Asha.
– Czy
to nie jest wymyślna nazwa męskiej dziwki?
– Nie.
Nie uprawia seksu z klientkami.
Podaję
jej kubek.
– Przed
chwilą mówiłaś co innego.
– Nie
– zaprzecza, kalając świeżo paloną kolumbijską kawę czterema łyżeczkami cukru.
– Mówiłam, że realizuje romantyczne fantazje kobiet.
– A
to wyklucza seks?
– Tak.
– Nie
brzmi to specjalnie romantycznie. Mężczyzna, który się ze mną nie prześpi? Nie
muszę za coś takiego płacić.
Siostra
dodaje do kubka śmietanki, po czym wzdycha z irytacją. Często tak robi w moim
towarzystwie. Mój bezwzględny cynizm gryzie się bowiem z jej beznadziejnie
romantyczną wrażliwością. Od zawsze.
Pewnego
razu, gdy miałam osiem lat, a ona sześć, kłóciłam się z mamą, że mikołaj nie
istnieje. Asha tak się zdenerwowała, że w mojej kolorowance z Piotrusiem Panem
dorysowała wszystkim rogi, nawet psu.
Mały
potwór.
Odegrałam
się, obsypując ją brokatem, kiedy spała. Gdy po przebudzeniu spytała, co się
stało, powiedziałam, że Dzwoneczek tak się na nią zezłościła za pomazanie
Piotrusia, że pękła ze złości. Asha płakała przez pół godziny, zanim mama
przekonała ją, iż żartowałam.
Nie
muszę dodawać, że siostra nigdy więcej nie mazała po moich rzeczach.
– Naprawdę
zapłaciłabyś komuś za seks? – pyta zamyślona, kiedy wkładam chleb do tostera.
Zastanawiam
się nad tym przez chwilę.
– To
musiałoby być epickie ruchanko, żebym wydała na nie ciężko zarobione pieniądze.
– Jak
bardzo epickie?
– Z
trzema orgazmami. Może czterema.
Uśmiecha
się.
– To
niemożliwe, aby osoba, której nie znasz, doprowadziła cię do tylu orgazmów.
Tak
naprawdę chce powiedzieć: „Ktoś, kogo nie kochasz”. Sądzi, że seks jest
najlepszy, gdy partnerzy szczerze się o siebie troszczą. Między innymi dlatego
unika przygód na jedną noc i gardzi mną w duchu za to, że ja wikłam się w nie
tak często.
– Jeśli
nie znasz faceta – stwierdza protekcjonalnie – na pewno nie zrelaksujesz się do
tego stopnia, by dojść wielokrotnie.
Wzruszam
ramionami.
– Chyba
nie doceniasz moich umiejętności, które pozwalają, żeby względnie nieznajomi
ludzie sprawiali mi przyjemność.
– No
przestań. Nie powiesz mi, że zawsze dochodzisz.
– W
większości przypadków tak.
Patrzy
na mnie z niedowierzaniem. Nie mogę zaprzeczyć, że lekko naginam prawdę. Bóg mi
świadkiem, iż kilku ostatnich facetów, z którymi się przespałam, nie miało pojęcia
o istnieniu łechtaczki. A także nie znało odpowiedniej techniki, jeśli chodzi o
seks oralny. Każdy z nich był mniej więcej tak finezyjny, jak pies myśliwski w
fabryce parówek.
– Nigdy
nie pragnęłaś czegoś więcej? – pyta tęsknie Asha.
Śmieję
się.
– Czego?
Fiuta?
– Wszystkiego.
– Wzdycha. – Partnera. Kochanka. Przyjaciela. Obrońcy. Motywatora. Prawdziwego
mężczyzny w twoim życiu.
– W
przeciwieństwie do tych wszystkich zmyślonych, których trzymam w sypialni?
– Eden,
wiesz, o co mi chodzi.
– Oczywiście.
Po prostu nie wierzę, że potrzebuję jakiegoś kolesia, aby mnie dopełnił. Jestem
całkiem szczęśliwa bez niego.
Przewróciwszy
oczami, upija łyk kawy. Niezależnie od tego, ile razy o tym rozmawiamy, nie
potrafi zrozumieć, że nie chcę mieć chłopaka ani oszczędzać swojego ciała dla tego jedynego. Biedactwo, nie była
jeszcze na wystarczającej liczbie randek, by przekonać się, iż on zwyczajnie
nie istnieje. To po prostu największe oszustwo w dziejach ludzkości.
