„[…] nie można kogoś naprawdę zrozumieć,
dopóki nie spojrzy się na świat jego oczami.”
Książek o miłości mamy na naszym rynku wydawniczym na
pęczki. Książek, które pokochamy, jest już zdecydowanie mniej. Wiele jest
takich, które darzą kilkugodzinną, ciekawą przygodą. Są jednak i takie, które
pozostają znacznie dłużej, tkwiąc w głębi umysłu jeszcze przez wiele dni po przewróceniu
ostatniej strony. Są więc powieści dobre, a nawet bardzo dobre, takie, które
polecilibyśmy znajomym. Bywają jednak i te, których nigdy nie określilibyśmy tak
banalnym podsumowaniem. Wspaniałe, zapierające dech i odbierające mowę stają
się poniekąd częścią naszego życia, wcielone, wdrążone, niezapomniane. Z taką
książką, którą nigdy nie scharakteryzowałabym zwyczajnym słowem „bardzo dobra”
miałam do czynienia w ostatnią noc. Poświęciłam jej swój sen i nie żałuję nawet
ułamka sekundy spędzonego nad jej stronami. Przed Wami „Bez winy” i moja
recenzja, którą spróbuję nakreślić Wam fenomen tej powieści.
ZARYS FABUŁY:
Kira Dallaire, córka
burmistrza San Francisco wraca z Afryki, zrywając kontakty z zamożnym,
aczkolwiek bezdusznym ojcem. Dziewczyna woli skromne życie, z dala od obłudy i
strachu. Nie ma jednak pojęcia, do jakich czynów będzie musiała się posunąć by
zadbać o swoją przyszłość.
Grayson Hawthorn
jest właścicielem otrzymanej w spadku, upadającej winnicy. Zobowiązany daną obietnicą
pragnie ją wskrzesić, lecz naznaczony piętnem smutnego dzieciństwa i
niesprawiedliwych wydarzeń przeszłości musi kroczyć zawiłą drogą, podczas
której wiele bram zamyka swoje wrota. Nosząc łatkę przestępcy, skrywając w
sercu wrażliwość i opiekuńczość, spotyka Kirę, dziewczynę z innego świata, która
proponuje mu całkiem korzystny układ.
Czy można związać się z kimś na wieki, tak naprawdę nic o
sobie nie wiedząc? Czy dwa okaleczone serca są w stanie odnaleźć wspólną
ścieżkę? Czy zwykły i klarowny układ może ulec zmianie? I czy miłość ma tę moc,
by złagodzić ból, który rodził się przez długie lata?
ANALIZA:
Mia Sheridan postawiła na pierwszym planie Kirę i
Graysona, głównych bohaterów jak i naprzemiennych narratorów zarazem. Pozornie ludzie
bardzo różniący się od siebie z odmiennymi priorytetami i innymi wspomnieniami
kształtującymi ich życie. On przypomina jej smoka, niewzruszonego, bezlitosnego, a jednak tak bardzo okaleczonego.
Ona, w jego oczach jawi się jako księżniczka,
która zbuntowała się przeciwko ojcu mogąc mieć tak naprawdę wszystko. I
chociaż na początku mogłoby się wydawać, że mają ze sobą niewiele wspólnego, każde z nich skrywa smutne tajemnice, a
otwierane na nowo, krwawiące rany mogą dzięki rodzącemu się uczuciu zniszczyć
ich, bądź zasklepić się na zawsze.
Bohaterów tej powieści nie tylko polubiłam. POKOCHAŁAM wraz z ich lepszymi i gorszymi dniami, bagażem doświadczeń, humorami,
żartami czy wybrykami. Bawili mnie,
złościli i rozczulali na przemian dając mi wiarygodny obraz pary, która w
niezwykle naturalny sposób powoli odnajduje wspólny język. Niesłodcy i nie gorzcy – w efekcie cudowni.
Fundując mi całą gamę emocji zyskali miano jednej z moich najulubieńszych,
literackich par.
W historię o miłości autorka
wplotła tło trudnych, nieprzepracowanych wspomnień, które w życiu człowieka
zawsze pozostawiają jakiś ślad, kształtują, wyznaczają drogi bądź też je
barykadują. Bolesne dzieciństwo, funkcjonowanie z przyklejoną przez ludzi,
niesprawiedliwą łatką bycia kimś, kim tak naprawdę się nie jest. Przemoc i
pieniądz, dla którego wielu nieraz jest w stanie zrobić wszystko. W całej tej
niesamowitej opowieści pojawiają się na dokładkę także sympatyczni i pełni ciepła bohaterowie drugoplanowi,
stanowiący kontrast w zestawieniu z tymi, którzy gdzieś tam kiedyś zdążyli
zatracić własne serca.
„[…] jeśli wiek i dojrzałość nie uczulą
człowieka na potrzeby innych ludzi, a przynajmniej jednego człowieka, to
małżeństwo z pewnością tego dokona.”
Akcja tej powieści naprawdę nie pozwala zasnąć, nawet w
nocy. Obok namiętności plącze się tutaj
niepewność, a to wszystko w cudownej scenerii dojrzewających winogron, z
których tworzy się przecież wysublimowany i dopracowywany latami smak wina. Klimat
książki doskonale oddaje trafna i urzekająca okładka z idealnym mężczyzną na
czele i przenikającą jego pierś winnicą. Uwielbiam tę publikację pod każdym
względem. Szkoda, że pochłonęłam ją tak szybko, bo teraz mam naprawdę
gigantycznego kaca.
