„W Afryce wszystko brzmi niewiarygodnie, a jest prawdą…”
Nie tak dawno słowo ebola zasiało w Europie ziarno
paniki. Nazwa strasznego wirusa wywołującego śmiertelną chorobę, epidemia
pochłaniająca setki ofiar, chociaż tak naprawdę wiąże się raczej z Afryką,
przestrasza także nas, żyjących z dala, a jednak stąpających po tym samym
globie. Wirus ebola, zwany inaczej gorączką krwotoczną pustoszy ląd Czarnej
Ziemi, zabijając po kolei tych, którzy w pozbawionych cywilizacji, ubogich
krajach często nie mogą liczyć na jakąkolwiek pomoc. Zarażeni zostając wiec
sami, cierpiąc do ostatnich chwil. Przezorni i nieco przestraszeni mieszkańcy
innych kontynentów, drżąc o własne zdrowie i życie wolą więc trzymać się z
dala. Umierają więc nie tylko mieszkańcy Afryki, ale także i przemysł
turystyczny wraz z pustymi hotelami, restauracjami czy samolotami. Jak zatem
wygląda ogarnięta epidemią Afryka? Czy płacze i ubolewa? Czy stara się
funkcjonować tak, jak przed zbierającą obfite plony śmiercią? Być może
mielilibyśmy o tym nikłe pojęcie, jednakże na rynku wydawniczym pojawiła się
niezwykła książka – „W piekle eboli” autorstwa Tadeusza Biedzkiego. Znany
obieżyświat do Afryki trafia nie pierwszy raz. Tym razem jednak jego celem jest
poznanie nie miejsc i ludzi, a strasznego wirusa, z którym staje dokładnie oko
w oko.
Lądowanie.
Dezynfekcja rąk. Mierzenie temperatury. Tadeusz Biedzki wraz z małżonką biorą
udział w obowiązkowych procedurach, które zostały ustanowione na wskutek
panowania groźnej gorączki krwotocznej. Właśnie przybyli do Afryki, by
przemierzyć setki kilometrów w poszukiwaniu źródła paniki i zła, przyczyn i
skutków śmierci tak wielu mieszkańców Czarnej Ziemi. Trafiając pośród kolorowe
stoiska targowe, pochłoniętych tańcem w Bignonie ludzi czy na zatłoczoną
poławiaczami ryb plażę w Tanji mogłoby się wydawać, że życie Afrykańczyków
niewiele się zmieniło. A jednak ebola na każdym kroku pozostawiła jakiś ślad,
czasami ukryty, czasami zaś tak bardzo widoczny, że polscy podróżnicy, jakże
rządni wyzwań, nie mogli być na to przygotowani.
Spotkania z ludźmi
czczącymi szansę uniknięcia zachorowania, bezpośredni kontakt z osobami, które
w wyniku rozprzestrzeniającego się wirusa straciły kogoś ważnego. Czy może być
jednak bliższa styczność z ebolą aniżeli widok tych, którzy właśnie umierają? Tadeusz
Biedzki przedstawia Afrykę, z której nagle relacje podróżnicze przestały być
nadawane, kontent – który opustoszał i stracił na wartości, Czarny Ląd –
ogarnięty tragedią i smutkiem. Jego wędrówka przez Gambię, Senegal, Gwineę, Sierra Leone i Liberię,
przepełniona niebezpieczeństwem i niepewnością, kończy się niezwykle ciekawą i
oryginalną książką – pierwszą taką nie tylko w Polsce, ale i na świecie.
Czytujemy o podróżach w głąb dżungli, o wioskach dzikich
plemion czy ogarniętych ruchem metropoliach. A jednak mało kto jedzie zobaczyć
siedlisko śmiertelnej choroby, bo w obawie o własne zdrowie z natury nie pchamy
się tam, gdzie możemy dokonać żywota. Tadeusz
Biedzki trafia między ludzi. Nie obserwuje z daleka, a brnie dokładnie tam,
gdzie straszna epidemia czyni największe spustoszenie. Spotyka mieszkańców
Afryki mniej, czy też i bardziej przerażonych, ale z pewnością niejednokrotnie
ma okazję przekonać się o tym, jak dziwnym kontynentem jest ów Czarny Ląd,
rządzący się własnymi zasadami, przekonaniami i wierzeniami. Czy zjadalibyście
nietoperze wiedząc, że to właśnie one mogą być przyczyną eboli? W Afryce nadal
wielu ludzi nie porzuciło dawnych nawyków żywieniowych i to nie tylko w powodu
głodu, ale przeświadczenia o tym, że to nie owe zwierzęta, a biali sanitariusze
są roznosicielami wirusa. Co byście zrobili, gdyby przyniesiono Wam mydło, mające
pomóc w utrzymaniu higieny jakże niezbędnej w zatrzymaniu rozwoju eboli?
