„Czasami lepiej zniknąć z życia drugiej
osoby, niż budować z nią złudne szczęście.”
Kiedy Laven Rose napisała Stalowe serce nie liczyłam na to, że wkrótce Anna Dąbrowska,
rezygnując z pseudonimu, wyda kolejne
poruszające książki, zyskując uznanie tak wielu Polek. Na „Jutro będziemy
szczęśliwi” czekałam więc bez obaw o rozczarowanie. Ale jakie powieść
ostatecznie wywarła na mnie wrażenie? O tym w dzisiejszej recenzji. Jeśli
szukacie zimowej, choć pełnej ciepła historii o życiu, które pisze własne
scenariusze, powinniście zerknąć dalej.
ZARYS FABUŁY
Dla Zuzi szczęście
przestało istnieć trzy lata temu. To wtedy, nie wiadomo z jakich przyczyn,
utraciła swoją jedyną, prawdziwą miłość. Adam zniknął uważając najwyraźniej, że
dziewczyna nie zasługuje na żadne słowa wyjaśnienia. Pozostawił pustkę, której
nie są w stanie wypełnić ani Marcin, z którym ona obecnie próbuje stworzyć
związek, ani kochający rodzice.
I właśnie teraz, w
obliczu zbliżających się, magicznych, grudniowych świąt, Adam powraca.
Dlaczego?
Z DALA OD MIASTA W
GRUDNIOWE ŚWIĘTA
Mała mieścina,
mieszkańcy znający siebie nawzajem i przygotowania do najpiękniejszych w roku Świąt Bożego Narodzenia. Na takim tle
rozpisała autorka akcję tej powieści, jakże przyjemnie rozgrzewającej. W
trakcie czytania czuć aurę nadchodzącej Wigilii, czasu przebaczenia, w którym
nikt nie powinien być sam. Czar grudniowego klimatu, ale też przede wszystkim i
moc miłości, dosięgają bohaterów książki, którzy muszą stawić czoła wydarzeniom
minionych lat.
ROZDZIELENI
TRAGEDIĄ
Zuzanna i Adam, to zarówno główne postaci, jak i osoby
naprzemiennie pełniące rolę narratora. Jej nie można zarzucić braku
uprzejmości. Miła, pracowita, choć w podświadomości wciąż rozpamiętująca
utracone nadzieje. Skromna i raczej
cicha, podbiła moje serce tym, że
postawiła na rodzinę, nie zaś na wielkomiejskie sukcesy. Przyjemna odmiana
po bohaterkach, które zapracowane po łokcie próbują połapać za ogon wszystkie
koty. Z kolei on, oprócz chęci naprawienia błędu z przed lat, początkowo wydał
mi się postacią mglistą, tajemniczą jak
na narratora. Powoli odkrywałam jego osobowość i choć we wstępie nie do
końca akceptowałam wszystkiego jego decyzje, ostatecznie mnie przekonał.
SŁOWO NA TEMAT WYDARZEŃ
Anna Dąbrowska zdecydowała się także na tworzące
kontrasty postaci drugoplanowe, kochającego i wymierzającego sprawiedliwość
ojca czy wprost odwrotnie, oburzającego zachowaniem, młodego mężczyznę. Ten
ostatni daje się we znaki w szczególności w
drugiej połowie książki. To właśnie wtedy też historia nabiera ciekawego tempa.
W początkowej fazie akcja powieści toczy się raczej leniwym rytmem. Potem
przyspiesza, jednak ostatecznie trudno byłoby tutaj mówić o scenach
zmieniających się w rymie galopu. Przyjemna, ciepła, pełna różnorakich emocji. Głównie o miłości, z nutą zazdrości i
destrukcyjną tragedią w tle.
PODSUMOWANIE
Jeśli lubicie
nieprzesłodzone historie ze słodkim happy endem, jeśli szukacie zimowej
opowieści o utraconej i powracającej nadziei, w końcu – jeśli wierzycie w
marzenia i jesteście fanami polskiej literatury kobiecej, to książka dla Was.
To nie była najlepsza powieść, jaką czytałam, niemniej jednak nie zapomnę o
niej tak szybko, bo spędziłam z nią naprawdę przyjemne chwile.
moja ocena: 7/10
wydawnictwo: Zysk
i S-ka
ilość stron: 303
data wydania: sierpień
2017
Za książkę bardzo
serdecznie dziękuję wydawnictwu Zysk i S-ka.
Myślę, że kiedyś skuszę się na tę książkę.Fabuła bardzo mi pasuje i czasem lubię zagłębić się w takie historie. Stylu autorki jeszcze nie znam, ale myślę że od tej książki zacznę z nią przygodę.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
Ta książka, jak i poprzednia, tj. "W rytmie passady" zostały przez czytelników bardzo dobrze przyjęte. Nie wiem, którą na początek polecić Ci bardziej. Ale w sumie z racji, że zima gdzieś tam niedługo da o sobie znać, może właśnie "Jutro będziemy szczęśliwi" z grudniowym klimatem okaże się bardziej trafna na ten czas :)
UsuńNiepotrzebnie doczytałam do końca i wiem o happy endzie:D Mam wrażenie, że mogę być rozczarowana książką p. Dąbrowskiej. Jeżeli jeden z bohaterów odchodzi, potem wraca to mam podejrzenia, że fabuła mnie nie wciągnie, będzie wtórna do wszelkich innych romansów. Zobaczymy, jak będzie okazja to zajrzę, nie uprzedzam się;)
OdpowiedzUsuńObserwuję i pozdrawiam:)
Wspomniałam o happy endzie, bo w porównaniu do całości wydaje się bardzo słodki, a nie wszyscy to lubią. Co do fabuły, może nie jest to wielki powiew świeżości w tym gatunku, masz rację. Ale czyta się całkiem przyjemnie i jest także element zaskoczenia.
UsuńNaczytałam się już tylu pozytywnych recenzji, że chyba sama się skuszę :)
OdpowiedzUsuńKsiążka nie grzeszy bardzo oryginalną fabułą, ale ma świetny klimat,który wszystko nadrabia. Mnie się podobało.
UsuńKolejna pozytywną recenzja na jaką trafiłam :) coś czuję, że dzięki tej zimowej aurze dobrze by mi się ją czytało gdzieś na przełomie listopada i grudnia:p
OdpowiedzUsuńA co do książki, to skoro nie jest przesłodzona, ma happy end to ja nie potrzebuję niczego więcej - no, może jeszcze kubka herbaty:)
Fabuła nie jest przesłodzona, za wyjątkiem finału. Ale nie chciałabym chyba innego.Faktycznie kubek herbaty u boku tej książki to świetny pomysł. A sama historia może nie jest wybitnie oryginalna, ale ma niezwykły klimat. To mnie do niej przekonało.
UsuńPoluję na tę powieść :)
OdpowiedzUsuńPolecam, naprawdę. W szczególności na zimowe dni :)
Usuńsłodki happy end? poczekam z czytaniem tej powieści do grudnia ;)
OdpowiedzUsuńDobry wybór. Bo to zimowa historia z przygotowaniami do Świąt Bożego Narodzenia w tle :)
Usuń