Porządna dziewczyna.
Cieszący się złą sławą bad boy.
Jedna Fenomenalna miłość.
Xavier Cold, znany jako
Phenomenal X, wychował się na niebezpiecznych ulicach Detroit. Teraz jest nową
gwiazdą w świecie profesjonalnego wrestlingu. Mężczyźni się go boją, a kobiety
tracą rozum z pożądania.
Anna Cortez jest absolwentką
college’u, nieświadomą tego, że świat jest brutalny. Zmęczona nieustannym
kontrolowaniem swojego życia przez konserwatywną rodzinę, postanawia się jej
sprzeciwić i przyjmuje posadę asystentki najpopularniejszego zapaśnika wszech
czasów.
Phenomenal X ma magnetyzujący,
zwierzęcy temperament, któremu żadna dziewczyna, nawet tak porządna jak Anna,
nie jest w stanie się oprzeć.
Kiedy
pewnego wieczoru są zmuszeni dzielić pokój w hotelu, i
kiedy granice zostają przekroczone, szybko odkrywają, że jedna upojna noc
zmieni wszystko i już nigdy nie będą tacy jak przedtem.
Rozdział 1
Anna
Nie ma lepszego sposobu
na zrujnowanie upływającego w wyjątkowo spokojnej atmosferze lotu niż siedzenie
między dwiema kompletnie obcymi osobami. Jeśli jest taka możliwość, zawsze
wybieram miejsce przy przejściu lub oknie, ale wszystkie zostały już wykupione,
a mało pomocna pracownica przy stanowisku odprawy poinformowała mnie, że
zamiana absolutnie nie wchodzi w grę.
Starszy pan po lewej co jakiś czas odwraca się z
uśmiechem w moją stronę, z nadzieją na uprzejmą rozmowę, ale nie jestem w
nastroju na grzecznościową wymianę zdań. Opuszczam Portland, zostawiając za
sobą dotychczasowe życie. Mam ochotę jedynie na siedzenie w milczeniu i
powtarzanie sobie w duchu, że podejmuję dobrą decyzję.
Rankiem ojciec wpadł w jeden ze swoich ataków szału,
racząc mnie długą tyradą, w trakcie której chciał mi uświadomić, jak okropną
jestem osobą. A to dlatego, że zaskoczyłam go wieścią, że o dziesiątej będę już
w samolocie lecącym do Detroit, z zamiarem zamieszkania u ciotki Dee, jego
ekscentrycznej siostry. Rodzice, a w szczególności ojciec, od zawsze sprawowali
kontrolę nad moim życiem. To główny powód, dla którego wyjeżdżam.
Spełnianie poleceń ojca przez ostatnich dwadzieścia jeden
lat życia przysporzyło mi wyłącznie masę cierpienia. Jestem gotowa, by
samodzielnie decydować, co jest dla mnie dobre, a co nie.
Z rezygnacją
kręcę głową i wyłączam telefon, po czym wsuwam go do kieszeni fotela przede
mną.
– Nie ma mowy, tato – mruczę pod nosem.
Trzy fotele przede mną zajmuje matka z synami
bliźniakami. Siedzą w pierwszym rzędzie, tuż za ścianą odgradzającą klientów
pierwszej klasy od reszty przeciętnych pasażerów. Na oko chłopcy mają po
dwanaście lat. Spod identycznych, głęboko nasuniętych na oczy czapeczek
baseballowych wystają im kosmyki brązowych włosów. Czapeczki pasują im do
czerwonych koszulek z wizerunkiem jakiegoś sportowca. Po napisach poznaję, że
chodzi o zapasy. Pamiętam, że jako dziecko wraz z młodszym bratem, który
przechodził wtedy fazę fascynacji tym sportem, ukradkiem oglądaliśmy w
telewizji walki na żywo.
W tej samej chwili zauważam wchodzącego na pokład
niezwykle wysokiego mężczyznę o szerokich ramionach, ubranego w dżinsy i
niebieską, zapinaną na guziki koszulę z rękawami podwiniętymi do łokci. Nawet w
ubraniu widać, że pod spodem kryją się same mięśnie. Materiał
opinający jego tors i ramiona podkreśla wyraźnie zarysowane mięśnie klatki
piersiowej i bicepsy. Misterne tatuaże pokrywają każdy centymetr odsłoniętej
skóry przedramion, a ja już po sekundzie wiem, że należy do mężczyzn, przed
którymi zawsze ostrzegała mnie matka – co wcale nie umniejsza jego
atrakcyjności.