PODSUMOWANIE:
Takie historie nie
tylko się czyta. Nimi się żyje, bo nie w sposób zablokować emocji rodzących się
podczas zgłębiania kolejnych rozdziałów. Pędząca lokomotywa wrażeń, którą
nie tak łatwo zatrzymać, wwierca się w umysł pozostawiając w nim swój wieczny
ślad. Wiedzcie więc, że po takiej jakości książki dla kobiet sięga się na własne ryzyko. Bo
ubezwłasnowolniają, odbierają poczucie
czasu, kradną serce. Polecam i tym młodszym i tym starszym, czytelniczkom poszukującym
powieści o miłości mających w sobie to magiczne coś. Zazdroszczę Wam,
jeżeli wciąż macie tę historię przed
sobą, bo wiem, jak wiele wspaniałych chwil spędzonych u jej boku wciąż na Was
czeka. Nie zwlekajcie więc i nie zastanawiajcie się. Musicie to przeczytać.
„In vino veritas. W winie prawda.”
moja ocena: 9/10
wydawnictwo:
Otwarte
ilość stron: 412
data wydania:
wrzesień 2016
Za egzemplarz do
recenzji bardzo serdecznie dziękuję księgarni internetowej Tania książka.pl.
Jestem po lekturze "Bez słów", która mi sie podobała, więc jestem ciekawa tej historii, czy będzie dla mnie tak dobra jak poprzednia, bo jak czytam to Tobie się podobała. Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńSpotkałam się z opinią, z której wynikało, że ta historia rozczarowała wielbicielkę pióra pani Sheridan. Dla mnie to jednak jedna z jej lepszych powieści, o ile nie najlepsza :) "Bez słów" także bardzo przypadła mi do gustu.
UsuńŁał, 9 na 10? Dawno tu chyba nie było takiej oceny. Dziś to już druga wyjątkowo entuzjastyczna recenzja tej książki, rzeczywiście musi robić wrazenie.
OdpowiedzUsuńMasz rację. Już nie pamiętam, kiedy ostatnim razem przyznałam tak wysoką ocenę. Książka wywarła na mnie ogromne wrażenie. Myślę, że przypadnie do gustu nawet tym, którzy zwyczajowo raczej nie sięgają po "love story". Ta książka ma w sobie coś głębszego, chociaż spotkałam się już z opiniami, w których recenzenci wytykali jej wady. Każdy ma swój gust :)
UsuńWłaśnie odłożyłam książkę i muszę przyznać, że Mia Sheridan ponownie mnie zaskoczyła!
OdpowiedzUsuńMam podobne odczucia :) W takim razie nie pozostaje nam nic innego, aniżeli czekać na jej kolejne, równie udane powieści.
UsuńMię Sheridan bardzo polubiłam za "Caldera" oraz "Eden", jednak "Bez winy" zawiodło mnie i po prostu wynudziło, więc ja akurat fenomenu tej powieści nie odczułam. Za to mam ochotę na "Bez słów", które podobno jest o wiele lepsze. :)
OdpowiedzUsuńNo właśnie czytałam Twoją opinię zanim sięgnęłam po "Bez winy" i przyznam, że miałam względem tej książki rozliczne obawy. A jednak odebrałam ją zupełnie inaczej. Naprawdę mi się podobała. "Bez słów" także podbiła moje serce aczkolwiek waham się ze stwierdzeniem, która z nich zachwyciła mnie się bardziej. Mam nadzieję, że tym razem Mia Sheridan Cię nie rozczaruje :*
UsuńNie czytałam jeszcze niczego tej autorki, ale cała ta seria czeka w kolejce :)
OdpowiedzUsuńZazdroszczę Ci, że masz jej książki jeszcze przed sobą. Są genialne. Więc nie zwlekaj i czytaj. A ja potem wpadnę zobaczyć, czy Ci się podobało :)
UsuńCzytałam "Bez słów" i jestem zakochana w tej książce. Ta pozycja to dla mnie obowiązek :)
OdpowiedzUsuńPoznałam już trochę Twoje czytelnicze gusta i przypuszczam, że "Bez winy" także przypadnie Ci do gustu :) Mnie oczarowała.
UsuńTo moja ulubiona książka Sheridan! "Bez słów" niespecjalnie mi się podobało, ale w "Bez winy" bohaterowie są znacznie lepiej skonstruowani, a sama powieść jest taka baśniowa :)
OdpowiedzUsuńMnie podobały się obie te książki, niemniej jednak nieśmiało powiem, że chyba także nieco bliżej mi do "Bez winy". Masz rację, baśniowy klimat tej książki jest niesamowity :)
UsuńKocham wszystkie książki wychodzące spod pióra Sheridan, a "Bez winy" nie jest wyjątkiem :) również zazdroszczę osobą, które jeszcze mają tą książkę przed sobą :) myślałam, że po "Bez słów" będzie ciężko autorce napisać równie wciągającą książkę, bo nie ukrywajmy postawiła sobie historią Archera dość sporą poprzeczkę. Jednak opowieść o Wiedźmie i Smoku jest równie idealna :)
OdpowiedzUsuńCałkowicie się z Tobą zgadzam. Obie książki są fenomenalne i przyznam, że sięgając po kolejną powieść tej autorki będę miała wygórowane oczekiwania. Zatem nie pozostaje nam nic innego, aniżeli wyczekiwać kolejnej premiery :D
UsuńJakoś mnie aż tak nie powaliła jak ciebie, ale przyjemnie mi się ją czytało. I mam zamiar sięgnąć po więcej ksiązek tej autorki
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
To Read Or Not To Read