Obecny Plac
Wolności w Poznaniu niesie ze sobą o wiele bardziej zagmatwaną i tajemniczą historię,
aniżeli ktokolwiek mógłby przypuszczać. To nie tylko symboliczne miejsce czy znak
charakterystyczny miasta. Właśnie tu, do roku 1804, istniała Musza Góra –
żydowski cmentarz po którym dziś nie pozostał niestety żaden widoczny ślad. Owo
miejsce skrywa więc pod ziemią resztki ukrytej przeszłości, o której wielu
mieszkańców nie pamięta, bądź nawet nie wie. Dziś z ułamkiem takiej historii
wychodzi nam naprzeciw Bohdan Głębocki w kryminalno-fantastycznej powieści „Musza
Góra”. Wygasła już epoka, seryjny morderca, żydowska magia i stary Poznań w
tle. Macie ochotę na książkę utrzymaną w klimacie dieselpunk? Zatem czytajcie
dalej.
Rok 1938. Mieszkańcy Poznania żyją w strachu
mając świadomość, że na wolności wciąż grasuje seryjny morderca, który nie przypadkiem
zyskał sobie miano „wilkołaka”. Otóż znalezione zwłoki ofiar noszą takie same
ślady przegryzienia tętnicy, a rozszarpane kończyny są niezbitym dowodem na to,
jak potężną siłę musi mieć zabójca. Czy uda się go złapać? Tajne śledztwo w tej
sprawie zostaje przejęte przez Andrzeja Szuberta, młodego inspektora policji,
który nie ma pojęcia o tym, z jak wielkim zagrożeniem zaczyna się mierzyć.
Tymczasem w niebezpieczną grę, której reguły od
początku przypominają skomplikowaną zagadkę, wkracza detektyw Antoni Kaczmarek.
Otóż właśnie rozpoczął wykonywanie dobrze płatnego zlecenia. Jego zadaniem jest
odnalezienie tropu zaginionego Szwajcara, który jednak okazuje się być… Żydem. Pościg
za nieznanym mu dotąd człowiekiem szybko staje się gonitwą z czasem, bo odtąd
detektyw musi chronić także własne życie. Komu się zatem naraził? Czy aby na
pewno chodzi tu tylko o odnalezienie zwykłego mężczyzny?
Pośród starych grobowców, wraz ze swoimi
kompanami, krąży oficer Wojska Polskiego – Mieczysław Apfelbaum. To właśnie
tutaj doszukuje się on źródła mogącego okazać się cenną wskazówką do
rozwiązania odwiecznej tajemnicy żydowskiej magii. W zamkniętym dotąd cenotafie
zostają odnalezione nie zwłoki, a zamknięta szkatułka. Rozszyfrowane hebrajskie
znaki zapowiadają, że wojskowi mają do czynienia z nieznaną klątwą. Po co im
owo znalezisko i czy zostanie ono wykorzystane?
Trzej bohaterowie –
trzy zadania – jedna fabuła. Morderstwo, pościg, tajemnica. Andrzej Szubert, czołowa
postać powieści, podąża za tropem niebezpiecznego zabójcy, którego moc zdaje
się wykraczać poza naturalne, ludzkie możliwości. Ofiar jednak przybywa, a cel
wydaje się nieuchwytny toteż wszystko wskazuje na to, że tym razem na pewno nie
będzie tak łatwo. Kiedy jednak z kostnicy giną wszystkie pogryzione zwłoki, a
zaatakowany inspektor trafia do szpitala, sprawa musi nabrać tempa. Tutaj w grę
wchodzi nie tylko rozwiązanie zagadki, ale także zagrożone życie kolejnych
mieszkańców Poznania. Czy żydowska magia istnieje? Czy to możliwe, że nazywana
w języku jidysz klątwa chajrem może faktycznie pokazać światu swoją siłę
rażenia? O tym ma się przekonać oficer Apfelbaum, który wraz z kompanami szuka
źródeł pewnej tajemnicy na Muszej Górze. Co zatem z trzecim bohaterem, Antonim Kaczmarkiem?
Czy wizja wzbogacenia się i wykonania całkiem nietrudnego zlecenia faktycznie
kolorowana jest pozytywnymi barwami? A może rzeczywistość okaże się zupełnie
inna, a ceną, jaką może ponieść za jeden, mały błąd stanie się jego śmierć?