Przygryzam dolną wargę, taksując go wzrokiem, i
zatrzymuję się na jego ciemnych włosach. Są trochę przydługie, ułożone w
kontrolowany, seksowny bałagan. Kwadratową szczękę pokrywa mu lekki zarost, tak
jakby zapomniał się rano ogolić, a to, że nie ma idealnie prostego nosa, nie
tylko sugeruje, że został złamany raz czy dwa, ale też potęguje jego męską,
surową urodę. Sposób, w jaki się porusza, krocząc z uniesioną głową i malującą
się na twarzy śmiałością, emanuje pewnością siebie. Wszystko w jego wyglądzie
zdaje się mówić, że nie pozwoli, by ktoś mu podskoczył, co jest wyjątkowo
pożądaną cechą u mężczyzny. No i to ciało… Matko
boska! Jest absolutnie do schrupania. Nadawałoby się na okładkę każdego
magazynu. Jest stworzone do tego, by całe tabuny kobiet pożerały je wzrokiem, a
ja nie jestem wyjątkiem, bo robię dokładnie to samo.
I upajam się każdą sekundą.
W chwili, w której nasze spojrzenia się spotykają, serce
zamiera mi w piersi. Gdy nie spuszczam od razu wzroku, kąciki jego pełnych ust
wyginają się w lekkim uśmiechu. Przez moment siedzę kompletnie oczarowana, po
czym dociera do mnie, że nadal myślę o jego ciele i przygryzam dolną wargę.
Puszcza mi oko, zupełnie jakby wiedział, co mi chodzi po
głowie, po czym siada w pustym rzędzie foteli pierwszej klasy. Obok niego, na miejscu od
strony przejścia, siada niski, chudy mężczyzna z brodą i fryzurą na czeskiego
piłkarza.
Opieram głowę o zagłówek i wzdycham, czując, jak na
moje policzki wypływa gorący rumieniec. Facet jest niebezpiecznie seksowny i
nie mam u niego żadnych szans.
Siedzące przede mną bliźniaki zaczynają machać rękami w
powietrzu.
– X! X!
Hej, tutaj! Dasz nam autograf?
Bez przerwy
krzyczą „X”, aż w końcu niski mężczyzna, który wszedł na pokład jako ostatni,
odwraca się i mówi:
– Nie
teraz, chłopcy. Phenomenal X próbuje odpocząć. – Seksowny facet obok niego musi
być tym X, bo chwilę później nachyla się w jego stronę i szepcze mu coś na
ucho. „Czeski piłkarz” przytakuje, po czym zwraca się ponownie do bliźniaków: –
Dajcie coś, a X wam to podpisze.
– Super!
– wykrzykuje jeden z chłopców, przybijając z bratem piątkę.
Gdy po
pokładzie rozchodzi się wieść, że leci z nami celebryta, pozostali pasażerowie
podłapują temat. Chociaż uważam nieznajomego za wyjątkowo atrakcyjnego
mężczyznę, nie mam pojęcia, kim jest, i nie potrafię wykrzesać z siebie ani
odrobiny ekscytacji. Mam zbyt dużo na głowie, by interesować się jakimś
facetem, który nie poświęciłby nawet pięciu minut komuś takiemu jak ja.
Wkrótce tworzy
się kolejka, gdy ludzie zaczynają przekazywać rzeczy do podpisania poprzez przejście między fotelami prowadzącymi do pierwszej klasy. Prawie
żal mi gościa, bo wszystko dzieje się w trakcie kołowania, startu i wzbijania
się samolotu w powietrze. Zanim lot dobiegnie końca, biedaczek nabawi się
skurczu nadgarstka.
Po tym, jak
odrzucam propozycję stewardessy dotyczącą spróbowania pokładowych napojów, tym
samym pozwalając jej zająć się starszym panem obok mnie, który zamawia sok
pomidorowy, odchylam głowę w tył i zamykam oczy. Staram się nie myśleć o
setkach SMS-ów, którymi na pewno bombarduje mnie ojciec, powtarzając w nich, że
uciekam przed problemami w domu. Nie mam ochoty stale tego rozpamiętywać.
