„Chcę udowodnić, że można być szczęśliwym, nawet
kiedy wszystko jest naprawdę do bani.”
Skoro czytacie tą recenzję, oznacza to, że żyjecie. Ale
czy żyjecie naprawdę? Zmęczeni, znerwicowani, zabiegani i ślepi na otaczające nas
piękno świata, niejednokrotnie zatracamy umiejętność czerpania prawdziwego
szczęścia z codzienności, doszukując się problemów, złych wieści, złości. Od
tego chciałam zacząć, bo właśnie w takim klimacie została nakreślona książka,
którą miałam okazję objąć patronatem. Opowieść o nieuchronnym losie, o bólu,
ale także – przede wszystkim - o nadziei i przyjaźni. Prawdziwa lekcja o tym,
że każdą tragedię da się przekuć w radość. Zainteresowani? Zapraszam na
recenzję powieści „Sto dni szczęścia”.
ZARYS FABUŁY
Załamana chorobą
matki Annie obwinia życie o to, że zabiera jej po kolei wszystkich bliskich.
Samotna, stroniąca od towarzystwa nie potrafi poradzić sobie z problemami, ale
co najgorsze, wcale nie szuka pomocy. I wtedy na jej drodze staje szalona i
barwna Polly, która nie tak szybko da się spławić. Stanowiąc jej całkowite
przeciwieństwo stawia Annie wyzwanie. Musi się nauczyć jak być szczęśliwa i ma
na to aż, a zarazem – tylko 100 dni.
BO PRZECIWIEŃSTWA
SIĘ PRZYCIĄGAJĄ
W tej powieści nie tło i nie ponadprzeciętne wrażenia
stanowią priorytet, a prawdziwy obraz życia, morał oraz oczywiście bohaterki,
które swoją postawą mogą stanowić pewien wzorzec, warty refleksji i
przedyskutowania. Jest zdrowa, choć na wpół martwa Annie, która zatraciła poczucie sensu istnienia. Zdenerwowana,
odizolowana, wyzbyta radości. Obraz nędzy i rozpaczy, a zarazem portret
niejednego współczesnego człowieka, który na pewnym etapie doświadczeń
postanawia po prostu się poddać. Jest i stanowiąca jej zupełne przeciwieństwo,
kontrast, Polly, która pozornie znajduje
się w dużo gorszej sytuacji. Śmiertelnie chora, choć wprost tryskająca energią
wie, że nie może pozwolić sobie na zmarnowanie nawet sekundy, która jest jej
dana. Co wyniknie z takiego połączenia?
SMUTNA? ALE I
POZYTYWNA – PRZEDE WSZYSTKIM
Mogłoby się wydawać, że jest to historia smutna i nie będę temu stwierdzeniu zaprzeczać.
W jakimś tam stopniu Eva Woods skłania czytelnika do łez i uścisku serca. Nie
jednak taki przekaz płynie z tej książki, by cierpieć na wskutek tragedii, a by
spróbować wycisnąć z niej to, co
najlepsze i zacząć prawdziwie żyć. Autorka sprawnie operuje emocjami czytelnika, fundując uśmiech, nadzieję i wiarę w lepsze jutro. Ta
książka to wbrew pozorom także prawdziwa machina pozytywnej energii, która uczy nowych perspektyw, akceptacji tego,
co nieuchronne i walki o samego siebie. Może w trudnych chwilach okaże się dla
kogoś podporą, a może pozwoli zerknąć na własne problemy pobłażliwym wzrokiem,
przynosząc potrzebne ukojenie.
NIE TYLKO O WALCE
Z CHOROBĄ
Fabuła, w dużej mierze skupiona na przyjaźni i walce z chorobą, posiada także mocno rozbudowanie
inne wątki, w których przewija się kwestia
zaplątanych rodzinnych więzi, nieudanego małżeństwa czy nawet miłości. Oczywiście
co nieco da się tutaj przewidzieć, ale nie można odmówić autorce elementów
zaskoczenia, które etapowo rozwijane przyjmują wiarygodną i naturalną twarz
prawdziwych zdarzeń.
