poniedziałek, 27 lipca 2020

"Kilka słów o miłości" - Tomasz Kieres.
Męska perspektywa i morze emocji.


Nazywano go polskim Nicholasem Sparksem. Tomasz Kieres, autor pięciu romantycznych powieści o miłości, potrafi pisać o emocjach jak mało kto, drążąc tematykę na co dzień bliższą kobietom. Choć przecież nie od dziś wiadomo, że miłość to uczucie dotyczące każdego z nas, niezależnie od płci, wykształcenia, statusu społecznego czy wieku. Kiedy w moje dłonie trafiła jego najnowsza historia, „Kilka słów o miłości” wiedziałam, że czeka mnie podróż ścieżkami ludzkich serc, ich wyborów, słabości, nadziei, nieszczęść i radości. Bo o tym pisze właśnie autor w swoich książkach, o prozie życia usłanej tym, co prawdziwe. Bez słodzenia i sztucznych rozwiązań. Czy moje oczekiwania zostały spełnione? O tym w dzisiejszej recenzji.

ZARYS FABUŁY
Nawiązali nić przyjaźni, która nierozerwalnie ich scaliła. Karolina jest w szczęśliwym związku, Szymon nie ma zamiaru wikłać się w nic poważniejszego. Jednak pomiędzy tym wszystkim tkwi ich wspólna relacja, szczere rozmowy, uśmiech, nadawanie na jednej fali i zrozumienie. Kiedy dochodzi do spotkania Szymona z siostrą Karoliny, niezależną Weroniką, zdaje się, że każde z nich obrało już swoją odrębną ścieżkę, którą będzie podążać. Z każdym dniem coraz bardziej Szymon uświadamia sobie jednak to, że czuje do Karoliny coś więcej i że nie chodzi tylko o przyjaźń. Choć nie tak łatwo przecież przekroczyć pewne granice, które wiążą się z ogromnym ryzykiem. Nie tak prosto zmienić własne postanowienia, w które od lat się wierzyło. Miłość? Rozsądek? Szczęście? A może obawa? Co zdobędzie tutaj zwycięski głos?

MĘSKA PERSPEKTYWA I LICZNE EMOCJE
Historię spisaną na kartach powieści „Kilka słów o miłości” poznajemy z perspektywy głównego bohatera, Szymona. Nic w tym dziwnego, podobna narracja z pewnością wydaje się bliższa sercu autora, któremu o wiele trudniej byłoby wcielić się w kobiecą postać. Szymon to człowiek, który dotąd kieruje się nie własnym sercem, a przekonaniem. Ślepą wiarą we wpajane od lat, niepełne wartości. Nie planuje wielkich miłości, stawiając na wygodną wolność. Z rezerwą podchodzi do uczuć, bojąc się pełnego otwarcia na uczucia. Bo przecież o wiele łatwiej jest ograniczyć się do fizycznego kontaktu czy niedeklarowanego, luźnego związku. Na jego drodze stają dwie kobiety. Weronika, niepokorna, niezależna fotografka, która podążyła ścieżką własnych ambicji oraz Karolina, która z tych ambicji zrezygnowała na wskutek pewnych życiowych turbulencji. Skromna księgowa uwikłana w szczęśliwy, narzeczeński związek, w którym jednak wydaje się być stłumiona. Jakby nie była w pełni sobą. Zwyczajni ludzie, z pakietem słabości i obaw, nadziei i strachu przed nieznanym. Czy pozwolą dojść do głosu echom własnych serc i spychanych na dno pragnień?


PRAWDZIWA HISTORIA I WIELE ODCIENI ŻYCIA
Przyznam, że przez pierwsze pięćdziesiąt stron nie było mi łatwo wejść w struktury środowiska bohaterów. Oporny początek zmienił jednak swój kształt i moją perspektywę wrażeń. Autor rozpisuje się na temat początków znajomości głównych bohaterów, co nie okazało się być tak ciekawe, jak rozkwit ich relacji pełnej rozterek i dylematów. Potem popłynęłam z emocjami. „Kilka słów o miłości” to nie jest przesłodzona i ckliwa historia. To powieść obyczajowa fundująca pełen obraz ludzkiego życia, łącznie z miłością, zaufaniem, oczekiwaniami, praktycznym spojrzeniem na przyszłość skontrastowanym z tym, co górnolotne, a jednak momentami bardziej słuszne. Historia o istocie zrozumienia i pomocy, o tym, jak ważna jest otwarta rozmowa z drugim człowiekiem, która choć ryzykowna, może w życiu wiele wyjaśnić i ułatwić. Nieprzewidywalna do samego końca, skomplikowana pod względem uczuć, niebanalna, ale piękna, bo taka prawdziwa. Tutaj nic nie jest czarno-białe i oczywiste. Bo przecież samo życie wiele odcieni i wiele ma kolorów.

DLA KOGO?
To nie jest łatwa historia. Sporo w niej emocji, dylematów i trudnych wyborów. O miłości, o przyjaźni, o uczuciach, które często atakują znienacka, nie patrząc na nasze plany czy założenia. Romantyczna, choć w umiarkowanym stopniu, bez przesłodzonego happy endu. O samotności i o tym, że ludzie potrzebują do szczęścia drugiego człowieka. O istocie umiejętnego spojrzenia na potrzeby i emocje innych, o słowach wypowiedzianych i tych przemilczanych, a jednak dających o sobie znać w odmienny sposób. Dla wielbicielek literatury obyczajowej pokroju Nicholasa Sparska, prawdziwej i ujmującej.

wydawnictwo: Filia
kategoria: powieść obyczajowa
ilość stron: 415
data wydania: 29 lipca 2020

Za książkę bardzo serdecznie dziękuję wydawnictwu Filia.

7 komentarzy:

  1. Nie boję się trudnych książek, a fabuła bardzo mnie ciekawi.

    OdpowiedzUsuń
  2. Cieszę się, że zakończenie nie jest cukierkowe. Może kiedyś się skuszę :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Dobrze, że zakończenie nie jest przesłodzone. Bardzo ładna okładka.

    OdpowiedzUsuń
  4. Raczej nie moje klimaty, więc nie mam w planach sięgnięcia po tą książkę.

    OdpowiedzUsuń
  5. Lubie ksiażki Sparksa, zatem myśle,że i ta pozycja powinna przypaść mi do gustu. Lubie jak ksiażki nie do końca sa takie cukierkowe, tylko maja też coś życiowego.

    OdpowiedzUsuń
  6. Wychodzi na to, żeby nie zrażać się na początku.

    Książki jak narkotyk

    OdpowiedzUsuń
  7. Słyszałam o tym autorze, ale nie miałam okazji jeszcze poznać jego twórczości. I choć nie cierpię powieści Nicolasa Sparksa, to po Twojej recenzji chyba dam szansę jego polskiemu odpowiednikowi ;)

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...