wtorek, 18 sierpnia 2015

"Nie tacy oni straszni" - Federica Bosco


„Kto wie, czy los wysyła nam sygnały ostrzegawcze, gdy zamierzamy wpakować się w bagno stulecia. Choćby najbardziej subtelne ostrzeżenie, choćby piosenka usłyszana w radiu, napis na murze albo przynajmniej czarny kot przebiegający przez ulicę i już przystajesz i zaczynasz się zastanawiać. Bo kiedy jest już za późno, a ty tkwisz po kolana w błocie, nie ma szans, by wrócić do chwili, w której można się było jeszcze wycofać z honorem.”

„Raz na wozie, raz pod wozem” – tak właśnie brzmi jedno z najprawdziwszych polskich przysłów. W życiu nieustannie wspinamy się na wysoką drabinę i kiedy osiągamy szczyt czystego szczęścia, musimy zacząć schodzić w dół – a to bywa znacznie mniej przyjemne. Czasami jednak zdarza się i tak, że przypadkiem podwija się nam noga i bez szansy na ratunek spadamy na samo dno, boleśnie raniąc sobie tyłek. Gwałtowny upadek bywa dołujący i podniesienie się z podłogi nieraz wymaga sporej determinacji. Najlepszym lekarzem w takim momencie jest jednak czas… No właśnie, on sam i coś jeszcze. Jeżeli macie ochotę poznać historię życia Cristiny, która gramoląc się po bardzo dotkliwym upadku znalazła antidotum na ból, zagłębcie się w słowach mojej recenzji najzabawniejszej powieści tego lata – „Nie tacy oni straszni”.

Cristina, trzydziestoparoletnia asystentka telewizyjnej gwiazdy, wpada w wir nieszczęść. Utrata pracy i rozstanie z chłopakiem to jednak jeszcze nic. Mocno przedawkowując dopuszczalną dawkę waleriany trafia do szpitala, a tam… zakochuje się w przystojnym lekarzu. Cóż z tego, kiedy Marco ma żonę. I to nie byle jaką. Stefania okazuje się życzliwą panią doktor, z którą najwyraźniej łączy go głęboka miłość i wiele wspólnie spędzonych szczęśliwie chwil. Przepełnione dobrymi intencjami szpitalne małżeństwo szykuje Cristinie niespodziankę. Aranżując spotkanie, Marco i Stefania próbują zeswatać ją ze swoim wieloletnim przyjacielem – Albertem. Namolny i denerwujący okazuje się jednak niezbyt trafnym materiałem na chłopaka. Cristina jednak nie ma pojęcia, jak wiele wrażeń postanowi jej zapewnić nowy znajomy. To właśnie między innymi dzięki niemu będzie miała okazję spotykać się z Marco. Co jednak musiałoby się stać, by jej miłość została spełniona? Czy warto wierzyć w to, co wydaje się niemożliwe? Bohaterka rusza na ostrą przejażdżkę rollercoasterem, a pętli, zawiłości i jazdy bez trzymanki będzie tutaj naprawdę sporo.  

Niejednokrotnie tworząc scenariusz do telewizyjnego programu, Cristina nie jest jednak w stanie wyreżyserować swojego życia. W nim wszystko układa się bowiem tak, jak nie powinno. Jest Alberto, który się za nią ugania, i jest Marco – za którym ugania się ona. Dwóch mężczyzn, dwie różne sytuacje, a każda z nich nieodpowiednia na swój pokręcony i nieszczęśliwy sposób. Bohaterka jest świadoma tego, że przystojny lekarz nie jest jej pisany. Tkwiący w szczęśliwym związku małżeńskim powinien być dla niej zakazanym owocem. Ale przecież takowy smakuje najlepiej, nieprawdaż? Oprócz miłosnych porażek, Cristina traci pracę. Tym samym trafia z powrotem do domu rodziców i już sama nie jest w stanie zdecydować, która z tych dwóch zmian jest dla niej gorsza. Matka, dla której nigdy nie przestała być dziewczynką, potrafi wpędzić ją do grobu, ale przecież zawsze musi być gorzej, aby mogło stać się lepiej. Wkrótce wiele się zmieni, a bohaterka wpadnie do wrzącego garnka, w którym prócz zabawnych sytuacji, licznych wpadek i pechów, będzie gotowała się także nadzieja. Przesiąkając wszystkimi składnikami magicznej mieszanki, kobieta zapewnia czytelnikowi historię, z którą naprawdę nie można się nudzić.