Otwieram
gwałtownie oczy w chwili, w której coś zimnego i mokrego oblewa mi nogi.
Szczęka mi opada, gdy widzę, że kolana mam ubrudzone sokiem pomidorowym.
To się nie dzieje naprawdę.
Sok cieknie na
podłogę, a ja spoglądam na swoje buty i torbę wepchniętą pod siedzenie przede
mną. Wszystko jest poplamione. Wciskam guzik przywołujący stewardessę, by
pomogła mi doprowadzić się do porządku, jednocześnie uważając, by trzymać
dłonie z dala od reszty ciała.
Starszy pan
marszczy brwi, poprawiając okulary na nosie, by dokonać inspekcji.
– Najmocniej przepraszam, młoda damo. Mój wzrok
szwankuje i nie widzę już tak wyraźnie jak dawniej. Nie chciałem pani oblać.
Widzę malującą się na jego twarzy szczerość i uśmiecham
się nieznacznie, bo nie chcę, by poczuł się jeszcze gorzej.
– Wypadki
się zdarzają. Proszę się nie przejmować.
Do naszego
rzędu podchodzi stewardessa. Schyla się, by wyłączyć przycisk wzywający
obsługę, po czym zerka w dół na mnie.
– Ojej,
wygląda na to, że miała pani mały wypadek.
Patrzę na nią
i nie mogę się nadziwić, że potrafi zachować stoicki spokój w obliczu takiej
tragedii, ale domyślam się, że należy do kobiet, które niełatwo wytrącić z
równowagi. Z upiętych na karku włosów nie wystaje jej ani jeden blond kosmyk, a
z niebieskich oczu bije uprzejmość.
Spoglądam na
upaćkane spodnie.
– Dostanę jakiś ręcznik? – pytam stewardessę. – Wszystkie
moje ubrania są w bagażu rejestrowanym, więc nie mam się w co przebrać.
– Proszę pójść ze mną. Zaraz zobaczymy, czy uda nam się
doprowadzić panią do porządku – odpowiada.
Przytakuję, wdzięczna za jej propozycję.
– Dziękuję. – Każda opcja jest lepsza od cuchnięcia zgniłymi
pomidorami przez pozostałe trzy godziny lotu. Zerkam z ukosa na starszego pana
siedzącego obok. – Przepuści mnie pan?
Przesuwa się, żebym mogła wyjść.
– Oczywiście, młoda damo.
Idę za stewardessą, mijając po drodze pierwszą klasę. Wchodzimy do
przedziału z aneksem kuchennym znajdującym się z przodu samolotu. Stewardessa
wyjmuje ze schowka puszkę gazowanej wody mineralnej i podaje mi ją wraz z
garścią białych ściereczek.
Patrzy na mnie spod zmarszczonych brwi.
– Wiem,
że to nie wystarczy, ale proszę spróbować zmyć to najlepiej, jak tylko się da.
Usunięcie zapachu sprawi, że lot przebiegnie w nieco lepszych warunkach.
Zaproponowałabym pani miejsce w pierwszej klasie, bo pani fotel jest cały
zabrudzony, ale niestety mamy komplet.
– Może
usiąść tutaj – odzywa się czyjś głęboki, gardłowy głos.
Gdy unoszę
wzrok, napotykam spojrzenie najbardziej jasnoniebieskich oczu, jakie
kiedykolwiek widziałam. Są praktycznie przezroczyste. Jeśli z daleka wydawało
mi się, że jest przystojny, to widoku z bliska nie da się z niczym porównać.
Intensywność jego spojrzenia sprawia, że mój żołądek wywija fikołka, a kolana odrobinę miękną. Z trudem przełykam ślinę. Biorąc pod uwagę fakt, że
wszystkie miejsca są zajęte, nie bardzo rozumiem, co miał na myśli, mówiąc
„tutaj”. Choć perspektywa siedzenia na jego kolanach przez kilka następnych
godzin wydaje się bardzo kusząca, nie mam ochoty otwierać tej puszki Pandory. Facet
jest porażająco męski i władczy. Nie sądzę, bym potrafiła dać radę komuś tak…
silnemu.
– Chce
pan oddać tej pani swoje miejsce, panie Cold? – pyta zdumiona stewardessa.
Kręci głową.
– Nie,
ale mój menadżer to zrobi.
