Afryka Zachodnia to rejony, które cywilizacja ominęła szerokim
łukiem. Przyozdobiona w biedę, w wygłodniałych ludzi, w brud oraz
niejednokrotnie przemoc odnajduje swój urok i białym podróżnikom aplikuje takie
przeżycia, o których nie da się opowiedzieć w kilku zdaniach. Właśnie tam udał
się Tadeusz Biedzki wraz z żoną, a swoją relację z wyprawy opisał w książce „Sen
pod baobabem”. Nie jest to moja pierwsza przeczytana książka o Afryce.
Dotychczas wszystkie były w jakimś stopniu podobne, a ta niewątpliwie jest
bardzo, bardzo odmienna. Skupia się bowiem nie na opisie zwiedzonych miejsc, a
na przeżyciach związanych z napotkanymi osobami i wydarzeniami, a takowych jest
naprawdę wiele. Wywołująca ciarki na plecach, nieprawdopodobna i pełna wrażeń
przygoda prowadzi nas na Czarny Ląd wypełniony niebezpieczeństwami i wieloma przeszkodami
…
Autor książki, wraz z małżonką Wandą, postanowili
zwiedzić mało znane rejony Afryki. Wybierając się jednak w taką podróż z
pewnością nie spodziewali się tego, co zastali. Wszechogarniający brud oraz
wiecznie żebrzący ludzie z pewnością nie są przyjemnym widokiem, a jednak nie
to było dla owych podróżników szokujące. Okazało się, że znaleźli się w
rejonach, gdzie wielu czarnych ludzi wciąż odczuwa jeszcze nienawiść względem
białych i nie kryje się ze swoimi odczuciami. Jak zatem przebywać w miejscu,
gdzie ogromna większość patrzy ze złowrogim wyrazem twarzy? Najgorszym okazał
się jednak ten, który z pozoru miał być pani Tadeuszowi i pani Wandzie
najbliższym. Przewodnik, któremu bowiem zapłacili za pokazanie świata Afryki,
okazał się podłym przestępcą handlującym narkotykami, który ich kosztem
przemycał zakazane proszki. To jednak nie wszystko. Jak się później okazało,
mężczyzna pragnął ich śmierci, a okazywał to na różne sposoby… Jakie? Warto
dowiedzieć się samemu.
Polscy podróżnicy trafili w miejsce, gdzie wciąż słyszy
się jeszcze o składaniu ofiar z ludzi. Zdarzają się i takie przypadki, kiedy to
zjada się albinosów wierząc w niesamowitą moc ich ciała, które przynosi
szczęście. To właśnie tam panuje bezprawie, a policja niereagująca na
przestępstwa, które dzieją się pod ich nosem, ogrywa jedną ważną funkcję, jaką
jest pobór łapówek. Celnicy, którzy jednego dnia szukają pretekstu do
przeszukania człowieka przekraczającego granicę, innym razem śpią w najlepsze
nie reagując na nic. Afryka to inny świat, w którym matka jest gotowa oddać
swoją córkę obcym, białym ludziom i nie jest to przejaw braku miłości, a
troski. Tylko tutaj transportuje się krowy na dachach aut osobowych, nie
wspominając już o innych zwierzętach przewożonych na setki różnych, innych
sposobów.
Afryka, pełna dziwnych rytuałów, tradycji i stylu życia –
niewątpliwie fascynuje i zaciekawia. Bo przecież to, co jest dla nas nieznane,
wywołuje zainteresowanie. Ta książka pokazuje jednak także i to, że ów
kontynent wzbudza także strach, a przemierzanie go wymaga niesamowitego
skupienia, nieustannego myślenia oraz koncentracji, bo nigdy nie wiadomo kto
czai się za rogiem i jakie ma zamiary.
Niesamowite opisy przeróżnych wydarzeń, przytraczanie
tych sytuacji, które naprawdę zaciekawiają oraz zbiór wyjątkowych, przepięknych
fotografii czynią „Sen pod baobabem” jedną z najlepszych książek podróżniczych,
jaką miałam okazję przeczytać. Czy i wy chcecie przeczytać o tej pełnej
niebezpieczeństw podróży? Czy chcecie dowiedzieć się o tym, jak polscy
podróżnicy uwolnili się od złośliwego przewodnika i czy w ogóle im się to
udało? Jeżeli się wahacie, nie zastanawiajcie się dłużej.
„Sen pod baobabem”
to książka, która przedstawia Afrykę w
nieco innym świetle. Często widzimy obrazy wygłodniałych ludzi i nędzy, która
aż ściska serce. Tutaj jednak dowiadujemy się o tym, że czarnoskórzy mieszkańcy
tegoż kontynentu po prostu nie chcą pracować. Oni marzą i to im wystarczy.
Kiedy zaś natrafia się okazja, żądają pieniędzy. Dlaczego? Bo oni nie mają, ale
prawda jest taka, że mieć nie chcą. I dotyczy to mężczyzn, którzy całymi dniami
potrafią siedzieć bądź leżeć, podczas gdy kobiety ciężko harują dbając o
jedzenie, dzieci i dom.
Można by tak pisać o wielu rzeczach, o których wspomina
książka „Sen pod baobabem”, ale po co odbierać Wam ten dreszcz emocji w odkrywaniu
kolejnych jej stron. Zakończę więc tym, że naprawdę warto sięgnąć po tę relację
podróżniczą, bo pośród wielu takowych, ta jest jedną z najlepszych. I niechże
zapowiedzią dla Was będą dwa krótkie cytaty.
„Zbliża się
wieczór, mija kolejny afrykański dzień. Dzień paradoksów: pelikan z rybą w
gardle umiera z głodu, Senegalczyk żonę Senegalkę odnajduje we Wrocławiu, a
kipiąca życiem Afryka zabija samą siebie”.
„Afrykanie widzą,
że świat pędzi i ucieka. Chcą postępu, marzą o nim, ale nie robią nic, by
marzenia te urzeczywistniać. Nie potrafią i nie chcą pracować. Potrafią za to
wspaniale marzyć i te marzenia zastępują Afrykanom prawdziwe życie. Kiedy
zderzają się z rzeczywistością, pokornie akceptują realia, ale czasem wybuchają
gniewem i obwiniają za swój los cały świat. Winią głównie białych, że zgotowali
im najpierw niewolnictwo, potem kolonializm, a teraz zostawili ich samych.”
Moja ocena – 5/5
Wydawnictwo: Zysk i S-ka
Data wydania: październik
2012
Liczba stron: 336
Za książkę bardzo serdecznie dziękuję wydawnictwu Zysk i S-ka.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz