Seria „Devil’snight” powraca!
„Widziałem już twoją kryjówkę, mała. Czas,
żebyś zobaczyła moją”.
Kai
Mroczne zakątki miasta skrywają tajemniczy hotel. Stoi opuszczony, zapomniany i pogrążony w ciemności. Spowija go sekretna aura dotycząca opowieści o ukrytymdwunastym piętrze. Tajemnica mrocznego lokatora, który nigdy się nie zameldował ani nie wymeldował.
Banks jest przekonana, że tego właśnie Kai Mori od niej
chce. Pomocy w okryciu sekretnej kryjówki. Będzie próbował zastraszyć
Banks, on i jego kumple, ale ona jest silniejsza, niż myślą.
Trzy lata w więzieniu na zawsze zmieniły Kaia. Stał się kimś zupełnie innym.
Kimś straszniejszym.
I jest bardzo zdeterminowany, żeby dostać to, czego
pragnie.
Rozdział 1
Kai
Kiedy pada, jest tak, jakby zapadła
noc. W cieniu deszczowych chmur można stać się kimś innym.
Trudno powiedzieć, dlaczego tak jest.
Może to brak światła, który wyostrza pozostałe zmysły, może delikatna zasłona
mroku skrywająca otoczenie przed naszym wzrokiem, ale pewne rzeczy wolno robić
tylko w określonych okolicznościach. Zrzucić z ramion kurtkę, podwinąć rękawy.
Nalać sobie drinka i usiąść wygodnie. Śmiać się w towarzystwie przyjaciół,
okrzykami komentując mecz koszykówki na ekranie telewizora.
Pójść do toalety w pubie w ślad za
dziewczyną, którą rozbierałeś wzrokiem przez ostatnią godzinę, a jakiś czas
później wrócić do znajomych i patrzeć, jak kiwają głowami z aprobatą.
Spróbuj zrobić to samo za dnia ze
stażystką w biurze.
Nie, żeby pociągała mnie możliwość
ulegania swoim zachciankom w dowolnej chwili. To, co zdarza się rzadko, ma
szczególną wartość.
Ale każdego ranka, gdy wschodziło
słońce, sploty w moim brzuchu zaciskały się mocniej z niecierpliwości.
Znów zapadnie noc.
Z maską zwisającą luźno w dłoni
stałem na podeście pierwszego piętra i obserwowałemsiedzącą w swoim samochodzie
Rikę. Głowę miała spuszczoną, a jej twarz, skąpana w blasku bijącym z ekranu
telefonu komórkowego, była doskonale widoczna mimo strug deszczu zalewających
przednią szybę.
Pokręciłem głową, zaciskając szczęki.
W ogóle nie słucha.
Patrzyłem, jak narzeczona mojego
najlepszego przyjaciela kończy pisać, wygasza telefon, a następnie otwiera
drzwi auta, wysiada i puszcza się biegiem przez ulewę. Powiodłem za nią
wzrokiem, przyglądając się jej uważnie.
Głowa i oczy spuszczone. Kluczyki
schowane w zaciśniętej pięści. Osłania się rękami przed deszczem, ograniczając
sobie widoczność.
Całkiem nieświadoma swojego
otoczenia. Idealna ofiara.
Chwyciłem za pasek z tyłu maski,
naciągnąłem go i wsunąłem sobie na głowę srebrną czaszkę, pasującą jak ulał do
kształtu mojej twarzy. Świat wokół mnie zmienił się w wąski tunel; widziałem
teraz tylko to, co znajdowało się prosto przede mną.
Ciepło rozlało się po mojej szyi i
spłynęło w dół. Wziąłem głęboki oddech, wdychając chłodne powietrze. Czułem,
jak serce wali mi w piersi, wygłodniałe.
Nagle szum dudniącego w alejce
deszczu, przypominający huk wodospadu, wypełnił dojo, a chwilę potem dobiegł
mnie trzask ciężkich, metalowych drzwi piętro niżej.
– Hej? – zawołała.
Serce zaciążyło mi w piersi.
Zamknąłem oczy, delektując się tym uczuciem. Jej głos poniósł się echem po
pustym budynku, ale ja nie ruszyłem się z pogrążonego w mroku podestu,
czekając, aż mnie znajdzie.