Człowieczek o
fryzurze na czeskiego piłkarza podrywa głowę.
– Zrobię?
Pan Cold
zwraca się w jego stronę, piorunując go spojrzeniem tak intensywnym, że niemal
przerażającym.
– Masz z
tym jakiś problem?
– N-nie,
oczywiście, że nie, X – jąka menadżer, wyraźnie przestraszony zachowaniem pracodawcy.
– Naturalnie, że może pani zająć moje miejsce.
Pan Cold kiwa
głową w stronę tylnej części pokładu.
– W takim
razie już cię tu nie ma.
Menadżer
szybko zgarnia swoje rzeczy i bez słowa kieruje się w stronę mojego
poplamionego sokiem fotela w klasie ekonomicznej. Przenoszę spojrzenie na
stewardessę, ale ona tylko wzrusza ramionami i wraca do serwowania napojów.
Wbijam wzrok w
puste siedzenie obok chyba najatrakcyjniejszego i jednocześnie najbardziej
przerażającego mężczyzny, jakiego w życiu spotkałam, a moje serce zaczyna
mocniej bić. Już widzę, że nie przeżyje najbliższych trzech godzin w
towarzystwie tego człowieka. Eksploduje od nadmiaru dodatkowych uderzeń.
Polewam czystą
szmatkę wodą z puszki i zaczynam wycierać dżinsy. Robię to z takim zapamiętaniem,
że po chwili niemal każdy centymetr spodni i koszuli jest mokry. Nie jest to
najlepsze pierwsze wrażenie, jakie można wywrzeć na celebrycie, ale zważywszy
na fakt, że jesteśmy na wysokości jedenastu kilometrów, już bardziej czysta nie
będę.
Wzdycham, po
czym odkładam pomarańczową od soku szmatkę na wózek z napojami stojący w
aneksie kuchennym i idę w stronę pana Colda. Siadam w wielkim fotelu z szarej
skóry, zaskoczona tym, jak przestronny jest ten przedział w porównaniu do
reszty pokładu. Zawsze byłam ciekawa, jak wygląda podróżowanie pierwszą klasą.
Czuję na sobie
ciężar spojrzenia pana Colda. Wiem, że nie dam rady siedzieć obok niego przez
kilka następnych godzin bez choćby jednego słowa, więc równie dobrze mogę mieć
to już z głowy i podziękować mu.
– Dziękuję
za miejsce. To bardzo miłe z pańskiej strony.
Taksuje mnie
wzrokiem, zatrzymując się na twarzy.
– Nie ma o
czym mówić. Była pani w potrzebie, więc pomogłem.
Przygryzam
zębami dolną wargę, a on nie przestaje mnie obserwować. O jego oczach można
by pisać wiersze. Są jasnoniebieskie i przejrzyste jak kryształ. Nigdy nie
spotkałam nikogo o tak hipnotyzującym spojrzeniu. Za każdym razem, kiedy w nie
spoglądam, prawie zapiera mi dech w piersiach.
Zanim któreś z
nas w ogóle zdążyło się odezwać, ktoś podaje mi ponad ramieniem kartkę
papieru.
– Proszę dać
to X. To dla dzieciaka z tyłu.
Biorę kartkę i
kładę ją na stoliku rozłożonym przed panem Coldem.
– Wygląda
na to, że jest pan całkiem popularny.
Przytakuje,
zapisując na papierze swoje nazwisko.
– A pani?
Marszczę brwi,
zdziwiona.
– Nie
rozumiem.
Zerka na mnie
i uśmiecha się krzywo.
– Dla pani też
mam coś podpisać? Ubranie… albo kawałek nagiej skóry?
Krzywię się,
bo nie wiem, z czego jest znany, ale gdybym miała zgadywać, to, sądząc po
reakcji dzieciaków, powiedziałabym, że jest jakimś zawodowym sportowcem. Co w
dalszym ciągu nie oznacza, że potrzebuję czy też chcę jego autograf. A już na pewno nie na gołym ciele.
– Dziękuję,
ale obejdzie się.
Unosi brwi w
wyrazie zaskoczenia.
– Pierwszy
raz mi się to zdarza.
Nagle czuję
się źle przez to, że poniekąd go obraziłam. Był na tyle miły – jeśli można tak
określić pomiatanie własnym pracownikiem – że oddał mi miejsce w pierwszej
klasie. Powinnam się bardziej postarać i okazać wdzięczność.
