Jakiś czas temu organizowałam na blogu konkurs, w którym
nagrodą była rewelacyjna powieść autorstwa Moniki A. Oleksa - "Samotność
ma twoje imię". Czytelnicy bloga mieli okazję zadać autorce kilka pytań.
Zebrawszy je, dodałam coś swojego i skontaktowałam się z panią Moniką. W
efekcie powstał całkiem ciekawy wywiad, na który gorąco Was zapraszam. Muszę
dodać, że jest to niesamowita i bardzo życzliwa kobieta.
Monika A. Oleksa - Pisząca marzycielka z duszą wrażliwą i
otwartą na drugiego człowieka. W ciągu dnia próbuje zarazić dzieci, młodzież i
dorosłych miłością do języka angielskiego oraz spełniać się jako mama Michała i
Miłosza oraz żona Marcina. Po zmroku chowa się w świecie fikcji i fantazji,
którą przelewa na papier. Lubi obserwować życie i wplatać je w kartki swoich
książek. Pisanie jest jej pasją od zawsze. Urodziła się i mieszka w Lublinie, z
którym jest bardzo związana. Miejsca, w których rozkwita jej twórczość to
ukochane nadmorskie Dąbki i Nałęczów. Debiutowała 2002 roku zbiorem opowiadań
„Uśmiech Mima”. W 2011 roku, nakładem wydawnictwa Zysk i S-ka , ukazała się jej
pierwsza powieść „Miłość w kasztanie zaklęta”. Nieco później pojawiła
się kolejna – „Ciemna strona miłości”, zaś w tym roku możemy cieszyć się
nowością zatytułowaną „Samotność ma twoje imię”.
(źródło
– WWW.lubimyczytac.pl)
Co jest dla
Pani ważniejsze – iść czy dojść?
Zdecydowanie iść! Jestem Koziorożcem, wiecznie
wspinającym się po skałach i dążącym do wyznaczonego sobie celu. Nie muszę
zdobywać go za wszelką cenę, i nie uznaję drogi na skróty. Czasami nadrabiam „kilometrów”
w tej mojej wędrówce, ale taka już jestem. Samo działanie jest dla mnie o wiele
ważniejsze niż osiągnięcie celu. Spełnione zamierzenia cieszą, ale jeszcze
bardziej cieszy świadomość, że osiągnęło się je ciężką pracą, która
niekoniecznie jest dzisiaj modna, bo lubimy tak szybko i natychmiast osiągać
wszystko naraz. A porównując moją wędrówkę do pisania, każda wydana książka
sprawia ogromną radość; jednakże potrzeba pisania natychmiast pogania do
„wejścia” w świat kolejnych bohaterów i podjęcia nowego wyzwania, które staje
się kolejnym szczytem do zdobycia dla Koziorożca.
Co czuła Pani w
trakcie pisania kolejnych stron książki? Jakie uczucia (być może sprzeczne ze
sobą) Pani towarzyszyły, gdy ją Pani skończyła?
Każdą moją książkę piszę całą sobą, wkładając w to swoje
serce i mocno się angażując w życie moich bohaterów, oraz emocje, które im
towarzyszą. Nie wymyślam fabuły swoich książek; moi bohaterowie po prostu nagle
pojawiają się w mojej codzienności, i opowiadają swoją historię, którą zapisuję.
Dlatego wielokrotnie wściekam się na nich, bo działają w sposób zupełnie dla
mnie niezrozumiały, i komplikują tak wiele prostych spraw, które ja
rozwiązałaby zupełnie inaczej. Wielokrotnie mam ochotę potrząsnąć nimi i
powiedzieć, że życie jest zbyt krótkie, aby zachowywać się w ten sposób.
Złoszczą mnie, wzruszają, rozśmieszają, zadziwiają. Płaczę razem z nimi i mocno
przeżywam wszystkie ich porażki i niepowodzenia. Pisząc książkę, przez czas jej
obecności w moim domu mam wrażenie, że żyję w dwóch światach – tym realnym,
gdzie jestem mamą, żoną i kobietą pracującą; i w tym stworzonym przez moją
wyobraźnię, który jednak staje się tak bliski, że wielokrotnie trudno to
rozgraniczyć.
„Samotność ma twoje imię” to książka, która dosłownie
przeczołgała mnie emocjonalnie. Każdą z moich bohaterek czułam sercem, i jako
ogromna empatka, z każdą byłam w stanie się zidentyfikować. Były momenty, że kładłam się spać tak
potwornie zmęczona, jakbym cały dzień pracowała w kopalni. Gdy postawiłam
ostatnią kropkę, a było to dwadzieścia minut po północy Nowego Roku 2014,
poczułam ulgę. Wiedziałam, że teraz już nie mam wpływu na nic, i że od tego
momentu moja książka zaczyna żyć własnym życiem. Długo po niej odpoczywałam,
ale wiem, że warto było włożyć w nią tyle pracy i wyrzeczeń, bo to, jak mnie
prowadzi w tej chwili, zdumiewa mnie samą najbardziej.