PODSUMOWANIE
Nie chciałabym
klasyfikować i typować sugerowanych odbiorców tej książki, bo to taka lektura,
po którą warto sięgnąć każdemu z nas. Nie jest to łatwa do przełknięcia
historia, a jednak u jej boku jakoś tak łatwiej przez wszystko przejść, łatwiej
zrozumieć i przyjąć ból z wiarą na lepsze jutro. „Sto dni szczęścia” to kop
dający motywację do tego, by zacząć w końcu lepiej żyć, przestając jęczeć nad
problemami i własnymi ułomnościami. By nauczyć się z nimi funkcjonować i je
przezwyciężać. Jeśli będziecie szukali książki z morałem, to jest właśnie to.
wydawnictwo: Amber
kategoria: powieść
obyczajowa, literatura kobieca
ilość stron: 398
data wydania:
styczeń 2018
Moja rekomendacja i logo bloga na okładce książki "Sto dni szczęścia". |
Za książkę i
możliwość objęcia jej patronatem dziękuję wydawnictwu Amber.
Lubię takie książki, które potrafią zmotywować i które mają w sobie pozytywną energię. Zapiszę sobie ten tytuł. ;)
OdpowiedzUsuńTa jest z jednej strony trudna, z drugiej bardzo pozytywna. Polecam ją jako dającą do myślenia i napawającą energią. Mam nadzieję, że nie będziesz zawiedziona.
UsuńZapowiada się bardzo wartościowa historia, a takie sobie cenię. Będę polować na ten tytuł.
OdpowiedzUsuńTak, to kolejna książka, która może Ci się spodobać. Z jednej strony trudna, z drugiej pozytywna. To taka powieść, która daje do myślenia i motywuje do lepszego życia.
UsuńGratuluję patronatu. Książka wydaje się być ciekawa :)
OdpowiedzUsuńBardzo dziękuję :) A książka to faktycznie mądra i pouczająca historia.
UsuńBrzmi nieźle. W pierwszym momencie ta historia skojarzyła mi się z fabułą filmu "Nietykalni" (widziałaś? warto!), a to bardzo dobre skojarzenie. ;)
OdpowiedzUsuńWidziałam, już dość dawno temu. Film faktycznie robi wrażenie. Polecił mi mój kuzyn, zapewniając, że się nie zawiodę i tak też było. Masz rację z tym skojarzeniem, coś w tym jest.
UsuńBrzmi całkiem kusząco :)
OdpowiedzUsuńKsiążka jest pouczającą i wartościową historią, smutną, ale i napawającą optymizmem zarazem.
UsuńOkładka piękna, tytuł przyciąga tak jak Twoje słowa :) Na pewno sięgnę i gratuluję patronatu :)
OdpowiedzUsuńBardzo dziękuję i za gratulacje i miłe słowo. "Sto dni szczęścia" to mądra, choć wcale nie taka lekka historia. Polecam ją, bo takie książki, które motywują do lepszego życia, zawsze warto promować.
UsuńGratuluje patronatu! :)
OdpowiedzUsuńBył czas że miałam dość książek ze śmiertelnie chorym bohaterem w tle ale odpoczęłam i z chęcią sięgnę po coś ciekawego - Twoja recenzja przekonała mnie że warto :)
Masz rację, takie książki wymagają przerwy, bo potrafią mocno zdołować. Ta ma w sobie jednak pozytywną energię i przekaz. Warto ją poznać.
UsuńAza gratulacje dziękuję :)
Myślę, że ta książka może być "poradnikiem" dla osób cierpiących, a w sumie nawet wszystkich ludzi - tak mi się wydaje czytając recenzję. Chętnie sama ją przeczytam, tym bardziej że daje pozytywnego "kopa".
OdpowiedzUsuńGratuluję patronatu przy okazji! :)
Książka jest po części smutna, po części bardzo pozytywna. To niełatwy temat, ale przedstawiony w taki sposób, że aż chce się docenić własne życie.
UsuńA za gratulacje dziękuję :)
Taki kop motywacyjny jest czasami potrzebny. Mam tę książkę w planach
OdpowiedzUsuńKsiążka faktycznie pomaga docenić własne życie. To smutna, a zarazem bardzo pozytywna historia.
UsuńGratuluj patronatu :)
OdpowiedzUsuń