– Przepraszam,
to było nieuprzejme z mojej strony. Gdyby mógł pan coś dla mnie podpisać…
byłoby miło.
Pan Cold
śmieje się pod nosem, w samą porę oddając mi podpisaną kartkę, bo w
międzyczasie ktoś znów poprosił o autograf.
– Proszę
nie robić tego z poczucia obowiązku. Nienawidzę tego. Niech pani robi to, na co
tylko ma ochotę, a nie to, czego oczekują od pani inni.
Jego słowa
zapadają mi w pamięć i przypominają, że właśnie o to chodzi w mojej
przeprowadzce do Detroit. Byłam dobrą, posłuszną dziewczyną, która zawsze
robiła to, czego od niej oczekiwano. By zadowolić ojca, uczęszczałam na
katolicki uniwersytet i umawiałam się z chłopakami, których rodziny chodziły do
tego samego kościoła, co my. Jednak żadna z tych rzeczy nie uszczęśliwiała mnie. Za każdym razem, kiedy chciałam
poznawać świat albo próbować innych rzeczy, które życie miało do zaoferowania,
stale przypominano mi, że nie bez powodu niektóre owoce są zakazane. Jeśli mam
być szczera, to miałam dość bycia pouczaną co robić i czuć.
Biorę głęboki
wdech. Najwyższa pora zacząć żyć na własnych warunkach.
– Wie pan
co? Ma pan absolutną rację. Nie chcę pańskiego autografu. Nawet nie wiem, kim
pan jest.
Wbija we mnie
wzrok, a moja nowo odkryta pewność siebie ugina się odrobinę pod jego ciężarem.
Czując lekki przypływ paniki, zaczynam się wycofywać.
– Proszę mnie
źle nie zrozumieć. Jestem wdzięczna za miejsce, ale nie potrzebuję pańskiego
autografu.
Uśmiecha się,
a całe moje ciało przenika rozkoszny dreszcz. Ma cudowny uśmiech, który w
połączeniu z tymi boskimi oczami stanowi zabójczą, seksowną kombinację. Założę
się, że wiele kobiet straciło dla niego głowę.
– Jak ci
na imię, moja piękna?
Moje serce na
moment gubi rytm, gdy z trudem przełykam ślinę i próbuję sobie przypomnieć, jak
się nazywam. Jego uśmiech sprawia, że czuję się jak niezrównoważona
psychicznie. Nic dziwnego. W końcu ten oszałamiająco przystojny mężczyzna właśnie
nazwał mnie „piękną”.
– Anna Cortez.
Oczy mu
błyszczą z rozbawienia.
– Cortez
– powtarza.
Sposób, w jaki
wymawia moje nazwisko, jest zmysłowy i nieprzyzwoity. Zupełnie jakby próbował
mnie podniecić i sprawić, że zacznę wiercić się niespokojnie na swoim miejscu.
A wszystko przez to, że nie przyjęłam od niego głupiego autografu.
– Hiszpańskie?
– Tak. Oznacza
„uprzejmy”.
– Zadziorna i
błyskotliwa jednocześnie – droczy się ze mną pan Cold. A przynajmniej tak mi
się wydaje. Nie wygląda na wkurzonego, bo nadal się uśmiecha. – Miło cię
poznać, Anno Cortez.
– Z
wzajemnością, panie…
Cholera. Jak
mam się do niego zwracać? Panie X? A może panie Cold, tak jak stewardessa? Nie
cierpię zawiłości związanych z towarzyską wymianą uprzejmości. Nigdy nie byłam
specjalnie koleżeńska i otwarta.
Na szczęście
ratuje mnie z opresji.
– Możesz mi
mówić Xavier.
W końcu coś
zaczyna mi świtać.
– To stąd
wzięło się „X”?
– Zgadza
się.
Oblizuję usta,
by po chwili zapytać na głos:
– A „Phenomenal”?
Wbija wzrok w
moje wargi, po czym patrzy mi prosto w oczy.
– Mógłbym
ci powiedzieć, ale uważam, że byłoby o wiele zabawniej, gdybym pokazał, skąd
wzięła się ta część.
Dlaczego
odnoszę niejasne wrażenie, że ten facet właśnie złożył mi niemoralną propozycję
po niecałych dziesięciu minutach znajomości? Nikt nie robi tego tak szybko.