– Kai? – usłyszałem jej okrzyk
rozchodzący się w pustej przestrzeni.
Sięgnąłem do tyłu i naciągnąłem na
głowę kaptur czarnej bluzy, po czym odwróciłem się i wyjrzałem znad balustrady.
– Hej? – zapytała znowu,
bardziej nagląco. – Kai, jesteś tu?
Najpierw zobaczyłem jej blond włosy.
To zawsze było pierwsze, na co zwracało się uwagę, patrząc na Rikę. Pośród
czerni jej penthouse’u, czerni tego dojo, w mroku alejki na zewnątrz, w
ciemnych pokojach i na ciemnych ulicach… Zawsze była doskonale widoczna.
Położyłem dłonie na zardzewiałej,
stalowej barierce, stopami zapierając się o kratę, i patrzyłem, jak powoli
wchodzi do głównego pomieszczenia poniżej, pstrykając przełącznikami na
ścianie. Ale nic się nie wydarzyło. Światła pozostały wyłączone.
Obróciła szybko głowę w lewo i prawo,
nagle zaniepokojona, a potem wyciągnęła rękę, wyłączając i ponownie włączając
przełączniki.
Nadal nic.
Jej oddech przyspieszył. Rozejrzała
się czujnie, ściskając mocniej pasek od torby.
Z trudem powstrzymywałem uśmiech,
obserwując ją z ukosa. Powinienem się pokazać. Powinienem zagrać fair i ujawnić
się, żeby wiedziała, że jest bezpieczna.
Ale im dłużej zwlekałem, milcząc i
pozostając w ukryciu, tym bardziej nerwowa się wydawała; a gdy ruszyła dalej w
głąb pomieszczenia na dole, mimo woli poczułem, że chcę się rozkoszować tą
chwilą. Była zbita z tropu. Przestraszona. Onieśmielona. Nie wiedziała, że tu
jestem, tuż ponad nią. Nie wiedziała, że właśnie w tej chwili się jej
przyglądam. Nie wiedziała, że mógłbym podbiec prosto do niej, złapać i powalić
ją na podłogę, zanim zorientowałaby się, co się dzieje.
Nie chciałem jej straszyć, ale to
właśnie robiłem. Poczucie władzy było uzależniające. A ja nie chciałem czerpać
z tego przyjemności, bo to znaczyłoby, że jestem skrzywiony.
Że jestem taki jak Damon.
Mój oddech przyspieszył i mocniej
zacisnąłem ręce na balustradzie. Sam zaczynałem się bać.
To nie było normalne.
– Wiem, że tu jesteś –
powiedziała, rozglądając się i marszcząc brwi.
Ale uparte spojrzenie jej oczu było
wymuszone. Pod osłoną maski uniosłem kącik ust w uśmiechu.
Długa, szara koszulka zsunęła się z jej
ramienia, a pierś i szyja lśniły od deszczu. Na zewnątrz ulewa chłostała
Meridian City, a o tej porze – i w tej części miasta – ulice były opustoszałe.
Nikt by jej nie usłyszał. Nikt pewnie nie widział nawet, jak wchodziła do
budynku.
Najwyraźniej właśnie to do niej
dotarło, bo zaczęła powoli wycofywać się z ciemnego pomieszczenia.
Zrobiłem krok.
Podłoga z kraty zaskrzypiała i Rika
szybko obróciła głowę w lewo, w stronę źródła dźwięku. Jej spojrzenie padło na
mnie. Nie spuszczając z niej wzroku, ruszyłem w kierunku schodów.
– Kai? – zapytała.
Dlaczego nie odpowiada? – zastanawiała się pewnie. Dlaczego
ma na twarzy maskę? Dlaczego światła nie działają? Z powodu burzy? Co się tu
dzieje?
Ale ja wciąż milczałem, idąc powoli w
jej stronę. Z każdym krokiem jej ładna, drobna postać była coraz wyraźniejsza.
Dopiero teraz widziałem, jak mokre pasma włosów kleją się jej do piersi, a w
uszach lśnią diamentowe kolczyki, które Michael podarował jej na Gwiazdkę.
Przez bluzkę widać było zarys jej sutków.
Spojrzała na mnie niespokojnie
błękitnymi oczami.
– Wiem, że to ty.
