„Jeśli ktoś mi powie, że życie pisze przewidywalne scenariusze, uśmiechnę się, ale mu nie przytaknę. Jeżeli zaś uzbrojony w przysłowie będzie mnie przekonywał, że człowiek jest kowalem swojego losu i poprzez podjęte decyzje rzeźbi drogę, po której się porusza, zgodzę się z nim. Jednak, skinąwszy głową, podkreślę, że nawet najlepszemu rzemieślnikowi młot może wyślizgnąć się z ręki.”
Istniało w przeszłości przekonanie o tym, że człowiek
jest tylko i wyłącznie marionetką na wielkiej scenie, a nasze życie to zaledwie
maleńka rola, którą dyktuje nam ktoś o wiele potężniejszy niż my – Bóg. A
jednak z czasem coraz silniej szerzono wiarę w to, że mamy własną wolę, która
pozwala nam funkcjonować dokładnie tak, jak sobie to zaplanujemy. W co zatem
wierzyć? Czy nasza codzienność to wybryk losu szykującego nam takie, a nie inne
scenariusze? A może to my jesteśmy panami swojego życia i to, jak się ono
potoczy, zależy tylko i wyłącznie od nas? Odpowiedź między innymi na to pytanie
daje nam książka „Kiedy wolność mówi szeptem” autorstwa Martyny Senator.
Opowieść o niełatwych wyborach, o decyzjach przemieniających monotonię w nowe
życie oraz o nadziei, która zawsze powinna wieść nas tam, gdzie stawia
drogowskazy nasze własne serce. Zapraszam zatem do zapoznania się z moją
recenzją.
Jane, pochodząca z
zamożnej rodziny, niedługo wyjdzie za mąż za bogatego mężczyznę wydającego się
być „dobrą partią”. Właśnie kończy też studiować prawo na renomowanej uczelni,
toteż jej zawodowa przyszłość maluje się w kolorach niemałej ilości zielonych
dolarów. Czy jest szczęśliwa? Niekoniecznie. Dotąd bowiem wszystkie istotne
decyzje podejmowała za nią matka, która pomimo wieku wciąż nie pozwala jej żyć
według własnego planu. Pewnego feralnego dnia Jane, która potajemnie kryje
swoją drugą twarz, wybiera się na przejażdżkę motorem. Jedna chwila,
niewłaściwe miejsce i czas, doprowadzają do wypadku, wynikiem czego kobieta trafia
do szpitala i tam wybudza się dopiero po tygodniowej śpiączce. Świadomość tego,
że mogła zginąć, buduje w jej głowie potężną konstrukcję złożoną z tysiąca
myśli. Wniosek jest jednak tylko jeden – musi coś zmienić. Zrywając zaręczyny,
rezygnując z uczelni, kupuje bilet i skłócona z oburzoną matką wyjeżdża do
malowniczej Szkocji, by tam, z dala od przeszłości, rozpocząć nowe życie. Odmienna
kultura, inni ludzie – wszystko wydaje się być obce, a jednak Jane odnajduje
tam cząstkę samej siebie i to nie tylko w metaforycznym tego słowa znaczeniu.
Serce nie wiodło ją w tak odległy zakątek nadaremno, ale o tym będzie miała
okazję przekonać się odkrywając rodzinne tajemnice i poznając na nowo także
samą siebie.
źródło |
Nieraz bywamy w naszym życiu biernymi pionkami, podążając
utartymi ścieżkami do wyznaczonych przez kogoś celów. Czy to nazywamy
szczęściem? Jane, która dotąd nie zaznała prawdziwej wolności, funkcjonowała
niczym w ciasnej, złotej klatce, którą zbudowała dla niej własna mama. Obłudne
zaręczyny oraz pozorne zadowolenie związane z edukacją nękały jej serce malując
przyszłość w kolorach pieniędzy, ale także i przygnębiającej czerni, w której
nie było miejsca na blask jakiejkolwiek radości. Tragiczne wydarzenie, w którym
prawie ginie, uświadamia Jane, że codzienność wydaje się o wiele bardziej
ulotna, aniżeli mogłoby się wydawać, a my, jako ludzie, jesteśmy zaledwie
kruchymi istotami mającymi jedyną do wykorzystania szansę na szczęście. Czy z
niej skorzystamy – zależy tylko i wyłącznie od nas. Ryzykując całym
dotychczasowym dorobkiem bohaterka porzuca wszystko, by jako czysta kartka
wyruszyć w inne miejsce i napisać scenariusz własnej przyszłości od nowa,
według własnych wyborów i decyzji. Trafia do nieznanej dotąd Szkocji i pomimo
początkowych trudności odkrywa, że obcy jej ląd jest dla niej o wiele bliższy,
niż rodzinny dom, w którym przecież przeżyła tyle lat. To właśnie tu, setki
kilometrów dzielących ją od matki poznaje prawdziwą przyjaźń, miłość oraz
odkrywa to, kim jest naprawdę.
