środa, 9 października 2019

Zapowiedź: "Dirty" - Belle Aurora. Tom 2.
Pierwszy rozdział.



Rozdział pierwszy
Julius
Phoenix, Arizona

– Mówię tylko, że lepiej będzie, jeśli zrezygnujemy.
Patrzę na Ling siedzącą na miejscu pasażera. Marszczę brwi.
– Co ma znaczyć to my?
Przewraca oczami, na co się uśmiecham. Tak łatwo ją wkurzyć. Na jej twarzy pojawia się irytacja.
– Jesteśmy partnerami, Jules.
Zaciskam wargi.
– Nie nazywaj mnie Jules.
Tym razem to ona się szczerzy.
– Doskonale to do ciebie pasuje. – Patrzę na nią wilkiem, na co chichocze. – No dobrze. Nie będę cię już więcej nazywała Jules.
– Ani żadną inną głupią ksywką.
Kiwa głową, ale odwraca się, by ukryć uwodzicielski uśmiech.
– Ani żadną inną głupią ksywką.
Dłuższy czas podróżujemy w ciszy, aż Ling zaczyna ziewać. Nie winię jej za to. Jedziemy już od dwóch godzin, a wcześniej przez trzynaście lecieliśmy samolotem z Sydney. Ciągniemy na oparach sił. Ling unosi dłoń, by zakryć usta.
– To gdzie się zatrzymamy?
Pracuje ze mną już od czterech lat.
Utrata Twitcha była dla niej trudna. Ling już wcześniej była tak zagubiona, że po jego odejściu całkiem się załamała. Chciała znaleźć się możliwe jak najdalej od magazynu, jak również wszystkiego, co przypominało jej o Twitchu. Nie wspominając, że niekoniecznie zgadzała się w pewnych sprawach z Lexi.
W ciągu roku po śmierci Twitcha zamknęliśmy z Happym magazyn. Nie żebyśmy mieli jakiś wybór. Po tym jak dupek nas zostawił, biznes zaczął upadać. Federalni się na nas czaili, obserwowali i podsłuchiwali, ukrywając się za każdym rogiem. Śmierć Twitcha ściągnęła na nas niechcianą uwagę. Po prostu nie było warto dalej ryzykować.
Dupek. Przez niego spierdoliło się wszystko, na co pracowaliśmy. Na szczęście skitranej kasy mieliśmy nawet więcej niż trzeba.
Kurwa.
Wystarczyłoby nawet dla dzieci naszych wnuków. Potem Happy sprzedał posiadłość Twitcha i ostatni ślad po nim zaginął. Zniknęły wszystkie, to jest oprócz jednego.
Mały AJ. Antonio Julius. Antonio Junior.
Na myśl o nim uśmiech powoli wykwita mi na twarzy.
Odkrycie, że Lexi jest w ciąży, nas zaszokowało. Twitch zawsze uważał, by do czegoś takiego nie dopuścić. Wydawało się, że wszystko kontroluje i nie wie, co to lekkomyślność.
Ale w końcu potrafił wyprowadzić z równowagi nawet najbardziej opanowaną osobę. Taki miał dar.
Ling długo nienawidziła Lexi. Nie musiała mówić tego na głos, ale wszyscy wiedzieliśmy, że pragnęła tego dziecka, czuła, że na nie zasługuje.
W trzecim miesiącu ciąży Lexi trafiła do szpitala. Natychmiast pomyślałem o najgorszym. Happy zadzwonił i kazał mi przylecieć. Tak zrobiłem. Kupiłem bilety na następny samolot do Sydney, a widok, który zastałem po powrocie, będzie mnie prześladował do końca życia.