Uśmiechnąłem się kpiąco pod maską. Udawała
pewną siebie, ale napięte nerwowo mięśnie przeczyły jej słowom.
Wiesz? Czyżby? Okrążyłem ją powoli, odcinając jej
drogę, podczas gdy ona z uporem stała w miejscu. Skąd pewność, że to ja?
Mógłbym wcale nie być Kaiem, prawda? Mogłem najzwyczajniej w świecie odebrać mu
maskę albo kupić sobie taką samą.
Przystanąłem za jej plecami, starając
się oddychać spokojnie, mimo że serce waliło mi jak oszalałe. Czułem ją. Między
moją piersią a jej plecami pulsowała energia.
Powinna była się odwrócić. Powinna
była szykować się na spotkanie z niebezpieczeństwem tak, jak ją uczyłem. Czy
ona myślała, że to wszystko zabawa?
– Przestań – warknęła, obracając
głowę na tyle, że widziałem, jak poruszają się jej usta. – To nie jest
śmieszne.
Nie, nie było. Michael wyjechał tej
nocy z miasta, a Will pewnie poszedł się gdzieś upić. Byliśmy tu sami.
Żołądek wywracał mi się na lewą
stronę. Nie było nic śmiesznego, dobrego ani właściwego w tym, jak musiałem
stale przekraczać granice, żeby poczuć, że panuję nad sytuacją, ani w tym, jak
bardzo nie miałem ochoty przestać.
Złapałem ją w objęcia i przycisnąłem
nos do jej skóry tuż poniżej ucha. Od zapachu jej perfum moje powieki się
przymknęły. Usłyszałem, jak głośno łapie oddech, kiedy ścisnąłem ją mocniej,
przyciągając jej ciało do mojego.
– Nie ma tu nikogo oprócz nas,
Bestyjko – zawarczałem. – Dokładnie tak, jak chciałem.I mamy dla siebie całą
noc.
– Kai! – krzyknęła, szarpiąc się
w moich ramionach.
– Jaki Kai?
Wierciła się i z całych sił próbowała
uwolnić z mojego uścisku.
– Umiem cię rozpoznać. Po
wzroście, budowie ciała, zapachu…
– Serio? – zapytałem. – Wiesz,
jaki jestem w dotyku, hm?
Przycisnąłem zamaskowaną twarz do jej
szyi i mocniej oplotłem ją ramionami. Zaborczo. Groźnie.
– Tęsknię do czasów, kiedy byłaś
małą licealistką, Rika – wyszeptałem ijęknąłem, udając, że rozkoszuję się
dotykiem jej ciała wijącego się w moim uścisku. – Wtedy nie pyskowałaś.
Zamarła. Wciąż czułem, jak oddycha,
ale poza tym zastygła w bezruchu. Jej pierś opadła i Rika zaczęła trząść się w
moich ramionach.
Trafiłem w czuły punkt.
Ktoś, kogo znaliśmy, użył kiedyś podobnych
słów. Ktoś, kogo się bała. Teraz nie miała pewności, czy aby nie jestem nim.
Damon zniknął w zeszłym roku i teraz
może być wszędzie, prawda, Rika?
– Długo na to czekałem –
powiedziałem, słysząc dobiegający z zewnątrz huk grzmotu. – Ściągaj te łachy. –
Zerwałem z niej bluzkę, zostawiając ją w samej koszulce bez rękawów. Krzyknęła.
– Chcę cię, kurwa, zobaczyć.
Sapnęła, odwróciła
się i ustawiła gotowa do ataku. Od razu zrobiła krok wstecz – pierwszy ruch,
który pokazałem jej na wypadek, gdyby ktoś złapał ją od tyłu – ale ja odsunąłem
stopę, wiedząc, co zamierza zrobić.
No dalej, Rika!
A wtedy ona nagle
upadła całym ciężarem ciała, wyślizgując się z moich ramion, prosto na podłogę.
O mało się nie roześmiałem. Myślała
szybko.
Dobrze.
Ale nie ustąpiłem. Rika uniosła się
na łokciach, gotowa uciec na czworakach, a ja rzuciłem się na nią, chwytając ją
za kostkę.
– A ty dokąd? – prowokowałem.
Obróciła się na plecy i kopnęła mnie
w maskę, a ja odchyliłem się do tyłu ze śmiechem.
