„Gdy mamy coś na co dzień, nie doceniamy
tego. Natomiast gdy to tracimy, nagle zaczyna nam na tym zależeć, tak jakbyśmy
całą swoją siłą woli, umysłu i nadziei mogli sprawić, że w magiczny sposób to „coś”
do nas wróci, a nasze przeszłe zaniedbania pójdą w niepamięć.”
Rozstanie z bliską osobą, jej nieodwracalna śmierć, to
chyba największy cios, jakiego może doświadczyć człowiek. Wtedy cała przyszłość
sprawia wrażenie bezsensownej, a każdy plan lega w gruzach, bo tracąc na
ważności, wydaje się niczym. A jednak trzeba pamiętać o tym, by brnąc w stronę
szczęścia, podnieść się po upadku i wspinać po kolejnych szczeblach wracając na
normalny poziom. Śmierć kogoś bliskiego jest niejako nowym etapem naszego życia
– bardziej samotnym. Ale czy zawsze musi być tak źle? Być może właśnie ten
moment stanie się chwilą przełomową, w której człowiek postanowi nauczyć
korzystać się z daru, jakim jest możliwość istnienia. Bohaterka książki „Numer
telefonu”, która myśląc, że wraz z odejściem matki znikła jej szansa na
szczęście, nie ma pojęcia o tym, że los skrywa je dla niej w naprawdę sporych
ilościach.
Zuzanna Piątek
wciąż nie potrafi otrząsnąć się po śmierci ukochanej matki, chociaż od tego
tragicznego wydarzenia minęły już dwa lata. Zrywając kontakt z ojcem zostaje
sama, ze swoim nietypowym nawykiem pozwalającym jej znieść wciąż nękający ją,
potworny ból. Otóż dziewczyna każdego dnia dzwoni do matki i nagrywa jej
wiadomość na pocztę głosową. Ta forma terapii nie do końca się sprawdza,
jednakże pewnego dnia Zuzia doznaje szoku. Kolejny już raz wybierając numer
zmarłej rodzicielki, po drugiej stronie słuchawki odzywa się kobiecy głos.
Okazuje się, że dodzwoniła się do Teresy, przemiłej, nieco starszej już
kobiety, która z czasem stając się jej przyjaciółką, zaprasza ją do siebie.
Dziewczyna, tracąc pracę, wie, że nie ma nic do stracenia. Rusza więc nad
polskie morze, by nad Bałtykiem osobiście spotkać się z sympatyczną Teresą, ale
i … poznać jej niezwykłego syna. Szybko okazuje się, że Kuba coś do niej czuje,
a Zuzia nie jest obojętna na jego ostrożne, ale jednoznaczne gesty. Przed nią
jednak jeszcze wiele niełatwych prób i życiowych testów, od których zdania
będzie zależało jej szczęście.
Wielu z nas nie potrafi pogodzić się z odejściem
bliskich. Często więc robiąc dziwne rzeczy, nie dopuszczamy do siebie myśli, że
śmierć jest niestety końcem. Zuzanna dzwoni do zmarłej matki, do czasu, kiedy
okazuje się, że jej numer przejęła inna kobieta – Teresa. Sympatyczna
nieznajoma nie pozostaje jej obojętna, a wkrótce staje się jej bliższa, aniżeli
ktokolwiek inny. Czy to nie znak? Czyż właśnie to nie jest odpowiedzią na
bezsensowne, z pozoru, monologi Zuzi, prowadzone z rodzicielką? W życiu
dziewczyny zaczynają dokonywać się zmiany, których ciężar nie będzie tak łatwy
do udźwignięcia. Nagabywana i molestowana przez współpracownika broni się gazem
pieprzowym, po czym zostaje zwolniona… Bowiem okazuje się, że ów mężczyzna był
spokrewniony z jej szefem. Nie związana żadnymi obowiązkami Zuzia ryzykuje i
korzysta z zaproszenia Teresy, trafiając pod jej dach. Tam zaś poznaje Jakuba,
właściciela dobrze prosperującej firmy, któremu także było dane doświadczyć
tego, jak smakuje smak śmierci kogoś bliskiego. Mężczyzna, nosząc w sercu żal,
potrafi jednak cieszyć się życiem i tą radością obdarowuje także Zuzię.
