„ – A czego oni mogli szukać nad Dąbkami? […]
- Jak to czego? Czy ty dziś nie kontaktujesz,
czy co? […] Wunderwaffe przecież! Cudownej broni Hitlera!”
Mocny debiut Leszka Hermana bez dwóch zdań przekonał mnie
do jego twórczości. Wiedziałam więc, że kiedy pojawi się kolejna książka wyjęta
spod jego pióra, stanę z nią oko w oko wyposażona w niemałe oczekiwania, bo
przecież poprzez „Sedinum” autor zawiesił poprzeczkę naprawdę wysoko. Nowa powieść i tajemniczo brzmiący tytuł – „Latarnia
umarłych”, rozbudziły mój apetyt i pomimo tego, że grube tomiszcza mnie
odstraszają, to przyciągało mnie magią zagadek i pragnieniem poznawania.
Weszłam więc ochoczo na terytorium północnej Polski mierząc się z historią
sięgającą czasów wojny. Czy takiej treści oczekiwałam? Zapraszam na recenzję.
ZARYS FABUŁY:
Rok 1941. Przez
Pomorze przebiega fala uderzeniowa wybijająca szyby i niszcząca napotkane na
drodze obiekty. Odczuwalna w promieniu kilkudziesięciu kilometrów sprawia, że w
starej kaplicy cmentarnej zapada się posadzka odsłaniająca ludzkie kości.
Czasy obecne. Zajmująca
się tematyką wojenną dziennikarka Paulina Weber otrzymuje wiadomość od
nieznanego jej mężczyzny w podeszłym wieku. Staruszek opisuje swoje
wspomnienia, które z czasem przestają wydawać się wyłącznie dobrym materiałem
na artykuł. W jego listach i prowadzonym przez niego dzienniku zostają
wymienione wydarzenia, które mogłoby wywołać sensację. Sęk w tym, że istnieje
prawdopodobieństwo iż ów człowiek posiada jakieś urojenia. Dotąd lekceważony staje
w świetle refleksów w chwili, kiedy nieznany sprawca pozbawia go życia. A w
jego piwnicy zostaje znaleziony trup, ciało lotnika, które spoczywało tam od
czasów wojny.
ANALIZA:
Zagadka goni zagadkę, historia odsłania swoje mroki, a na czele kolejny raz stają oni – Paulina,
Igor i Johann. Zdeterminowana dziennikarka, która od pozornie błahej
informacji trafia w sam środek śledztwa mającego powiązania z tajnymi akcjami
organizowanymi w czasie II wojny światowej. Zniechęcony denerwującą pracą
architekt, pasjonat historii, który właśnie wyczekuje odwiedzin przyjaciela. Kolejna
sprawa, która pochłaniając bohaterów
dobrze znanych już czytelnikom powieści „Sedinum”, wymaga jeszcze większego
zaangażowania. Poszukiwania, śledztwo, niebezpieczeństwo. Na jaki ślad natrafią
i jakie oblicze przeszłości odkryją?
Stare fotografie, dziennik z powyrywanymi kartkami, mapy,
ciągi cyfr i skrywające zagadki kościoły. Koloseum śmierci, Wunderwaffe
(cudowna broń Hitlera), Pandora i las, który mrozi krew w żyłach. Kolejny popis wyobraźni autora, kolejna
wirtuozeria budowania mrocznego klimatu sensacji i przygody. Przeszłość, która
pozornie nieaktualna wciąż daje o sobie znać i wydarzenia, które wręcz
skłaniają do zgłębienia tematu. Oj tak, przyznam się, że co rusz
korzystałam z wiedzy Internetu, by sprawdzić autentyczność różnorakich elementów
fabuły. Jestem pod ogromnym wrażeniem
tego, jak Leszek Herman doskonale przygotował się do napisania tej książki. Naprawdę
można uwierzyć w to, że stworzona przez niego historia jest w pełni prawdziwa.
Nie tylko zaplecze historyczne i udana kreacja bohaterów wpływają
na pozytywną ocenę tej powieści. Środowisko architektów, praca dziennikarzy,
detale związane z nurkowaniem – mam wrażenie, że autor wpierw wcielał się w
role poszczególnych osób, a potem rysował słowem postaci i otaczającą ich
codzienność. Wiarygodności każdego z
elementów oraz ich obrazowego przedstawienia może pozazdrościć mu niejeden owiany
sławą, zagraniczny pisarz.
Nierozłączną
częścią tej książki, ale i poniekąd niezbędną okazują się nieco przydługawe
opisy, które potrafią dawać się we znaki, ale tylko chwilami. Zazwyczaj te
dotyczące minionych lat, objaśniają poszczególne wydarzenia by utorować drogę
teraźniejszości, ostatecznie klarownej pomimo wielu nawarstwiających się
sekretów. Zdaję sobie jednak sprawę, że
bez nich to nie byłoby to samo. A
więc jest to moje jedyne, drobne zastrzeżenie, bo cała reszta pozostawiła mnie
bez słów. W pozytywnym tego wyrażenia znaczeniu.
PODSUMOWANIE:
Powieść
sensacyjno-przygodowa. Książka, w której wojenne tajemnice i czasy samych
Templariuszy wkradają się w teraźniejszość, by po wielu latach w końcu wyjść na
światło dzienne. Historia, która porywa w głąb pasjonującego śledztwa, która
pozwala na uczestnictwo w jakże wyjątkowych wydarzeniach, wymazując z umysłu
czytelnika jego własną rzeczywistość. Mroczna, owiana aurą niejasności, mistrzowska.
Bawiłam się u jej boku wybornie, nieraz z wyraźnie widoczną gęsią skórką
pokrywającą całe moje ciało. I pomimo sześciuset przebytych stron pytam się,
czemu to wszystko tak szybko się skończyło? Polecam z czystym sumieniem i
czekam na więcej. Co więcej, czekam niecierpliwie, chociaż zdaję sobie sprawę z
tego, że w przypadku takich książek pośpiech nie jest wskazany. Misternie skonstruowana
„Latarnia umarłych” to zdecydowanie jedna z lepszych powieści tego roku. Nie
zawahajcie się po nią sięgnąć. Warto.
moja ocena: 8+/10
wydawnictwo: Muza
SA
ilość stron: 606
data wydania:
listopad 2016
Za książkę bardzo
serdecznie dziękuję wydawnictwu Muza SA.
Jak ją dorwę, na pewno przeczytam :)
OdpowiedzUsuńSerdeczności!!
Nawet mi osobie, która unika tego rodzaju powieści narobiłaś prawdziwej ochoty na tę książkę! :)
OdpowiedzUsuńI okładka taka ładna :o
Pozdrawiam ;)
Brzmi doprawdy świetnie! :o Mam nadzieję, że będę miała okazję przeczytać. :)
OdpowiedzUsuńWesołych Świąt!
Nie dla mnie :)
OdpowiedzUsuń