Życie bywa kalejdoskopem, ludzie jego szkiełkami. Jeden
obrót wykonany przez los i lądujemy w zupełnie innym miejscu, tworząc nowy
obraz, do którego z czasem się przyzwyczajamy. Pojawia się jednak jedna,
istotna różnica. Kreowane przez przypadki kompozycje nie zawsze bywają
kolorowe. O tym, jak bardzo nieznana jest nasza przyszłość i o tym, że historia
lubi zataczać koło pisze Magdalena Knedler w książce „Klamki i dzwonki”.
Autorka powieści kryminalnych występuje w nowej odsłonie, podsuwając
czytelnikom pod nos kawałek literatury obyczajowej. Czy mająca swój
niepowtarzalny urok okładka tej publikacji współgra z treścią? Czy Magdalena
Knedler kupiła mnie tą historią?
ZARYS FABUŁY:
W dzisiejszych
czasach już nikt nie potrzebuje poezji. Do takich wniosków dochodzi Eliza
Ostaszewska, bibliotekarka i korepetytorka, która ledwo wiążąc koniec z końcem
spełnia swoje marzenie – wydaje własny tomik wierszy. Czy może nacieszyć się
sukcesem? Raczej nie, w dużej mierze za sprawą telefonu przyjaciółki sprzed
lat, której prośba wywraca życie kobiety do góry nogami.
Samotna,
rozpamiętująca wciąż tkwiące w niej uczucie do pewnego mężczyzny, czuje, że jej
codzienność nagle zaczyna przyspieszać, jakby dotąd uśpiona ruszyła z kopyta.
Przejmując opiekę nad nastoletnią dziewczyną i obowiązki związane z
prowadzeniem firmy przekracza progi świata, którego dotąd nie znała. Czy sobie
poradzi? Czy natrafi na kogoś, w kim będzie mogła odnaleźć wsparcie?
ANALIZA:
Trochę inna, niż wszyscy. Eliza. Żyjąca przeszłością, skłonna do zadumy, rezygnująca z wygód na
rzecz ambitnych, choć mało współczesnych marzeń. Sama. Aż do pewnego
momentu, bo zmuszona przez los będzie musiała przejść pewną metamorfozę. I
przejdzie.
Albert Dębski,
właściciel kancelarii prawnej, tkwi w nieszczęśliwym związku, a wszystkie znaki
na niebie i ziemi głoszą, że nie tak mogło wyglądać jego życie.
Inteligentny, otoczony wianuszkiem ludzi, a jednak samotny. Ostatnio stale
myślący o pewnej dziewczynie z przeszłości.
Jest jeszcze pewna młoda, zagubiona dziewczyna, na którą
padło oskarżenie o spowodowanie wypadku ze śmiertelnym skutkiem. Jest
nastolatka, której życie dość szybko pokazało niełatwą stronę istnienia. Jest
miłość i przyjaźń i to właśnie one, tuż obok Elizy i Alberta, odgrywają tutaj
jedne z ważniejszych ról. Bo pomimo smutku
i niesprawiedliwości panoszących się w książce, autorka pozwala czytelnikowi
cieszyć się także nadzieją. Dokładnie tak, jak to bywa w rzeczywistości każdego
z nas.
Niezaprzeczalnie kreślona jedynymi w swoim rodzaju bohaterami, z bagażem ludzkich słabości,
ulotnych nadziei, popełnionych błędów. Oryginalna,
płynąca miarowym rytmem, a jednak nie do końca przewidywalna. Magdalena Knedler pokazała, że powieść
obyczajowa może wiele mieć oblicz. To stworzone przez nią z pewnością wnosi w
polską literaturę powiew świeżości.
Ale…
Nie wszystko powaliło mnie tutaj na kolana. Nie ukrywam,
że trudno było mi się wbić w środowisko stworzone przez tę autorkę. Zdezorientował mnie początkowy natłok
bohaterów, którzy mając swoje pięć sekund szybko przesuwani byli na boczny
tor, by ustąpić miejsca komuś innemu. I choć same postaci okazały się dobrze
„naszkicowane”, nie od razu miałam także wrażenie. Do tego doszła mieszana narracja pierwszoosobowa,
prowadzona przez dwie osoby naprzemiennie przejmujące stery i narracja
trzecioosobowa, dzięki której poznajemy losy drugoplanowych postaci. Mogło być
inaczej. No ale nie jest.
„Klamki i dzwonki” to bez dwóch zdań powieść o naturalnym wydźwięku, obyczajowa, z towarzyszącym akcji
wątkiem miłosnym. Nie jest to jednak pod żadnym względem filmowy romans, wyjęty
rodem z wyobraźni pisarek typowych love stories. Niesłodki i nie gorzki,
bez zbędnych ochów i achów, nieprzejaskrawiony, niedekorowany, a potrafiący
oddać klimat prawdziwego uczucia. Na swój sposób piękny, bo największą zaletą tej książki okazuje się właśnie jej naturalność i
oryginalność zarazem.
PODSUMOWANIE:
Tę właśnie historię,
która wyszła spod pióra Magdaleny Knedler, polecę wielbicielom powieści
obyczajowych. Uwaga, jej schemat i przebieg akcji mogą Was zaskoczyć – a to już
dla wielu wystarczający powód, by po nią sięgnąć. Prawda? Zwykli, a zarazem
niecodzienni bohaterowie i ciekawy, jakby skromny, a zarazem wystarczająco
dobry sposób na przedstawienie miłości. Nie obyło się bez wad, stąd książka z
pewnością nie trafi na listę moich ulubionych. A jednak mimo to odnalazłam w
jej treści zbyt wiele plusów, by odradzać Wam jej czytanie. Wybór więc należy
do Was.
moja ocena: 6/10
wydawnictwo: Novae
Res
ilość stron: 347
data wydania:
wrzesień 2016
Za książkę bardzo
serdecznie dziękuję wydawnictwu Novae Res.
Właśnie czytam, i czuje się jak najbardziej powalona na kolana, dla mnie sposób narracji i bohaterowie są dużym plusem :)
OdpowiedzUsuńA u mnie książka czeka na swoją kolej :)
OdpowiedzUsuńMam teraz odpowiedni nastrój na taką powieść.
OdpowiedzUsuńMyślę, że ta książka mogłaby mnie wciągnąć. :)
OdpowiedzUsuńZacznę od swojego upodobania do wyszukiwania szczegółów. Główna bohaterka ma na imię Eliza (uwielbiam to imię!) i jest bibliotekarką (o proszę coś bardzo znajomego :D).
OdpowiedzUsuńTe szczegóły bardzo mnie zachęcają (jakieś utożsamienie zawodowe). Nawet ta narracja na którą narzekasz wydaje mi się zachęcająca :)
Dziękuję, że przedstawiłaś tę książkę, na pewno po nią sięgnę.
Pozdrawiam :*
no i mega super plus za szczera opinie :) ale przeczytac bym przeczytala haha pozdrawiam i zapraszam!: )
OdpowiedzUsuńZastanawiałam się nad nią i dalej nie jestem pewna, czy to powieść dla mnie. Świetna recenzja :)
OdpowiedzUsuńBardzo podoba mi się okładka :)
OdpowiedzUsuńChcesz wyszukać dzwonki, kliknij tutaj https://tones6.com/
OdpowiedzUsuń