źródło |
O
Autorce
Barbara Czaykowska-Kłoś urodziła się 19 lipca 1944 roku we wsi Głębokie na Rzeszowszczyźnie. Jej rodzice, czynnie związani z Armią Krajową, w wyniku wojennej zawieruchy osiedlili się na Śląsku, żeby po latach zadomowić się na dobre w Warszawie. Sztuka kulinarna zawsze była dla autorki wielką pasją. Niedawno, nakładem wydawnictwa Bernardinum pojawiła się jej pierwsza książka „Historie kuchenne. O miłości, rodzinie i sile tradycji”.
Barbara Czaykowska-Kłoś urodziła się 19 lipca 1944 roku we wsi Głębokie na Rzeszowszczyźnie. Jej rodzice, czynnie związani z Armią Krajową, w wyniku wojennej zawieruchy osiedlili się na Śląsku, żeby po latach zadomowić się na dobre w Warszawie. Sztuka kulinarna zawsze była dla autorki wielką pasją. Niedawno, nakładem wydawnictwa Bernardinum pojawiła się jej pierwsza książka „Historie kuchenne. O miłości, rodzinie i sile tradycji”.
(źródło informacji: ksiegarnia.bernardinum.com.pl)
Zapraszam do przeczytania wywiadu z panią Basią.
Przypominam, że pytania zadaliście jej Wy sami w konkursie patronackim, w
którym do zdobycia była jej książka.
– Chleb. Chleb wyróżniam szczególnie. Może być wieloraki: z kminkiem,
czarnuszką, najróżniejszymi jadalnymi pestkami i nasionami. Z olejem, masłem, z
miąższem dyni, utartą marchewką, selerem, ciemny, biały, na słono, na słodko...
Może stanowić smakowite naczynie, w którym podamy gulasz, boef Strogonow,
bigos, leczo, pieczarki pod beszamelem, zeszkloną cebulkę z kiełbasą i wiele,
wiele innych dań. Dodatkiem do chlebowych potraw mogą być wszystkie sałatki
świata, poza tym piwo, wino, kwaśne mleko, maślanka... Chleb to ogromny wachlarz
możliwości.
– Czy zdarzyło się kiedyś, że –
pomimo znajomości wielkiej ilości przepisów – nie miała Pani pomysłu, co
ugotować danego dnia lub na jakąś szczególną okazję? Taki stan à la „nie mam
się w co ubrać” znany niemal każdej kobiecie?
– Codzienne menu, od lat bez mała trzydziestu, nie sprawia mi kłopotów,
zwłaszcza od kiedy zajmuję się wnukami. Staram się, by posiłki dla moich
maluchów były zdrowe, pożywne i lekkostrawne, tym bardziej, że jeden z moich skarbów
jest klasycznym niejadkiem.
Bazuję na jarzynach. Na wywarach warzywnych gotuję np. niewielkie,
owalne pulpeciki drobiowe, które przyrządzam z mięsa, jaj, sporej ilości natki
pietruszki i koperku, czasem dodaję trochę mąki kukurydzianej. Osobno gotuję
cieniutkie lane kluseczki. Niejadek dostaje dokładnie odcedzony rosół z
mięsnymi pulpecikami i lanymi kluseczkami, a dziewczynki pełen zestaw z
jarzynami. To jedna z wielu propozycji dla dzieci. Prosty, smaczny i pożywny
posiłek.
Jeśli chodzi o menu na „szczególną okazję”, zawsze najpierw wymyślam
deser. Trochę dziwacznie, ale tak mam. Jeżeli uznaję, że deser powinien być
wykwintny, to on wymusza odpowiedni obiad – wiele takich przykładów jest w
moich „Historiach kuchennych”.
– Jak wyglądałaby Pani wymarzona
restauracja, gdyby przyszło ją Pani zaprojektować, wymyślić od początku,
stworzyć? W jakiej kuchni by się specjalizowała, w jakim mieście by ją Pani
umieściła i jakich ludzi chciałaby Pani tam widzieć?
– Wymarzone restauracje są dwie. Tę pierwszą – „Strudel” – opisałam w
książce „Historie kuchenne”. Jestem wielką miłośniczką strudla pod
najróżniejszymi postaciami. Druga restauracja nazywałaby się „Grzanka” – tę
opisałam w drugiej części „Historii”. W obydwu byłyby pyszne dania podawane na
słono i na słodko. Proste, niedrogie a zarazem eleganckie, smaczne i sycące...
Mieszkam w Warszawie, więc pewnie tu bym je otworzyła. Najchętniej w
otulinie lasu Kabackiego. Restauracje miałyby duże okna bez firanek, za oknami
mnóstwo zieleni i kwiatów. Wewnątrz kilka reprodukcji Moneta, którego bardzo
lubię. Na stołach białe obrusy, biała zastawa, ładne sztućce. Pod stołami miski
z wodą dla czworonogów.
Jakich ludzi chciałabym tam widzieć? Głodnych – jak wchodzą i sytych – jak
wychodzą.
– Czy Pani książka w jakiś
sposób nawiązuje do filmu „Historie kuchenne” wyreżyserowanego przez Benta
Hamera w 2003 roku?
– Nie znam tego filmu.
– Czy była Pani świadkiem
miłosnych scen w kuchni?