Pomiędzy tymi dwoje rodzi się coś bardzo głębokiego, aczkolwiek los nie
skończył z niespodziankami, a te nie zawsze będą tylko przyjemne.
Autorka książki, poprzez historię Zuzi, przedstawia
niełatwe zakamarki życia, a właściwie jego najtrudniejszą część, jaką jest
śmierć. Nie jest to jednak przygnębiająca lektura, a raczej lek na depresję,
ponieważ główna bohaterka, przechodząc powolną metamorfozę, podąża niezwykle
zawiłą ścieżką w stronę szczęścia. Nikt nie powiedział, że istnieje doskonały
lek na samotność i ból, ale jak pokazuje Zuzanna, to właśnie miłość i dobre
serce drugiego człowieka są w stanie z czasem zagoić nawet najgłębsze rany. Trzeba
tylko pozwolić płynąć czasowi i otwierać serce na to, co zsyła nam los, bo
zamykając się w sobie człowiek traci szansę na świetlaną przyszłość.
„[…] miłość to wspólny poranek przy otwartym
oknie w letni dzień, o którym marzysz, aby nigdy się nie skończył.”
Dość ciekawym dodatkiem powieści jest … kot. No właśnie –
czy zwierzę jest w stanie jakkolwiek
wpłynąć na człowieka? Kim jest niezwykły Behemot i czy jego kocia mowa to aby
na pewno tylko niewyraźne, przypominające słowa dźwięki?
Momentami smutna, ale i napawająca nadzieją, pokazująca
życie od podszewki, przedstawiając jego przykre, ale i radosne strony – „Numer
telefonu” to książka darząca czytelnika sporą dawką emocji. Przemierzając kolejne
strony, w głównej bohaterce możecie dostrzec Was samych – zagubionych i
brodzących po niepewnym gruncie, w poszukiwaniu właściwej drogi. Uważam, że
kreacja poszczególnych postaci i pomysł na fabułę pani Kucharskiej naprawdę się
udał. Autorka, za pomocą Zuzi, nosi nas nie tylko po ścieżkach ludzkich rozterek,
problemów i dylematów, ale także po samej malowniczej Polsce, a w szczególności
po jej północnych terytoriach. Można naprawdę poczuć słoną bryzę wiejącą od
morza, ale i zasmakować wyjątkowego wina. Jaką zatem ono odegra rolę w
powieści? Tego Wam nie zdradzę.
„Numer telefonu” to niedługa lektura, która relaksuje
przez jeden wieczór. Tyle trwa jej przeczytanie i to nie tylko ze względu na
niezbyt mnogą ilość kartek. Wciągająca, chwilami wydaje się bardzo
przewidywalna, ale przyznam, że potrafi także zaskoczyć - i właśnie to jest
najlepsze. Być może ta historia nie zostanie ze mną na długo, ale w tym
momencie naprawdę miło ją wspominam. A może sięgnę po nią wtedy, kiedy będę
czuć to samo, co główna bohaterka. Tę powieść polecam kobietom, w szczególności
tym, które także borykają się z trudem po odejściu kogoś bliskiego. Szukacie
leku na taki ból? Może właśnie odnajdziecie go tutaj.
moja ocena: 4/6
wydawnictwo: Videograf
ilość stron: 205
data wydania: sierpień 2015
Za książkę bardzo serdecznie dziękuję wydawnictwu Videograf.
Niby książka na jeden wieczór, ale tematyka bolesna. Na taką lekturę muszę mieć nastrój...
OdpowiedzUsuńTak - początkowo nie jest łatwo. I zgadzam się z tym nastrojem. Ale mimo to po książkę warto sięgnąć.
UsuńU Cyrysi też ją widziałam. Bardzo chętnie przeczytam, ale w przyszłości. Dzisiaj przyszły do mnie nowe zdobycze i mam co czytać :D
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :) Przy gorącej herbacie
Czekam aż do mnie trafi, choć po Twojej recenzji mój zapał nieco osłabł :)
OdpowiedzUsuńMoże kiedyś :) Na razie nie czuję się zainteresowana.
OdpowiedzUsuńMoże kiedyś po nią sięgnę, nie mówię nie.:)
OdpowiedzUsuńhttp://krainaksiazek0.blogspot.com/
Nie mam ochoty. ^_^
OdpowiedzUsuńKsiążka typu-jedna z wielu. Raczej nie jestem chętna.
OdpowiedzUsuń