Gdyby zamieniła
się Pani w „coś słodkiego”, to co by było i dlaczego?
Gdybym zamieniła się w „coś słodkiego”, byłabym delicją
nałęczowską, wypiekaną w nałęczowskiej „Ewelinie”. Jesteśmy obie złożone z wielu smaków i
towarzyszących tym smakom emocji, obie nie do końca zdradzamy, co nosimy lub
mamy w środku, i obie pozostawiamy po sobie niedosyt i apetyt na więcejJ
Czym jest dla
pani samotność? Czy ma ona jakieś pozytywne strony istnienia?
Moja samotność jest tęsknotą. Tęsknotą za bliskością,
której kiedyś zabrakło, i którą dopiero w dorosłym życiu potrafiłam wypełnić,
bo zrozumiałam, że samotność tak naprawdę jest w nas samych. To nie pustka
wokół nas sprawia, że człowiek czuje się samotny, ale trudność w nawiązaniu
relacji z innymi i dopuszczenia kogoś na tyle blisko, aby pomógł nam tę pustkę
zapełnić.
Samotność czasami jest potrzebna, aby człowiek mógł pewne
rzeczy przemyśleć i zrozumieć. Tylko na pustyni własnego życia, to znaczy w
samotności i przebywaniu sam na sam ze sobą, z dala od zgiełku i ludzi, którzy
zagłuszają ciszę, jesteśmy tak naprawdę w stanie odkryć całą istotę swojego
człowieczeństwa i zrozumieć, dlaczego zostaliśmy na ten świat powołani. Nie
doświadczymy tego mając wciąż kogoś obok siebie.
Która z Pani
książek jest Pani najbliższa?
Trudne pytanie… W każdą z moich książek włożyłam okruchy
swojego serca, i każda z nich jest mi bardzo bliska. Ta najbliższa… myślę, że
„Ciemna strona miłości”. Małgosia to jedyna z moich bohaterek, którą
zaakceptowałam bezwarunkowo, i z którą naprawdę byłabym w stanie się
zaprzyjaźnić. Bardzo jej współczułam, że przez tyle czasu musiała sama nieść
tajemnicę, z którą nie było łatwo żyć i wielokrotnie miałam ochotę po prostu
podejść, przytulić ją mocno i powiedzieć: Nie jesteś z tym sama! Pokochałam jej
rodzinę i pozazdrościłam Agnieszce tak bliskiej relacji z Maciejem, ojcem
Małgosi, który zdumiewa mnie swoją prostą, życiową mądrością. Chcąc jak
najdłużej z nimi pozostać, zaczęłam właśnie pisać kontynuację tej książki.
Ogrzewam się w niej jak przy ciepłym kominku zimą, i chyba ze wszystkich
pozostałych, tę cenię najbardziej.
Jaki jest Pani
ulubiony autor? Czy jego/jej twórczość Panią inspiruje?
Myślę, że autorką, dzięki której sięgnęłam po marzenia i
uwierzyłam, że też mogę pisać, była Lucy Maund Montgomery, której książki
pochłaniałam jako mała dziewczynka, i do których powróciłam już jako dojrzała
kobieta. To ona uświadomiła mi, że mam skrzydła, które muszę rozłożyć, bo tylko
wtedy uniosę się wysoko i będę w stanie zdobyć szczyty, gdzie zostały
poukrywane ludzkie marzenia.
Z polskich autorek bardzo cenię Hannę Kowalewską, dzięki
której uświadomiłam sobie, że tak naprawdę w książce nie jest ważna treść,
tylko to, w jaki sposób zostanie ona przekazana. Język pani Hanny oczarował
mnie, podobnie jak cały cykl o Zawrociu, w którym lubię przebywać. I to właśnie
książka pani Hanny „Tego lata w Zawrociu” sprawiła, że zachłysnęłam się
współczesną polską literaturą, i cenię ją ogromnie. Wśród moich ulubionych
autorek nie mogę nie wspomnieć o pani Joannie M. Chmielewskiej, która podobnie
jak Hanna Kowalewska, zauroczyła mnie swoją prozą sprawiając, że mój apetyt na
dobrą polską literaturę wzrósł, i czekam na takie perełki, które pojawiają się
wśród polskich pisarzy.
Co jest lepsze
– czytanie czy pisanie książki?