– O Boże, będzie z tobą mnóstwo zabawy.
Nie mogę się, kurwa, doczekać.
Z jej ust wyrwał się pisk. Odczołgała
się do tyłu i z powrotem zerwała na nogi. Odwróciła się ze strachem wymalowanym
na twarzy i puściła biegiem w stronę szatni. Pewnie chciała dotrzeć do tylnego
wyjścia.
Pognałem za nią i złapałem ją za
koszulkę. Żar rozlewał się po całym moim ciele.
Kurwa. Poczułem, jak strużka potu spływa
mi po karku.
To tylko gra. Nie zrobię jej krzywdy. To było jak dziecięca zabawa w berka
albo w chowanego. Wiedzieliśmy, że jeśli zostaniemy złapani, nie stanie się nic
złego, i że sami nie skrzywdzimy tych, których ścigamy, ale i tak czuliśmy
irracjonalny strach, który budził w nas ekscytację. To właśnie lubiłem. Tylko
tyle. To nie było na serio.
Obracając ją ku sobie, objąłem ją
jednym ramieniem, a drugą ręką uniosłem jej kolano i poderwałem ją do góry.
Zamierzyła się we mnie drugim kolanem, ale przekręciłem biodra, zanim zdążyła
trafić między nogi. Obróciłem ją z powrotem i padłem na podłogę, lądując na
niej.
– Nie! – krzyknęła, miotając się
pode mną. Wcisnąłem się między jej nogi i przeciągnąłem jej nadgarstki nad
głowę, unieruchamiając je tam.
Szamotała się w moim uścisku, ale jej
ramiona zaczęły drżeć i wiedziałem, że kończą się jej siły.
Znieruchomiałem i spuściłem wzrok.
Miałem ciemne włosy i oczy tak jak Damon, chociaż jego były niemal czarne. W
spowijającej nas ciemności nie była w stanie dostrzec różnicy. Mogła za to
poczuć, jak ją chwytam, jak ją przymuszam, jak jej grożę… dokładnie tak, jak
on.
Powoli spuściłem głowę, zwieszając ją
kilka centymetrów nad jej piersią. Rika przestała się miotać. Jej oddech był
tak głośny, że brzmiał, jakby miała atak astmy.
Podniosłem wzrok na jej ciało,
przylegające gładko do mojego, oraz na ręce skrępowane bezradnie nad jej głową,
i zobaczyłem, jak do oczu napływają jej łzy. Wiedziała, że to koniec. Nikt mnie
nie powstrzyma, nikt nie usłyszy jej krzyku; była tu sama z szaleńcem w masce,
który mógł ją skrzywdzić, a potem zabić, i poświęcić na to całą noc.
Twarz wykrzywił jej nagły grymas.Wrzasnęła
rozpaczliwie. Przerażenie pochłonęło całą jej wolę walki.
Cholera jasna. Z wściekłością odrzuciłem do tyłu
kaptur i zerwałem z twarzy maskę.
– Cholerny dzieciak z ciebie! –
wydarłem się, uderzając dłonią o podłogę tuż obok jej głowy. – Zrzuć mnie! –
ryknąłem jej w twarz. – No, już! W tej chwili!
Zawarczała, czerwieniejąc na twarzy.
Poderwała się i zarzuciła mi ramię na kark, ściskając mocno, po czym sięgnęła
drugą ręką, wbijając miw oczy kciuk i jeden z pozostałych palców.
Nie było to nic wielkiego, ale
wystarczyło, żebym rozluźnił na moment chwyt tak, że mogła uderzyć mnie w
twarz. Kiedy odchyliłem się do tyłu, wyprostowała się pospiesznie, złapała
torbę i zamachnęła się nią w moją głowę.
– Uch! – stęknąłem, wyrywając
jej torbę z rąk.
Ona jednak szybko poderwała się na
nogi i podbiegła do ściany, gdzie złapała za jeden z mieczy do kendo i stanęła
w gotowości, unosząc bambusowy shinai.
Przysiadłem na piętach i odsunąłem
dłoń od twarzy, sprawdzając, czy nie ma na niej krwi. Nie było. Z westchnieniem
podniosłem wzrok na Rikę, czując, jak moje ciało stygnie. Z jej oczu zniknął
strach, a jego miejsce zajęła złość.
