„Nie
znasz swoich granic, dopóki nie spróbujesz ich przekroczyć.”
Czy dwa żywioły
mogłyby szaleć na tym samym skrawku powierzchni? Czy kiedy przyszłoby się im
połączyć w jedno wzmocniłyby się, a może stłumiły siebie nawzajem? Miłość
często wymaga ryzyka i poświęcenia. Można wygrać wszystko, albo wszystko
stracić. Jak zatem poradzą sobie bohaterowie ognistej trylogii K. Bromberg – „Driven”?
Czy odnajdując źródło namiętności będą w stanie odszukać także nić
porozumienia? Zapraszam do zapoznania się z recenzją pierwszego tomu, debiutu,
ale i zarazem bestsellera, który zachwycił czytelniczki na całym świecie, także
w Polsce. Czy książka porwała i mnie?
Atrakcyjna, ambitna i bez dwóch zdań zaangażowana
w swoje obowiązki Rylee Thomas jest dwudziestosześcioletnią kobietą pracującą w
Domu, w miejscu, w którym próbuje
stworzyć namiastkę rodziny dzieciom skrzywdzonym przez los. Kierując się
żelaznymi zasadami i lubiąc kontrolę, podczas honorowej aukcji mającej na celu
zebranie jak największej ilości pieniędzy, zostaje wylicytowana przez pewnego
mężczyznę, z którym nieco wcześniej miała okazję się już zapoznać. I chociaż on
zdążył uaktywnić w niej drzemiące dotąd pokłady kobiecych pragnień, Rylee za
żadne skarby nie chce zgodzić się na to, by pójść z nim na randkę. Dlaczego? Z
pewnością ma swoje powody…
Colton Donovan to pojawiający się od czasu do
czasu na łamach tabloidów kierowca wyścigowy, syn słynnego reżysera i łamacz damskich
serc. To jednak także przyzwyczajony do przelotnych przygód, mający wygórowane
ego i zawsze dostający to, czego chce kobieciarz, który nie musi się prosić o
to, by dziewczyny wskakiwały mu do łóżka. I nagle na jego drodze staje ktoś,
kto uświadamia mu, że nie wszystko da się kupić. Ktoś, kto pokaże, że oprócz
cielesnych doznań może istnieć coś więcej.
Chociaż ani on, ani ona nie myślą poważnie o
tym, że z przypadkowo porzuconego ziarna, pośród burz i wiatrów może rozkwitnąć
cudowny kwiat, wkrótce się przekonają, że los bywa przewrotny.
Oboje zranieni
przez przeszłość, twardo stąpający po ziemi, mający własne plany i własny
sposób na życie spotykają się na skrzyżowaniu dróg, wolno i ociężale stawiając
wspólne kroki do przodu. Uciekając, stając, cofając się i próbując dogonić
siebie nawzajem są przekonani, że przyszłość nie jest im pisana. Są, a jednak z
czasem zaczynają w to wątpić.
Jako że przystojny
i zamożny Colton oraz dobra, udzielająca się Rylee mogą przywoływać na myśl
porównania ze słynnym pierwowzorem Fifty
Shades of Grey, a porównania okazują się często całkiem dobrą podpowiedzią,
potwierdzam, że można się tutaj takowych doszukać. Jednakże, powierzchownie
ocierając się o tę historię nie warto z niej zrezygnować, bo podczas zgłębiania
treści wyraźnie rzucają się w oczy naprawdę liczne różnice. Otóż główna bohaterka i zarazem narratorka, nie
jest wystraszoną, przygryzającą wargę szarą myszką. Potrafi kusić, odmówić i
wodzić za nos. Chociaż wewnątrz czuje zupełnie coś innego, potrafi założyć
maskę sprytnie kamuflując emocje. Bywa jednak i tak, że maska spada. Wtedy
zaczyna dziać się ciekawie. „Driven” to
bez wątpienia pikantna trylogia erotyczna, która jednak oferuje coś więcej niż
strony zapisane niewiele różniącymi się scenami seksu. Namiętność cały czas
wisi w powietrzu, ale nie ma jej przesytu. Przecież intymność niejedno ma imię,
a związek, taki realny, opiera się nie tylko na fizycznym zbliżeniu.
Przyznam, że sam
początek dał mi nieco mylne wyobrażenie na temat dalszej treści, przez co
poczułam chwilowy, nieprzyjemny uścisk w żołądku obawiając się, że to jedna z
tych oklepanych, jednotorowych historyjek. A jednak autorka szybko rozwiała
moje wątpliwości stawiając bohaterów do pionu i wyposażając ich w asy skrywane
w rękawach.
„Driven. Namiętność
silniejsza niż ból” to nie jest ambitna, refleksyjna lektura, ale przecież nie
taka okazuje się rola tegoż gatunku. Jako
erotyk sprawdza się zaś w stu procentach darząc czytelnika wypiekami na twarzy,
ale i akcją wykraczająca poza łóżko, biurko czy blat. Są przekonujący
bohaterowie i co istotne, prosty, ale nie trywialny język. Całość czyta się
więc z zaangażowaniem bez obaw o narastającą z jakiegoś powodu irytację.
Apetyczna, pikantna, poniekąd i nosząca ślady
tajemnicy pierwsza część serii „Driven” rozbudziła moją ciekawość i chęci do
sięgnięcia po kontynuację.
Dobrze, że mam ją pod ręką, bo z pewnością długo nie wytrzymam i zanurzę się w
dalszym ciągu losów łobuzowatego, enigmatycznego, wartego grzechu Coltona oraz niezależnej
dotąd Rylee. Jeżeli lubicie pełne
namiętności historie, ale szukacie przy tym czegoś więcej, niż opisowej kamasutry
zwanej powieścią, „Driven. Namiętność silniejsza niż ból” to dobry wybór.
Mam nadzieję, że kolejne tomy nie odbiorą mi tego pozytywnego zdania.
moja ocena:
5/6
wydawnictwo:
Septem
ilość
stron: 375
rok
wydania: 2014
Za
książkę bardzo serdecznie dziękuję wydawnictwu Septem.
Cała seria wydaje się dla mnie mocno intrygująca. Koniecznie będę miała te książki na uwadze :) Lubię czasem poczytać coś w tej tematyce, aby oderwać się od świata nastolatków i fantastyki.
OdpowiedzUsuńW końcu jakaś kobieta z charakterem :)
OdpowiedzUsuńCała seria była dla mnie niezapomnianą lekturą. Rewelacja.
OdpowiedzUsuńNa taki erotyk mogę się skusić ;)
OdpowiedzUsuńTakiego erotyku jeszcze nie czytałam. Intrygująca seria! ;)
OdpowiedzUsuńRaczej się nie skuszę...
OdpowiedzUsuńUwielbiam tą serię i teraz z perspektywy wielu przeczytanych książek tego typu muszę stwierdzić że 50 twarzy Greya to tylko trylogia która zyskała swoją sławę przez zwykły szum medialny. nic ciekawego :-) Byłam ciekawa Twojej opinii zachęcam do sięgnięcia po kolejne części zwłaszcza Fueled wyciśnie z Ciebie łzy! :-)
OdpowiedzUsuńCiekawa jestem tych asów w rękawie. No rzeczywiście poczułam się jakby to było pospolitym odtworzeniem.
OdpowiedzUsuń