Co
ciekawe, siostra nie jest dziewicą. Miała w liceum chłopaka i myślała, że
strzeże on jej Świętego Graala, dopóki po studniówce nie potknął się,
nadziewając fiutem na jej byłą najlepszą przyjaciółkę. Zepsuło to pięcioletni
planAshy, żeby wyjść za Jeremy’ego po ukończeniucollege’u, a następnie zostać
najmłodszą starszą redaktorką w dziejach nowojorskich wydawnictw. Choć ten
ostatni cel nadal jest w jej zasięgu. Nie jest mi specjalnie żal, że rzuciła
Jeremy’ego i jako singielka mieszka razem ze mną. Asha to najlepsza
współlokatorka, jaką kiedykolwiek miałam, nawet jeśli nieustannie biadoli nad
moim życiem miłosnym.
Rozsmarowuję
masło orzechowe na toście, a ona wkłada do ust płatki, po czym celuje we mnie
łyżką.
– Pewnego
dnia poznasz faceta, który zmieni twoje myślenie o mężczyznach, a kiedy to
nastąpi, będę się śmiała, triumfowała i pewnie wrzucę jakiś filmik na YouTube,
by uczcić tę okazję.
– Wątpię.
– A
ja nie. – Gdy to mówi, obryzguje mlekiem oraz płatkami blat.
– Nie
gadaj z pełną buzią. Poza tym marnujesz czas. Dobrze mi tak, jak jest.
Asha
przełyka, a następnie ociera usta.
– Czyli
jak? Pasuje ci uprawianie kiepskiego seksu z przypadkowymi frajerami?
– Przynajmniej
go uprawiam.
– I
robisz to źle. Mam pokój tuż obok. Myślisz, że nic nie słyszę? Nazwij mnie
staroświecką, ale uważam, że to powinno być co najmniej siedem minut w niebie,
nie trzy.
– Tak,
jednak z seksem jest trochę jak z pizzą. Nawet kiepski jest dobry.
Wgryzam
się w tost, po czym posyłam jej uśmiech.
Krzywi
się, a potem wyciąga z torby książkę, otwiera i zaczyna czytać. Oczywiście jest
to romans. Kręcę głową. Jakby nie miała dość beznadziejnego romantyzmu i
musiała go jeszcze podsycać.
Kiedy
popijam kawą ostatni kęs tostu, otwierają się drzwi od mojego pokoju. W progu
staje facet bez koszulki.
Skoro
już mówimy o niezadowalających partnerach seksualnych…
– Hej.
– Półnagi mężczyzna pociera głowę, przechadzając się w nisko opuszczonych dżinsach.
Nachyla się, by obdarować mnie niezręcznym całusem w policzek.
Boże,
nienawidzę poranków po takich nocach.
– Uch,
cześć. Chcesz kawę?
– Pewnie.
– Opiera się o blat, a ja nalewam, po czym wręczam mu kubek. Asha gapi się najpierw
na mnie, potem na niego, a następnie znowu na mnie.
– Och,
wybacz– mówię. – To moja siostra, Asha. Ash, to… – Cholera. Jak on miał na imię? – Tim?
– Tony
– poprawia.
– Przepraszam.
Tony.
– Cześć.
– Tim/Tony macha do Ashy, mierząc ją spojrzeniem, jakim większość mężczyzn
obdarza moją siostrę. Jeśli siedzimy razem w barze, to ona jest zaczepiana jako
pierwsza. Z zabójczymi ustami oraz krwistoczerwonymi wargami przypomina
pin-upgirl, podczas gdy ja wyglądam jak jej efektowna, ale zwyczajna
asystentka.
Tony
posyła mi szybkie spojrzenie. Nie mam wątpliwości, co sobie myśli: że przespał
się z niewłaściwą siostrą. Nie dziwi mnie, że okazał się dupkiem. Najwyraźniej
mam szczęście do przyciągania takich typów.
Nie
wie jednak, iż Asha rzadko chociażby odwzajemnia męskie spojrzenia, więc ma
farta, że w ogóle coś mu się trafiło.
