„Tęskno mi do tamtego oblicza taternictwa.
Do gór pozbawionych beznadziejnej aury wyścigów. Do intymnej relacji człowieka
z naturą. Do pokusy wychodzenia wyżej i wyżej. Nie dla wyścigu. Lecz dla
namacalnego symbolu życia. Codziennego trudu egzystencji. Dla idei. Dla Boskiej
Ciszy.”
W podróżach najpiękniejsze jest to, że zawsze coś może
nas zaskoczyć. Chociaż często ruszamy w zaplanowanym przez siebie kierunku, nie
jesteśmy w stanie przewidzieć zachowań ludzi, których napotkamy i emocji, jakie
będą nam towarzyszyć. Lubię odkrywać nieznane mi zakątki tego świata osobiście,
niemniej jednak uwielbiam także sięgać po książki podróżnicze i tym razem
miałam okazję poznać kolejną. „Po drugiej stronie” Stefana Czernieckiego to na
swój sposób bardzo wyjątkowa publikacja, bo nieograniczona do jednego miejsca
dotyka każdej ze stron naszego globu. Wyjątkowa, bo… No właśnie. O tym
chciałabym Wam dzisiaj opowiedzieć. Zapraszam na recenzję.
CO ZNAJDZIEMY W
KSIĄŻCE?
Kambodżańskie
budowle wciąż przesiąknięte krwią i ludzkim krzykiem. Spotkanie z mnichem,
który z ojcem Pio jadał kolację. Urok Plitwickich Jezior, góra Cerro Torre,
droga Camino czy usłana prostytucją tajlandzka ulica Khao San. Są cuda
przyrody, wyjątkowi mieszkańcy, stworzone ludzką ręką budowle i historia – ta
smutna, ale i ta nieco radośniejsza. Pośród legend, opisów i dziesiątek zdjęć
czeka na czytelnika wiele niebanalnych wrażeń, łącznie z poczuciem szczęścia,
ale i zagrożenia.
„Po drugiej
stronie” to zbiór 40 reportaży, które powstawały w latach 2010 – 2016 i
ukazywały się na łamach różnorakich pism. Stefan Czerniecki, jako podróżnik,
reporter i dziennikarz odwiedził w tym czasie niezliczoną ilość miejsc, a
Ameryka czy Azja nie zagłuszyły w nim pamięci o Polsce, bo i tutaj odnalazł on
warte przedstawienia regiony.
ANALIZA TREŚCI
Tym razem zacznę o tego, od czego zaczyna się książka-
wstępu. Tak, jak nigdy nie sugerowałam Wam obowiązkowego zanurzenia się w tej
krótkiej i często nieistotnej części każdej publikacji, teraz radzę Wam ją
przeczytać. Wtedy z pewnością będziecie w stanie o wiele więcej zrozumieć.
Wspomniałam uprzednio o tym, że w tym przypadku mamy do czynienia z książką
wyjątkową. Owszem, ponieważ nie skupia
się ona na jednej podróży, a na wybiórczych wspomnieniach, na esencji z każdej
z wypraw. Jednak nie to czyni ją oryginalną spośród wielu. Stefan Czerniecki deklaruje bowiem, że
postara się ograniczyć swoją obecność w reportażach do minimum. I faktycznie
znika, pozostawiając czytelnika samego z przyrodą, obcokrajowcami czy miejscami
religijnego kultu. A efekt i wrażenia wyniesione z lektury, poprzez tak
pozornie niewielki zabieg, od razu przybierają zupełnie inne oblicze.
W przeważającej
ilości tekstów nie znajdziemy tu uczuć i przemyśleń samego autora, bo w
miejscu, w którym powinny one być, podróżnik pozostawia pole do popisu nam –
czytelnikom. Trudno więc mówić o sympatii względem niego, a jednak fakt, że
zadbał on o tak wyjątkowe uczestnictwo odbiorcy w swoich osobistych wędrówkach,
wzbudza poczucie wdzięczności.
Napotykamy tutaj ludzi niebezpiecznych, przed którymi
należy uciekać, ale i takich, którzy czekają na nas z otwartymi ramionami. Są
ci smutni, przestraszeni, ci podążający złą drogą, ale i tacy, którzy potrafią
cieszyć się życiem. A pośród egzotycznych dla nas społeczeństw wciąż malują się
pozostałości historii. Stefan Czerniecki
nie ogranicza się bowiem wyłącznie do opisywania dnia teraźniejszego. Czasami zasięga
przeszłości, autentycznych wydarzeń czy legend, by w pełni nakreślić daną
sytuację, by czytelnik mógł na nią spojrzeć we właściwy sposób. Bez tego
nie byłoby to możliwe.
Ta publikacja to nie tylko zbiór reportaży, ale też obszerna kolekcja różnorakich zdjęć,
spośród których każde jedno kryje w sobie magię chwili. Piękne wydanie z wysoką jakością papieru czyta się i
ogląda niczym album najlepszych wspomnień, a jednak warto mieć na uwadze, że
nie wszystkie są łatwe do przełknięcia, bo przecież nie zawsze na świecie
dzieje się tak, jak powinno.
PODSUMOWANIE:
Książkę polecam
wielbicielom literatury podróżniczej. Tutaj wędrówek do wyjątkowych miejsc na
świecie na pewno Wam nie zabraknie. I chociaż raczej w większości reportaży
dominuje nastrój powagi, autorowi nie brak umiejętności starego gawędziarza.
Oczywiście do sędziwego wieku Stefanowi Czernieckiemu brakuje sporo, niemniej
jednak czaruje doświadczeniem, a jego kolekcją wrażeń można byłoby obdzielić
całkiem pokaźne grono ludzi.
moja ocena: 7-/10
wydawnictwo:
Bernardinum
ilość stron: 384
data wydania:
jesień 2016
Za książkę bardzo
serdecznie dziękuję wydawnictwu Bernardinum.
Już dawno nie sięgałam po książkę podróżniczą, a tak je lubię.
OdpowiedzUsuńWiesz, fakt że autor potrafił w pisanej przez siebie książce podróżniczej usunąć się w cień i pozwolić czytelnikowi zostać sam na sam z tymi miejscami... no po prostu klasa :)
OdpowiedzUsuńAle w zasadzie nie jest źle ;) chętnie poznam ten tytuł:)
OdpowiedzUsuńJa niestety nie należę do grona wielbicieli literatury podróżniczej dlatego też odpuszczę sobie książkę ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Z podróży to wolę oglądać reportaże filmowe, bardziej do mnie przemawiają.
OdpowiedzUsuń