Adrenalina wciąż krążyła w moich
żyłach. Wziąłem głęboki wdech i wstałem, czując, jakby moje ciało stało się
nagle dziesięć razy cięższe.
– Nie bawią mnie takie zasadzki!
– wycedziła. – To ma być bezpieczne miejsce.
Zamrugałem, spoglądając na nią
karcąco.
– Żadne miejsce nie jest
bezpieczne.
Podszedłem do schodów i ruszyłem w
górę po stopniach, ściągając bluzę.
– Nie jesteś czujna. –
Podniosłem butelkę z wodą, którą zostawiłem wcześniej koło okna. – Obserwuję
cię. Na ulicy gapiłaś się w telefon, a teraz ledwie byłaś w stanie mnie ruszyć.
Tracisz za dużo czasu, panikując.
Piłem łapczywie, spragniony nie tylko
z powodu wysiłku. Za dużo myślenia, zamartwiania się i planowania.
Potrzebowałem tego.
Brakowało mi tamtych nocy sprzed lat,
kiedy mogłem rozładować napięcie. Kiedy miałem przyjaciół, wraz z którymi
mogłem się zatracić.
Jej kroki zabrzmiały na schodach.
Wyjrzałem przez okno. Światła Meridian City, płonące jasno po drugiej stronie
rzeki, kontrastowały z ciemnością panującą na tym brzegu.
– Przyswoiłam wszystko, czego
mnie uczyłeś – powiedziała. – Ufałam ci i nie brałam tego na poważnie.
Następnym razem, jeśli taki nastąpi, dam sobie radę.
– Powinnaś była dać sobie radę
teraz. Co, gdybym to nie był ja? Co by się z tobą stało?
Spojrzałem na nią z góry, widząc ból
w jej oczach, gdy wyglądała przed okno, i skręciło mnie w żołądku z poczucia
winy. Nie mogłem znieść tego spojrzenia. Rika dość już przeszła, a ja tylko na
nowo zburzyłem jej spokój.
– Chyba ci się to podobało –
odparła cicho, nie odwracając wzroku od okna. – Chyba sprawiało ci przyjemność.
Moje serce na moment zamarło.
Odwróciłem się od niej i też wyjrzałem przez okno.
– Gdyby tak było, nie
przerwałbym.
Podniosła na mnie wzrok. Usłyszałem
przejeżdżający na dole samochód; woda bryzgała spod jego kół.
– Wiesz, ja też cię obserwuję –
powiedziała. – Jesteś taki milczący.Nikt nigdy nie widział, gdzie jesz albo
śpisz…
Zakręciłem butelkę. Plastik
zatrzeszczał mi w dłoni. Wiedziałem, co ma na myśli. Wiedziałem, że trzymam
wszystkich na dystans.
Ale musiałem dusić wszystko w sobie,
bo inaczej ryzykowałbym, że wyrwie się ze mnie to, co nie powinno. Tak było lepiej.
A ostatnio źle się działo. Wszystko
było popieprzone. Rika i Michael byli całkiem pochłonięci sobą nawzajem, a Will
wytrzymywał na trzeźwo już tylko kilka godzin dziennie. Byłem zdany na siebie
bardziej niż kiedykolwiek przedtem.
– Zachowujesz się jak maszyna. –
Wzięła głęboki wdech. – Inaczej niż Damon. Jesteś nie do rozgryzienia. –
Urwała. – Ale teraz było inaczej. Zmieniasz się, kiedy zakładasz maskę. Tylko
wtedy widać, że coś czujesz. Podobało ci się to, prawda?
Odwróciłem głowę, spoglądając na nią
łagodniejszym wzrokiem.
– Nie ma cię przy mnie przez
cały czas – zażartowałem.
Przez chwilę patrzyłem jej w oczy.
Oboje doskonale wiedzieliśmy, co chciałem przez to powiedzieć: nie widywała
mnie w towarzystwie kobiet. Na policzki wypłynął jej lekki rumieniec.
Uśmiechnęła się do mnie półgębkiem i nie ciągnęła tematu.
Odchrząknąłem i podjąłem wcześniejszy
wątek.
– Musisz popracować nad
odpieraniem ataków – powiedziałem. – I nad prędkością. Kiedy się zatrzymujesz,
napastnikowi łatwiej cię złapać.