– Raczej
podziękuję.
– Porządna
z ciebie dziewczyna, prawda, Anno? – pyta Xavier, próbując mnie wybadać.
– Chciałabym
tak myśleć, ale gdybyś spytał mojego ojca, powiedziałby ci, że jestem
szatańskim pomiotem – rzucam nonszalancko i od razu żałuję tych słów.
Gdy się denerwuję, zaczynam paplać i ujawniać wszystkie swoje tajemnice, a ten
facet jest ostatnią osobą na świecie, której chciałabym się zwierzać. Zresztą i
tak nic go to nie obchodzi. Najwyraźniej jest jednym z tych mężczyzn, przed
którymi wiecznie przestrzegał mnie ojciec. Takim, który chce tylko jednego.
Xavier kręci
głową.
– Miałem
styczność z prawdziwymi demonami z piekła rodem i wierz mi, piękna, że od
bardzo dawna nie spotkałem kogoś, kto byłby tak daleki od bycia złym jak ty.
Twój ojciec musi się obudzić. Po sekundzie, w której nasze spojrzenia się
spotkały, wiedziałem, że jesteś dobra i słodka.
– Zauważyłeś
mnie… wcześniej? – pytam zszokowana faktem, że nasza krótka wymiana spojrzeń,
do której doszło w momencie, gdy wchodził na pokład, również wywarła na nim
wrażenie.
Wraca do
składania autografu i wzrusza ramionami.
– Zawsze
rejestruję każdy szczegół w swoim otoczeniu. Gdyby jakiś facet nie zwrócił na
ciebie uwagi, byłby pieprzonym głupcem.
Moje policzki
pokrywają się głębokim rumieńcem pod wpływem komplementu. Nigdy wcześniej żaden
mężczyzna nie mówił do mnie w tak… w tak… bezpośredni sposób. Umawiałam się
wyłącznie z porządnymi facetami. Uprzejmymi, o doskonałych manierach. Xavier
jednym spojrzeniem i paroma sprośnymi słowami wprawia mnie w zakłopotanie.
Jest
całkowicie poza moim zasięgiem.
To trudne, ale
jakimś cudem udaje mi się oderwać wzrok od siedzącego obok mnie niebezpiecznego
mężczyzny. Udaję, że przyglądam się paznokciom, i robię, co w mojej mocy, by
nie zerkać w lewo. Nie poradzę nic na to, że mnie intryguje. Gdybym zaliczała
się do dziewczyn, które oddają się grzesznym igraszkom tylko dlatego, że ktoś
jest przystojny, rzuciłabym się na niego bez większego namysłu, by sprawdzić,
czy faktycznie jest tak fenomenalny jak twierdzi – i to w ułamku sekundy. Ale
prawda jest taka, że jestem porządną dziewczyną. Wiem, że tak jest, chociaż
ojciec zdaje się podważać tę opinię tylko przez to, że uciekłam od mężczyzny,
którego obiecałam poślubić.
– Przycichłaś.
Wkurzyłem cię? – pyta Xavier tonem, który w założeniu miał być łagodny, ale i
tak pobrzmiewa w nim charakterystyczny dla niego niski pomruk.
Przygryzam
zębami kącik ust.
– Nie. Po
prostu się zamyśliłam.
– Nad
czym? – dopytuje, przenosząc wzrok na moje ramię i skupiając go na miejscu, w
którym zbyt mocny uścisk ojca zostawił ślady na skórze.
Instynktownie
zakrywam dłonią drobne siniaki. Nie chcę, żeby zaczął o nie wypytywać.
Tłumaczenie, że sytuacja wymknęła się nieco spod kontroli, gdy powiedziałam ojcu,
że wyjeżdżam, nie jest tematem, na który zamierzam dyskutować z obcą osobą.
Zakładam ręce na piersi, upewniając się, że siniaki są niewidoczne,
i obrzucam spojrzeniem poplamione sokiem spodnie, żałując, że nadałam wszystkie
ubrania w drugim bagażu.
– Nad niczym
specjalnym. Nikt nie lubi słuchać zwierzeń obcego człowieka. Jestem pewna, że w
porównaniu do twojego moje życie jest strasznie nudne. W mojej szarej
rzeczywistości nie ma rozdawania autografów.