Z Lexi został niemal sam szkielet. Wyglądała, jakby nie jadła od miesięcy.
Nikki siedziała przy jej szpitalnym łóżku, trzymając ją za rękę, i błagała, by coś zjadła. Łzy płynęły jej po policzkach, bo tak bardzo bała się o swoją przyjaciółkę.
Wszyscy się baliśmy.
Happy odwrócił się wtedy do mnie i wyszeptał:
– Dziecko umrze.
Stwierdzenie. Nie pytanie. Te słowa były deklaracją.
Jestem przekonany, że wszyscy o tym pomyśleliśmy, ale co innego usłyszeć to na głos. Wtedy staje się to prawdziwe. Coś się we mnie przez to zmieniło, postanowiłem, że do tego nie dopuszczę.
Dziecko było ostatnim, co zostało po moim przyjacielu.
Siedziałem więc przy szpitalnym łóżku przez cały miesiąc, robiąc sobie przerwy jedynie na prysznic i zmianę ciuchów. Opowiadałem dużo o Twitchu i choć oczy Lexi pozostawały martwe, wiedziałem, że słuchała. Po tygodniu dożylnego karmienia i mojego nieustannego nawijania Lexi znów zaczęła jeść.
Po kolejnych siedmiu dniach się odezwała. Odwróciła się do mnie, widok jej wychudłej twarzy przysparzał mojej duszy ogromnego cierpienia. Położyła dłoń na brzuchu i schrypniętym głosem zapytała:
– Poznałeś kiedyś jego matkę?
Pokręciłem głową.
– Nie, kochanie. Nie była dobrą matką. Cieszę się, że nigdy jej nie spotkałem.
Przełknęła ślinę, mruganiem odganiając łzy. Mocniej złapała się za brzuch, wbijając palce w materiał koszuli nocnej.
– Ja też nie jestem dobrą matką.
Z ciężki sercem patrzyłem na łzy płynące jej po policzkach.
– Chcesz tego dziecka?
Otworzyła usta, ale nie wydobyły się z nich żadne słowa. Spróbowała jeszcze raz i jeszcze, aż w końcu wydusiła:
– Nie wiem.
Był jeden pewny sposób, by przekonać się, czy go chce. Okrutny, ale musiałem wiedzieć. Westchnąłem cicho.
– Okej. Znam człowieka. Porozmawiam z nim.
Lexi zamrugała.
– Co?
 Wzruszyłem ramionami.
– Nie osądzam cię, Lexi. Wiem, że minął już zalecany termin, ale jak mówiłem, znam człowieka. – Dotknąłem jej ręki. – Będzie zupełnie tak, jakby dziecko nigdy nie istniało.
Odsunęła się, jakby moje słowa ją poparzyły. Oddech jej przyspieszył, twarz wykrzywiła furia, a w oczach pojawiła się dzikość, gdy wyszeptała zimno:
– Jakby dziecko nigdy nie istniało?
Mogłem się wtedy uśmiechać. Chciałem, ale nie zrobiłem tego, tylko uniosłem brew.
– To albo adopcja. Co wolisz.
Otuliła się mocno ramionami i wykrztusiła ochryple:
– Nie. – A potem głośniej: – Nie! To moje dziecko. To moje dziecko – powtórzyła ciszej, z o wiele większym bólem w głosie. – Nasze dziecko. Nic więcej mi po nim nie zostało.
Tyle wystarczyło. Wyciągnąłem rękę i uniosłem jej brodę, by spojrzała mi w oczy.
