„Chyba trzeba być, kim się chce, aż człowiek
poczuje, że taki się stał. Czasem połową sukcesu jest udawanie, że da się radę.”
Mam zbyt duży
brzuch, za mały biust, krzywy nos, mało lśniące włosy, bladą cerę, krótkie nogi
… a może problem z akceptacją własnego ciała? Czy aby każda z Was nie
znalazła wśród powyższych fraz tej, której od czasu do czasu używa?
Niezadowolone, zerkając w lustro ze skwaszoną miną – patrzymy na nasz
całokształt przez pryzmat wad. A może warto powiedzieć sobie to, że jesteśmy po
prostu oryginale i piękne i nauczyć się w to wierzyć? Czy miałybyście ochotę
poznać historię pewnej nieco zbyt okrągłej Willowdean, której nie przeszkadzało
życie w całkiem sporym ciele? Zapraszam Was do zapoznania się z moją recenzją
jednej z najbardziej pozytywnych powieści tego roku – „Konkurs”, autorstwa
Julie Murphy.
Willowdean ma
szesnaście lat, kochaną przyjaciółkę, matkę – która kiedyś zwyciężyła w konkursie
piękności, sporo dystansu do własnej osoby i … jest gruba. No właśnie – nie
niedopasowana do kanonów mody, czy hojnie obdarowana kobiecymi krągłościami –
ale gruba, bo postanawia odważnie nazywać rzeczy po imieniu. Całkiem dobrze
czując się w swojej własnej skórze, mając wokół siebie wspierających ją ludzi,
nie przejmuje się tym, że daleko jej do posiadania pożądanej przez nastolatki
talii osy. Aż do czasu… kiedy spotyka pewnego chłopaka, na widok którego
znacznie przyspiesza bicie jej serca. Willowdean zaczyna powątpiewać we własne
możliwości, a to odbija się nie tylko na jej wrodzonej śmiałości, ale i
przyjaźni, która zaczyna naprawdę kuleć. Dziewczyna musi zrobić coś, by
odratować własne życie. Ze sporym bagażem rezerwy i nadmiernych kilogramów…
startuje w wyborach miss nastolatek.
Każda przeciętna nastolatka spędza przed lustrem niemałą
ilość czasu, by dokładnie i jak najlepiej doprecyzować własne piękno,
przykrywając ewentualne uchybienia i wady. Ale nie Willowdean – dziewczyna, od
której pewności siebie mógłby nauczyć się każdy. Mając u boku wspaniałą
przyjaciółkę, jest w stanie przenosić góry, ale pewnego dnia, nagle i
niespodziewanie, wszystko zaczyna się walić. Na horyzoncie pojawia się bowiem
Bo – chłopak, z którym Willowdean przyszło pracować. Wzdychając na jego widok,
dziewczyna nie jest już taka pewna własnych możliwości, a już bez wątpienia nie
na tyle, by zdecydować się pokazać mu to, że coś do niego czuje. Mało tego, w
jej życiu pojawia się prawdziwy wróg – Callie, która odbiera jej przyjaciółkę.
Willowdean zostaje więc sama, bez szczerych wskazówek bliskich osób oraz
ramienia, na którym mogłaby się wypłakać. Czy się załamuje? Nie. Postanawia
zawalczyć o własne szczęście i robi coś, co wprawia w osłupienie wszystkich.
Zapisując się jako kandydatka do konkursu piękności pragnie udowodnić nie tyle
innym, co sobie, że bycie pięknym może mieć naprawdę wiele znaczeń.
Czy otyłość to problem? Tak – ale dopiero wtedy, kiedy
interesuje się nim ktoś, kogo takowy nie dotyczy. Jeżeli człowiek akceptuje
własne ciało i czuje się w nim szczęśliwy, tworzy wokół siebie aurę, która
czyni go prawdziwie pięknym. I to da się zauważyć, a Wy, jako czytelnicy,
będziecie mieli okazję przekonać się o tym sami. Czy Willowdean to wycofana z
życia towarzyskiego nastolatka? Oczywiście, że nie. Chociaż z czasem nie będzie
do końca tak łatwo, jakby się mogło wydawać. Czy zatem konkurs piękności z jej
udziałem to szaleństwo? Życzę Wam tego, byście mieli sami okazję poznać
odpowiedź na to pytanie.