Ostatnie
zdanie jest nieco uszczypliwe, by rozluźnić atmosferę.
Xavier wsuwa
palec wskazujący pod moją brodę i delikatnie ściska ją kciukiem, zmuszając
mnie, żebym na niego spojrzała.
– Jesteś
smutna. Dlaczego?
Zdumiewa mnie
jego troska o moje dobre samopoczucie. Unoszę brwi. Przecież nie mogę
opowiedzieć mu całej tragicznej historii swojego życia, nawet jeśli dostrzegam
kryjącą się w jego spojrzeniu szczerość. Nie spodziewałam się po nim takiej
reakcji, więc przez chwilę jestem wytrącona z równowagi i nie bardzo wiem, co
odpowiedzieć.
– Ja…
hmm…
– Smutek nie
pasuje do twojej twarzy, moja piękna – mówi, nie odwracając ode mnie wzroku. –
Jestem ciekaw, czyja to sprawka.
– Niczyja –
szepczę, usiłując wyprzeć ze świadomości fakt, że jego delikatny dotyk
przyprawił mnie o szybsze bicie serca.
–
Zdenerwowałaś się przez swojego chłopaka?
Powinnam teraz
powiedzieć, że nie mam żadnego chłopaka, bo jestem pewna, że gdy tylko Jorge
odkryje, że wyjechałam z miasta bez zamiaru powrotu, nie będzie chciał mnie
znać. Technicznie rzecz biorąc, jestem singielką. Mam przeczucie, że właśnie to
chce usłyszeć ode mnie Xavier. Po spędzeniu kilku godzin tak blisko siebie
nigdy nie będę w stanie odeprzeć jego bezpośrednich zalotów bez wyrażenia
ostatecznej zgody na seks, gdy tylko nasz samolot wyląduje. Jeśli dowie się, że
jestem wolna, nigdy nie odpuści. Nie widzę potrzeby wymachiwać stekiem przed
wygłodniałym lwem.
– To nie przez
niego. Nic mi nie jest.
Posyłam mu
nieśmiały uśmiech z nadzieją, że przestanie drążyć, zanim pogubię się
w kłamstwach o byciu zajętą.
– Nie do
końca przekonuje mnie twój słaby uśmiech.
Zaciska usta w
wąską kreskę, a ja spodziewam się, że w końcu mnie puści, ale nie robi tego.
Jego palce dosłownie parzą mi skórę.
– Nie
przeszkadza mi, że nie chcesz powiedzieć, co ci siedzi w głowie. Rozumiem to.
Musisz jednak przestać się smucić do końca lotu, bo inaczej będę zmuszony
znaleźć inne sposoby na to, żebyś zaczęła się uśmiechać, choćby tylko po to, by
wkurzyć twojego chłopaka.
Sunie palcem
po mojej szyi i obojczyku, zostawiając po sobie ognisty ślad. Rozchylam usta ze
zdziwienia i nie mogę się powstrzymać przed zadaniem kolejnego pytania.
– Jakie
sposoby?
Szlag by
trafił moje głupie, ciekawskie myśli. To jedynie sprowokuje go do dalszych
sprośności.
Xavier próbuje
powstrzymać cisnący mu się na usta ciepły, cudowny uśmiech, ale kiepsko mu to
idzie i już po chwili mnie nim oczarowuje.
– Takie, o
których twoja śliczna główka nawet nie marzyła.
Nachyla się w
moją stronę, a ja zastygam w bezruchu, bo dłonią obejmuje mnie za szyję w
bardzo intymnym geście. Jest tak blisko, że gdybym przysunęła twarz o tych
kilka centymetrów, nasze usta spotkałyby się w pocałunku, który wstrząsnąłby w
posadach całym moim światem.
– Zrobiłbym
z tobą takie rzeczy, o których większość kobiet może tylko pomarzyć w trakcie
czytania sprośnych romansów, i obiecuję, że kurewsko by ci się podobało.
Wpatruję się w
niego kompletnie oniemiała. Łał.
Po prostu… Łał.
Nie wierzę, że
to powiedział.
Xavier
oblizuje pełne usta.
– Żadnych
zobowiązań. Twój chłopak nigdy o niczym się nie dowie. – Przysuwa się i szepcze
mi na ucho: – Chciałbym posmakować odrobiny ciebie.