– Jeśli chcesz tego dziecka, udowodnij. – Coś w jej oczach się wtedy zmieniło, złagodniały i dostrzegłem w nich strach. Jeśli o mnie chodzi, strach był lepszy niż rezygnacja. Delikatnie potrząsnąłem jej brodą. – Musisz teraz żyć. Jeśli nie dla siebie, to dla dziecka. Ono jest darem, jednak musisz na nie zasłużyć, Lexi. Twitcha już nie ma, ale twoje dziecko cię potrzebuje. – Na wzmiankę o moim przyjacielu Lexi straciła tę resztkę siły, którą udało jej się zgromadzić. Załkała cicho, a jej ciało osłabło pod moimi palcami. Ścisnąłem nieco mocniej. – Twoje dziecko nie ma taty. Potrzebuje mamy. – Puściłem ją wtedy i opadła na poduszkę na sterylnym, niewygodnym szpitalnym łóżku. Jej słabe zawodzenie było niczym nóż w brzuch, głównie dlatego, że nie miała siły płakać, a ja o tym wiedziałem. Ująłem jej drobną dłoń w obie swoje. Pocierałem ją, desperacko próbując ogrzać. – Jesteś w stanie to zrobić, Lexi? Zadbać o siebie, upewnić się, że twoje dziecko będzie miało kogoś, na kim będzie mogło polegać?
Nagle uniosła na mnie wzrok, mrugając ospale.
– Myślisz, że to chłopiec? – zapytała zduszonym głosem. Wolną ręką zaczęła gładzić niewielki wzgórek brzucha. – Ja też tak uważam. Odkąd się dowiedziałam.
Wziąłem to za dobry znak. Żadna kobieta, która chce przerwać ciąże, nie chciałaby rozmawiać o szczegółach. Uśmiechnąłem się lekko, ciepło.
– Tak, kochanie. Myślę, że nosisz małego mężczyznę. A znając Twitcha i jego mocny… charakter, będzie dokładnie taki sam. Biedny dzieciak, nie ma żadnego wyboru.
Zalążek uśmiechu rozświetlił twarz Lexi.
– A co, jeśli to dziewczynka?
Cmoknąłem.
– Będziesz skończona, kobieto. Jeśli nosisz tam dziewczynkę choć w połowie tak ładną, jak jej mama… – Odchyliłem się w krześle i wypuściłem powietrze, kręcąc głową. – Cholera. Tyle by wystarczyło facetowi, żeby nie spać po nocach. Na szczęście Twitcha nie będzie w okolicy, kiedy pójdzie na pierwszą randkę.
Miałem ochotę cofnąć te słowa, gdy tylko opuściły moje usta. Pochłonąć je, kiedy nadal były jeszcze w powietrzu. Żołądek mi się ścisnął, wypełnił mnie niepokój. Czułem się jak wielki… dureń.
Ale ku mojemu zaskoczeniu półuśmiech Lexi zmienił się w uśmiech, jakiego nie widziałem od czasu śmierci Twitcha. Zaśmiała się przez nos, a chwilę później westchnęła.
– Miło się o nim rozmawia. Wszyscy boją się o nim wspominać, aż czasem mam wrażenie, że był wyłącznie wytworem mojej wyobraźni.
Zacisnąłem usta.
– Nie ma nic złego w rozmowie o zmarłych.
Wyciągnęła do mnie drżącą dłoń. Ująłem ją skwapliwie, ciesząc się niespodziewanym kontaktem. Trwaliśmy tak przez jakiś czas, aż Lexi splotła nasze pale.
– Julius?
– O co chodzi, kochanie? – spytałem głosem szorstkim ze zmęczenia.
Jej szept brzmiał bardziej jak prośba niż pytanie.
– Zadbasz, by dziecko o nim wiedziało? O dobrych rzeczach.
Dokładnie wtedy zrozumiałem, że z Lexi będzie dobrze. Ogarnęła mnie ulga.
– Tak, Lexi. Zrobię to.