„Kiedy wolność mówi szeptem” to pełna nadziei, marzeń i
emocji powieść o niełatwych wyborach, których nieznane konsekwencje mogą
zrujnować wszystko, ale też są szansą na prawdziwe szczęście. Narratorką
powieści jest Jane, toteż czytelnik ma okazję zetknąć się z pierwszoosobową
relacją bogatą w myśli, przeżycia i postanowienia. Trudno w kilku słowach
określić dokładnie to, co jest motywem wiodącym tej książki. Przyjaźń, miłość,
rodzinne relacje, tajemnice czy też podróż po własnym życiu, której finałem
jest miejsce zwane rajem. Wszystkiego jest tutaj po trochu, ponieważ tak
właśnie wygląda obraz naszej rzeczywistości, składający się z wielu elementów
tworzących jedną całość. Autorka prezentuje tutaj świat, w którym pomimo
zaskakujących wydarzeń dziejących się niezależnie od nas, wciąż możemy sami
układać własne życie. Bo przyjmując to, co daje nam los i kierując się przy tym
decyzjami dyktowanymi przez serce jesteśmy w stanie osiągnąć spełnienie, na
które receptę znamy tylko my. Opowieść o trudnym dzieciństwie, o domu, w którym
miłość zastępowały kosztowne prezenty, historia o niełatwej do przebycia drodze
– nieznanej, ryzykownej, a jednak opłacalnej. Książka Martyny Senator to
interesująca i nieprzewidywalna lektura, w której wszystko jest możliwe, bo
wierząc w marzenia człowiek jest w stanie osiągnąć naprawdę wiele. Autorka
udowadnia to, że przyjaźń nie zawsze rodzi się od razu i jest w stanie połączyć
sprzeczne z pozoru dusze. Pokazuje miłość, która cierpliwa i szczera staje się
dowodem na to, że każdy z nas ma przypisane na świecie swoje własne miejsce –
trzeba tylko umieć je odnaleźć.
Martyna Senator wraz ze swoją powieścią zabiera
czytelnika w barwne zakątki cudownej Szkocji. Kolorowe krajobrazy kwiecistych
ogrodów, zielone kobierce nieskażonej cywilizacją trawy i stare, zapomniane
chatki, w których chociaż podłogi pokrył kurz, wciąż żyje dusza. Urok okładki
jest dokładnym odzwierciedleniem tego, co znajdziecie w środku. Emocje, piękno
i wiara w to, że to my możemy zmienić swoją codzienność i to my jesteśmy tymi,
którzy zmienią świat. Pogoń za szczęściem wzbogacona o chwile odpoczynku i
refleksji okazała się ciekawą historią, którą z przyjemnością polecę. Być może
„Kiedy wolność mówi szeptem” to nie jest książka, którą musicie przeczytać poza
kolejnością, ale niewątpliwie przeczytać ją warto. Piękny i barwny styl
udekorowany nie lada wyobraźnią to coś, czego wielu historiom brakuje. Jeśli męczą Was już oklepane powieści miłosne
czy ociekające słodyczą opowiastki, to strzał w dziesiątkę. Jest radośnie, choć
momentami trudno i chociaż książka porusza niełatwe tematy, jest w efekcie
lekką lekturą na wakacyjne, urlopowe dni.
„Kiedyś myślałam, że szczęście składa się ze skrupulatnie odliczonych sekund. Dziś zdałam sobie sprawę , że wystarczy szczypta optymizmu, żeby zawiesić je w nieskończoności.”
moja ocena: 4+/6
wydawnictwo: Videograf SA
ilość stron: 384
Za książkę bardzo serdecznie dziękuję wydawnictwu Videograf.
Cudownie się zapowiada ;) Z ogromną chęcią sięgnę po historię mojej imienniczki ;)
OdpowiedzUsuńTwoja recenzja bardzo mnie zachęciła, dopisze sobie do listy. Lubię takie historie gdzie się burzy wygodną i praktyczną monotonność budując przyszłość która da nam szczęście.
OdpowiedzUsuńKsiążka musi być świetna :) Z wielką chęcią bym ją przeczytała, a recenzja dodatkowo zachęca :)
OdpowiedzUsuńhttp://gabrysiekrecenzuje.blogspot.com/
Nigdy nie byłam w Szkocji, nawet w czytelnicze podróże się tam nie wybierałam, więc byłaby to ciekawa odmiana dla moich codziennych lektur. ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
Interesująca książka i przyznam, że mnie zainteresowała. Może ją kiedyś przeczytam.
OdpowiedzUsuńKsiążka wydawała się być niezła, ale zabrakło mi tego czegoś w niej.
OdpowiedzUsuńSzczerze mówiąc, sama nie wiem, co sądzić o tej historii...
OdpowiedzUsuńZ jednej strony książkę bym przeczytała (Szwecję uwielbiam po "Obcej"), a z drugiej... aaa! co mi tam! Wezmę ;)
Boże, Szkocja, kocham, kocham. Pozytywna opinia, zachęca.
OdpowiedzUsuń