Aż zapiera mi
dech. Zamykam oczy. Myśl o tym, by pozwolić mu zrobić ze sobą, co tylko mu się
podoba, jest bardzo kusząca. Tak bardzo, że przez chwilę na poważnie rozważam
zgodzenie się na jego warunki. Nie co dzień trafia się szansa na prawdopodobnie
najlepszy seks w życiu, a patrząc na Xaviera Colda, domyślam się, że jego
łóżkowe umiejętności nie znają granic.
Seks z nim
byłby idealnym przejawem buntu. Zaprzeczeniem wszystkiego, czym obecnie jest
moje życie – wyobrażenia, od którego desperacko próbuję się odciąć.
Mam ochotę się
zgodzić, i to wielką, ale bez względu na to, jak bardzo będę starała się uciec
od wizerunku porządnej dziewczyny, zdaję sobie sprawę z tego, że przypadkowy
seks z obcym mężczyzną nigdy nie będzie w moim stylu.
Otwieram oczy
i patrzę prosto w jego jasnoniebieskie tęczówki. Biorę głęboki oddech i
szepczę:
– Nie, dzięki.
Zaczynam
oddychać coraz ciężej. Z jakichś niewyjaśnionych powodów odrzucenie jego oferty
jest dla mnie wyjątkowo trudne. Zupełnie jakby moje ciało zaprzeczało logice,
coraz bardziej się podniecając, choć zdrowy rozsądek podpowiada, bym uciekała
najdalej, jak to możliwe.
Xavier zasysa
dolną wargę i powoli przeciąga ją między zębami.
– Chyba
nie jesteś do końca przekonana co do swojej odmowy, piękna. Chcesz zmienić
zdanie? Obiecuję nie zrobić ci krzywdy. Nie musisz się mnie obawiać.
– Ja…
yyy…
„Yyy” co? Nie
ma się nad czym zastanawiać. Nie mam pojęcia, dlaczego mam taki kłopot z
rzuceniem kategorycznego „nie” – takiego, po którym potraktuje moją odmowę na
poważnie. Nawet ja uświadamiam sobie,
że, pozwalając się dotykać i szeptać na ucho sprośne obietnice, wysyłam mu
sprzeczne sygnały.
W rozpaczliwej
próbie wydostania się z kłopotliwej sytuacji, na którą pozwalałam zdecydowanie
zbyt długo, odpycham go nieco i odwracam się do brunetki w średnim wieku
siedzącej po przeciwnej stronie przejścia.
– Ma pani
może kartkę papieru?
Przytakuje i
sięga pod fotel przed sobą, by wyciągnąć spod niego torebkę. Szpera w niej przez
chwilę, po czym wyjmuje notes i wyrywa jedną stronę.
– Nic innego
nie mam.
Odwzajemniam
jej uśmiech.
– Dziękuję.
Może być.
Odwracam się i
ponownie skupiam uwagę na Xavierze, który przygląda mi się z mieszaniną
rozbawienia i ciekawości.
– Chcę jedynie
twój autograf. Nic więcej.
Kładę kartkę
na jego stoliku, ale on nie przestaje na mnie patrzeć.
– To wszystko?
– Tak –
potwierdzam.
Poprawia
kartkę, po czym zerka w moją stronę.
– Zobaczymy.
Słowne gierki
z Xavierem są wyczerpujące. Jak tak dalej pójdzie, przed końcem lotu będę
chciała go albo zabić, albo przelecieć, a mój plan rozpoczęcia nowego życia nie
uwzględnia żadnej z tych rzeczy.
Opieram głowę
o zagłówek fotela i zamykam oczy z nadzieją, że uda mi się przespać resztę
lotu. Ignorowanie siedzącego obok mnie niebezpiecznie seksownego mężczyzny to
jedyny sposób, by powstrzymać moje ciało przed przystaniem na jego propozycję.
Czy fragment Was zachęcił?
Ha, oczywiście, że fragment zachęca. Ciekawość we mnie wzbiera, co będzie dalej i jak się zakończy :)
OdpowiedzUsuńJestem ciekawa całej powieści :)
OdpowiedzUsuńZapowiada się bardzo intrygująco.
OdpowiedzUsuńRaczej sobie odpuszczę :)
OdpowiedzUsuńFragment intryguje. 😊
OdpowiedzUsuńFragment zachęcający.
OdpowiedzUsuń