– Ziemia do Juliusa. Halo? Jest tam kto? – Głos Ling sprawia, że wracam do rzeczywistości.
– Co?
Wygina brew o idealnym kształcie.
– Dobrze się czujesz? Może powinniśmy zatrzymać się na noc w najbliższym hotelu?
Kręcę głową.
– Nie, nic mi nie jest. Po prostu się zamyśliłem.
– To niebezpieczne – stwierdza z sarkazmem.
Parskam śmiechem.
– Nie masz pojęcia, dziewczyno.
Trudno skoncentrować się na drodze, gdy jest się zmęczonym. Jeszcze trudniej jest to zrobić, kiedy czuje się sunące po nodze idealnie zrobione paznokcie.
– Ling – warczę.
– Jestem głodna – odpowiada nadąsana.
Ściągam jej dłoń i odkładam na jej nogę, stwierdzając:
– Tu nie znajdziesz nic do jedzenia.
Słyszę uśmiech w jej głosie, kiedy rzuca nisko i namiętnie:
– Znalazłoby się coś, co by mnie zadowoliło.
W odpowiedzi jedynie wzdycham, kręcąc głową z nadzieją, że nie dostrzeże wybrzuszenia w dżinsach.
Czy mi się to podoba, czy nie, Ling jest piękną kobietą. Pochrzanioną jak diabli, ale piękną.
Ona też wzdycha, wyglądając przez okno.
– Nigdy nie chcesz się ze mną bawić – marudzi cicho.
Zaskoczony parskam śmiechem.
– Minęły cztery lata, a ty nadal tego nie rozgryzłaś. Nie sram do własnego gniazda, Ling Ling. – Zerkam na nią. – Poza tym nie grasz w szczególnie wiele gier.
Patrzy na mnie oczami w kształcie migdałów i choć się nie uśmiecha, jej oczy to robią.
– Dlaczego? Nigdy cię nie kusiło, by dotknąć którejś z kobiet? Sprawić, by poczuła, jak bardzo jej pragniesz? Do tego stopnia, że nawet jeśli ona tego nie chce, weźmiesz ją siłą?
Zatrzymujemy się na czerwonym świetle, a ja walczę z chęcią wywrócenia oczami na te naiwne słowa równie naiwnej kobiety. Udaję, że się namyślam.
– To brzmi trochę jak… hmmm… co to było za słowo? – Poważnieję. – A tak. Gwałt.
Macha na mnie ręką, sięgające ramion włosy wirują, gdy to robi. Prycha, jakby chciała dać mi do zrozumienia, że jestem niemądry.
– Och, proszę. Wszystko odbywa się za obopólną zgodą i dobrze o tym wiesz.
Światło zmienia się na zielone, ruszamy.
– Co cię bardziej wkurza? Że jestem odporny na twoje wdzięki czy że nie jestem złym kolesiem, za którego masz każdego faceta?
– Julius – zaczyna – nie chodzi o bycie złym facetem. – Głos jej łagodnieje. – Mogę sprawić, że każdy dobry facet zmieni się w złego na jeden wieczór.
To żadne chełpienie się czy duma. To przepełnione znużeniem słowa niebezpiecznej kobiety. Drapieżnika. Brzmiącego na zmęczonego własną grą.
Rzadko współczuję Ling, ale w tej chwili to robię.
Jedziemy w ciszy i zanim robimy postój, zatrzymujemy się tylko na stacji benzynowej po niezbędne rzeczy. Motel jest cichy, ale nic w tym dziwnego, skoro jest trzecia w nocy. Gdy wchodzimy do środka, na dźwięk dzwonka zwieszonego przy drzwiach zjawia się młodzieniec.
– W czym mogę pomóc?
Usta Ling rozciągają się w powolnym, chciwym uśmiechu, a w jej oczach błyska ekscytacja.
– O rany, duży jest.
Młodzieniec nie odrywa spojrzenia od Ling, przełykając z trudem. Jabłko Adama podskakuje mu śmiesznie, kiedy to robi. Ling podkręca atmosferę, robiąc całe przedstawienie z oblizywania czerwonych warg. Sądząc po sposobie, w jaki chłopak śledzi wzrokiem jej język, na pewno zastanawia się, czy smakuje równie dobrze jak wygląda.
Smakuje.
Nigdy ze sobą nie spaliśmy, ale zdarzyło się, że jej usta nakryły moje.
Smakuje wiśniami. Mogę za to ręczyć.
