piątek, 24 lipca 2015

"Poczta do NIGDY-NIGDY" - Lucjan Wolanowski

 
Podróże, zarówno te wewnątrzkrajowe, jak i odbywające się poza granicami naszego państwa, relaksują, odrywają od szarej rzeczywistości, kształcą, ale przede wszystkim zapewniają doznania pozostające z człowiekiem na zawsze. Poznając nowych ludzi, odmienne kultury i zwyczaje, napawając oczy pięknem cudownego świata, zauważamy, że nie jesteśmy sami. Wokół nas pełno nadzwyczajnego czaru, dla którego warto zostawić codzienną rutynę i ruszyć przed siebie, by poczuć zew przygody. Jednakże jedni z nas, ci, którzy potrafią wytrwale dążyć do wyznaczonych celów, docierają tam, gdzie nie każdemu jest dane dojść. Takim człowiekiem niewątpliwie okazuje się Lucjan Wolanowski, mężczyzna, który mimo tego, że zmarł, wciąż pozostaje żywy dzięki swoim wiernym, podróżniczym relacjom. Stawiając kroki w Krainie Kangurów i przemierzając nie tylko australijską ziemię, ale także historię wyjątkowego kontynentu, postanowił podzielić się wrażeniami z innymi. Tak właśnie powstała jedyna w swoim rodzaju książka „Poczta do NIGDY-NIGDY”. Poczucie smak spieczonej, spragnionej deszczu ziemi i wyruszcie w literacką przygodę u boku niezwykłego reportera.

Lucjan Wolanowski, przelewając na papier swoją obszerną opowieść, miał świadomość tego, że wie, o czym pisze. Ów reporter nie tylko liznął codzienności na odległej, egzotycznej ziemi. On przeżył tam coś, czego nie doświadczyli nawet sami tubylcy. Australia, dla wielu z nas tak odległa i nieosiągalna, stała się celem jego wyprawy, ale prócz tego także pasją, sensem istnienia i drugim domem. Ofiarowując czytelnikowi szansę poznania własnych doświadczeń, autor przedstawia własne wrażenia, ale i kawałek wyjątkowej przeszłości kontynentu. „Poczta do NIGDY-NIGDY” to lektura, po której Wasz pogląd na ów odległy ląd może ulec całkowitej zmianie.
„Australia ma wszystko – prócz wody i prócz ludzi.”
Docierając na spękaną słońcem ziemię wyruszamy w głąb krwawej, niejednokrotnie, historii Australii. Cofamy się do czasów, kiedy tresowano kobiety. Stajemy się świadkami morderstw Tasmańczyków. Poznajemy też jednak istotnych ludzi, bez których ów kontynent z pewnością byłby teraz inny. Wędrujemy u boku naszych rodaków, którzy w Krainie Kangurów niewątpliwie odegrali niemałe role. Oglądamy ciekawe miejsca, zabytki czy znane miejscowości. To jednak nie one sycą nasze czytelnicze apetyty. Bo prawdziwa podróż rozpoczyna się wraz z krążącymi po Australii opowieściami. Wdychając klimat odległego lądu, nasłuchujemy przekazywanej wiernie historii o zaginionych złożach srebra. Przeżywamy prawdziwe, aczkolwiek niewiarygodnie brzmiące zdarzenie związane z orkami, które wraz z człowiekiem polowały na inne wieloryby. Wkraczamy w progi opuszczonych, górniczych miast, w których jedynym mieszkańcem jest hulający od czasu do czasu wiatr. Lucjan Wolanowski odgrywa przed nami prawdziwą twarz kontynentu, który nam kojarzy się wyłącznie z dziobakami czy kangurami. A jak się okazuje, to wcale nie te ostatnie są dumą mieszkańców, a zwyczajne, dobrze znane nam owce, które tam, wręcz zalewając ilością ziemie, są motorem napędowym sporej części gospodarki.

Czy słyszeliście kiedyś o tym, że można piec kalendarz? Czy wiecie, że wcale nie tak dawno pojawił się w Australii przypadek ludożerstwa? Jaką krew skrywają tamtejsze perły? Dlaczego hodowcy krów piją mleko z puszek? I czym są śmiercionośne, morskie osy? Jeżeli chcecie wkroczyć w głąb opowieści o nietuzinkowych zwyczajach rdzennych plemion, jeśli macie ochotę wyruszyć na poszukiwanie skarbu i jeżeli lubicie słuchać historii starych gawędziarzy, sięgnijcie po książkę Lucjana Wolanowskiego. Znajdziecie tam nie tylko odpowiedzi na te zagadnienia, ale odkryjecie także wiele innych, niezwykle ciekawych wątków.