 „Pępowina jest jak smycz z gumy: nigdy całkiem się nie zerwie, może tylko rozciągać się w nieskończoność.”

Federica Bosco stworzyła powieść, na punkcie której oszalały wszystkie Włoszki. Czy Polkom też to grozi? Tak, ale tylko tym, które postanowią zajrzeć na pierwsze strony omawianej książki. To wystarczy, by wtopić się w jej klimat i pozostać w nim do ostatniego, napisanego słowa. Nie do końca ufam hasłom głoszącym, że dany tytuł jest jakiś „naj”. Niejednokrotnie tego typu reklamy bywają naprawdę mylące. Najlepsza, najpoczytniejsza, najromantyczniejsza… Najzabawniejsza – w tym wypadku zetknęłam się z taką oto propozycją i … nie zawiodłam się. Autorka podarowała mi pełną humoru, zawiłą, zabawną i niezwykle pozytywną historię, przy której po pierwsze nie można się nudzić, a po drugie – smucić. To najlepszy ze znanych mi antydepresantów. Jeżeli macie trudne dni, biegnijcie do księgarni po „Nie tacy oni straszni”.
Książka porusza drażliwy i dotkliwy temat. Rozstanie i utrata pracy, to przecież nic przyjemnego. Jak zatem fabuła może bawić? A no może i to jeszcze jak. Federica Bosco z talentem pisarki i komika w jednym, tworzy wywołujące uśmiech dialogi. Cieszy się jednak nie tylko serce czytelnika, bo niejednokrotnie uśmiech uaktywnia także mięśnie naszych ust. Gdyby ktoś widział nas w takim stanie, szczerzących się do samych siebie, pomyślałby, że zwariowaliśmy. Tak działa ta książka, pozytywna do bólu i optymistyczna w każdym calu. Bohaterowie powieści, zróżnicowani, ale na swój sposób sympatyczni, już od samego początku wykazują się konkretnymi cechami, pozwalającymi czytelnikowi wykreować sobie w głowie ich dokładny obraz. Uczciwy i przystojny Marco zawsze służy pomocą, Cristina miewa liczne wpadki i chociaż jest naiwna, bywa naprawdę słodka. Nawet Alberto, ze swoim egoizmem i paletą denerwujących zachowań, okazuje się niezbędnym elementem, bez którego nie byłoby tak śmiesznie. Kocioł przeróżnych charakterów w tej sytuacji bardzo się sprawdza więc nie pozostaje mi nic innego, aniżeli zachęcić Was do przekonania się o tym na własnej skórze.

Humor, miłość – mająca wiele twarzy i prawdziwe życie – ze swoimi niedoskonałościami i nie zawsze chcianymi niespodziankami, to części składające się na fabułę książki, po którą powinna sięgnąć każda kobieta. Polecam tym, które czerpią radość z wakacyjnych dni – Wasze dobre samopoczucie z pewnością wzrośnie jeszcze bardziej. Sugeruję paniom będącym w emocjonalnej rozsypce – gwarantuję, że na jakiś czas zapomnicie, co to smutek. Cristina, szalona, naiwna, lubiąca bujać w obłokach kobieta taka, jak my, udowodni, że kiedy wydaje nam się, że życie nam się kończy, wtedy takowe dopiero się zaczyna.

moja ocena: 5+/6
wydawnictwo: Prószyński i S-ka
ilość stron: 456
premiera: sierpień 2015 

Za książkę bardzo serdecznie dziękuję wydawnictwu Prószyński i S-ka.
 Znalezione obrazy dla zapytania prószyński i s-ka

6 komentarzy:

  1. Ostatnio recenzujesz same nowości i to te, które chcę przeczytać :) Ten tytuł również jest na tej liście.

    http://przy-goracej-herbacie.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. Wcześniej nie miałam na nią chęci, ale trochę mnie skusiłaś :) Ta okładka mnie urzekła :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Na taką książkę mam teraz ochotę :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Widziałam już gdzieś wcześniej ten tytuł i stwierdziłam, że okładka jest bardzo intrygująca. Podtrzymuję tę opinię. ;D
    Zachęciłaś mnie do przeczytania! :D Pozycja ta wydaje się interesująca i cieszy mnie to, że jest zabawna, bo lubię to. :D Chcę kiedyś przeczytać. ^_^

    OdpowiedzUsuń
  5. Okładka mnie zbytnio nie kusi, ale treść tej książki już tak. Może przeczytam.

    OdpowiedzUsuń
  6. W miłości tyle zawiłości. :D

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...