Siostra
posyła mu niemrawy uśmiech.
– Hej.
Po
tym, jak opuściła mnie zeszłej nocy, zostawiając samą w lokalnej knajpie The
Tar Bar, podjęłam złą decyzję i zaprosiłam do siebie Tony’ego. Zanim poszła,
ostrzegałam ją, że po kilku tequilach nie mogę sobie ufać. Zupełnie jakbym była
iPhonem, a tequila mnie odblokowywała.
– Tony
– rzuca Asha z wyczuwalną dezaprobatą. – Nie powinieneś się zbierać do pracy?
Koleś
się śmieje. W ogóle nie wygląda na takiego, co pracuje.
– Razem
z zespołem mamy próbę dopiero o trzynastej.
Ash
obdarowuje go uśmiechem świadczącym o tym, że w myślach już go osądziła. Nasza
matka, wychowująca nas w pojedynkę pracoholiczka, wpoiła nam solidną etykę
pracy. Jeśli ktoś sprawiawrażenie lenia, natychmiast ma minus u sióstr Tate.
Nie na tyle dużego, żebym się z nim nie przespała, ale jednak…
– To
świetnie, że masz w życiu jakieś cele – zauważa uszczypliwie Asha.
Tony
wygląda, jakby chciał podjąć rozmowę, lecz ona ostentacyjnie odwraca się do
niego plecami, po czym wsadza nos w książkę.
Koleś
najwyraźniej łapie aluzję, bo odstawia kubek z kawą i znika w moim pokoju.
Kilka minut później pojawia się w pełni ubrany.
– Cóż,
do zobaczenia. Dzięki. – Odprowadzam go do drzwi, a następnie je otwieram.
Odwraca się, aby wydukać: – To… Ee… Chcesz mój numer czy…?
Dlaczego
faceci zawsze czują się zmuszeni, by o to zapytać? To jasne jak słońce, iż nie ma
najmniejszego zamiaru zadzwonić, a mimo to wypala z czymś takim, jakby się bał,
że uczepię się jego nogi i nie puszczę, dopóki nie wytatuuje mi swojego numeru
na dupie.
– Nie,
spoko – mówię.
Ulga
na jego twarzy jest niemal komiczna.
– No
dobra. Super. To spadam.
Zamknąwszy
drzwi, wracam do kuchni.
Siostra
przygląda mi się, kiedy zmywam. Ignoruję ją.
– Eden…
– zaczyna.
– Nie
chcę tego słuchać.
– Stać
cię na dużo więcej.
– Asha,
przestań.
– Zasługujesz
na dużo więcej.
– Czyżby?
Wali
książką o blat.
– Oczywiście!
Mogłabyś zdobyć wspaniałego faceta, gdybyś się tylko odrobinę wysiliła.
Łapię
jej subtelną aluzję co do mojego braku stylu. Codziennie ubieram się tak samo:
w dżinsy, botki, T-shirt oraz jakąś kurtkę, zwykle skórzaną. Ash z kolei ma
więcej klasy niż cały salon fryzjerek. Z ciuchów kupionych w lumpeksie potrafi
stworzyć nowatorskie stylówki, które wyglądają na o wiele droższe, niż są w
rzeczywistości. Poza tym, choć obie odziedziczyłyśmy po mamie ogniście rude
włosy, mnie odpowiada sięgająca do ramion fryzura z naturalnymi falami, podczas
gdy Asha ścina swoje krótko, prostuje i stylizuje. Idealnie pasuje to do jej
okularów w rogowych oprawkach, które nosi bardziej na pokaz, niż w celu poprawy
wzroku
W
przeciwieństwie do mnie jest prawdziwą modnisią. Często powtarza, że jestem tak
niemodna, iżtylko cudem tyłek mi jeszcze nie odpada.
Och,
wspomniałam już, jaka z niej nieznośna mądrala?
– Edie,
próbuję jedynie powiedzieć, że nie musisz zadawać się z ćpunami, żeby zaliczyć
– wyjaśnia. – Są w okolicy lepsi mężczyźni. Musisz po prostu mieć nieco większe
wymagania niż „oddycha” i „ma penisa”.
– Hej,
to nie fair. Nalegam też, aby mieli przynajmniej połowę własnych zębów, a także
mniej niż pięć wyroków.
