Życie okazuje się nieraz żałosnym splotem wydarzeń, które
wbijają w serce nóż atakując znienacka i nie dając szansy nawet na chwilę
zastanowienia. Pozorne szczęście, które
jednego dnia czyni z nas najszczęśliwszych na świecie ludzi, może okazać się
nazajutrz zaledwie wątłym cieniem radości zapadającej się w szczelinie na
jednym z wielu pęknięć kruchego lodu. Nic nie jest pewne, prócz śmierci. Nawet
te najbardziej stabilne z uczuć mogą okazać się z bowiem fikcją, która czyniła codzienność zaledwie złudzeniem
rzeczywistości. Zaś nasze realne plany,
te wręcz namacalne, niejednokrotnie stają się utopią, do której chciałoby się
wrócić, lecz nie jest to już możliwe. Co byście zrobili, gdyby to właśnie ci
ludzie, którym dotąd ufacie najbardziej, wyrządzili Wam największą z krzywd?
Co, w sytuacji, kiedy w jednym momencie utracilibyście miłość, przyjaźń i dach
nad głową? Początkowo świat przestałby dla Was istnieć, ale upływ czasu
udowodniłby Wam to, że najwyraźniej tak musiało być. Bo co dziwne i
paradoksalne, cierpienie jest często bramą do prawdziwego szczęścia, do
bezkresnej radości wyzbytej ułudy i fikcji. Na takiej właśnie ścieżce, drodze
usłanej wieloma raniącymi kolcami, znalazła się Sydney, bohaterka nowej powieści
Colleen Hoover, pt. „Maybe Someday”. Poznajcie zatem sytuację, w której się
znalazła.
Sydney właśnie przygotowuje się do świętowania swoich dwudziestych
drugich urodzin. Jednakże zamiast góry prezentów otrzymuje od życia cios, który
na długo zapamięta. Odkrywa bowiem, że jej chłopak i najlepsza przyjaciółka, z
którą dzieli mieszkanie, skrywają przed nią romans. Okazuje się, że sypiali ze
sobą od dawna i choć rozumieli, że to nie w porządku, nie potrafili tego
przerwać. Zraniona Sydney pakuje się i ucieka. Problem tkwi jednak w tym, że
nie ma się gdzie podziać. Ta kwestia zostaje jednak bardzo szybko rozwiązana.
Szczęśliwym trafem dziewczyna otrzymuje tymczasową kwaterę w mieszkaniu Ridge’a,
chłopaka, który z czasem przestaje być dla niej przypadkowym znajomym. Okazuje
się, że Sydney kocha nie tylko tworzoną przez niego muzykę, ale także i jego.
Ridge, dwudziestoczteroletni chłopak, uczynił gitarę
częścią swojego ciała. Komponowana przez niego muzyka, pełna wrażliwości i
uczuć, przyciąga Sydney, która przy każdej okazji przysłuchuje się jego występom.
Ridge ją zauważa, chociaż ona początkowo nie zdaje sobie z tego sprawy. Kiedy
dotyka ją nieszczęście i dziewczyna trafia pod jego dach, pomiędzy nimi tworzy
się więź, którą ciężko zbagatelizować. Cóż jednak z tego, gdyż Ridge od pięciu
lat tkwi w szczęśliwym związku. Maggie jest dla niego wszystkim – uczynna,
pomocna i wyrozumiała. To, co dotąd wydawało się chłopakowi tak proste, bardzo
się komplikuje. Wprowadzając Sydney w świat muzyki i zabierając ją na spacer dźwiękami
melodii, zastanawia się, czy można kochać dwie osoby równocześnie. Jego życie
staje więc do góry nogami, a cała sytuacja z pewnością zrani niejedno ludzkie
serce.
Ona – wrażliwa, ufna i zraniona.
On – opiekuńczy, lojalny wobec dziewczyny, starający się
postępować w zgodzie z własnym sumieniem.
Kiedy ich dwie dusze znajdują swoją własną rzeczywistość,
wszystko wokół na kilka chwil przestaje się liczyć.
Bohaterka książki, zdradzona przez przyjaciółkę i
chłopaka, poznając Ridge’a odkrywa, że jej dotychczasowy związek był toksyczną
więzią, która tylko ją wyniszczała. Nowo poznany mężczyzna staje się dla niej
czymś więcej, aniżeli przyjacielem od muzyki. Sydney zdaje sobie jednak sprawę
z tego, że tak naprawdę jej uczucia nigdy nie znajdą ukojenia, ponieważ Ridge
ma dziewczynę – Maggie, która oprócz cudownego wyglądu wyposażona jest w
prawdziwie anielski charakter. Chłopak, oddany swojej partnerce, nie chce
dopuścić do siebie myśli, że mógłby ją skrzywdzić. Każda chwila z nią spędzona
jest dla niego niebem. A jednak towarzystwo Sydney sprawia, że Ridge zapomina o
całej reszcie. O Maggie, o granicach, których nie można przekraczać, a nawet o
tym, że życie pozbawiło go słuchu.
źródło |
Bardzo ważnym elementem powieści „Maybe Someday” jest
muzyka – jej piękno ukryte w każdej nucie. Chociaż główny bohater nie słyszy,
tworzy piosenki, bo czuje ich brzmienie sercem. Sydney, która z czasem pomaga
mu wymyślać słowa, okazuje się rozumieć muzykę o wiele głębiej, aniżeli inni. I
to właśnie dźwięk staje się dla tych dwojga spoiwem, które tak trudno
rozdzielić. Odbierany o wiele głębiej, aniżeli wyłącznie uchem, tworzy intymną
więź, której tak naprawdę oboje nieporadnie starają się uniknąć. Czeka ich
wiele trudnych wyborów, rozterek, cierpienia i bólu. Czy muzyka pozostanie dla
nich jedynym, co ich łączy? Czy odważą się zabrnąć dalej?