Właśnie tam, gdzie takowe jest tak bardzo potrzebne, mieszkańcy zwyczajnie go
wyrzucają twierdząc, że także i ono może przyczyniać się do zachorowań.
Kontynent paradoksów, biedy, ale i lenistwa, nikłego
rozwoju, niechęci do nauki, tragedii, ale i głupoty. Kraje, w których za
wykonane zdjęcie mostu można zostać surowo ukaranym, ale gdzie z rąk do rąk
niewidoczne dla władz przemycane są niezliczone kilogramy narkotyków. Ludzie –
pragnący lepszego życia, ale nierobiący nic, by poprawić jego jakość i w końcu
podróż Polaków – fascynująca i oryginalna, ale także niebezpieczna,
przerażająca i momentami smutna zarazem. „W piekle eboli” to wyjątkowa książka,
przy której fani literatury podróżniczej raczej nie mogą się nudzić.
Autor książki skupia się na poznanych ludziach. Nie
opisuje miejsc, więc unikamy czytania informacji, które możemy znaleźć sobie w
Internecie. Spotkanie z każdym Afrykańczykiem jest inne i ciekawe, ale też w
pełni ukazuje obraz funkcjonalności tego kontynentu, jego porażek i pokładania
nadziei w coś, co nie istnieje. Przytaczane dialogi, klarowna treść wyzbyta
chaosu niejednokrotnie pojawiającego się w podróżniczych relacjach i
niepowtarzalny klimat. Całość oceniam naprawdę pozytywnie.
Na kartach tego wydania pojawia się także spora ilość
ilustracji, zdjęć przemyconych mniej lub też i bardziej legalnie. Gdyby nie
aparat i odwaga Tadeusza Biedzkiego z pewnością wielu poruszających sytuacji
nigdy byśmy nie zobaczyli. A spoglądając na książkowe obrazki rodzą się w nas
rozmaite uczucia, od podziwu i zachwytu, poprzez obrzydzenie, lęk, strach i
współczucie.
Ciekawa i łatwa w odbiorze forma przekazu, wyjątkowa
podróż niepowielona w żadnej innej podróżniczej relacji, Afryka pokazana od
strony choroby, ale przede wszystkim życia, jakie teraz toczy się właśnie tam.
„W piekle eboli” to moja propozycja dla wszystkich tych, którzy lubią zwiedzać
oczyma wyobraźni, dla fanów autora już przecież niejednokrotnie zachwycającego
nas ciekawą opowieścią oraz dla zainteresowanych tematem strasznej choroby,
którzy chcieliby Afrykę teraz pooglądać – ale bezpieczne trzymając się z
daleka.
moja ocena: 5-/6
wydawnictwo:
Bernardinum
ilość stron: 339
data wydania: październik 2015
Za książkę bardzo serdecznie dziękuję wydawnictwu Bernardinum.
Lubię książki tego typu... Z chęcią przeczytam, jeśli znajdę czas.
OdpowiedzUsuńnie przepadam za takimi książkami, ale po tą z przyjemnością sięgnę ;)
OdpowiedzUsuńNa pewno przeczytam. Za mną już bowiem dwie książki autora i bardzo dobrze je wspominam.
OdpowiedzUsuńRaczej nie przepadam za takimi książkami. ;)
OdpowiedzUsuńTo wszystko brzmi inaczej, ciekawiej. Podoba mi się, że autor przybliża prawdziwe oblicze Czarnego Lądu, bez zbędnego ubarwiania miejsc i ludzi. :)
OdpowiedzUsuńTen tytuł sobie na pewno zapiszę i poszukam w najbliższym czasie;)
OdpowiedzUsuńNiesamowita okładka! Ale i treść mnie intryguje - afrykańskie kontrasty!
OdpowiedzUsuńBardzo fajnie napisane. Jestem pod wrażeniem i pozdrawiam.
OdpowiedzUsuń