„Konkurs” to książka, która już od pierwszych stron
emanuje pozytywną energią. Jest tutaj to coś, co ciśnie na twarz promienny,
szczery uśmiech. Bohaterka, daleka od ideału nastolatka, uczy spojrzenia na
świat przez szczęśliwe okulary, zachęcając do tego, by zmienić swoje
nastawienie i opinię o nas samych. Fabuła,
przedstawiona w doskonały i potrafiący wzbudzić sympatię sposób, kreuje w
głowie czytelnika obraz każdej z mających miejsce sytuacji, w efekcie czego mamy
wrażenie, że sami uczestniczymy w życiu niezwykłej Willowdean. A ta, zabawna,
szczera, odważna, ale i zazdrosna czy momentami nieśmiała dziewczyna, staje się
tak bliska naszemu sercu, że chcielibyśmy poznać ją osobiście.
„Bo nie zawsze trzeba wygrać konkurs, żeby
nosić koronę.”
Całkiem śmieszna i na pewno niezwykle optymistyczna
historia pokazuje świat od tej prawdziwej strony – rzeczywistości podziałów na
bycie lepszym, czy gorszym ze względu na zewnętrzny wygląd. Wśród nas wciąż
jest wiele ludzi, którzy oceniają człowieka właśnie na podstawie tego, jak się
prezentuje. A przecież prawdziwe piękno tkwi w wewnętrznej sile, a tej głównej
bohaterce na pewno nie brakuje. Ta książka podnosi na duchu, rozbawia, ale i
uczy. Być może mając u boku Willowdean, niejedna czytelniczka zmieni swoje
podejście do całego otoczenia, ale i siebie. Autorka pokazuje nam kawał dobrej
roboty, uzupełniając braki w literaturze kobiecej, która od długiego czasu
czekała na taką historię. Czytając ją w moje urodziny czułam, że możliwość jej
poznania właśnie w tym dniu była jednym z lepszych prezentów, jakie otrzymałam.
To było coś, czego potrzebowałam, by podładować swoje wewnętrzne baterie.
Książkę polecam nie tylko młodzieży, ale każdej kobiecie,
w szczególności tym szarym myszkom, które skrywają pod swoją twardą skorupą
prawdziwe i nieodkryte dotąd piękno. Ona pozwoli uwierzyć Wam w to, że
jesteście wyjątkowe i zasługujecie tylko na to, co najlepsze. Ja zaś, mając w
pamięci Willowdean i jej ciekawy świat, z wielkim zainteresowaniem wyczekuję
ekranizacji, nad którą już trwają prace, bo mam przeczucie i głęboką nadzieję
na to, że do kin trafi prawdziwy hit.
moja ocena: 5/6
wydawnictwo: Amber
ilość stron: 303
data wydania: 10 września 2015
Za książkę bardzo serdecznie dziękuję wydawnictwu Amber.
Bardzo chętnie przeczytam! Sama kiedyś borykałam się z akceptacją siebie, swojego wyglądu i ciała. Ciekawa jestem, jak to jest ujęte w tej książce :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :) Przy gorącej herbacie
O, to coś dla mnie:)
OdpowiedzUsuńCóż, mnie jak każdą kobietę od czasu do czasu prześladują takie myśli, więc książka chyba dla mnie ;) Chętnie przeczytam ;)
OdpowiedzUsuńOstatnio często słyszę o tej książce, a pomysł na nią bardzo mnie zaintrygował :) Nie można mieć za złe, w końcu często doszukujemy się w sobie wad. Z drugiej strony dobrze, że historia nie wpędza w depresję, bo optymistyczne podejście do takich rzeczy jest czasem bardzo potrzebne ;)
OdpowiedzUsuńWłaśnie bardzo głośno jest o tej książce i przyznam szczerze, że z chęcią przeczytałabym ją. Chciałabym się przekonać, czy ten szum wokół niej jest tego wart :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, Dakota // 97books
Szczerze mówiąc, jeszcze nie słyszałam o tej książce. Ale z chęcią ją przeczytam, zaciekawiłaś mnie historią Willowdean :)
OdpowiedzUsuńPomysł na książkę bardzo mi się spodobał i prawdę mówiąc nawet tylko ze względu na niego bym się o tę historię pokusiła :)
OdpowiedzUsuńJak tylko będę miała okazję, to wezmę udział w tym "Konkursie" :)
OdpowiedzUsuńKolejna książka na półkę "must read". Lubię tego typu lektury.
OdpowiedzUsuńChciałabym kiedyś przeczytać, wydaje się interesująca. I zabawna. Lubię zabawne książki. :D
OdpowiedzUsuńZapowiada się wspaniale, widziałam kiedyś film o podobnej fabule, ciekawy i ważny temat.
OdpowiedzUsuń