Sięgając po książkę „Maybe Someday” miałam spore
wymagania. Promocja tej powieści jest tak rozległa, że ów tytuł dotarł już
chyba do świadomości każdego czytelnika. Czasami jednak bogata kampania
reklamowa nijak ma się do treści, która okazuje się przeciętna. Tutaj jednak
tak nie było. Książka jest CUDOWNA. I wiecie co? Znowu odebrano mi zdolność
trzeźwego myślenia. Nie wiem co mam napisać, bo mam wrażenie, że żadne z moich
słów nie jest w stanie oddać mojego zachwytu. Colleen Hoover stworzyła historię
miłości, której nie znalazłam w żadnej innej książce. Nie ma tutaj wielkiego
bum, podczas którego ludzie zakochują się w sobie i odtąd wszystko staje się łatwe.
Uczucie głównych bohaterów rozkwita powoli i dojrzewa poprzez trudne
doświadczenia, a tych nie brak. Pojawiają się chwile niewyobrażalnego napięcia
i intymności, które towarzyszą Sydney i Ridge’owi chociaż ci starają się ich
unikać. Chłopak ma przecież własne plany i poukładane życie, które dotąd naprawdę
przynosiło mu prawdziwe szczęście.
„And if I can’t be yours nowI’ll wait here on this groundTill you come, till you take me awayMaybe somedayMaybe someday”
Bohaterowie nie chcieli zmian. Obawiali się tego, że
rodząca się pomiędzy nimi więź może niewyobrażalnie ich skrzywdzić. Ja nie
chciałam przestać czytać. Wręcz nie mogłam. Każda kolejna strona była jak magnes,
który nie chciał mnie puścić. Czytałam całą noc. Moja silna wola okazała się
niczym w porównaniu z talentem autorki. Do teraz nie potrafię przestać o tym myśleć.
Sydney i Ridge nie tylko zyskali moją sympatię. Pokochałam ich. A wykreowane
przez panią Hoover sytuacje po prostu roztrzaskały mi serce. Przeżywałam
miliony uczuć na minutę. Wzruszałam się, płakałam i śmiałam. W całym moim życiu
przeczytałam już setki książek i śmiało mogę powiedzieć, że „Maybe Someday” zyskała
swoje miejsce w pierwszej trójce moich ulubionych. To, czego moim zdaniem
brakowało w i tak wystarczająco pięknej już powieści „Hopeless”, tutaj się
pojawiło. Nie potrafię wypowiedzieć nawet jednego słowa krytyki na temat tej
książki. Była doskonała.
„Nie mam najmniejszych wątpliwości, że w innym życiu bylibyśmy dla siebie idealni. To po prostu nasze obecne życie nie jest dla nas idealne.”
Polecam ją każdemu – w szczególności dziewczynom. Nie
będę skłaniała Was do tego, by czytać już dłużej moje brednie, bo tym właśnie one
są w porównaniu z treścią powieści. Zakończę więc bardzo krótko – nie traćcie
szansy na poznanie tej historii, bo jest ona warta każdej wydanej złotówki.
moja ocena: 6/6
ilość stron: 381
wydawnictwo: Otwarte
Do tej książki nie trzeba mnie namawiać ;). Na pewno przeczytam!
OdpowiedzUsuńBardzo kusi mnie ta książka. No dobra, tak na prawdę chyba wszystkie książki pani Hoover bo nie czytałam jeszcze żadnej.
OdpowiedzUsuńMam ochotę na nią, ale ostatnio jakoś obrzydła mi przez to, że tak o niej głośno. W dodatku gdzie nie popatrzę, tam wspomnienie o niej. Co za dużo, to niezdrowo. ;)
OdpowiedzUsuńCzytałam już o tej książce i chętnie poznałabym ją sama :). Nie poznałam jeszcze twórczości autorki.
OdpowiedzUsuńTa książka to mistrzostwo. U mnie też dostała maksymalne noty, cudeńko! <3 Ridge i ta jego gra na gitarze! Achh spodziewałam się dobrej książki z muzycznym wątkiem ale to co dostałam przerosło moje oczekiwania :D
OdpowiedzUsuńBardzo fajny post ja już obserwuje więc może ty tez bys zaobserwowała jeśli tak to bardzo dziekuje .
OdpowiedzUsuńZapraszam : http://angelikao-blog.blogspot.co.uk/
Ciągle czytam recenzje tej książki i mam na nią coraz większą ochotę :)
OdpowiedzUsuńMam na półce i widzę, że będę zadowolona
OdpowiedzUsuńMasz rację - ostatnio tej książki jest pełno. Gdzie się nie obejrzę, to MAYBE SOMEDAY. Na początku nawet chciałam przeczytać, ale tak to ze mną bywa, że gdy dana pozycja ma zbyt duży rozgłos, to automatycznie mam coraz mniejsze chęci na przeczytanie. Teraz jednak bardzo zaciekawił mnie główny bohater - nie wiedziałam, że on nie słyszy. zaintrygowało mnie to. :)
OdpowiedzUsuńJak będę miałam okazję - przeczytam. :)
Zachęcające, uwielbiam czytać Pani opisy, tak jakby staje się Pani współautorem, dla każdej zrecenzowanej książki.
OdpowiedzUsuńMam swój egzemplarz! Książeczka czeka do przeczytania <3 <3 <3
OdpowiedzUsuńpieknie potrafi pani zachecic do ksiazki :) super. nie pozostaje mi nic jak ja tylko przeczytac :)
OdpowiedzUsuńpozdrawiam