niedziela, 5 lipca 2020

"Port nad zatoką" - Magdalena Majcher.
Czy utrata miłości musi oznaczać koniec?


Każdy człowiek ma lub miał okazję doświadczyć tego, że życie nie jest usłane różami. A nawet jeśli, róże mają przecież kolce. Naturalną koleją rzeczy jest to, że dotykają nas wzloty i upadki i choć los nie dzieli szczęściem i goryczą sprawiedliwie, zawsze warto patrzyć w przyszłość z nadzieją. Niewątpliwie trudno o taką bohaterce najnowszej powieści Magdaleny Majcher, pt. „ Port nad zatoką”. Bo jak szukać optymizmu w sytuacji, kiedy traci się wszystko, co kochamy? Historia o odnajdywaniu własnych dróg, o bolesnych przeżyciach, z którymi ludziom czasami przychodzi się mierzyć, o tym, że człowiek potrzebuje do szczęścia właśnie drugiego człowieka. Gotowi na kawałek polskiej literatury obyczajowej z pięknym, nadmorskim tłem? Zapraszam na recenzję.

ZARYS FABUŁY
Adrianna wie, jak smakuje porażka. Rozstanie z mężem to nie jedyna sprawa, która przysporzyła jej cierpień. Kiedy jej córka odkrywa prawdziwą wersję dotyczącą własnej historii, obarcza rodziców o permanentne kłamstwo i postanawia się wyprowadzić. Kiedy wszystko zaczyna się walić, mąż Adrianny powraca, proponując, by zaczęli od nowa. Uczucie, które wydawało się być rozbite, przybiera na sile, a miłość i tęsknota złaknionych siebie małżonków sprawia, że przeżywają kolejny miodowy miesiąc. Szczęście w życiu Adrianny nie trwa jednak zbyt długo. Ledwo odzyskała ukochanego męża, kiedy znowu go traci. Bezpowrotnie. Zagubiona, na każdym kroku przypominająca sobie o utraconej miłości, stawia wszystko na jedną kartę i przeprowadza się na Półwysep Helski, by zacząć wszystko od nowa. Czy pośród lokalnej społeczności znajdzie się ktoś, kto ją zrozumie? Czy Adrianna będzie miała okazję przekonać się o tym, że krwawiące serce wciąż potrafi się zakochać?

POWIEŚĆ O SZUKANIU WŁASNYCH DRÓG
Magdalena Majcher w swoich powieściach każdorazowo przemyca trudne, ale życiowe tematy, skupiając się na konkretnym z nich. Wije wokół niego namacalną historię, jakby wyjętą rodem z czyichś wspomnień. Tym razem w świetle reflektorów staje wątek śmierci i żałoby po bliskiej osobie Na taką nigdy nie jesteśmy odpowiednio przygotowani, a kiedy przychodzi zupełnie niespodziewanie, człowiek traci grunt pod nogami, nie potrafiąc znaleźć sobie miejsca. A przecież trzeba jakoś dalej żyć. Czy warto rozpamiętywać to, co odeszło? A może lepiej postawić na zmiany? Szukanie własnych dróg nie jest zadaniem łatwym i nie od razu leczy rany, ale Magdalena Majcher uczy tego, że mimo wszystko trzeba wierzyć w lepsze jutro. I nie czekać biernie na ratunek.

TEMATYKA POBOCZNA
Nie tylko kwestia żałoby buduje fabułę powieści. Jest także cały wachlarz tematów pobocznych, stanowiących dobry materiał do dyskusji. Małżeńska separacja i pytanie, czy warto zaufać tej samej osobie kolejny raz? Temat adopcji i podejścia opiekunów do tego, kiedy poinformować dziecko o tym, że ma innych biologicznych rodziców? Zbuntowany młodzieńczy wiek, utrata zaufania do dziecka, oddalające ludzi kłamstwa, rozstania i gorycz pozostająca z człowiekiem przez długi czas, kiedy ktoś zawiódł jego zaufanie. Przekrój tematów różnorodny i szeroki, wszystkie dotyczące jakże życiowych kwestii. Nic wyssane z palca, z finałem nie do przewidzenia. I nie mam tutaj na myśli spektakularnych zdarzeń, a po prostu naturalność, z jaką przyszło to autorce wszystko zwieńczyć, tak jak nieraz wieńczy i weryfikuje sprawy samo życie.


POLSKIE MORZE
Tłem powieści staje się Półwysep Helski. Pięknie, polskie morze, łodzie rybackie, fruwające nad głowami mewy. Stary rybak, samotny pies, zraniony mężczyzna, a pomiędzy tym Adrianna, niegdyś pani kostiumograf i wykładowca łaciny, teraz samotna i rozbita dusza, która ostrożnie otwiera się na nowe doznania.

PODSUMOWANIE
Historia płynie raczej spokojnym rytmem, bez spektakularnych zwrotów nie licząc tego przełomowego w życiu bohaterki. Są za to emocje, są momenty wzruszenia, przebaczenia i nadziei. W tym tkwi urok powieści. W jej bardzo życiowym i raczej gorzkim wydźwięku. W realności i namacalności postaci, w wartościach, o których Magdalena Majcher przypomina. Uczciwie przyznaję, że „Port nad zatoką” to nie jest najlepsza książka autorki. Nie porwała mnie tematyką tak, jak poprzednie. Jakby cały czas czegoś mi tutaj brakowało. Może jakiegoś dopowiedzenia? Może większej krzty szczęścia? Nie wiem… Niemniej jednak to wciąż solidne siedem w dziesięciostopniowej skali. Wciąż polska literatura obyczajowa, nad którą warto się pokłonić. Szukając nieprzesłodzonej i prawdziwej powieści, to może być właśnie to. Jeśli jesteście więc gotowi na konfrontację z tematami trudnymi, ale realnymi, przeczytajcie.

wydawnictwo: Pascal
kategoria: powieść obyczajowa
ilość stron: 378
data wydania: 17 czerwca 2020

Za książkę bardzo serdecznie dziękuję wydawnictwu Pascal.

7 komentarzy:

  1. Nazwisko autorki coś mi mówi, ale nie wiem czy tylko z recenzji, czy już coś czytałam. Obejrzę co jest w mojej bibliotece. Od czasu do czasu lubię przeczytać takie życiowe historie.

    OdpowiedzUsuń
  2. Uwielbiam książki z nadmorskim tłem. Dawno nie czytałam dobrej powieści obyczajowej😊

    OdpowiedzUsuń
  3. Książki tej autorki bardzo lubię i na pewno sięgnę po ten tytuł. 😊

    OdpowiedzUsuń
  4. Od jakiegoś czasu przyglądam się książkom tej autorki, ale jeszcze po żadną nie sięgnęłam.

    OdpowiedzUsuń
  5. Zdecydowanie za dużo tych dobrych książek :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Bardzo lubię takie powieści. Jest w planach.

    OdpowiedzUsuń
  7. Na ten tytuł mam ogromną chęć.

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...