Dzierżąc w dłoniach obszerne, ponad siedemset-stronicowe tomisko, człowiek czuje przerażenie pomieszane z optymistycznym duchem nieznanego wyzwania. Zapowiada się bowiem długa lektura u boku autora, który niekoniecznie może przypaść nam do gustu. Ja czułam taką obawę i przyznam, że początkowe działy przedstawiające fakty historyczne nieco mnie zdołowały. Jednakże bardzo szybko pozbyłam się przekonania o tym, że książka może okazać się nudnym reportażem starszego pana. Lucjan Wolanowski to jednak taki człowiek, który nie waha się użyć humoru, toteż cała jego opowieść jest w rezultacie bardzo ciekawym przeżyciem. Poznajemy australijskie kawały uświadamiające nam to, że mieszkańcy tego kontynentu mają do siebie wielki dystans oraz wędrujemy z autorem w zakątki tak wyjątkowe, że nie na pewno nie przeczytamy o tym nigdzie indziej. 
„Oryginalnością naszego kraju – powiedział mi redaktor małej gazety lokalnej, ukazującej się w osadzie Kaniva w stanie Australia Południowa – jest to, że przypadek znacznie częściej niż gdzie indziej, włada losami ludzi. I to zarówno w sprawach złych, jak i dobrych.”
Może teraz co nieco na temat budowy tej obszerniej książki. Na samym jej początku znajdziecie spis treści będący zarazem tak zwanym „skokiem kangura… czyli zwięzłym przewodnikiem”. Nie jest to zatem zwykła lista wymienionych działów, ponieważ prócz nagłówków wprowadzających w tematykę poszczególnej części książki, spis został wyposażony także w niedługie notatki. Jeżeli chodzi o same działy, takowe zostały z kolei podzielone na krótkie podrozdziały, umożliwiające wygodne czytanie i odłożenie lektury na bok w dowolnym momencie. Język, jakim posługuje się Lucjan Wolanowski, jest barwny w różnorodność słów, przepełniony humorem, ale i adekwatny do danej sytuacji. Autor wie, jak wykreować klimat tajemniczości, powagi, niepewności czy też stworzyć zabawną aurę niezbędną do wywołania uśmiechu na twarzy zadowolonego czytelnika. Jest zatem tak, jak być powinno.
„Gdyby to zależało ode mnie, umieściłbym dziobaka w izbach wytrzeźwień, gdyż chyba najbardziej pijany człowiek ze strachu odzyskuje świadomość, kiedy coś podobnego ujrzy!”
W książce „Poczta do NIGDY – NIGDY” znajdziecie wszystkiego NIE po trochu, a sporo. Owa lektura to naprawdę imponującej grubości pozycja wydawnictwa Zysk i S-ka, która różni się od typowych relacji podróżniczych nie tylko objętością, ale także formą treści i detaliczną wiernością odwzorowującą całokształt odległego kontynentu. Ale to jeszcze nie koniec niespodzianek, jakie przygotowało dla czytelników wydawnictwo. W środku książki znajdziecie bowiem płytę DVD z odcinkiem „Boso przez świat. Hiszpania i Portugalia” Wojciecha Cejrowskiego. Radość z posiadania tego tytułu staje się więc podwójna.

Pocztę do NIGDY-NIGDY polecam tym, którzy kochają odbywające się za pomocą wyobraźni wędrówki po odległych zakątkach naszego globu. Polecam fanom literatury podróżniczej, którzy nie boją się wyzwań związanych ze sporą objętością książki. To doskonały zbiór wiedzy dla wielbicieli Australii, którzy poznają ów kontynent z każdej strony i dotrą z autorem do każdego jego krańca.

moja ocena: 5/6
wydawnictwo: Zysk i S-ka
ilość stron: 717
rok wydania: 2015

Za książkę bardzo serdecznie dziękuję wydawnictwu Zysk i S-ka.
 

6 komentarzy:

  1. Zawsze chciałam dowiedzieć się czegoś więcej o Australii.

    OdpowiedzUsuń
  2. Dawno nie czytałam takiej ciekawej książki podróżniczej. Chętnie bym do niej zajrzała.

    OdpowiedzUsuń
  3. O kurczę, niezłe tomiszcze ;)
    Ja jednak na razie zrezygnuje z tej książki, gdyż z książkami podróżniczymi dopiero się zaznajamiam i nie chcę od razu rzucać się na głęboką wodę. Ale w przyszłości? Czemu nie! ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie lubię książek tego typu :/ Raczej nie sięgnę po tą książkę.
    http://www.gabrysiekrecenzuje.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  5. O matko matko - ta książka jest dla mnie! Muszę zapisać tytuł i znaleźć tę książkę, by ja przeczytać!
    Kocham Australię! <3

    OdpowiedzUsuń
  6. Raczej nie czytam książek podróżniczych, ale na pewno niosą ogromną wartość.

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...