Uderzam portfelem w blat, na co młodzieniec podskakuje, patrząc na mnie z zaskoczeniem. Przyglądam mu się niespiesznie. Niemal dorównuje mi wzrostem. Ling ma rację, jest duży.
– Macie wolne pokoje?
Chłopak natychmiast się mityguje.
– Tak, proszę pana. – Ale nie jest w stanie oprzeć się żywej Afrodycie stojącej u mojego boku. Zerka na nią szybko. – Jeden?
W tym samym momencie ja odpowiadam „tak”, a Ling „nie”.
Posyłam jej złe spojrzenie.
– Jeden pokój.
Ling unosi brwi, by dać mi do zrozumienia, że nie podoba jej się mój ton. Spogląda z powrotem na młodzieńca i uśmiecha się do niego o wiele zbyt zachęcająco.
– Prosimy dwa pokoje, skarbie.
Chłopak pamięta jednak o mnie.
– Proszę pana?
Patrzę na Ling. Mruży niebezpiecznie oczy. Mierzymy się przez chwilę wzrokiem, aż odwracam się do recepcjonisty.
– Dwa pokoje. Ale mają być obok siebie.
Przełyka ponownie, jabłko Adama podskakuje. Głos staje się nieco piskliwy.
– Tak, proszę pana. Karta czy gotówka?
– Gotówka.
– Potrzebuję jakiegoś dokumentu.
Przytakuję.
– Jasne. – Otwieram portfel, ale zamiast podać mu prawo jazdy, wyciągam setkę i przesuwam ją po blacie. – Wpisz panią i pana Sonny Jones. Nie śpimy razem, bo aktualnie ze sobą nie rozmawiamy, dlatego że moja żona – wskazuję na Ling – Laura wkurzyła mnie, zarywając do kelnera w lokalnej knajpie. – Przerywam na chwilę, żeby wszystko do niego dotarło. – Zrozumiano?
Bez wahania wkłada pieniądze do kieszeni.
– Tak.
Biorę swoje bagaże i sięgam po te Ling, ale wyrywa mi je z dłoni. Odwraca się do recepcjonisty.
– Mógłbyś mi pomóc z torbą, uch…?
Łapie aluzję.
– Tak, oczywiście. I jestem Cory, ale możesz mi mówić Chip[1].
Ling śmieje się powoli.
– No jasne, skarbie. Mówiłeś, że ile masz lat?
Ruszam, tłumiąc śmiech, gdy Chip odpowiada:
– Osiemnaście, właśnie skończyłem liceum.
Ling idzie obok.
– Cóż, gratulacje, Chip. To wspaniale. – Pod nosem mruczy: – Dokładnie takich lubię.
– Zachowuj się – nakazuję półgębkiem.
Prycha.
– A jaka w tym radość?
Zatrzymujemy się przed naszymi pokojami. Wchodzę do swojego w samą porę, by usłyszeć, jak Ling pyta Chipa:
– Mógłbyś to wnieść do środka, złotko? Mam zrobione paznokcie. Nie chciałabym ich zbyt szybko zniszczyć.
Nie marnuję więcej czasu, biorę szybki prysznic, po czym wsuwam się do zatęchłego łóżka.
Godzinę później słucham koncertu płaczów pełnych namiętności i bólu dobiegających zza ściany. Zasypiam przy odgłosach ostrego seksu, gdy Ling na jeden wieczór zmienia Chipa w złego faceta.



[1] Chip – tani (przyp. tłum.).


Premiera już wkrótce. Czekacie?

6 komentarzy:

  1. Nie znam tego cyklu, ale jestem pewna że książka znajdzie wielu czynników. 😊

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie znam, nie czytałam, trochę boję się cykli ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Super, że dzielisz się fragmentem książki, to może zachęcić wiele osób do jej poznania ;). Ja się akurat nie skuszę, bo nie lubię tego typu powieści...

    OdpowiedzUsuń
  4. Możliwe, że skuszę się na ten cykl. Zapowiada się ciekawie. ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Nie czytałam pierwszego tomu i tak naprawdę jakoś bardzo nie ciągnie mnie do poznania tego cyklu.

    Książki jak narkotyk

    OdpowiedzUsuń
  6. Niebawem zabieram się za ten tom. Pierwszy bardzo mnie wciągnął.

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...