– Wiedziałam, że z tobą jestem
bezpieczna.
– Nie jesteś – odparłem surowo.
– Zawsze przyjmuj, że grozi ci niebezpieczeństwo i broń się. Jeśli złapie cię
ktokolwiek inny niż Michael, to i tak mu się należy.
Skrzyżowała ramiona na piersi. Czułem
bijącą od niej irytację. Rozumiałem ją. Nie chciała żyć, stale mając się na
baczności. Ale ledwie podejmowała choćby podstawowe środki ostrożności, a
tymczasem wystarczyłby jeden fałszywy krok, żeby gorzko tego pożałowała. Nie
zawsze miała przy sobie Michaela.
Przynajmniej kiedy był na miejscu, to
spędzał z nią czas. Ja już od tygodni nie miałem okazji porządnie z nim
porozmawiać.
– Co u niego? – zapytałem.
Przewróciła oczami i widziałem, że
nastrój trochę się rozluźnił.
– Chce polecieć do Rio czy
gdzieś i tam wziąć ślub.
– Myślałem, że oboje
postanowiliście zaczekać, aż skończysz studia.
Skinęła głową z westchnieniem.
– No, ja też tak myślałam.
Zmrużyłem oczy. W takim razie w czym
rzecz?
Rodzice Michaela i Riki oczekiwali,
że pobiorą się w Thunder Bay, i o ile było mi wiadomo, ich dwojgu to
odpowiadało. Michael nalegał wręcz, żeby wyprawić ślub z pompą. Chciał zobaczyć
ją idącą ku niemu nawą w sukni ślubnej. Bądź co bądź dorastał przekonany, żeRika
wyjdzie za jego brata. Chciał pokazać wszystkim, że jest jego.
I wtedy to do mnie dotarło.
Damon.
– Boi się, że huczne wesele
skłoni Damona do powrotu – domyśliłem się.
Rikaznów skinęła głową z powagą, znów
patrząc za okno.
– Uważa, że jeśli się
pobierzemy, będę bezpieczna. Im szybciej, tym lepiej.
– Ma rację – stwierdziłem. –
Ślub… setki gości, Will i ja u jego boku… ego Damona by tego nie zniosło. Na
pewno by się zjawił.
– Nie dał znaku życia od roku.
Zacisnąłem szczęki, czując, jak z
nerwów skręca mnie w środku.
– Tak, i to mnie właśnie
niepokoi.
Rok temu Damon chciał, żeby Rikę
spotkały niewyobrażalne cierpienia. W zasadzie wszyscy tego chcieliśmy, ale
Damon posunął się trochę dalej, a my odwróciliśmy się od niego, tym samym
stając się jego wrogami. Zaatakował nas, skrzywdził ją i pomógł bratu Michaela,
Trevorowi, w próbie pozbawienia jej życia. Michael rozsądnie uznał, że gniew
Damona prawdopodobnie jeszcze nie wygasł. Gdybyśmy wiedzieli, gdzie przebywa,
sytuacja wyglądałaby inaczej, ale detektywi wynajęci, żeby go odnaleźć i
śledzić, nie zdołali ustalić miejsca jego pobytu.
To tłumaczyło, dlaczego Michael nie
chciał stawiać Riki w centrum uwagi, a wielkie wesele wyprawione w naszym
zamożnym, nadmorskim miasteczku do tego by właśnie doprowadziło.
– Nie zależy ci na wystawnym
ślubie – przypomniałem jej. – Liczy się dla ciebie tylko Michael. Czemu nie
mielibyście wyjechać i pobrać się tak, jak on tego chce?
Milczała przez chwilę, po czym
powiedziała cicho, wpatrując się w przestrzeń nieobecnym wzrokiem:
– Nie. – Pokręciła głową. – Tuż
za katedrą świętego Kiliana, tam, gdzie kończy się las, a klify ustępują
miejsca morzu. O północy, pod otwartym niebem… – Skinęła głową, a na usta
wypłynął jej piękny, tęskny uśmiech. – Tam właśnie poślubię Michaela.
Przyglądałem się jej z zastanowieniem,
dostrzegając jej nieobecne, rozmarzone spojrzenie. Jakby zawsze wiedziała, że
Michael Crist zostanie jej mężem, i widziała ten obraz w głowie przez całe
życie.