Czytam od zawsze; piszę od chwili, gdy odkryłam
niesamowitą umiejętność czytania i magię książek, które zabierały mnie w
zupełnie inny świat. Nie potrafiłabym żyć bez książek, czytając – delektują się
nimi tak samo, jak delicją nałęczowskąJ
Książki były i są przy mnie zawsze; traktuję je z ogromnym szacunkiem i wiele z
nich nazywam swoimi przyjaciółmi. Mogłabym zjeść tylko jeden posiłek w ciągu
dnia, a ostatnie pieniądze wydałabym na książkę. Czytanie mądrej książki to dla
mnie przyjemność; pisanie – to nieuleczalny nałóg! Pasja, bez której moje życie
straciłoby barwy. Trudno wybrać, co jest lepsze. Pisząc, mam wpływ na to, jak
potoczą się losy moich bohaterów; czytając, jestem biernym obserwatorem, ale
dzięki autorom, wchodzę w inny świat, którego ja nie potrafiłabym stworzyć.
Każdy kontakt z książką – po obu jej stronach, jest dla mnie przyjemnością, nie
umiem więc dokonać wyboru, bo zarówno czytanie, jak i pisanie, są dla mnie
bardzo ważne.
Jak wiele z
Pani można znaleźć w książce „Samotność ma twoje imię”?
Myślę, że w tej książce jest wiele ze mnie, choć nic do końca nie jest autobiografią. Piszę swoje książki sercem i emocjami. Jestem ogromną empatką, i widzę oraz czuję to, co przeżywają moi bohaterowie i z jakimi rozterkami się szarpią i zmagają. Akcja "Samotności..." rozgrywa się w miejscach, które są mi znane i które są częścią mojego codziennego życia. Jest tu mój rodzinny Lublin, bardzo mi bliski, i osiedla, które znam, i z którymi łączy się wiele wspomnień. Jest ukochany przeze mnie Nałęczów i stateczny Kazimierz z "Dwoma Księżycami", w których spędziłam trochę czasu pisząc "Samotność...", zaproszona tam przez pana Aleksandra Serwatkę, właściciela Hotelu i Restauracji "Dwa Księżyce". Są "moje" Dąbki i dom wypoczynkowy "Maria", gdzie powstaje większość moich książek. Ludzie związani z tymi miejscami pojawiają się na kartach mojej książki, i to są te elementy autobiograficzne - te relacje, które łączą moich bohaterów z nimi, a tak naprawdę mnie - z tymi ludźmi. Żadna z bohaterek nie jest jednak mną, choć na pewno mają moją wrażliwość i sposób odbierania świata. Trudna relacja Ewy z jej siostrą jest mi bliska; podobnie jak ta symbioza, która łączy Ewę z babcią. Również i w moim życiu Babcia była i jest bardzo ważna, i podobnie jak Ewa, poświęcam jej wiele swojego czasu. Myślę, że zatrudniając do pisania serce, nie da się uniknąć choć cząstki siebie, czy tego, co autor nosi w sobie.
Myślę, że w tej książce jest wiele ze mnie, choć nic do końca nie jest autobiografią. Piszę swoje książki sercem i emocjami. Jestem ogromną empatką, i widzę oraz czuję to, co przeżywają moi bohaterowie i z jakimi rozterkami się szarpią i zmagają. Akcja "Samotności..." rozgrywa się w miejscach, które są mi znane i które są częścią mojego codziennego życia. Jest tu mój rodzinny Lublin, bardzo mi bliski, i osiedla, które znam, i z którymi łączy się wiele wspomnień. Jest ukochany przeze mnie Nałęczów i stateczny Kazimierz z "Dwoma Księżycami", w których spędziłam trochę czasu pisząc "Samotność...", zaproszona tam przez pana Aleksandra Serwatkę, właściciela Hotelu i Restauracji "Dwa Księżyce". Są "moje" Dąbki i dom wypoczynkowy "Maria", gdzie powstaje większość moich książek. Ludzie związani z tymi miejscami pojawiają się na kartach mojej książki, i to są te elementy autobiograficzne - te relacje, które łączą moich bohaterów z nimi, a tak naprawdę mnie - z tymi ludźmi. Żadna z bohaterek nie jest jednak mną, choć na pewno mają moją wrażliwość i sposób odbierania świata. Trudna relacja Ewy z jej siostrą jest mi bliska; podobnie jak ta symbioza, która łączy Ewę z babcią. Również i w moim życiu Babcia była i jest bardzo ważna, i podobnie jak Ewa, poświęcam jej wiele swojego czasu. Myślę, że zatrudniając do pisania serce, nie da się uniknąć choć cząstki siebie, czy tego, co autor nosi w sobie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz