Każdy człowiek ma lub miał okazję doświadczyć tego, że
życie nie jest usłane różami. A nawet jeśli, róże mają przecież kolce.
Naturalną koleją rzeczy jest to, że dotykają nas wzloty i upadki i choć los nie
dzieli szczęściem i goryczą sprawiedliwie, zawsze warto patrzyć w przyszłość z
nadzieją. Niewątpliwie trudno o taką bohaterce najnowszej powieści Magdaleny
Majcher, pt. „ Port nad zatoką”. Bo jak szukać optymizmu w sytuacji, kiedy
traci się wszystko, co kochamy? Historia o odnajdywaniu własnych dróg, o
bolesnych przeżyciach, z którymi ludziom czasami przychodzi się mierzyć, o tym,
że człowiek potrzebuje do szczęścia właśnie drugiego człowieka. Gotowi na
kawałek polskiej literatury obyczajowej z pięknym, nadmorskim tłem? Zapraszam
na recenzję.
ZARYS FABUŁY
Adrianna wie, jak
smakuje porażka. Rozstanie z mężem to nie jedyna sprawa, która przysporzyła jej
cierpień. Kiedy jej córka odkrywa prawdziwą wersję dotyczącą własnej historii,
obarcza rodziców o permanentne kłamstwo i postanawia się wyprowadzić. Kiedy
wszystko zaczyna się walić, mąż Adrianny powraca, proponując, by zaczęli od
nowa. Uczucie, które wydawało się być rozbite, przybiera na sile, a miłość i
tęsknota złaknionych siebie małżonków sprawia, że przeżywają kolejny miodowy
miesiąc. Szczęście w życiu Adrianny nie trwa jednak zbyt długo. Ledwo odzyskała
ukochanego męża, kiedy znowu go traci. Bezpowrotnie. Zagubiona, na każdym kroku
przypominająca sobie o utraconej miłości, stawia wszystko na jedną kartę i
przeprowadza się na Półwysep Helski, by zacząć wszystko od nowa. Czy pośród
lokalnej społeczności znajdzie się ktoś, kto ją zrozumie? Czy Adrianna będzie
miała okazję przekonać się o tym, że krwawiące serce wciąż potrafi się
zakochać?
POWIEŚĆ O SZUKANIU
WŁASNYCH DRÓG
Magdalena Majcher w swoich powieściach każdorazowo
przemyca trudne, ale życiowe tematy,
skupiając się na konkretnym z nich. Wije wokół niego namacalną historię, jakby
wyjętą rodem z czyichś wspomnień. Tym razem w świetle reflektorów staje wątek śmierci i żałoby po bliskiej osobie
Na taką nigdy nie jesteśmy odpowiednio przygotowani, a kiedy przychodzi
zupełnie niespodziewanie, człowiek traci grunt pod nogami, nie potrafiąc
znaleźć sobie miejsca. A przecież trzeba jakoś dalej żyć. Czy warto
rozpamiętywać to, co odeszło? A może lepiej postawić na zmiany? Szukanie własnych dróg nie jest
zadaniem łatwym i nie od razu leczy rany, ale Magdalena Majcher uczy tego, że
mimo wszystko trzeba wierzyć w lepsze
jutro. I nie czekać biernie na ratunek.
TEMATYKA POBOCZNA
Nie tylko kwestia żałoby buduje fabułę powieści. Jest
także cały wachlarz tematów pobocznych,
stanowiących dobry materiał do dyskusji. Małżeńska
separacja i pytanie, czy warto
zaufać tej samej osobie kolejny raz? Temat adopcji i podejścia opiekunów do tego, kiedy poinformować dziecko o tym, że ma innych biologicznych
rodziców? Zbuntowany młodzieńczy wiek,
utrata zaufania do dziecka, oddalające ludzi kłamstwa, rozstania i gorycz pozostająca z człowiekiem przez długi czas,
kiedy ktoś zawiódł jego zaufanie. Przekrój tematów różnorodny i szeroki,
wszystkie dotyczące jakże życiowych kwestii. Nic wyssane z palca, z finałem nie do przewidzenia. I nie mam tutaj
na myśli spektakularnych zdarzeń, a po prostu naturalność, z jaką przyszło to autorce wszystko zwieńczyć, tak jak
nieraz wieńczy i weryfikuje sprawy samo życie.
POLSKIE MORZE
Tłem powieści staje się Półwysep Helski. Pięknie, polskie morze, łodzie rybackie, fruwające
nad głowami mewy. Stary rybak, samotny
pies, zraniony mężczyzna, a pomiędzy tym Adrianna, niegdyś pani kostiumograf
i wykładowca łaciny, teraz samotna i
rozbita dusza, która ostrożnie otwiera się na nowe doznania.
PODSUMOWANIE
Historia płynie raczej spokojnym rytmem, bez
spektakularnych zwrotów nie licząc tego przełomowego w życiu bohaterki. Są
za to emocje, są momenty wzruszenia,
przebaczenia i nadziei. W tym tkwi urok powieści. W jej bardzo życiowym i raczej gorzkim wydźwięku. W
realności i namacalności postaci, w wartościach,
o których Magdalena Majcher przypomina. Uczciwie przyznaję, że „Port nad zatoką”
to nie jest najlepsza książka autorki. Nie
porwała mnie tematyką tak, jak poprzednie. Jakby cały czas czegoś mi tutaj
brakowało. Może jakiegoś dopowiedzenia? Może większej krzty szczęścia? Nie wiem…
Niemniej jednak to wciąż solidne siedem
w dziesięciostopniowej skali. Wciąż polska literatura obyczajowa, nad którą
warto się pokłonić. Szukając
nieprzesłodzonej i prawdziwej powieści, to może być właśnie to. Jeśli jesteście
więc gotowi na konfrontację z tematami
trudnymi, ale realnymi, przeczytajcie.
Za książkę bardzo
serdecznie dziękuję wydawnictwu Pascal.
Nazwisko autorki coś mi mówi, ale nie wiem czy tylko z recenzji, czy już coś czytałam. Obejrzę co jest w mojej bibliotece. Od czasu do czasu lubię przeczytać takie życiowe historie.
OdpowiedzUsuńUwielbiam książki z nadmorskim tłem. Dawno nie czytałam dobrej powieści obyczajowej😊
OdpowiedzUsuńKsiążki tej autorki bardzo lubię i na pewno sięgnę po ten tytuł. 😊
OdpowiedzUsuńOd jakiegoś czasu przyglądam się książkom tej autorki, ale jeszcze po żadną nie sięgnęłam.
OdpowiedzUsuńZdecydowanie za dużo tych dobrych książek :)
OdpowiedzUsuńBardzo lubię takie powieści. Jest w planach.
OdpowiedzUsuńNa ten tytuł mam ogromną chęć.
OdpowiedzUsuń