– Co to za budynek? – zapytała,
wskazując głową w stronę okna.
Powiodłem wzrokiem za jej spojrzeniem,
ale nie musiałem patrzeć, żeby wiedzieć, o jaki budynek jej chodzi. Nie bez
powodu wybrałem właśnie to miejsce na nasze dojo.
Wyjrzałem przez szybę, wbijając wzrok
w budowlę po drugiej stronie ulicy, wyższą od naszej o jakieś trzydzieści
pięter. Szare, kamienne ściany, pociemniałe od deszczu, niknęły w mroku pośród
potłuczonych latarni.
– The Pope – odpowiedziałem. –
Swego czasu był to wspaniały hotel. W sumienadal jest.
The Pope od kilku lat stał porzucony.
Został wzniesiony, kiedy trwały rozmowy na temat budowy stadionu piłkarskiego w
tej okolicy; miało to ściągnąć do Meridian City większą liczbę turystów oraz
zrewitalizować Whitehall, zaniedbaną dzielnicę, w której się znajdowaliśmy.
Niestety, stadion nigdy nie powstał,
a The Pope w końcu musiał zwinąć interes.
Obiegłem spojrzeniem ciemne okna
setki pokoi, teraz pustych, cichych i ledwie widoczne cienie wiszących w nich
firanek. Trudno było uwierzyć, że w tak ogromnym budynku nie ma ani krzty
życia. Niemożliwe. Wpatrywałem się podejrzliwie w każdą z tych ciemnych
otchłani, ale potrafiłem sięgnąć wzrokiem tylko kilka centymetrów w głąb
pokoju; reszta tonęła w mroku.
– Człowiek czuje się, jakby ktoś
go obserwował.
– Wiem – przytaknąłem,
sprawdzając kolejno wszystkie okna.
Kątem oka zobaczyłem, że Rika drży i
podałem jej swoją bluzę.
Przyjęła ją z uśmiechem, odwracając się
ku schodom.
– Robi się zimno. Nie do wiary,
że to już październik. Niedługo Noc Diabła – stwierdziła śpiewnym głosem, w
którym brzmiało podekscytowanie.
Skinąłem głową, ruszając za nią.
Ale rzuciłem jeszcze jedno spojrzenie
za siebie i przeszedł mnie dreszcz na myśl o ogromie upiornych,
niezamieszkanych pokoi w opuszczonym hotelu po drugiej stronie ulicy.
I na wspomnienie Nocy Diabła, tak
dawno temu, kiedy chłopak, którym kiedyś byłem, tropił dziewczynę, być może
podobną do Riki, w miejscu, które mogło być dokładnie tym samym pogrążonym w
mroku hotelem, widocznym teraz z okna.
Z tą różnicą, że on wtedy nie
przerwał.
Zrobił coś, czego robić nie powinien.
Ruszyłem po schodach za Riką. Dzieliły
mnie od niej zaledwie centymetry, a rytm naszych kroków zlewał się ze sobą
idealnie, kiedy szedłem wpatrzony w tył jej głowy.
Nie zdawała sobie sprawy, jak blisko
niej czaiło się niebezpieczeństwo.
Macie książkę w planach?
O kurczę, brzmi bardzo ciekawie. Nie są to dokładnie moje klimaty, ale może się skuszę. :D
OdpowiedzUsuńZapowiada się gorąca lektura na letnie dnie.
OdpowiedzUsuńPierwszy tom był super, nie mogę się doczekać co nowego wymyśliła autorka ;)
OdpowiedzUsuńNie czytałam pierwszego tomu, ale na razie mam pod ręką jedną książkę tej autorki. Zapewne jak mi się spodoba, będę chciała bliżej poznać inne książki tej autorki.
OdpowiedzUsuńKsiążki jak narkotyk
Nie słyszała jeszcze o tej pozycji, ale zaciekwialas mnie. Zapisuję sobie tę pozycję.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Biblioteka Feniksa
Fragment zachęca do lektury książki. 😊
OdpowiedzUsuńMega piękna okładka, a fragment ciekawy. Będę czekać na Twoją recenzję, to zobaczę, co dalej. :)
OdpowiedzUsuńNie znam tej serii. Fragment zachęcający.
OdpowiedzUsuń