– Wow,
nie wiedziałam, że jesteś aż tak wybredna.
Z
uśmiechem biorę jej pusty kubek, by go umyć. Choć ją kocham, nigdy nie będziemy
się zgadzały w kwestii facetów.
– Powinnaś
go przynajmniej opisać – stwierdza, wkładając książkę do torby, po czym bierze
parę owoców z miski na szafce.
Patrzę
na nią.
– Kogo?
Przyćpanego obiboka Tima?
– Tony’ego.
I na litość boską, nie. Chodzi mi o Pana Romantycznego. To by było coś, prawda?
Pracuję
w „Pulsie” – nowej, rozrywkowej stronie internetowej, mającej ponad pięć
milionów subskrypcji. Mimo że ukończyłam z wyróżnieniem studia dziennikarskie na
Uniwersytecie Nowojorskim, szef każe mi pisać te bezmyślne clickbaitowe teksty,
od których dostaję raka. Coś w stylu: NIE
UWIERZYSZ, CO KIM KARDASHIAN ROBI TERAZ ZE SWOIM TYŁKIEM! czy 10 OZNAK, ŻE TWÓJ KOT PRÓBUJE CIĘ ZABIĆ.
NUMER 3 ZMROZI CI KREW W ŻYŁACH!
Czekam
na dzień, w którym będę mogła wykorzystać wiedzę wyniesioną z czterech lat
studiowania dziennikarstwa śledczego, ale sądząc po tym, jak mało elastyczny
jest mój pracodawca, jeśli chodzi o nowe pomysły, nie mam pojęcia, kiedy
nastanie ta chwila.
Kończę
zmywać i wycieram zlew.
– Ash,
jestem przekonana, że Joanna zmyśliła tego całego Pana Romantycznego. A nawet
jeśli koleś istnieje, nigdy nie pozwolą mi napisać newsa na stronę główną,
jeżeli zasugeruję, że to coś niezbyt istotnego.
– W
takim razie spraw, żeby to miało znaczenie. Śmietanka towarzyska Nowego Jorku
szaleje na punkcie tego gościa, chociaż nie uprawia on seksu z klientkami. Co
otrzymują od niego te bogate gospodynie domowe, czego nie mogą im dać ich
posiadający władzę oraz miliony mężowie? Oto jest pytanie. A jeśli poznasz
odpowiedź, będziesz miała materiał na świetną historię. – Całuje mnie w
policzek. – Po prostu o tym pomyśl, okej? Widzimy się wieczorem.
Po
tym, jak wychodzi, rozważam jej słowa. Nie mogę zaprzeczyć, że intryguje mnie
ten pomysł. Potrzebuję jednej dobrej historii, aby wyrwać się z bagna
banalności, w którym obecnie tkwię. Jednego ważnego newsa, dzięki któremu
udowodnię swojemu tępemu szefowi, iż stać mnie na coś więcej niż bezsensowne
brednie. Przystojny kanciarz dojący boginie botoksu z Park Avenue może się do
tego nadać.
Z
nową energią chwytam laptopa i wpisuję w Google „Pan Romantyczny”. Oprócz kilku
milionów linków do książek, a także stron ze słowem „romans” w nazwie nie
znajduję niczego, co pasowałoby do opisu Joanny. Przeglądam kolejne strony w
poszukiwaniu choćby najmniejszej wskazówki, że koleś naprawdę istnieje, jednak
po godzinie nadal niczego nie mam.
Zatrzaskuję
laptopa, a następnie pocieram powieki. Niepotrzebnie straciłam czas na
sprawdzanie tropu od nałogowej kłamczuchy. Dobry Boże, chyba udzieliła mi się
beznadziejna naiwność siostry.
Przerażające.
Z
pomrukiem frustracji pakuję komputer do torby, po czym idę do metra. Wygląda na
to, że czeka mnie kolejny tydzień zabijającej szare komórki, moralnie wątpliwej
generacji memów.
Cudownie.
Podoba się Wam? Co o tym sądzicie?
To będzie naprawdę ciekawa historia :)
OdpowiedzUsuńFajna zapowiedź, ale książka raczej nie jest dla mnie.
OdpowiedzUsuńJeszcze się zastanowię, ale raczej, to nie jest książka dla mnie. 😊
OdpowiedzUsuń