– Osobiście wolałabym inną scenerię: wysokie trawy, wśród maków i
chabrów, z koncertującymi ptakami w tle... Choćby i w towarzystwie mrówek.
Nie jestem podglądaczką, nie widziałam więc kuchennych „amoroso”.
Pamiętam jednak pewną scenę erotyczną w którymś z rodzimych filmów. Para
aktorów w jakimś miłosnym amoku (chyba w kuchni!) depcze na wielkich stołach drożdżowe
ciasta i mak, po czym, padając, rozgniatają dziesiątki pięknie wyrośniętych
makowców...
– Nie lubię gotować, męczy mnie
wymyślanie nowych potraw, zwłaszcza że w mojej rodzinie każdy preferuje co
innego na talerzu. Czy gotowanie było od zawsze Pani pasją, czy jest jakiś
sposób, aby je polubić?
– Zawsze kochałam gotowanie, fascynowało mnie poznawanie starych
receptur i wymyślanie nowych smaków. Myślę że dobrym sposobem na polubienie
gotowania jest szukanie prostych przepisów i smaków, które się lubi, a potem
stopniowe łączenie ich z różnymi dodatkami, przyprawami. Takie smakowanie i
eksperymentowanie daje radość i sprawia, że codzienne gotowanie nie jest nudne.
Dodawanie różnych przypraw do tej samej potrawy tworzy całkowicie odmienne
dania. A ugotowanie czegoś smacznego w domu budzi apetyt na nowe poszukiwania i
próby.
Moim sposobem na różnorodne preferencje kulinarne, poza kompromisem,
jest zrobienie wspólnej bazy, którą lubią wszyscy, i różnych dodatków, jakie
można, ale nie trzeba, włożyć na talerz. Istnieje wiele możliwości, można
dowolnie fantazjować. Mam nadzieję, że polubi Pani gotowanie. Pozdrawiam
serdecznie.
– Czym jest kuchenny stół
scalający więzi zgromadzonej przy nim rodziny? Jakim odbija się echem na życiu
domowników?
– Stół to dla mnie symbol rodziny. To nie tylko mebel. Nieważne czy
jest duży, czy mały, skromny sosnowy, czy dębowy na toczonych wielkich nogach,
matowy, czy na wysoki połysk. Nieważne czy zasiada przy nim dwoje, troje, czy
dziesięcioro domowników. Ważne, by nie nakrywano go ceratą, bo powinien być
ciepły, choćby z jednym świeżym kwiatkiem.
Stół to słuchanie, wzajemne usługiwanie sobie. Podajemy sobie chleb,
masło, cukier, kawę, herbatę. Rozmawiamy o przyjemnościach, o kłopotach, o
planach, o marzeniach... Taki stół to miejsce, które łączy rodzinę, uczy
bliskości, daje siłę na całe życie. Jeżeli mamy w domu rodzinnym takie miejsce,
to odchodząc z niego, wynosimy ze sobą wiele skarbów – dobrych nawyków.
Potrafimy być usłużni wobec drugiej osoby, potrafimy słuchać, pomóc, kiedy jest
taka potrzeba... Obdarzamy się wzajemną przyjaźnią i miłością... Tworzymy „nowy
stół” i przy nim zasiadamy bogatsi o tradycję – potężną bazę, która pomaga nam
w zmaganiu się z codziennością.
Stół to więź, której – moim skromnym zdaniem – nic nie jest w stanie
zastąpić.
– Czy napisanie książki było
jednym z Pani dawnych planów i marzeń? A może ów pomysł zrodził się całkiem
niedawno?
– Nigdy nie marzyłam o napisaniu książki, zwłaszcza kucharskiej. Owszem,
pisałam bajki moim dzieciom – do szuflady – i spisywałam różne spostrzeżenia,
które miały mi pomóc w często niełatwym życiu. Po to, by nie wpaść w
cierpiętnictwo, „trzymać się ramy”. To szkoła wyniesiona z domu. Tatuś często
powtarzał „głowa do góry, może być gorzej”...
Książka powstała z przypadku. Postanowiłam zebrać luźne, często wręcz
rozpadające się kartki i karteczki w jedno, by choć tu zostawić po sobie jakiś
ład. I zaczęło się! Ruszyła prawdziwa lawina wspomnień, które często były
powiązane z odnalezionym przepisem, z jakąś poradą. Stąd tytuł książki
„Historie kuchenne. O miłości, rodzinie i sile tradycji”.
I tak, ku własnemu zaskoczeniu, kończę teraz drugą część swoich
„Historii”, a w głowie mam pomysł na trzecią książkę.
Dziękuję za wszystkie pytania.
Bardzo serdecznie Panie pozdrawiam i życzę wszelkiej pomyślności w
codziennym życiu.
Barbara Czaykowska-Kłoś
Bardzo ciekawy wywiad. Tyle ciepła emanuje od Pani Barbary. Jestem zachwycona pomysłem restauracji, w której pod stołami będę miski dla maluczkich. Chętnie taką odwiedzę. Chleb...jakże obrazowo Pani do niego nawiązała. Prawie poczułam zapach. Smacznie, oj smacznie. Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuń"Głowa do góry, może być gorzej" - staram się trzymać tego hasła na co dzień.
OdpowiedzUsuńŚwietny wywiad. Chętnie sięgnę po książkę pani Barbary. ten wywiad mnie do tego przekonał.
OdpowiedzUsuń