Kryminalne zagadki, pościg za nieznanym, czające się na każdym kroku zło oraz magia przeplatająca się co jakiś czas z tą nieco bardziej realną częścią akcji. „Musza Góra” Bohdana Głębockiego to powieść z tak rozbudowaną fabułą, że można by nią obdzielić trzy naprawdę ciekawe powieści. Nic więc dziwnego, że na początku czytania czułam się nieco zagubiona, aczkolwiek po niedługim czasie zaczęłam doceniać to, jak wiele wrażeń mogę zyskać dzięki tym kilku niezwykle pochłaniającym wątkom. Z powieścią nurtu dieselpunk miałam do czynienia po raz pierwszy, jednak z zaakceptowaniem jej reguł i cech nie miałam żadnego problemu. Bohdan Głębocki popisał się naprawdę rozległą wyobraźnią. W jednej książce połączył tak wiele elementów, że wcale nie tak łatwo ukazać je w krótkim streszczeniu. Różne osobowości, wiele perspektyw i jeden, trzecioosobowy narrator, który widzi wszystko, chociaż wiele tajemnic zachowuje dla czytelnika na sam koniec.
Autor książki
bardzo trafnie nakreślił słowem klimat dawnego Poznania. W powieści możemy
natknąć się na elementy języka gwarowego, na kaleczoną przez Niemców polszczyznę
czy też wyrazy wyjęte rodem ze słownika jidysz. Za pomocą dialogów orientujemy
się też z jaką warstwą społeczną postaci mamy w danym momencie do czynienia.
Poprawną i wiarygodną kreację bohaterów oraz ich otoczenia uważam więc za duży
plus tej książki, a zaznaczam, że nie jest to jedyna jej zaleta.
Andrzej Szubert,
Mieczysław Apfelbaum i Antoni Kaczmarek – trzej główni kreatorzy wrażeń. A
jednak Bohdan Głębocki nie zapomniał o szczegółach i dopracował także tło
wszystkich wydarzeń, gdzie co jakiś czas jawi się wyraźne zróżnicowanie
społeczeństwa, niechęć wykazywana względem Żydów czy brudne interesy, które w
latach trzydziestych XX wieku dla wielu okazywały się przepustką do lepszego
świata.
Nieprzewidywalność
akcji, która zmierza w trudnym do rozpracowania kierunku, liczni bohaterowie –
będący w stanie zaoferować czytelnikowi swoją historią paletę wrażeń oraz
nieczęsto spotykane połączenie historii, kryminału i fantastyki – tak pokrótce
można byłoby scharakteryzować Muszą Górę.
Powieść jednak objawia swój klimat w pełni dopiero wtedy, kiedy się po nią
sięga. Na koniec muszę wspomnieć o tym, że Bohdan Głębocki wymaga od czytelnika
zaangażowania. Wkraczając w progi jego książki należy mieć jasny,
niezaprzątnięty myślami umysł – bo inaczej można się pogubić. Jeżeli jednak
lubicie takie nieco zawiłe, za to wciągające i zapewniające sytą, czytelniczą
ucztę powieści – polecam zakosztowanie właśnie tej.
moja ocena:
5-/6
wydawnictwo:
Media Rodzina
ilość stron: 558
data wydania: październik 2014
gatunek: kryminał – fantastyka
nurt: dieselpunk (dla zainteresowanych – KLIK)
Za
książkę bardzo serdecznie dziękuję wydawnictwu Media Rodzina.
Ja lubię takie zawiłe książki, to może być ciekawe wyzwanie.
OdpowiedzUsuńLubię książki, które oddają klimat miejscowości. Zwrócę na nią uwagę.
OdpowiedzUsuńRaczej ciężko by mi się tę książkę czytało. Chociaż kryminały lubię, ale trochę inne;)
OdpowiedzUsuńJestem zainteresowana :)
OdpowiedzUsuńRaczej ominę.
OdpowiedzUsuńMoże nie teraz, ale kiedyś :)
OdpowiedzUsuńNie słyszałam o tej książce, ale zainteresowałaś mnie swoją recenzją! :) Jak tylko nadrobię książkowe zaległości, to poszukam tej pozycji :D Dzięki!
OdpowiedzUsuńNie wiem czy zdecyduję się na tę książkę pomimo świetnej recenzji :) nie moje klimaty
OdpowiedzUsuńFaktycznie dziewczyna z ogrodu nie jest drastyczną książką. Pomimo tego bardzo ciekawą nawet dla mężczyzny.
pozdrawiam i zapraszam na recenzje najnowszych książek i filmów oraz na konkurs!
http://strefatrelaksu.blogspot.com/